Obecność stwora morskiego potwierdzona na 100%. Mało tego, gra faktycznie bazuje na schematach wypracowanych przez FTL ubranych w morskie klimaty. Póki co, we wczesnym dostępie i póki co, płytka, choć rzucona na głęboką wodę.
Abandon Ship opowiada przy okazji historie naszego kapitana, któego sami kreujemy, a który ucieka z niewoli okultystó, jumajac im przy okazji łajbę, a przy okazji wypuszczając załogantów, którzy później dołączają do naszej ekipy. Potem tylko morze, choć w dalszym ciągu niebezpieczne. Widzicie, okazuje się bowiem, ze jesteśmy kimś ważnym w tamtym świecie i trzeba nas poświęcić w mrokach oceanu. Kultyści rzucają się a nami w pogoń, a przy okazji, WYPUSZCZAJĄ KRAKENA (zawsze chciałem to legitnie napisać).
Zamiast sektorów, po których klikamy, dostajemy wielkie obszary, po których pływamy na miarę Sid Meier’s Pirates. I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że przestrzeń najeżona wysepkami jest absolutnie martwa, bo poza nami i falami nie rusza się tu zupełnie nic. My zaś zmuszeni jesteśmy do tej eksploracji po to, by znaleźć znaczniki questów, których zrobienie określonej ilości odblokowuje nam dalszą drogą. Ma to tyle sensu ile kotlety z brokuła. Ciurkiem leci też fabuła, bo co rusz zawalani jesteśmy ścianami tekstu, w których snuje się opowieść, co jest rozwiązaniem całkiem, całkiem. Można też wbić do portu, uzupełnić zapasy, naprawić statek, czy kupić ulepszenia i ewentualnie odegrać kilka kolejnych paragrafów fabularnych. Szału tam jednak nie ma, póki, wczesny dostęp.
Walka to zestawienie się statków jeden na jeden. Rodzajów łajb jest kilka, ale szczerze, nie dopłynąłem do kolejnej, gdyż gra skąpała mnie w nudzie zbyt szybko. Tu najbardziej widać wpływ FTLa, albowiem każdy załogant ma przypisaną funkcję, z czego trzeba korzystać i jest też rzecz jasna aktywna pauza. Są nawigatorzy, którzy lepiej manewrują statkiem, obsługa armat czy szermierze do walki wręcz. Mają swoje statystyki, które rosną wraz z użytkowaniem jegomości, acz każdego można zastąpić tylko poszczególne manewry będą ładować się wolniej. Walka sprowadza się do zestawiania naszego tatku względem odległości naszej od przeciwnika, odklikania komendy odstrzału i reszta lubi dziać się sama.
Przeciwnik nie szaleje, AI jest miałkie przez co walki są schematyczne. To my jesteśmy stroną, która wykonuje manewry statkiem, to my przejdziemy do abordażu, to my będziemy brać ich taranem, a jedyną różnicą jest to, że czasem jakiś typ od przeciwnika przypłynie i trzeba go na plasterki. Sam statek jest podzielony na sektory, które uszkodzone ograniczają nasze pole działania, ale może też zdarzyć się, że kula przeciwnika otworzy nam poszycie, a woda wleje się do statku i trzeba ją wypompować. No i kraken. Najbardziej miałkie starcie w historii, bo nasz statek nieprzygotowany na takie spotkania w związku z tym stwór podpływa, chwyta nas kilkoma mackami i napina swe mięśnie, by zadać nam uszkodzenia. My zaś musimy obtłuc mu szabelkami trzy macki i uciec. I to eeee tyle, na początku. Rozczarowanie, bo nijak jest to emocjonujące.
Obecnie Abandon Ship wygląda jak fajny prototyp o dużym potencjalne. Fabułka gna w szybkim tempie, jest nacisk ze strony kultystów, ale potencjał póki co jest niezwykle spłycony. Niespecjalnie bawiło mnie coś, co przecież lubię, choć jawi się jako dobra zajawka i melodie, które znamy, ale nie pchałbym się na łajbę jeszcze we wczesnym dostępie. Ma czas, mam nadzieję i Wy też dajcie jej czas, bo na razie nuda.
Podesłał wydawca.