To taki wpis na życzenie. Wprawdzie na moje własne życzenie, ale jednak. Gdyby nie humble sci-fi (jest o tym w aktualnościach po lewej) i odkrycie, że istnieją ludzie nie znający Bestera pewnie bym o tym nie pisał. Ale uświadomiłem sobie, że istnieją świetne powieści fantastyczne, które powstały wcześniej niż Fallout, a których często nikt nie wznawia, w związku z tym ludzie mogą nie mieć pojęcia o ich istnieniu. No i poczułem zew misji.
Zacznijmy od Bestera, którego cztery powieści są do wzięcia za prawie nic. Dwie z nich są ważne jak diabli, a przy tym świetne, a dwie zapomniane i – podobno – takie se. Piszę “podobno”, bo tych dwu akurat jeszcze nie czytałem. Nie wydano ich po polsku a ja jestem strasznie leniwy jeśli chodzi o czytanie literatury po angielsku. Poza tym prześladuje mnie pewna klątwa. Ilekroć wywalę cenne funciaki, eurasy albo dolce na powieść po angielsku, natychmiast ukazuje się ona po polsku (albo pojawiają się zapowiedzi, że już za chwilę się ukaże). Poważnie, to się sprawdza w stu przypadkach na dziewiętnaście. Jeśli chcecie, żeby jakaś książka wyszła po polsku, namówcie mnie żebym ją kupił w oryginale. Nie wiem, czy jeśli kupicie mi ją w prezencie klątwa też zadziała, ale nic nie szkodzi spróbować.
Ponieważ piszę o starożytności, na początek zdjęcie ze starożytnego serialu Kosmos 1999
No dobra, Alfred Bester, gość, który wyprzedził Petera Wattsa (taki Kanadyjczyk, który oświadczył swego czasu, że w Polsce czuje się jak między swymi duchowymi braćmi, bo jest pesymistą; ilekroć wydaje nową powieść w Kanadzie i USA labidzą, że jest taka pesymistyczna, a Polacy piszą do niego podobno, że trochę przesadził z tym optymistycznym spojrzeniem na przyszłość ludzkości) w metodzie opartej na pisaniu o świrach. U Wattsa bohaterowie to zwykle banda niedostosowanych do życia społecznego psychopatów i obok pesymizmu stanowi to jedną z wizytówek twórczości autora Ślepowidzenia. I Bester też tak miał, tylko pięćdziesiąt lat wcześniej.
Kosmos 1999 rywalizował ze Star Trekiem (przynajmniej o to, który serial kupi TVP w czasach, gdy Edward Gierek urządził Polsce lekką odwilż). Zdaniem niektórych walkę o większą kultowość wygrał Star Trek (ale nie w TVP), ponieważ w nim kosmonautki chodziły w mini a nie w dzwonach, a załogi statków kosmicznych nie wyglądały, jak fanboje zespołu Abba.
Oczywiście, tak jak wy, nie chcę wiedzieć co robi prawą ręką koleś z czerwonymi rękawami.
Pięćdziesiąt lat! Jak rany, to brzmi poważnie. Nawet ja tyle nie mam. nawet Fallout tyle nie ma. Jak człowiek pomyśli, że pięćdziesiąt lat temu pisano SF, to ma ochotę chwycić się za głowę, a przede wszystkim uznać, że po pierwsze ludzie tyle nie żyją, a po drugie powieści sprzed tylu lat to muszą być straszne ramoty. I faktycznie, można tak pomyśleć, jeśli wspomni się filmy SF z tamtego okresu. Oczyma wyobraźni widzimy komputery na lampy porozumiewające się z ludźmi za pomocą wydruków (oglądnijcie sobie choćby pierwszy odcinek serialu Kosmos 1999 (1975 – 1978), tam właśnie w ten sposób komputer pokładowy przesyłał informacje; równocześnie bohaterowie latali statkami kosmicznymi, strzelali z laserów i w ogóle wyprzedzali nas pod względem technologii), wielkie niezgrabne humanoidalne roboty itp. itd.
Jak widać Zakazana Planeta (1956) weszła do historii kina nie tylko dzięki temu, że możemy tam zobaczyć Leslie Nielsena w młodości, a robot to wujek robotów z Falloutów, ale także ze względu na właściwy (jak w Star Trek) dobór futurystycznej mody kobiecej.
Otóż nie. Powieści, na szczęście, nie musiały bawić się w takie szczegóły (chyba, że pisał je Lem), dzięki czemu nie zestarzały się równie szybko – w każdym razie nie wszystkie. A powieści Bestera, w każdym razie te najlepsze, nie zestarzały się ani trochę.
A to dlatego, że Bester nie pisał o chwale podboju kosmosu i radości z posługiwania się nowoczesnymi technologiami, ale o człowieku.
Brzmi to równie zachęcająco, jakbym opisywał wielkość filmów Bergmana? No to poczekajcie.
W Gwiazdy moje przeznaczenie (1956) ludzkość rozpełzła się po Układzie Słonecznym (ale nie dalej, ograniczenia technologii na to nie pozwalają) i tak szybko, jak tylko to możliwe, podzieliła się na dwa wrogie obozy: Planet Wewnętrznych i Planet Zewnętrznych (tych za pasem asteroid). Wybucha wojna o prawa i zasoby i życie w przestrzeni kosmicznej staje się trudne. Coś podobnego możecie znać z serialu The Expanse (albo powieści, na podstawie której powstał), gdzie sytuacja polityczna wygląda dość podobnie. Zresztą powieść Przebudzenie Lewiatana zaczyna się dokładnie tak samo jak Gwiazdy… Bestera. Nie wiem, czy to hołd dla klasyki, czy po prostu tak autorom Przebudzenia… wyszło.
Okropieństwa wojny doświadcza osobiście niejaki Gully Foyle, o którym akta osobowe mówią iż jest nikim, pozbawionym ambicji zerem, najniższym ogniwem w łańcuchu pokarmowym. Foyle pracuje jako najmniej zarabiający marynarz na pokładzie kosmicznego transportowca, który pewnego dnia pada ofiarą ataku wroga. Wszyscy giną, statek zostaje rozwalony i porzucony. We wraku pozostaje tylko ostatni ocalały członek załogi – Foyle. I przez jakiś czas skupia się tylko na tym, żeby przeżyć. Wytacza się z ostatniego hermetycznego schowka na statku, zasuwa przez próżnię ku magazynowi tlenu, po drodze porywa coś mrożonego do żarcia, dociera (zawsze cudem, zawsze na resztkach tlenu) do swojego bezpiecznego pojemnika, napełnia go tlenem, zżera mrożonkę i zasypia aż do chwili, gdy znów kończy mu się tlen.
Wojna między planetami zewnętrznymi i wewnętrznymi oraz samotny rozbitek starający się przeżyć na wraku, który skrywa pewną tajemnicę. Naprawdę oglądając pilota The Expanse zastanawiałem się, czy ktoś nie zrobił mi dowcipu i czy to nie ekranizacja powieści Bestera. Zamiana Gully Foyle’a w Gullównę Foyle nie byłaby niczym niezwykłym w dzisiejszych czasach, to samo zrobiono przecież ze starym dobrym Starbuckiem w Battlestar Gallactica.
Pewnego dnia mija go ziemski statek (czyli sojuszniczy). Foyle odpala wszystkie możliwe flary, nadaje jak może wiadomości o swoim istnieniu, ale statek mija go obojętnie, po czym odlatuje. Foyle ma okazję odczytać jego nazwę na burcie. Vorga.
I tak to się zaczyna. Bo nagle okazuje się, że ten pozbawiony ambicji koleś zaczyna mieć po co żyć. Do tej pory nie widział celu w życiu. Teraz chce się zemścić na tych, którzy go porzucili (tak jest, nowy film z Leonardo Di Caprio to wariacja na temat powieści Bestera). I, jak napisał Bester: “Dokonał tego, czego nie dokonałoby zero. Uratował się.”
A skoro o oryginalnym Battlestar Galactica mowa, to proszę bardzo. Ten zdziwiony blondyn po lewej to właśnie Starbuck. Ma taką minę, bo dowiedział się co z nim zrobili w remeke’u. Bruneta obok niego możecie znać, bo grał w obu wersjach serialu. Tylko w tej nowej nie był już tak pozytywnym bohaterem, czyli kapitanem Apollo a wieloznacznym Tomem Zarekiem.
Zapoilerowałem wam ledwie pierwszy rozdział. Bo dopiero teraz zaczyna się jazda. Korporacje, które zastąpiły państwa a których właściciele zmienili się w nową arystokrację, obłąkana sadystyczna piękność posiadająca władze i pieniądze, wielopiętrowe spiski, walka wywiadów, telepaci, ulepszeni komandosi, upadek religii i mesjanizm – wszystko mieści się w tej niewielkiej przecież (pod względem rozmiarów) powieści. Dziś zrobiono by z tego cykl na trzydzieści tomów. Uważa się, że Gwiazdy… to nowa wersja Hrabiego Monte Christo i nie da się uciec od tego skojarzenia. Foyle to opętany pragnieniem zemsty prostaczek, który zdobywa coraz to nowe umiejętności, by osiągnąć swój cel i przy okazji dorasta. Tak samo jak Edmund Dantes ląduje w więzieniu, z którego nikt nigdy nie uciekł, tak samo jak on rozwijając się wpada w pułapkę cywilizacji. Kiedy sam siebie oswoił, przestaje być tępą bestią i zaczyna spoglądać na świat inaczej. Ale inaczej niż Dantes, Foyle nigdy nie przestaje być bestią do końca, a Bester sięga dalej niż tylko do opowieści o zemście i przemianie skrzywdzonego człowieka.
Tureckie Gwiezdne Wojny też wiedziały, że moda damska z przyszłości ma znaczenie, mimo to nie udało im się odnieść światowego sukcesu, choć dorzuciły robota niczym z Zakazanej Planety i karate (film pochodzi z początku lat osiemdziesiątych, kiedy kino karate było już bardzo modne). Inna sprawa, że cieszą się pewną kultowością.
No i u Bestera oglądamy świat upadły, ludzkość zapędzoną w ślepą uliczkę i próbującą znaleźć z niej wyjście przy pomocy jedynego sposobu, jaki zna – przez wojnę.
Pisząc krótko: seks między szaleńcami i ludźmi pokaleczonymi, miłość psychopatów (naprawdę!), ciągła nawalanka, zdrady, zemsty, pojedynki, kosmiczne starcia, wojna, szpiegostwo, kosmos. A przy tym całkiem niezły traktat na temat kondycji ludzkości (aktualny nawet dziś), ciemności w nas wszystkich, triumfującego od czasu pierwiastka szaleństwa. Mistrzostwo. A wiecie, że napisałem Wam może o 1/3 zawartości powieści?
Jeśli chodzi o rozgrywanie atutu futurystycznej mody Starcrash (1978) poszedł po całości. Dalej są już tylko filmy wyświetlane na zakodowanych kanałach. To również była próba zrobienia nowych Gwiezdnych Wojen, tylko bardziej. Na przykład skoro oryginalne SW zaczynają się od widoku od dołu przelatującego statku komicznego, Starcrash powtórzyło to ujęcie, ale ulepszyło pomysł i potem pokazało ten sam statek z góry. Potem z lewej strony. Potem z prawej. Potem znowu z lewej. I tak przez jakieś dziesięć minut. A potem statek wybucha.
O ile Gwiazdy moim przeznaczeniem jest pełną rozmachu szalona space operą, jakich dziś chyba nikt nie pisze (no, może Dan Simmons), Człowiek do przeróbki (1951) to sarkastyczna, przewrotna dystopia napisana tak mistrzowsko, że czytelnik dowiaduje się o tym dopiero na samym końcu (a niektórzy nie dowiedzieli się nigdy i nadal sądzą, że to kryminał). Mamy przyszłość, w której istnieje specjalna policyjna jednostka telepatów, co sprawia, że niemal nie istnieje zbrodnia, która nie zostałoby ukarana. Jeśli jesteś podejrzany, przychodzą do ciebie telepaci i sprawdzają czy zabiłeś, czy nie. Co więcej swoje dane przekazują ostatniemu sędziemu – nieomylnemu komputerowi, a on ocenia sprawę ostatecznie.
I tak powinni wyglądać kosmonauci. Panie w mini, panowie w bluzach wyciętych w serek. Wszyscy na kolorowo. Zapamiętajcie, proszę pierwszego gościa po prawej, nieco komicznego pana Chekova. Niedługo znowu go zobaczycie.
Reklama tej powieści głosi, że traktuje ona o zbrodni doskonałej w społeczeństwie telepatów. No i trochę tak jest. Rzecz napisana jest jak klasyczny kryminał. Ktoś popełnia zbrodnię, oficer policji – telepata – bada jej okoliczności, typuje podejrzanego, sonduje jego umysł i… I zaczyna się jazda. Przez całą powieść obcujemy z gliną przekonanym, że sprytny łajdak robi system w bambuko i starającym się dowieść winy mordercy. Racje gliniarza są naszymi racjami, bez dwóch zdań. Morderca to morderca, podła świnia zabijająca z niskich pobudek żaden tam szlachetny bojownik, albo przynajmniej pokrzywdzony skurczybyk, jak Gully Foyle. Wszystko jest jasne, a ciekawostkę stanowi jedynie fakt, że policjanci są telepatami.
A potem przychodzi zakończenie, które dla mnie zmieniło wiele, a może nawet i wszystko. Ale – żeby nie było – dla niektórych nie zmienia. Ba, rozmawiałem nawet z takimi, którzy twierdzili, że się mylę.
Jeśli mam coś, co potwierdza moje zdanie, to jest tym serial Babilon 5, jeden z najlepszych, a kto wie, czy nie najlepszy serial SF w historii. Inaczej niż wiele innych seriali fantastycznych, Babilon 5 otwarcie czerpał z klasyki SF i bawił się nią po swojemu. Dziś popkulturowe nawiązania to norma, w latach dziewięćdziesiątych było to dość oryginalne zagranie.
W B5 istnieje… policja telepatyczna, pod względem umundurowania, metod pracy i sympatii, jaką cieszy się w społeczeństwie przypominająca gestapo. To naprawdę nie są mili goście (i gościówy). Niby tropią przestępców, ale głównie zajmują się trzymaniem społeczeństwa za pysk, tropieniem spisków i wrogów politycznych. A ich szef nazywa się… Bester.
To już nie pan Chekov. To potężny, niebezpieczny, nieco szalony, morderczy, autokratyczny szef gestapo służb telepatycznych z Babilon 5. Można o nim powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jest pocieszny.
Tyle na dziś. Gdybym miał pisać o kolejnych, z “pięciu zdań” zrobiłoby się pięćdziesiąt. Jeśli chcecie więcej, dajcie znać. Bo może piszę o czymś, o czym wszyscy doskonale wiecie?
W każdym razie, jeśli nie czytaliście do dziś Bestera, sięgnijcie przynajmniej po Gwiazdy moim przeznaczeniem. Nie dlatego, że to klasyka, ale dlatego, że to wyśmienita powieść, która nie stanowi początku żadnego cyklu. Jest niedługa. Przeczytacie ją w weekend, a może nawet tylko w część weekendu. Po polsku miała już chyba cztery wydania i można ją kupić za grosze w necie.
Czytałem Gwiazdy moim przeznaczeniem wiele lat temu i strasznie mi się podobały, i rzeczywiście zarówno Przebudzenie Lewiatana i Expanse się mocno wzorują na książce Bestera.
Po polsku miała już chyba cztery wydania i można ją kupić za grosze w necie.
Hm, na Allegro życzą sobie 45zł za wydanie CIA Books, które się pewnie rozpada, znając ich jakość “wczesne lata 90-te”, a za twardą okładkę z Solaris trzeba dać okrągłą stówkę. I ceny się trzymają, od kiedy powieść znikła z półek.
Jeszcze a propos opowiadań Zelaznego: nie mam pamięci do tytułów, więc nie jestem w stanie stwierdzić, czy faktycznie wydano po polsku większość opowiadań z “Doors of his faces”. Ale coś mi się kołatało w głowie, że czytałem tytułowe opowiadanie, przeczytałem próbkę i nabrałem pewności Myślałem że w “Niebezpiecznych wizjach”, ale nie.
… i w końcu znalazłem, voilà!
EDIT: Zakazana planeta to ten film, gdzie był robot-replikator i kazali mu robić whisky?
@furry
Ożesz. Pamiętałem lepsze czasy z tymi cenami Bestera.
Niedawno dodawali elektroniczne wydania starej “Fantastyki” jeśli ktoś wykupił prenumeratę. Ale nie wiem, czy ich częścią były powieści w odcinkach (a puszczali tak “Gwiazdy…”)
Jeśli chodzi o Zelaznego, to zbiory opowiadań wydawał Rebis. Jeszcze jakiś czas temu można je było tanio kupić na allegro…
EDYTA – sprawdziłem, obfitości nie ma, ale trafiają się. Tanio albo niedrogo.
W ramach feedbacku – jest to jeden z ciekawszych i bardziej poszerzających półkę literacko-filmowego wstydu tekstów, jakimi mnie obdarowałeś.
W ramach koncertu życzeń – kupiłbyś kilka (a najlepiej wszystkie) kryminałów Patricka Quentina, bo na polski przełożono stanowczo za mało.
@Daimonion
Hehehehe, lubię “Patricka Quentina”, choć kiedyś miałem przesyt kobiet o imieniu Iris i spisków dopadających bohatera. Może rzeczywiście czas sobie przypomnieć?
A znasz Dicka Francisa?
@bosman_plama
Ba! Jasne!:) Nie ma to jak stare dobre kryminały. Ja akurat kocham atmosferę spisku, choć rzeczywiście Iris często działała mi na nerwy:) Gdzieś kiedyś obczaiłem też zbiór opowiadań Quentina – był świetnie poprowadzony klaustrofobiczny wątek o babce zamkniętej w domowym pokoju-sejfie, a także “Marzenie chłopca” z wzorcowym konceptem fabularnym.
@Daimonion
Ale wiesz, że Quentin nie istniał?:)
@bosman_plama
Wiem, wiem. Były też kryminały tej spółki pod innym pseudonimem, podejrzewam, że równie dobre. A jeśli mnie pamięć nie myli, to i Lem nie istniał (przynajmniej według Dicka).
Mam osobiscie dosc odmienne zdanie co do jakosci “Gwiazdy moim przeznaczeniem”, zwlaszcza w temacie – podstawowego dla calej fabuly – wytlumaczenia dlaczego “Vorga” nie raczyla pomoc Foyleowi
ale przylaczam sie do zachety aby siegnac po “CdP” – pierwszorzedny kryminal w klimatach przemyslanego SF
DICE glosowalo i uznało Fallouta 4 za najlepszą grę (ok…) i najlepszego RPGa w zeszłym roku.
Przewiduje się, że w przyszłym roku tytuł RPG roku dostanie Far Cry Primal.
@MusialemToPowiedziec
A hamerykańska gildia scenarzystów (czy jakoś tak) uznała za najlepszy scenariusz Tomb Raidera. A o Hegemonie skaczącym po twarzach zapomnieli. Hańba!
@Daimonion
Może ludzie odpowiedzialni za scenariusz do Wiedźmina nie należą do gildii? Bo ona zdaje się głosuje tylko na swoich. Kumpel, który pracował przy scenariuszu jednej z gier wydanych później przez Paradox, musiał się na gwałt zapisywać, kiedy ta gra miała dostać nominację scenariuszową.
@bosman_plama
Akurat należą. Już o tym robiłem komentarz.
Gildia scenarzystów bardziej niż fabułę ocenia “filmowość” scenariusza – rozmieszczenie kamer, opis postaci, takie tam.
@MusialemToPowiedziec
Ktoś coś dzisiaj? 🙂
@Beti
Ja…
@Beti
Jak wczoraj pytałem w notce porannej, to się nikt nie odzywał 🙁
Pewnie będę. Choć możliwe, że trzeba będzie mnie szturchnąć, bo mogę Party Hardować albo Becić Hitmana (jeszcze tylko http://www.webcountdown.net/?a=SrEpEcO&k=4Nme 😛 ).
@MusialemToPowiedziec
Bo takie pytania zadaje się w piątkowych notkach porannych:).
@bosman_plama
Głównie przez to, że czwartki tak często są bez notatek 😛
@MusialemToPowiedziec
Będę bronił prawa piątków do zmonopolizowania tematyki weekendowania grania!;)
@MusialemToPowiedziec
Nie widziałam tego 😛
Ostatnio w ogóle nie mam czasu. Tyle się dzieje 😀 Ale dzisiaj z chęcią pogram z Wami 🙂
btw. widziałam, żeście tydzień temu w Lefcika pykali :>
btw.2. tak dawno nie grałam, że zapomniałam jak to jest 😀 Znowu będę się pytała jaki klawisz jest do czego…
jak już jesteśmy przy fajnej fantastyce, na lubimyczytac.pl jeszcze przez 9 dni można głosować na książkę roku, w kategorii SF nominowane są m.in. “Niebiańskie pastwiska”
@jaGrab
Przy okazji, widzę że książka Wita Szostaka “wyparowała” z kategorii Fantastyka, fantasy…
😆
@furry
Może autor zaprotestował. Wit już jakiś czas temu dał wyraz swojej irytacji, gdy po raz kolejny nazwano go “pisarzem fantasy”.
Cały czas czekałem, aż wspomnisz Ala Bestera z B5. Jedna z najlepszych postaci w całym serialu.
Dzięki za ten wpis, bosmanie. Trzeba będzie odświeżyć starą dobrą sf.
Po przeczytaniu zakupiłem w Internetach Człowieka do przeróbki 🙂
Jako, że było blisko dorzuciłem wszystkie tomy Amberu Zelaznego 🙂
@gc_reader
Wszystkie pięć?
@maladict
Takie cuś…
Zestaw zawierający pełną 10 tomową sagę
(całość zawarta w 2 opasłych książkach wydanych w twardej oprawie wraz z obwolutą)
KRONIKI AMBERU
ROGER ZELAZNY
CYKL: Kroniki Corwina zawarte są w książce Kroniki Amberu tom 1, składają się z 5 tytułów:
1. Dziewięciu Książąt Amberu
2. Karabiny Avalonu
3. Znak Jednorożca
4. Ręka Oberona
5. Dworce Chaosu
Kroniki Merlina zawarte są w książce Kroniki Amberu tom 2, składają się z 5 tytułów:
6. Atuty Zguby
7. Krew Amberu
8. Znak Chaosu
9. Rycerz Cieni
10. Książę Chaosu
WYDAWCA:
Zysk i S-ka
STRON:
1400
FORMAT:
15,5×23,5 cm