Gracie w ogóle w coś innego niż Cyberpunk? A może uznaliście jednak, że nie warto? W takim razie, co przydarzyło się Wam od ostatniego głosowania na rdzę? Ja znalazłem gadający pistolet.
Jak wiemy z internetu, Cyberpunk 2077 jest grą wyjątkowo nieudaną a szczególnie na konsoli PS4. Dlatego dobijam na niej właśnie do osiemdziesiątej godziny grania. To mało i dużo. Mało, bo co to jest osiemdziesiąt godzin po miesiącu, dużo, bo nie pamiętam kiedy tyle siedziałem nad jedną grą. Przy czym ja dałem się wciągnąć fabule, poleciałem z głównymi wątkami (niby jest jeden, ale jak tu nazwać wątki Judy i Panam pobocznymi, nawet jeśli ostatecznie szczęśliwe zakończenie jest możliwe tylko z jedną z nich (bez modów) ) a dopiero gdy zbliżyłem się niebezpiecznie do końca, zacząłem ogarniać wątki naprawdę poboczne oraz strzelać do przypadkowych znaków zapytania na mapie. I cały czas bawię się nieźle a momentami wyśmienicie, acz ostatni patch do patcha trochę mi popsuł zabawę i chyba po raz pierwszy doświadczyłem tego, na co narzekało wielu – przez chwilę miałem wrażenie, że gram na PS2.
Szał wokół CP pokazuje jak bardzo rozgorączkowani jesteśmy. Najpierw szał dotyczył rozbudzonych oczekiwaniem marzeń o grze spełniającej wszystkie życzenia dowolnego z graczy, potem ataku furii, gdy okazało się, że spełnić życzeń absolutnie wszystkich się nie da, a w dodatku gra jest popsuta.
Bo jest. Ma bugi, niektóre zadania sprawiają wrażenie urwanych (chyba, że czeka mnie jeszcze jakaś niespodzianka) a niektóre chyba miały powstać, ale nie powstały. Ponieważ jestem człowiekiem złym do szpiku kości bawię się parkując motor na jezdni. Kierowcy w Night City nie potrafią go ominąć i mogę obserwować powstawanie korków. Tzn. mogłem jeszcze niedawno, bo po paczu do pacza ludzie i pojazdy trochę jakby znikają i pojawiają się znikąd.
Ale wiecie co? To wszystko mnie bawi i w niewielkim stopniu wpływa na przyjemność grania. Bo, jak odkryłem, CP2077 jest grą zrobioną dla mnie. Rozmawiam np. z ludźmi załamującymi ręce nad faktem, że większość drzwi w mieście jest zamknięta na głucho, a mnie to cieszy. Wolę takie rozwiązanie, niż smęcenie się po setkach pustych pomieszczeń, w których mogę znaleźć dwa kapsle albo spinacz albo nóż. Podoba mi się, że z pokonanych wrogów wypada tyle sprzętu, że nie kupuję w sklepach broni, tylko amunicję i ciuchy. Bo lepsze ciuchy są jednak w sklepach (lepsze czyli pancerniejsze). Nie przeszkadza mi walka. Jasne, przeciwnicy mogliby być inteligentniejsi, ale i tak z radością tak ucinam im wszystkim głowy kataną. Oprócz tych, których ściągam ze snajpy oczywiście. Podobają mi się dialogi, postacie, zadania i miejscówki, z Badlands na czele, bo tam mogę z pełną wolnością bawić się snajperkami. Pokochałem Judy i Panam trochę też, dałem się ponieść słusznemu gniewowi na taki jeden gang i uciąłem głowę jego głowie. Czyli gra wyzwoliła we mnie emocje nie tylko wbrewwolne (takie wyzwalał we mnie np. quasiFallout4, gdy wchodziłem w ekran rozwoju postaci i płakałem rzewnymi łzami), jak wtedy gdy telewizor wyświetlał mi błękitny ekran, bo gra se poszła, ale też i dokładnie takie emocje, jakie sobie zamyślili dla mnie twórcy.
CP2077 to gra, przy powadze tematów, na gigantycznym luzie i może właśnie dlatego pasuje mi w czasach pandemii i ogólnej furii, jaką ogarnięty jest świat (poważnie, wszędzie protesty i zamieszki). Gdy akurat nie czytam sobie mniej lub bardziej historycznych książek o buntach chłopskich i XVIII wieku, gdy nie chichoczę nad Star Trek: Lower Decks bądź nie przejmuję się przeokropnie losami postaci z jakichś poważniejszych seriali (o co trudno, bo staram się nie oglądać poważnych), odpalam CP2077 i po prostu sobie nim jadę wyszukując smaczków. Jak inteligentny pistolet podśpiewujący podczas aktualizacji, żeby użytkownik się nie nudził albo rozmaite mrugnięcia okiem.
I chyba właśnie tego potrzebuję od popkultury w czasach pandemii, nierządów i całej serii kryzysów. Luźnej jazdy. Dlatego z przyjemnością oglądnąłem serial Lupin, wspomniany wcześniej animowany Star Trek i jeszcze parę podobnych. Możliwe, że uciekam od ponurości i powagi widocznych zza wszystkich innych okien na rzeczywistość. Sam też piszę teraz ponure kawałki. Cyberpunk2077, choć przecież też w nim ogólnie niewesoło, stał się moją chwilą oddechu. I niespieszno mi do innej gry.
Chociaż wiecie co? Przypadkiem odpalony utwór muzyczny Jack is dead zespołu The Legendary Pink Dots przypomniał mi motyw z American McGee’s Alice. I chyba już niedługo odpalę sobie Alicję.
A jak u Was te osiemdziesiąt godzin później? Albo ile tam przeżyliście.
Ciągle gram. Przeszedłem wszystkie wątki postaci pobocznych i jakoś nie chce mi się zaczynać misji ostatniej, więc zacząłem polować na cyberpsycholi i robić różne inne poboczne, gdzie znajduję wiele smaczków świata. Gra się tak klimatycznie że smutno będzie gdy się skończy, a skończy się na dniach.
Gram solo punk z bronią tech i bardzo podoba mi się to strzelanie przez osłony.
Bosmanie, napiszesz coś o nowym Wiedźminie? Pociągnij wątek z Antyweb (to właśnie byłem ja, Jarząbek)..
@projan
Chodzi o to, że elfką będzie pani ciemnoskóra, która w ramach “przestańcie być rasistami” zagra także Annę Boleyn? To trochę jałowa zabawa. Współczesna popkultura ma swojego bzika i ignoruje wszystko poza swą krucjatą, a dowolne argumenty zawsze sprowadzi do “bólu dupy zacofańców”. Oczywiście, Netflix ma prawo robić co chce z materiałem, który kupił, tak jak Amazon ma prawo bezsensownie rozegrać kwestie rasowe w ekranizacji “Oka Świata” Jordana (też tam zrobili rasowy kalejdoskop, chociaż świat powieści oferuje wszystkie rasy jakich można zapragnąć, ale w geograficznym układzie) bo tak. Ale kto bogatemu zabroni. To, przeciw czemu ja się buntuję to faktyczny imperializm kulturowy zachodu upierającego się, że cały świat (i każdy z wymyślonych światów) musi przyjmować wykładnię współczesnych państw zachodnich jako jedyną możliwą, bo inaczej to rasizm, patriarchat i faszyzm. Czego efektem były np. oskarżenia o rasizm growego Wiedźmina czy czeskiego Kingdom Come: Deliverance. Przy czym warto wspomnieć o hipokryzji postępowców, bo Chińczycy mogą sobie kręcić jednolite rasowo fantasy jedno za drugim i nikt się nawet nie zająknie, że coś jest nie tak ponieważ występują w nich sami azjaci.
No i czasem mną szarpnie, gdy w ten sposób ignoruje się cały kontekst kulturowy machając argumentem: “przecież to zmyślone stwory i postacie”. Niby tak. Choć jednak to co innego wymyślić sobie hobbita a sięgnąć do istot mitycznych. A przecież nawet ten hobbit jest bardzo mocno osadzony kulturowo i, w sumie, historycznie. I jasne, można te istoty i światy przetwarzać, ale fajnie by było, gdyby stała za tym jakaś wiedza. A stoi zwykle tupanie nogami i pokrzykiwanie: “cztery nogi dobrze, dwie nogi źle”.
@bosman_plama
Problem z Wiedźminem jest taki, że Netflix wziął to co najlepsze w książkach i wyrzucił z produkcji. W ten sposób zamienili go standardowe sztampowe fantasy. Choć z drugiej strony trudno ich za to winić, bo zdecydowana większość postmodernistycznej zabawy w sadze wymaga znajomości polskiego kodu kulturowego.
A sprawy koloru skóry głównych bohaterów to rzecz na naprawdę długą dyskusję.
@maladict
To jest kłopot nie tylko Wiedźmina, ale całej masy produktów popkultury, łącznie z ostatnimi SW – robione są nie wedle wizji autora, ale pod uśrednione gusta modelowych (czyli stworzonych w jakimś tam laboratorium producenckim) odbiorców. No i wychodzi co wychodzi. Kolor skóry to też część tego samego procesu, bo producenci modelują zestaw aktorski pod tę samą, angielskojęzyczną średnią. przy okazji kreując tak uśredniony obraz rzeczywistości (taki samonakręcający się mechanizm). W efekcie gdy coś odstaje od średniej (jak wspomniane gry polska i czeska) to jest wielki oburz, bo jakże to tak.
Wielkie dzieła w ten sposób nie wyjdą, ale ryzyko finansowe jest mniejsze. Choc oczywiście ryzyko jakieś jest, bo zawsze można próbować sprzedać Chińczykom aktorkę wietnamskiego pochodzenia i dziwić się ich wpienieniu.
Tymczasem “to co najlepsze w wiedźminie” i w innych powieściach to właśnie to, co nie uśrednione.
@projan
A w CP2077 gram podobnie do Ciebie. Też nie chce mi się opuszczać świata. Ale pewnie wkrótce domknę i będę czekał na dlc, żeby za parę miesięcy zagrać jeszcze raz. Możliwe, że brakuje mi cRPGów nie fantasy.
Ja dalej czekam na kartę graficzną do cp2077… I zrobiłem ten błąd który obiecałem sobie, że nie zrobię – technicznie to nie zrobiłem ale wzięli mnie podstępem.
Początek wszystkiego https://en.wikipedia.org/wiki/Star_Raiders
Genialne do dziś! Zawarte w bibliotece kongresu – to dla tej 8 kilowej gry w 79′ pachołki konsolowe (Atari 2600) kupowały PC (Atari 400)
Wzdychanie do Amigi kolegi https://en.wikipedia.org/wiki/Frontier:_Elite_II
Niezliczone godziny na studiach w http://www.oolite.org/ – opensourcowe, pełne modów, niesamowite
.. więc wiedziałem że nie będę kickstarterował, ani kupował Elite Dangerous bo za dużo życia już przepaliłem. Ale cebula była i odpaliłem… no i nie czekam na Cyberpunka 🙂 Klimat starszego elite i oprawa dzwiękowa robią wrażenie. Na podwórku mogę palcem wskazać gwiazdę na ktorej siedzę w grze. Niesamowita exploracja…
Tylko ten GRIND. Ja wiem, klimat jest totalnie zachowany – zero fabuły, wszystko losowe i do grindowania przez pierdyliard godzin – chłopaki z designem utknęli w 85′ 🙂 Ale i tak gram, bo po 2 godzinach górnictwa w pasie stacja wita mnie osobowo Yankee Oscar Sierra i czuje jakbym tam był. Żadne książkowe “Expanse”, żadne Startreki, żadne Space 1999 nie dało takiego spełnienia szczeniackich marzeń jak E:D. Jest coś niesamowicie urzekającego w tym miksie hard sf i fantazji – coś co powoduje, że wypuszczenie łazika na kamyku daje taką frajdę jakiej No Man Sky nie dało. Pisze swój soft który patrząc w bazy danych community ocenia szanse na bogatą planetę – czuję się jak astronom, jak odkrywca…. f**k jaki jestem wzruszony.
tylko ten grind…. no nie mam na to 1000 godzin żeby mieć LOSOWO przydzielone najlepsze upgrady…
@Yosh
Liczę na jakieś cRPGie w kosmosie, z rozbudową statku i w takim ćwierć otwartym światem (znaczy, latam gdzie chcę, ale jednak fabuła jest wyraźna). Bethesda coś robi, może to będzie Skyrim w kosmosie? Ale bardzie by mnie kręciło rozbudowane The Outer Worlds, czyli Fallout w kosmosie:).
@bosman_plama
Poza epopejami człowiek kocha symulatory – E:D to może nie jest Falcon 4.0 ale “no jakbym tam był” (wieczór z przykładami z opencv i bez VR jest miodnie https://drive.google.com/file/d/1DX4yUyyGtAuSHkkBToN0LpOMA3UdZWCs/view) co dla mnie sprzedaje dużo (podejrzewam, że moja miłość do first person jest własnie wychowaniem na atarowskich a potem dos-owych symulatorach)
The Outer Worlds dzięki twojej recenzji trafiło na listę czegoś w co muszę zagrać. Nadzieje wiążę też ze średnim
Rebel Galaxy Outlaw. Robił to fan Privateera więc mi podejdzie.
ale to wole na lepszej grafice, w E:D nie ma problemu, bo 100 godzin grindu na starej grafice zgubi się w niezliczonych godzinach całości. Przy E:D mówiąc, że nie poznałeś bezsensownego szwendania się w GreedFall to jak nic nie powiedzieć 🙂
Natomiast paradoksalnie wracam do bardzo kiepskiej mechaniki w SWToR (ostatnio po 10 latach wiozłem subskrypcje na jeden miesiąc bo to odblokowuje “singla” dalej). Bo bioware, bo gwiezdne wojny, bo czasem uśmiechnę sie przy tym jak przy KoToRze. I tutaj jest epickowato – sporo planet, każda w miarę dobrze wykonana, fabularnie wątku jednej postaci więcej niż w cp2077…
@Yosh
Rebel Galaxy Outlaw mniej mi się podobało niż Rebel Galaxy. Może RGO jest fajny klimat oldschool ale w RG jest lepszy klimat w ogóle.
A może dlatego że grałem w RG jako pierwsze?
W Cyberpunku 2077 spędziłem do tej pory150h, przeszedłem 2 razy. Nr.1: 50+h żeby przeżyć (nie mylić z “ograć” czy “zobaczyć”) zakończenia zanim mnie internety zaspoilują. Nr. 2: 90+h ze zrobieniem wszystkich misji pobocznych i odblokowaniem dodatkowych zakończeń. Nadal odpalam grę co jakiś czas, żeby zrobić któreś trofeum (generalnie mam takie osiągnięcia w głębokim poważaniu, ale z jakiegoś powodu w C2077 czuję potrzebę dobicia do 100%..) i przy okazji powiedzieć “Hej…” do takiej jednej, lubiącej podziwiać nocną panoramę miasta przez okno…
Tęsknię w ch… jak mawia młodzież, ale z pełnym, trzecim przejściem czekam na DLC; wygląda bowiem na to, że po darmowych DLC nastąpi długa przerwa zanim dostaniemy rozbudowane, płatne rozszerzenia. Także trzeba oszczędzać, chyba żeby spróbować z inną wersją językową? Podobno polski vo jest super, ale przyznam, że trudno odpuścić ang. żeńską V – ta dziewczyna gra tak, że słów brakuje by to opisać; w kilku scenach po prostu łapie za serce i je wyrywa… Póki co – jeszcze jeden raz na pewno ją usłyszę – czeka ścieżka corpo. Z ogranych dwóch bardziej podoba mi się nomad. Owszem, street kid zna kontekst i w kilku misjach wie co się naprawdę dzieje, ale we wcielaniu się w nomada podoba mi się to, że na jego komentarze (powiązane z tą ścieżką) mieszkańcy NC zwykle reagują w stylu “weź, nie p… wieśniaku” – wzmaga to moją immersję 🙂
Co jeszcze…
1. Pokochałem srebrnego towarzysza – jego komentarze rozwalają mnie 😀 Ten o zakonnicach – cud, miód i orzeszki!
2. “Okazało się”, że jestem seksistowską świnią – robię wszystko by nie zabijać dziewczyn z Valentinos (są zbyt piękne) i Tyger Claws (moje odkrycie 2020 – uwielbiam kiedy kobiety grożą mi po japońsku!).
3. Nie – w nic innego nie jestem w stanie grać. Ten sam syndrom co po Wieśku 3 – każda inna historia/fabuła wydaje się (w porównaniu z…) płytka, bezsensowna, czy wręcz głupia…
4. W poszukiwaniu czegoś (innego niż C2077) co mnie poruszy/wzruszy zwróciłem się w stronę filmów. Póki co, z nowości, znalazłem jedną perełkę: Nowiny ze Świata (2020). Polecam!
PS. Jak ktoś chce (jedyna słuszna droga) najpierw “oczyścić mapę” przed finalnym zadaniem, to już po oczyszczeniu nie ruszamy od razu na miejsce finału, tylko trzeba przespać 3-4 doby lub przewinąć je (czas) w Inwentory, żeby dostać kilka bardzo fajnych zadań “przedkońcowych”. Po ich zrobieniu, powtarzamy przewijanie czasu – i znów coś dostaniemy. Czynność powtarzamy (ile razy zależy od tego jak szybko uwinęliśmy się z wszystkim) dotąd aż przewijanie czasu nie będzie otwierało nowych misji. Dopiero wtedy ruszamy na finałowe zadanie.
@aryman222
Heh, też odwiedzam panienkę z okienka. Podobały mi się dodatkowe aktywności już po kulminacji romansu, pokazujące, że jednak coś się dzieje. Jak np. seria wiadomości wysyłanych po pijaku i potem kajanie się:). Szkoda mi, że nie przygotowali więcej takich akcji, aby do końca gry wyskakiwało coś nowego, świadczącego, że związek istnieje.
Ja gram po polsku i polska V. też jest udana a i Żebrowski przykłada się do grania.
@bosman_plama
Zdecydowanie, takiej kontynuacji aktywności w relacjach mogliby przygotować więcej – i żadna ilość nie byłaby zbyt duża 🙂
Właśnie słyszałem, że Żebrowski jest super (co w sumie nie jest zadziwiające), więc wcześniej czy później spróbuję. Natomiast Keanu też niczego nie brakuje – jako zblazowany rockman wymiata. Nawet kiedy chwilami jego emocje zdają się nie uderzać wystarczająco wysoko, to znajduję w tym jakiś autentyzm – po takiej ilości narkotyków i alkoholu jaką Johnny w siebie wpakował, kto zachowałby pełną gamę wyrażania emocji?
W CP spędziłem wiele, wiele godzin, a to tylko jedno przejście. Ale ja tak gram – szwendam się po zaułkach i podziwiam ogrom włożonej przez twórców pracy, a przy okazji wkurzam się na niewykorzystany potencjał i babole oraz załamuję ręce nad kiepskim balansem (komukolwiek udało się wylevelować Engineering?). Z drugim (i kolejnym) graniem czekam, aż ponaprawiają, co się da i dadzą mi tę lepszą wersję na next geny.
Co do Silverhanda to mam ambiwalentne odczucia. Świetna postać i świetnie zagrana przez Keanu, ale za cholerę nie pasuje mi ten aktor do roli rockerboya, wydzierającego się do mikrofonu punkowca. Dla mnie istnieje dwóch różnych Silverhandów: zgorzkniały terrorysta w głowie V. i ten charyzmatyczny frontman Samurai, który śpiewa w radiu. Tak sobie myślę, że gdyby do roli wzięto np. Mike’a Pattona, wszystko wypadłoby o wiele bardziej spójnie. No ale nie rezygnuje się z Keanu na rzecz wewnętrznej spójności, prawda? 😉
@lemon
Jak to powiedział Mike Pondsmith: “Jeśli możesz mieć Keanu, bierzesz Keanu”. Niektórzy modderzy potraktowali to dosłownie 😉
A co do pasowania Keanu: