Pięć początków na piątek

bosman_plama dnia 16 października, 2015 o 10:21    89 

Niby książki nie ocenia się po okładce, gry po intrze a piloty bądź pierwsze odcinki seriali potrafią zniechęcać do całkiem interesujących produkcji (na ciebie patrzę, Spartakusie). A jednak początki mają w sobie moc. I często decydują o tym, czy w ogóle sięgniemy dalej w utwór.

Znaków i cudów było pod dostatkiem, powiada Jednooki. Sami musimy mieć do siebie pretensje, że źle je zinterpretowaliśmy. Ułomność Jednookiego nie wpływa zupełnie na jego cudowną zdolność przewidywania wszystkiego po fakcie.

Tak zaczęła się moja znajomość z Czarną Kompanią Glena Cooka. A musicie wiedzieć, że dla mnie CK jest w świecie powieści mniej więcej tym samym co Fallout w świecie gier. I kiedy zastanawiałem się jakie otwarcie gry mógłbym porównywać z otwarciami powieści to właśnie Fallout przyszedł mi do głowy. Zresztą, czy tylko mnie? Istnieje ktoś, kto nie kojarzy słów wygłaszanych głosem późniejszego Hellboya o wojnie, która nigdy się nie zmienia?

glen cookOtwarcie powieści kupiło mnie zaś, ponieważ najpierw przeczytałem blurba na okładce. Głosił on, iż CK to połączenie Howarda, Chandlera i Zelaznego. Uznałem, że tak pełne pychy zapewnienie zasługuje na karę. Bo przecież nie mogła to być prawda. No, ale otworzyłem książkę, przeczytałem pierwsze zdanie i zostałem kupiony. Zakładam, że każdy wie o czym jest CK. A jeśli nie? No cóż, opowiada o skutecznych najemnikach, którzy zaciągają się na służbę do bardzo wielkiego zła i walczą przeciw siłom dobra. Dziś to pewnie nic nowego, ale gdy Cook zaczynał pisać swoją powieść tak się po prostu w fantasy nie robiło. Krytycy uznali też, że to właśnie Cook wprowadził do fantasy bohatera zbiorowego. Co nie mniej istotne, wprowadził też nowy sposób pisania o wojnie i bitwach. Zamiast ekscytować się sienkiewiczowską frazą, Cook, piszący z punktu widzenia szarych żołnierzy, kaprali i szeregowców, a nie książąt i generałów, kolejne bitwy kwituje krótkimi podsumowaniami w stylu: “no więc poszliśmy tam i zdobyliśmy tę cholerną twierdzę”. Jeśli zaś poświęca jakiejś bitwie więcej uwagi, bardziej interesują go ponoszone straty, czy wyjątkowo paskudna śmierć żołnierzy (nawet wroga) od czynów pełnych chwały.

Jest to historia o potworach.
Prawdziwych. Nie takich, o jakich opowiada się dzieciom.

To otwarcie pochodzi z powieści Patricka O’Leary Dar. Zdania układają się znacznie prościej niż u Cooka, ale dla mnie zabrzmiały wściekle mocno, kupiłem więc książkę mało u nas znanego (wtedy i dziś) autora. I nie mogłem się od niej oderwać. Prostota i oszczędność bywają czasem silniejsze niż silenie się na efektowne zdania.

darCo do samej powieści traktuje ona głównie o zdradach i wierności, okrucieństwie i miłości. Utkana jest szalenie kunsztownie w gobelin przeplatających się, zmierzających do zakończenia (które otwiera tak naprawdę prolog) splatającego wszystkie wątki. Trudno ja opisać nie zdradzając zwrotów akcji i zdumień nad światem. Bywa szalenie okrutna i bezwzględna. Zaczyna się jak fantasy, kończy… Inaczej. Bardzo ciekawa powieść. Nie odważyłem się przeczytać jej po raz drugi z obawy, że mógłbym popsuć sobie pierwsze wrażenie. Gdybym czytał ją jako dzieciak, pewnie bym się przy niej parę razy popłakał.

Co ciekawe mam problem z przypomnieniem sobie kolejnych gier, których otwarcia zrobiły na mnie podobne wrażenie. Pamiętam, że bardzo podobał mi się początek Rage. Wiecie ten ze skałą lecącą w kierunku Ziemi, dobrze dobrana muzyką z meldunkami radiowymi i chyba fragmentami informacji różnych mediów. Budowało to klimat na tyle mocno, że od razu chciałem zagrać w tę grę.

ragePodobnie zadziałał na mnie opening The Last Exile, jednego z – jak się potem okazało – moich ulubionych seriali anime. Zobaczyłem w telewizji steampunkowe okręty latające wśród chmur i nawalające do siebie nawzajem ze wszystkich dział oraz z karabinów muszkieterów usadowionych na specjalnych platformach, potem pojazdy wyglądające jak samoloty z pierwszej wojny światowej, tyle, że bez skrzydeł. I wiedziałem, że muszę to zobaczyć. Skończyło się na zakupie edycji kolekcjonerskiej i żalu, że nie rozwinięto tego świata (później rozwinięto, w związku z czym pojawił się inny rodzaj żalu, bo drugi serial osadzony w tym świecie jest już słabszy).

A o czym to traktuje? No cóż. O wojnie w chmurach, świecie, w którym woda jest szalenie cennym towarem (i posiada kilka klasyfikacji czystości), cywilizacja znajduje się gdzieś w okolicach końca dziewiętnastego i początku dwudziestego wieku, nie licząc tajemniczej Gildii, dysponującej technologią przewyższającą tę, którą my znamy. Podobnie jak w Darze, tak i tu ów świat skrywa pewną tajemnicę decydującą niemal o wszystkim.

I nie zapominaj – powiedział ojciec, jak gdyby oczekiwał, że lada chwila zerwę się na równe nogi i wyruszę na poszukiwanie szczęścia w szerokim świecie – choćbyś nie wiem czego dowiedział się o ludziach, choćby okazali się najgorsi, że każdy z nich ma serce i że każdy był kiedyś maleńkim dzieckiem ssącym mleko matki…

Słowa jak z bajki, rady jak z bajki. Ale żyliśmy w miejscu jak z bajki. W domku dozorcy śluzy, nad rzeką, w samym środku Fenów. A mój ojciec, który był człowiekiem przesądnym, lubił wszystkiemu, co robił, nadawać sens magiczny i nadprzyrodzony.

Krainę Wód Graham Swifta lubiłem już zanim ją przeczytałem. A to za sprawą ekranizacji tej powieści z Jeremym Ironsem w roli głównej. Ale jak licealista może nie polubić powieści, w której (według filmu) jednym z najważniejszych elementów historii jest tajemnicze lokalne piwo, od picia którego ludzie popadają w szaleństwo.

waterland

Powieść okazała się jeszcze bardziej niezwykła. Krytykom zdarza się utrzymywać, że to rodzaj brytyjskiego realizmu magicznego. Być może. Dla mnie ważna jest opowieść o samotności i próbach jej przezwyciężania, także przez inne opowieści. I to, że owa powieść pełna jest zdań podobnych do tego, które ją otwiera.

Pisać o otwarciach gier i nie napisać o filmach robionych przez Blizzard to herezja, prawda? Zastanawiam się czasem, czy to właśnie ta firma rozpętała modę na wplatanie małych filmowych dzieł sztuki do wiata gier. Czy bez filmów z Warcraft zaistniałyby niesamowite filmowe otwarcia Wiedźmina? Albo to czadowe bitewne otwarcie pierwszego Dawn of War?

Na brzegu morskim w Sydonie biały byk wydawał niewprawne miłosne pomruki. Był to Zeus. Wstrząsnął nim dreszcz, jakby opędzał się przed gzami. Ten dreszcz jednak był oznaką rozkoszy.

europa

Trudno uwierzyć, że tak zaczyna się nie powieść a wielki esej, wspaniała wyprawa przez świat greckiej mitologii. Kiedyś wybuchła u nas na nią moda za sprawą Zygmunta Kubiaka. W obecności jednej, wybranej koleżanki pozwalałem sobie na uwagi, że Kubiak jest niezły, ale Calasso… No właśnie, Enrique Calasso, niesamowity włoski erudyta, mniej znany u nas od Umberto Eco, być może dlatego, że nie pisze powieści, ale w niezwykły sposób opowiada o kulturze (o bogach Indii równie łatwo i pięknie, co np. o Kafce). W przypadku książki, z której pochodzi cytat, Zaślubiny Kadmosa z Harmonią, nie opowiada nam mitologii, ale opowiada o świecie bogów i herosów, jakby ten istniał naprawdę, jakbyśmy śledzili nie istoty z mitów, ale wydarzenia historyczne i towarzyskie. To niezwykła książka, po której inaczej się już patrzy na świat antycznej kultury. A czyta się to jak doskonałą powieść.

Icewind Dale ma specjalne miejsce w moim sercu za surowy zimowy klimat. Ale nie wiem, czy poczułbym go tak wyraziście, gdyby nie wprowadzenie (grałem w polską wersję, miałem więc okazję cieszyć się głosem Henryka Talara) ilustrowane czarno – białymi, stylizowanymi na szkicowane ołówkiem pracami. Biło od nich horrorem i mrozem. Wiedziałem, że ID to gra stworzona specjalnie dla mnie jeszcze zanim zacząłem w nią grać.

 Na koniec dwa cytaty z dwóch różnych powieści, ale króciutkie. Najpierw z Dygotu Jakuba Małeckiego:

Poznał ją na tym samym polu, na którym dwadzieścia sześć lat później umarł pod pożartym księżycem.

dygot

Na razie zdążyłem przeczytać tylko ten cytat. To jedno zdanie. Już nie mogę się doczekać następnych. Drugi początek pochodzi z też nowej powieści, też młodego polskiego pisarza. tej jednak jeszcze nie kupicie w księgarniach, cytat wrzucam po znajomości.

A wszystko zaczęło się, gdy Tołpi złowił księżyc w sieć.

Tołpi złowił księżyc, a Radek Rak, autor Pustego Nieba złowił mnie. Tu znam już niespełna połowę powieści i jestem równocześnie zachwycony i wściekły. Wściekły, że to nie moje. Od wiejskiej, ludowej mitologii, poprzez pociąg rwący w rytm komunistycznych idei aż po zmitologizowane miasto. Momentami wydaje się, że Radek Rak tak jakby napisał Pokój Światów, tylko inaczej i ładniej.

warhammer_40k_dawn_of_war_orc

Zastanawiam się na ile otwarcia są ważne w grach. O ile mogą ładnie otwierać nam filmy, seriale (tu osobną kategorię stanowią czołówki) i powieści, to w grach często są po prostu tutorialami (np. pierwsze Call of Duty: MW), jeśli twórcy nie zdecydowali się uraczyć naszych oczu szczególnie urodziwym filmikiem. W CoD:MW tutorial zgrano fabularnie – szkolimy się na członka ekipy. Ale to była gra pod wieloma względami wyjątkowa, jej opening z przejazdem przez opanowywane przez armię miasto z wiadomo jakim zakończeniem robił ogromne wrażenie. Często tutoriale symulują pierwsze misje, czasem nawet nie udają, że są tutorialem po prostu. O ile filmik z CoD:MW potrafił wgnieść w fotel, to już tutoriale nie muszą służyć zachęcaniu do grania. ich twórcy, być może słusznie, zakładają, że skoro już ktoś gra w tutorial to pewnie kupił grę.

Mieliście kiedyś taki przypadek, że opening gry albo tutorial sprawił, że postanowiliście zagrać w dany tytuł? Ja mógłbym przytoczyć wspomniany wcześniej Dawn of War. Wcześniej nie interesowałem sie specjalnie Warhammer 40.000. Filmik naładował mi żyły cyfrową adrenaliną.

 

Dodaj komentarz



89 myśli nt. „Pięć początków na piątek

      1. aihS Webmajster

        @furry

        To jest książka z 2014. Książka, która faktycznie jest z nowego kanonu – Star Wars Aftermath, łącznik między Starą Trylogią a Ep VII, została zrównana z ziemią. Słabo napisana, nie jest łącznikiem tylko wypełniaczem/zarabiaczem i wprowadza do uniwersum homoseksualizm 😯 … co nie jest prawdą, ale i tak 😯 😀

  1. furry

    A propos początków, pochwalę się, przeczytałem kolejną książkę z półeczki “bosman_plama poleca”, a właściwie przesłuchałem podczas dość nieoczekiwanego wyjazdu. “Crimen” Józefa Hena to ta książka z której Sapkowski pożyczył pierwsze zdania do opowiadania o wiedźminie (a Komuda zdaje się postać Jacka Dydyńskiego).

    Czy to czas na “Czarną Kompanię”? There were prodigies and portents enough, One-Eye says. We must blame ourselves for misinterpreting them. One-Eye’s handicap in no way impairs his marvelous hindsight.

      1. furry

        @bosman_plama

        Dlatego napisałem “zdaje się”, bo kojarzę że żył naprawdę, ale z literatury nie znam. Rzewuskiego nawet próbowałem w dzieciństwie, ale się odbiłem bo język. Kurczę, a może spróbować? Widzę że jest ebook na Wolnych Lekturach a po Henie mam tymczasowo trochę większą tolerancję do staropolskiego języka 🙂

    1. bosman_plama Autor tekstu

      @slowman

      No tak, to przykład zniechęcającego. Coś jak pierwszy odcinek “Spartakusa”, który wyglądał jak autoparodia kręcona na poważnie, albo pierwszy odcinek The Bastard Executioner, którego to serialu po mękach z pilotem nie oglądam, ale dla którego znaleźli się obrońcy twierdzący, że “potem się rozkręca”.

          1. furry

            @Revant

            Do tego im dalej, tym gorzej. @Matelan, jak bardzo chcesz, na IMDB masz listę, nieprzypadkowo większość odcinków z top ten to drugi sezon. I pozycja druga, “Remedial Chaos Theory” – odcinek z pizzą i kostką jest według mnie najlepszy.

            Sezon bez Chevy Chase’a obejrzałem już trochę z rozpędu (poza tym że argumenty za pozostaniem w szkole są coraz bardziej naciągane). Ale tak, ogólnie sinusoida.

        1. slowman

          @Matelan

          Ja się dwa razy chyba odbijałem na pierwszym odcinku. Najpierw w scenie o tym, że Jeff idzie do znajomego psychologa, żeby mu coś załatwił. Potem na koniec odcinka, kiedy to wyglądało jak normalne romansidło z Abedem podkładającym kłody pod nogi. Od drugiego odcinka u mnie poszło z górki i wpadłem w ciąg. Jeśli u Ciebie jest inaczej, to możesz rozważyć poszukanie jakichś rankingów najlepszych odcinków z całego serialu i oglądać wg podanej kolejności.

          1. bosman_plama Autor tekstu

            @slowman

            Pierwszy odcinek to efekt jakiegoś spisku chyba. On tak bardzo nie ma nic wspólnego z klimatem reszty serialu, że głowa mała. Jak człowiek pomyśli, że serial zaczyna się od Jeffa próbującego wyrywać laskę a kończy na wojnie paintballowej…

    2. Matelan

      @slowman

      Nienawidzę was jeszcze bardziej niż zwykle. Wygrałem ze słabością pierwszego i przeciętnością drugiego odcinka i właśnie skończyłem wojny paintballowie, kiedy wedlug was mam znaleźć czas na czytanie/doctora who/agents of shiled/ prace/dote/inne gry i życie, wy życioporywające mendy…
      Jesteście po prostu najgorsi 😉

  2. Waldek-Mat

    Po przeczytaniu pierwszego tomu Czarnej Kompanii to ja wcale taki pewien nie byłem czy to “Dobro” było tam aby takie dobre. Jak dla mnie to wszyscy byli jednakowi.

    A zwiastun Dawn of War nawet po tylu latach miażdży i chce się wołac “For the Emperor”.

    1. bosman_plama Autor tekstu

      @Waldek-Mat

      No ba, ale wiesz, te nieprzychylne uwagi na temat dobra rzuca Konował grający po złej stronie:). Ale fakt, pokazanie, że wojna to wojna i wojownicy dobra też zabijają i torturują, a do władzy ostatecznie dochodzą szuje to też interesująca strona cyklu.

  3. Revant

    Z growych czołówek to zawsze uwielbiam otwierającą scenę z Maxa Payne’a. Historia zaczyna się od końca i jak sam Maksiu powiedział – “Ostatni strzał był wykrzyknikiem dla wszystkich wydarzeń, które doprowadziły do tego momentu”

  4. emperorkaligula

    a na stamie dodatek fabularny do dungeons 2 🙂 gramy umarlakami 🙂 jest pełen voice acting i animacje. w poprzednich dlc były tylko mapki do skrimisha.

    jak zawsze propsy za KCK (najlepsza seria ever!), a The Last Exile leci na wysoką pozycję listy zaległych anime 🙂

      1. Mnisio

        @furry

        Ostatnio moja starsza córa (6 lat) na laptopie dla dzieci wymyśliła i gra melodię praktycznie identyczną jak ta z PC speakera. Początek zgadza się idealnie, a nigdy na własne uszy tego nie słyszała. Przez parę dni potrafiła to tłuc non stop przez godzinę i nie znudziło mi się.

              1. larkson

                @pan-hydraulik

                Jak UT to ten nowy co jest w alfie, kiedyś w “trójkę” próbowałem grać to zero luda było. Chociaż nie mam pojęcia jak to wygląda od strony grania za znajomymi, czy da się to jakoś sensownie zrobić. Niby jest friends lista, ale tak to nie wiem. Za to jako gra działa bez zarzutu.

                Deck 13 jak już, ale w alfie to się nazywa DeckTest. Większość map to póki co zbiór wielokątów. Te co są skończone wyglądają za to bardzo zacnie.

  5. larkson

    Metal Gear Solid 4. Zaczyna się nietypowo, bo… telewizją. Przeskakujemy po kanałach i widzimy, to reklamy jakichś organizacji paramilitarnych, to program kulinarny kręcony gdzieś w strefie walki, to jeszcze jakiś dziwny wywiad z David Hayterem. Ogólnie daje to nam do zrozumienia, że świat został opanowany przez wojnę. Potem TV się wyłącza i zaczyna się powoli właściwa gra. Bliski Wschód, ciężarówki z żołnierzami, klimat niczym w “Helikoptrze w Ogniu” i wjeżdża głos Haytera, to jest Snake’a “The war has changed”. Gdy pierwszy raz to widziałem, to zrobiło na mnie kapitalne wrażenie.

    Sam początek Dawn of War to była pierwsza rzecz jaka mi przyszła do głowy. Świetna gra, tylko szkoda, że “dwójkę” tak udziwnili.

    A z anime to intro Cowboy Bebop. Niby serial o kosmicznych łowcach nagród, a zaczyna się jak stary amerykański serial kryminalny. Gdy tylko go zobaczyłem, to wiedziałem, że to nie będzie typowy serial sci-fi. Jest to jedyny animcowy wstęp, który oglądałem za każdym razem, głównie ze względu na fenomenalną muzykę, nadal pamiętam jak to leciało. Ogólnie to soundtrack z tego serialu to jest wg. mnie the best of the best.

    W ogóle się dziś dowiedziałem, że w następnym miesiącu pojawi się Metro 2035. Dobrze wiedzieć…

      1. urt_sth

        @aihS

        Ja wolę to: “Far out in the uncharted backwaters of the unfashionable end of the Western Spiral arm of the Galaxy lies a small unregarded yellow sun. Orbiting this at a distance of roughly ninety-eight million miles is an utterly insignificant little blue-green planet whose ape-descended life forms are so amazingly primitive that they still think digital watches are a pretty neat idea.”
        I kelnera w barze 😉

  6. lemon

    Czy mnie do gry zachęciło intro albo tutorial? Raz – Half-Life. A poza tym chyba nie, z reguły podjara już jakaś była po trailerach, recenzjach itp. Pamiętam, że po pierwszym trailerze Dooma III zbierałem szczękę z podłogi (była taka scena z Impami rozwalającymi grube metalowe drzwi). Pamiętam, że po trailerze premierowym wersji PC Enslaved poleciałem kupić grę, nie sprawdzając nawet ocen (wcześniej tylko wiedziałem, że jest taka konsolowa gra twórców Heavenly Sword). Podobnych przykładów pewnie jeszcze trochę bym znalazł.

    A Radek Rak wymiata. Zachwycam się jego stylem od czasów “Tamdareja…”.

  7. pan-hydraulik

    Był parę lat temu taki film Cloverfield albo Project:Monster. Prolog był na tyle długi i “nie na temat”, że zacząłem sie zastanawiać czy gość w wypożyczalni nie pomyłił okładek i nie dał mi jakiegoś filmu o “amerykańskiej młodzieży”.

    Podobał mi się również wstęp do “Pod kopułą”/”Under the dome”, ale bardzo szybko zrobił się z tego flaczek.

  8. maladict

    ‘To była miłość od pierwszego wejrzenia. Gdy Yossarian pierwszy raz zobaczył kapelana, natychmiast zapałał do niego szalonym uczuciem.’
    ‘Rok 1647 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia.’
    ‘Przed północą spłonęła kolejna wiedźma’
    ‘Wiedźmin miał nóż na gardle’
    ‘Niebo nad portem miało barwę ekranu monitora nastrojonego na nieistniejący kanał’
    ‘To byla goraca noc – noc kiedy wypalilismy Chrom’
    to tak na szybko, jak mi się coś jeszcze przypomni to dopiszę.

    1. furry

      @maladict

      Zabawne, miałem o tym pisać, ale zapomniałem… Piotr Cholewa zmienił pierwsze zdanie Neuromancera w nowym, zbiorczym wydaniu MAG-a, niebo ma teraz kolor monitora nastrojonego na martwy kanał, zdjęcie. Pewnie miał dość polonistów przypominających o pisowni “nie” z przymiotnikami. Poza tym jest to bardziej w zgodzie z oryginałem, gdzie jest dead channel.

      I jeszcze jedno pierwsze zdanie z Gibsona: myślałem że nie czytałem “Grafu Zero”, ale gdy przeczytałem, że W New Delhi wypuścili na trop Turnera psa-tarana, to natychmiast przypomniałem sobie, że jednak czytałem.

  9. projan

    O istocie pierwszego zdania można się sporo dowiedzieć z Dżumy. Pamiętacie pana Granda?
    Z początkiem Czarnej Kompanii mieliśmy z kumplami identycznie. Właściwie to sprzedali mi ją tak: “Masz przeczytaj pierwszy akapit”. No i też chodzi za mną początek Neuromancera (jak i Maladictowi).
    Jeszcze coś? W księgarni przeczytałem kilka akapitów Wurta i już nie puściłem tej książki z rąk.

  10. slowman

    To nie jest początek “Pokoju Światów”, ale mój problem. Może się czepiam, może czegoś nie rozumiem. Minimalny spoiler. Strona 167.

    Spoiler! Pokaż
        1. furry

          @slowman

          Bo chyba nie była wroga bohaterom, przynajmniej na początku. Na szybko wyszperane w ebooku:

          Spoiler! Pokaż

          EDIT: Czekaj, ale oni lecieli nad Wiekuistą Puszczą, więc trochę zły cytat. Hm…

          Spoiler! Pokaż
            1. bosman_plama Autor tekstu

              @slowman

              Rzeczywiście w zamyśle było to coś w rodzaju sztafety. A dlaczego tak a nie inaczej? W założeniu chodzi o gospodarowanie zasobami (ptasimi) i zużycie energii. Mamy do czynienia z organizmem, który zarządza równocześnie dość sporym terytorium, a wydarzenie ze sterowcami, choć irytujące dla tego organizmu, jednak jest dość marginalne, to raczej rodzaj ćwiczenia – co zrobić gdy zaatakują nas z góry, niż rzeczywisty atak. Puszcza nie rusza sterowców, póki nie zostaje sprowokowana. Wtedy rusza, ale nie z cała dostępną siłą, nie z przygotowaniem jakiejś kampanii, tylko z tym, co ma pod ręką i bez specjalnego zaangażowania (choć oczywiście zabijane załogi sterowców mogą to widzieć inaczej).

              No i taki organizm jak Puszcza myśli nieco inaczej. Jej plany są przygotowywane przez dekady a realizowane znacznie dłużej. To ma swoje silne i słabe strony. Słabe są takie, że szybkie reagowanie nie należy do jej zalet. Dlatego w przypadku sterowców raczej eksperymentuje niż naprawdę walczy i nie angażuje się w to “z całym sercem”. To trochę jak nasza reakcja na mola uparcie latającego nam wokół głowy. Nie lecimy po cały arsenał chemiczny żeby go zabić, nie planujemy sprytnych działać. Po prostu jak nas wkurzy, to klaśniemy tak, żeby go zabić. Jeśli chybimy, nie przejmiemy się specjalnie (np. tak, jak miałoby to miejsce, gdyby sprawa dotyczyła komara).

Powrót do artykułu