Obserwowanie dyskusji toczącej się na jednej z fejsowych grup (“Kto jest królem fantasy”) przypomniało mi, że każda grupa, czy też każdy zbiór ludzi połączonych wspólnym hobby, potrzebuje mitu założycielskiego. Coś w rodzaju: “na początku była ciemność, a potem rozbłysły monochromatyczne monitory i wszyscy grali w Ponga”. Poniższy tekst nie będzie jednak wyliczeniem cudów growej prehistorii, to byłoby zbyt proste.
Na początek kilka wersów wyjaśnienia, żebyśmy się dobrze rozumieli. “Mit” w potocznym rozumieniu oznacza coś nieprawdziwego, z czym musimy się zmierzyć a najlepiej rozprawić. Co pewien czas media ogłaszają triumfalnie obalenie jakiegoś mitu, np. “upadł mit, że gry wywołują agresję”. No dobra, tego akurat nie ogłaszają, ale byłoby miło, gdyby kiedyś spróbowały.
Takie rozumienie mitu jest równie prawdziwe jak opisanie logiki przez przypowieść kończącą się dialogiem: “Masz akwarium?” “Nie.” “No to jesteś pedałem”. “Logika” potoczna i “logika” nauki nie mają ze sobą wiele wspólnego (“czyli nic”, cytując Kazika). Tak samo jest z mitem. “Mit” w rozumieniu potocznym to coś nieprawdziwego. W rozumieniu naukowym mit to pewien sposób opisywania poznawanej rzeczywistości, żeby Was dobić terminologią – mit jest metajęzykiem. O ile dla mnie, jako ośmiolatka, mity greckie były zbiorem fajnych bajek, swego rodzaju opowieściami fantasy, to już dla dwudziestoletniego mnie, studenta jednego z hobbystycznych kierunków, stanowiły fascynujący przekaz opowiadający o pewnym obrazie wszechświata. Opowiadającym o równie prawdziwych przekonaniach, jak dziś ufność, że fizycy wiedzą o czym mówią, nawet, jeśli my ich nie rozumiemy.
Gry czasem odwołują się do różnych mitów bezpośrednio. To na przykład gra “Zeus Pan Olimpu”, w której wbrew pozorom wcale nie graliśmy Zeusem.
Uff.
Kiedy więc będę pisał tu o “mitach założycielskich”, to choć nie jest to rozprawka naukowa, będzie mi bliżej do naukowego niż potocznego znaczenia słowa “mit”.
Uff, uff.
Przechodząc do rzeczy. Fani fantasy szukając swoich herosów założycieli przywołują zwykle Tolkiena bądź Howarda. Niektórzy dorzucają do tego LeGuin. Gracze, którzy jeszcze pamiętają wyroby czekoladopodobne, odwołują się właśnie do Ponga, który miałby być ojcem wszystkich gier. Jego boska moc pozwalała mu nawet na pokonanie żelaznej kurtyny. Pamiętam, jak z gromadą innych dzieciaków, ale i rodziców, wybiegłem w czasach upadłego systemu gospodarczego, na placyk przed domem, bo zajechała tam właśnie ciężarówka, na pace której miał skrywać się jakiś cud technologiczny. Cudem owym był właśnie Pong, którego na początku poznawaliśmy tak, jak nasi pradziadowie poznawali mumie i kobiety z wąsami – jako towar obwożony od wioski do wioski.
To nieco bardziej twórcze podejście do mitologii greckiej. Sprowadza się do hasła: “poznaj bogów i zabij ich”.
Jakkolwiek za pierwszym przyszli kolejni herosi, z których część stała się totemami naszego globalnego plemienia, Pong mógł być spośród nich najpierwszym.
Tylko, wiecie, mało kto o nim pamięta.
Jak narzekali już kapłani starożytnego Egiptu, świat musi upaść, bo dzisiejsza młodzież nie jest tak doskonała, jak my niegdyś i ma w nosie nasze świetne obyczaje oraz naszych najlepszych na świecie bogów. Dla kogoś, kto ma dziś lat dwadzieścia, Pong to prehistoria, ciekawostka z muzeum archeologicznego. Można doznać poruszenia na widok mumii, ale seksu z nią raczej nie będzie.
Najwygodniej dla mnie będzie to pokazać na przykładzie, oczywiście, cRPGów. Nie sięgam pamięcią tak daleko, by przypomnieć sobie, jaka gra powinna dzierżyć palmę pierwszeństwa. Jednak dla części z moich znajomych bogami cRPGów były Betrayal at Krondor, Realms of Arkania czy Eye of Beholder. Kiedy więc wyszła taka nowinka, jak Baldurs Gate zgrali w nią chętnie, a nawet z zapałem. Mogli uznać nawet grę za przełomową, ale z pewnością nie stanowiła dla nich herosa, który rozpoczął karierę gatunku. Łatwo ich dziś rozpoznać. Ilekroć w necie wybucha dyskusja na temat przewagi starych gier nad nowymi, uśmiechają się ironicznie, po czym rzucają coś w stylu: “Baldurs Gate jako stara, klasyczna gra? Hehe, młodziaki”.
Nieślubny wnuczek gry z poprzedniego obrazka wygląda tak.
Jakkolwiek znaczna część z nas odnajduje się w modzie na powrót do cRPGów korytarzowych w stylu Legend of Grimrock, to dla graczy rozpoczynających swoje cRPGowe życie od Eye of Beholder zagranie w LoG to jakby przypominanie sobie starych rytuałów. Powrót do tego, czym cRPGi były niegdyś i czym być powinny na zawsze, do świętej prawdy o prapoczątkach, czystej radości grania.
Późniejsze pokolenie (przy czym “pokolenie” nie odnosi się tu do daty naszego urodzenia, ale czasów, kiedy zaczęliśmy grać, bądź odkrywaliśmy jakiś gatunek gier) swój mit założycielki odnajduje właśnie w Baldurs Gate i do niego porównuje wszystkie gry, jakie ukazały się po nim. BG i BG2 stały się wyznacznikiem erpegowości dla milionów (a tak sobie rzuciłem liczbą) graczy na całym świecie. Jak silny jest mit założycielski niech pokaże los serii Dragon Age, której pierwsza część została przez baldursowców powitana z radością, bo nareszcie Bioware oddało hołd prawdziwemu bogu. Dragon Age to zresztą fascynująca seria właśnie dlatego, że szuka sobie boga, którego mogłaby wyznawać. Pierwsza część pokłoniła się starym, pogańskim władcom serc, druga próbowała zdobyć serca nowych, konsolowych wyznawców (choć zaryzykuję heretyckie stwierdzenie, że jej twórcy starali się równocześnie wejść w buty Planescape: Torment), natomiast trzecia spaliła stare i mniej stare ołtarze by wznieść świątynię na cześć najsilniejszego obecnie boga gier – Wielkiego MMOotha.
Tym samym doszliśmy do nowego herosa i nowego mitu założycielskiego. World of Warcraft.
cRPGi dotknęła ta sama radosna herezja, co niemal wszystkie inne gry (jakimś cudem przygodówki cały czas są od niej wolne – chyba – choć nie rozumiem dlaczego; przecież wspólne rozwiązywanie ultratrudnych zagadek też może być fajne; możliwe jednak, że tę “zagadkową” niszę częściowo zawłaszczyły sobie właśnie cRPGi) – usieciowienie. O ile pierwsze Neverwinter Nights próbowało herezję obłaskawić proponując graczom wspólne zwiedzanie lokacji znanych z singla oraz budowanie własnych przygód, rozwiązanie to, choć znacznie przedłużyło życie gry. nie przyjęło się tak powszechnie jak system rozpowszechniony (bo nie wymyślony) przez WoWa. W strzelankach herezja doprowadziła do tego, że kampanie singlowe stały się tylko tutorialem dla sieciówek, albo w ogóle zanikły. W cRPGach herezja stworzyła nową jakość grania. I ta nowa jakość pożera, jak przystało na istoty mityczne, swoich rodziców, co znów widać doskonale na przykładzie serii Dragon Age. A najtragiczniej i dosłowniej na serii KotOR.
Weź grę z ciekawą, zakręconą i mroczną fabułą, zmień ją w MMO i pozwól graczom zostać kim zechcą żeby mogli zabić dziesięć robotów, żeby mogli potem zabić jeszcze piętnaście robotów, żeby mogli…
Z mojego punktu widzenia – perspektywy starego kapłana nadającego na “tę dzisiejszą młodzież” – kłopotem jest to, że o uwagę producentów muszę rywalizować z graczami, dla którym mitem założycielskim jest właśnie WoW. I to WOW określa dziś kształty gier RPG. Być może za pięć lat najgłośniejsze będzie pokolenie dla których herosem kosmicznym, unoszącym na swoim karku bryłę świata będzie Dragon Age, ale śmiem w to wątpić, bo ta seria ma problem z oryginalnością. Pierwsza część miała być nowym BG, trzecia jest single MMO (to zresztą dowód, że gorszy bóg wypiera lepszego, Kingdoms of Amalur: Reckoning było naprawdę lepszym i fajniejszym single MMO niż jest nim DAI, ale przepadło wraz ze studiem, podczas gdy DAI święci triumfy). Jedyny pomysł serii DA na siebie, to upodabniać się do kogoś innego. Jak na ironię, gdy raz spróbowali czegoś oryginalniejszego ponieśli klęskę, a gracze niemal pożarli ich żywcem. Przy czym warto podkreślić, że przyczyną klęski nie była oryginalność, a spartolenie produktu.
Aż naszła mnie ochota, żeby znowu w to zagrać
Zatem nie DA, ale WOW rządzi dziś duszami cRPGów i jest głównym bogiem naszego panteonu. Starcy, tacy jak ja siedzą w katakumbach kickstarterów i gier indie ciesząc się dreptaniem bez końca po własnych śladach i nie licząc na to, że jakiekolwiek innowacje mogą przynieść pozytywny skutek. Bo co dobrego może wyrosnąć z mitu założycielskiego, którego sensem i celem jest grindowanie bez końca?
Niemniej, za jakieś dziesięć lat pokolenie WOWa będzie patrzyć z góry na gry oparte na jakimś nowszym, jeszcze bardziej komercyjnym paradygmacie i wzdychać, że kiedyś to były gry. A to dlatego, że mit, teraz wracamy do trudnego terminu z początku wpisu, jest metajęzykiem, a zatem zarówno opowieścią, jak i formą jej przekazu równocześnie, opisem i językiem na raz. Kształtuje nie nasze poglądy, ale cały nasz system myślenia i język, jakim opisujemy nasz świat. Dlatego jedni nie potrafią wyzwolić się z przekonania, że jedyną prawdziwą grą jest Fallout, bo gdy myślą o grach, myślą: Falloutem, Tormentem, WOWem.
Ponieważ zaś “jestem tym, co jesz”, to jeśli myślisz WOWem, zostając twórcą nowej gry najprawdopodobniej spróbujesz, jak bardzo byś się nie starał, wyprodukować coś w rodzaju WOWa.
Chyba, że jesteś tricksterem, jednym z tych bogów i półbogów, których cechami są wieczna niezgoda na zastaną rzeczywistość i skłonność do wykręcania numerów ludziom i bogom. Wtedy nawet wychowanie w konkretnym języku nie przeszkodzi ci zaszaleć. Takim tricksterem mógł być np. Markus “Notch” Persson albo (teraz rozlegnie się seria powarkiwań) Peter Molyneux. Jakkolwiek tricksterzy w mitologiach to zwykle oszuści i naciągacze, najlepiej bawiący się cudzym kosztem, przejawiający skłonności do paskudnych dowcipów, to jednak równocześnie oni właśnie stawali się bohaterami największej ilości opowieści. I mimo swoich wrednych charakterów nieśli ludziom nadzieję. A to dlatego, że nie tyle stawali po stronie ludzi przeciw bogom, co lubili kierować się wyłącznie własnym widzimisie, dzięki czemu byli oryginalni, oraz wprost kochali wbijać szple wielkim korpo… To jest, chciałem napisać, wielkim szefom panteonów.
I to wszystko właśnie mnie dziwi. Skoro tak bardzo zmieniają nam się mity, to dlaczego stoimy teraz w stagnacji? Czemu odczuwa się bardziej regres niż progres branży? Niby wiemy co chcemy, bo mamy w głowach nasze mity, ale jednak twórcy robią co chcą. Czy to kwestia tego, że mity dla “większości” odbiorców nie istnieją? albo to może właśnie taki trend dzisiejszego świata – wychowano mnie w jakieś wierze, ale że żyjemy w “liberalnym” świecie to i tak mam to gdzieś – co twórcy odczytują jako “weźmy starą markę (bo to pamiętają) i zróbmy po swojemu (bo nie obchodzi to graczy, póki wygląda ładniej od starego)”.
@Revant
bo światem rządzą księgowi, a oni nie mają sentymentów tylko swoje liczby, słupki i tabelki.
@Epipodiusz
no tak, ale te liczby, słupki i tabelki skądś się biorą. Głownie ze sprzedaży poszczególnych tytułów, czy like’ów na mordoksiążce, co bądź co bądź jest statystycznym odzwierciedleniem trendów. Jak gra się sprzedaje w rekordowej ilość egzemplarzy to najwidoczniej jest to gra rewolucyjna. Niestety, ale większość dzisiejszych odbiorców gier to laicy, którzy na grach po prostu się nie znają. Kupują je dla dzieciaków, aby samemu sobie “popykać”, albo popatrzeć na ładne widoczki. Sad, but true. Zamiast patrzeć w tył i budować na błędach, łatwiej jest popatrzyć na to co się akurat sprzedaje i dać to klientom. Popyt i sprzedaż, a nie prawdziwy rozwój jakiejś dziedziny. Dlatego też nie ma jeszcze leku na raka, bo profit przynosi leczenie, a nie wyleczenie pacjenta 🙁
@Revant
NAzwij mnie rosyjskim trollem forumowym, ale winę za to ponosi USA!
Serio. Tamten rynek masowo wchłania g0wno pod szyldem CoDów, Mass Effectów, Batelfildów i tego typu śmieci. Growy fastfood stał się po prostu opłacalny. Kupić, przeżuć w parę godzin, odstawić na półkę.
@Toc85
Nie nazwę bo to jest prawda. Nieważne jak popatrzeć na ten kraj, to USA jest żyjącym trupem, zgniłym i tylko strasznym pod względem militarnym. Aż szkoda patrzeć, że tak wiele branż ogólnoświatowych jest zależnych od ich trendów :/
@Toc85
Tak tylko przypomnę, że USA to tylko jakieś 40-45% sprzedaży gier na świecie, a Zachodnia Europa to kolejne +-40% 🙂
Ale co prawda, to prawda. Jak film w USA nie zarobi dwa-trzy razy więcej niż kosztował, to IP idzie do kosza, nawet zanim poleci w Świat.
@Epipodiusz
Chyba nawet bardziej szamani od marketingu. Księgowi zliczają stan faktyczny. Szamani usiłują go kreować.
@Revant
Ale regres jest wpisany w każdą grupę/profesję kurczowo trzymającą się starych zasad. Gdybyśmy bez końca robili kolejne “baldursy”, to dopiero byłby zastój.
Natomiast w sytuacji, gdy głównymi inspiratorami zmian są księgowi, to zmiany są jakie są.
@Revant
“Skoro tak bardzo zmieniają nam się mity, to dlaczego stoimy teraz w stagnacji? Czemu odczuwa się bardziej regres niż progres branży?”
A to nie jest tak że może dla Ciebie, dla mnie, dla grupki gikzów i jeszcze tam kogoś jest regres ale dla innych to wprost przeciwnie? Przecież ktoś w to gra, ktoś płaci, ktoś kupuje – księgi rachunkowe nie kłamią. Forsa się obraca, kasa się zgadza. Dla nas czerpiących ze starych mitów obecne opowieści dziwnej treści to najwyżej bajeczki. Dla nowych pokoleń to świat zastany: tak jest a skoro tak jest – to znaczy że tak ma być, więc hajda za Kmicicem na Wołomontowicze, zabijmy 10 mobków żeby potem zabić 15…
“Piękno jest w oku patrzącego” jak mawiają. Progres/regres najwyraźniej siedzi tuż obok 🙂
@brum75
Myślę, że duże gry sprzedają się, bo jest na nie duża promocja. I masa tytułów indie też sprzedawałaby się w wielkich nakładach, gdyby wyłożyć ciężkie miliony na ich wypromowanie.
@brum75
Patrz na moją odpowiedź do Epipodiusza. Dodam tylko, że masz racje – dzisiejsze pokolenia zdaje się nie interesuje historia, która pokazuje jakich błędów nie popełniać, a bardziej to co jest tu i teraz, nieważne czy dobre czy złe.
@Revant
Jakiś rok czy dwa lata temu był wielki hałas o to, że tłum dziennikarzy powiedział “gamer is dead”.
A nie ma co się oszukiwać, mają rację, to “użytkownicy gier” decydują w co gramy (i to dla nich EA ogłasza, że gry są za trudne i trzeba jeszcze bardziej je ułatwić). I trzeba tylko mieć nadzieję, że choć trochę to będzie pokrywać się z naszymi potrzebami.
@MusialemToPowiedziec
Hasła pokroju “gamer is dead” można włożyć między bajki. Przecież od kilku lat przeżywamy boom w świecie e-sportu. Finały rozgrywek LoLa, Counter Strike’a czy DOTY nie odbywają się już w salach kinowych lecz w wypełnionych po brzegi halach widowiskowo-sportowych, a nawet na stadionach (Sangam Stadium – LoL 2014). Cały ten szum nie toczy się wokół “użytkowników gier” lecz wokół zawodowych GRACZY. Jestem więc daleki od stwierdzenia, że kult “gamera” umarł, wręcz przeciwnie, na moje oko ma się tak dobrze jak nigdy przedtem.
Eye of Beholder to było wstrząsające przeżycie. Ale Ishar chyba było jeszcze lepsze.
[RÓŻOWY POST] Są chętni na granie dzisiaj? Za tydzień nie będę mogła, więc można dzisiaj coś popykać. [/RÓŻOWY POST]
@Beti
https://www.gikz.pl/news20/payday-2-dostal-nowe-poziomy-infamy/ – jacyś chętni są
@MusialemToPowiedziec
O. Nie widziałam tego.
Na steamie też pisałam jak coś.
btw. jak Ty już tak inicjujesz granie, to na pewno masz mikrofon!!!!! :>
@Beti
Ehh, bo jeszcze zrobię niespodziankę i znajdę jak się mp3ki przez Teamspeaka gra i będę puszczał randomowe piosenki 😛
O, jak się uprę to da się. To co, “10 hours what is love”?
@MusialemToPowiedziec
Jeśli lubisz grać przy takich dźwiękach to czemu nie 😛
Zresztą my i tak już nigdy nie będziemy w jednej drużynie, więc…
@Beti
Ale będziemy w Lobby!!!
What is love…
Zapomniałeś o Dungeon Masterze, był szybciej niż Eye of Beholder.
@Waldek-Mat
Fakt, zapomniałem. Pewnie dlatego, że dla mnie EoB był pierwszy.
@bosman_plama
Podobnie dla mnie bo grałem jeszcze na Amidze, a Dungeon Mastera parę lat później na PC ale cała mechanika i koncept wyszła z Dungeona i jego następcy, nawet nie pamiętam nazwy.
@Waldek-Mat
Dungeon Master 2? 😉 Chyba że myślisz o Stonekeep, ale to już po EoB.
Ja się nie wkręciłem w EoB, ale oba DM przechodziłem z papierowym internetem, czyli numerem Top Secret, który brat skądś zorganizował. Bez tego się nie dało, bo o ile mapki nawet dało się wyrysować, to składanie zaklęć było jakąś, hehe, czarną magią.
@furry
Drugą częścią Dungeon Matsera było Chaos Strikes back, czy jakoś tak 🙂
@furry
Ech Dungeon Master. Mój pierwszy oryginał w życiu. I brata, bo w sumie on w to bardziej grał, ja byłem za miękki.
“Bo co dobrego może wyrosnąć z mitu założycielskiego, którego sensem i celem jest grindowanie bez końca?”
To jest o WoWie?
Brzmi bardziej na jakieś przykre wspomnienia z grami F2P… 😉
@hfn
Bosman jeszcze z prawdziwym grindem się nie zetknął.
@Yerz
z grindcorem?
Widać, że ktoś tutaj przeczytał uważnie “Podróż autora. Struktury mityczne dla scenarzystów i pisarzy” :).
@creep
Prawdę mówiąc pierwszy raz usłyszałem o tej książce. Ale wyguglałem i wychodzi na to, że Vogler też musiał czytać Elliadego, Van Der Leeuwa i całą resztę klasyków etnologii i religioznawstwa:).
@bosman_plama
Niezależnie od tego, książkę polecam. Bardzo… Przydatna :).
@bosman_plama
Albo Campbella 🙂
Przeglądając swego czasu książkę Voglera miałem nieodparte wrażenie, że to po prostu inna wersja “Bohatera o tysiącu twarzy”, tyle że bez podawania przykładów z mitologii.
A tak w ogóle, to z poradników do pisania najlepszy jest kalkulator fabuł powieści SF, stworzony przez Lema.
Co do mitów założycielskich, zawsze fascynowało mnie zupełnie odmienne postrzeganie smoków – złych u Tolkiena i dobrych (no, powiedzmy) u LeGuin. W sumie, jak się zastanowić, to i inna filozofia rządząca światem, w Ziemiomorzu nie było bogów, ani konfliktu dobrzy-źli…
U Howarda chyba sprowadza się to do “świat jest pełen złych mocy, których emanacje trzeba zgładzić”.
@furry
Tolkien napisał bardzo chrześcijański świat, a w chrześcijaństwie smoki mają raczej złą prasę. LeGuin podchodziła do tematu od zupełnie innej strony, a że ma dobre przygotowanie etnograficzne, to szukała też inspiracji szerszych niż tylko chrześcijaństwo i mitologia germańska. To i smoki mogła napisać inne.
A Howard wiadomo – jest jak piszesz. Howard jest zresztą skrajnie racjonalistyczny w podejściu – wszystko co nadnaturalne jest dla niego podejrzane. Brzmi to zabawnie w kontekście fantasy, ale tak to wygląda.
@bosman_plama
No właśnie, dopiero parę lat po pierwszym przeczytaniu trylogii zacząłem pewne rzeczy kojarzyć, a potem okazało się, że czytałem już o tym gdy miałem 10 lat, w Małej Fantastyce, tylko wtedy nie wiedziałem o co chodzi.
@furry
Dobre smoki u LeGuin? Co ja czytam?
@aihS
Może nie tyle dobre, co nie tak jawnie francowacie nastawione na podpalanie wszystkiego, co się rusza:).
U Tolkiena smoki to jasno określeni słudzy zła, LeGuin dała im nieco samostanowienia.
@aihS
No, złe nie były na pewno. Raczej miały status “poza dobrem i złem”. Jak w 3 części zaczęły coś tam podpalać…
EDIT: W opowiadaniach jeszcze bardziej to widać. Zresztą czy pierwszy smok nie był stwórcą Archipelagu?
@furry
@aihS
No ale to było dawno i nieprawda, zresztą jak to wpływa na ich charakter? OK, faktycznie może są bardziej neutralne, niż dobre, w każdym razie “nie złe”.
Bardzo fajnie, w skondensowanej postaci można przeczytać o micie w rozdziale “Mit w literaturze” książki Jerzego Speiny “Typy świata przedstawionego w literaturze”. Takie coś na rozgrzewkę przed Eliadami i innymi takimi.
@Daimonion
Dobra rozgrzewka to również pierwsza część w “Poetyce mitu” Mieletynskiego. Przez dwieście stron gość omawia studia nad mitem (od bodaj Oświecenia aż po drugą połowę XX wieku).
A za namiar na Speinę dziękuję 🙂
WoW? Dinozaur…taki bóg, to może 5 lat temu, dziś panem wszechświata jest League of Legends i wszyscy pragną własnej moby, nawet jako pseudo mmorpg
@Kawira
Ale LOL jeszcze nie wpływa na kształt singlowych cRPGów, a WOW (i okolice) i owszem.
Ale masz rację, zignorowałem LOLe ponieważ tak bardzo nic o nich nie wiem, że aż wyparłem ich istnienie z umysłu.
@bosman_plama
Na singla w sumie nijak się da, ale w świecie multi nawet Blizzard przechodzi na nową wiarę (bardzo grywalną btw)
@Kawira
Przyznam Ci się, że ja multi nie traktuję jak cRPGów:). Taka słabostka.
@bosman_plama
Wiek :D. Z ludzi w moim wieku tylko ja z moich znajomych jeszcze mocno siedzę w sieciówkach. Reszta woli casualowo popykać w singlowe AAA typu Dishonoured, które mnie mdli.
@Kawira
Dishonoured jest skradanką, więc wcale Ci się nie dziwię:).
Ale tak, wolę single.
@bosman_plama
Wiadomo, że lepiej grać w single:
http://static.fjcdn.com/pictures/Single+player+vs+multiplayer_7c304b_5058722.jpg
@Tasioros
Ale nikt chyba nie twierdzi że jest inaczej 😀
Tzw. skill w grze jest prostą (niekoniecznie liniową) funkcją czasu spędzonego w tym czy innych FPS-ach.
@bosman_plama
Ale ja lubię skradanki…tylko nie takie…wybaczające :P. Stare Hitmany i Thiefy to było coś. Hejtuję tylko cRPGi ;). No dobra i przygodówki point & click…nigdy nie zrozumiem podniety nimi
@Kawira
Daj Boziu by wszystkie ‘casualowe AAA’ były pokroju Dishonored!
@Kawira
Ja chyba też jestem z jakiegoś granicznego rocznika, bo preferuję zdecydowanie multi, ale mam wielu trochę starszych znajomych, co potrafią tłuc dziesiątki/setki godzin w jedną grę single.
Bosman, polecasz Kingdoms of Amalur? Przy premierze sprawdziłem demo, ale było meh: singlowe MMO z WoW-owatą grafiką, fabuła jakaś niby jest, ale nie na tyle, żeby dla niej chciało się grać. Chyba że potem jest lepiej. Co ta gra ma wg Ciebie fajnego?
@lemon
To rzeczywiście jest singlowe MMO, ale gra się całkiem miło. Na przykład nie ma prawie zadań pt.: “Przynieś mi trzydzieści czegoś”. Na początku trafią się ze dwa takie, ale kiedy obrastasz w herosowość, to właściwie nikt się już z nimi do Ciebie nie zwraca, albo przynajmniej jakoś to maskuje. Zresztą, możesz ich wcale nie brać, w niczym Ci to nie przeszkodzi w awansowaniu.
Inaczej niż w DAI nie miałem wrażenia przeładowania kretyńskimi przeciwnikami po to, żeby grało się w to dłużej. Jasne, są przeciwnicy służący do nabicia punktów i nawet się respawnują (co może zmęczyć), ale nie miałem wrażenia ich natłoku.
Inaczej niż w DAI walka jest bardziej zręcznościowa, a przy tym sprawiająca frajdę. Do tego gra ma własny bestiariusz, co pozwala odetchnąć od nawalani się w kółko z tym samym, co w innych grach, fajne lokacje, niezły system rozwoju postaci i broni a samej broni obłędne ilości rodzajów o tak rozmaitych możliwościach, świetnie się bawiłem sprawdzając jak co będzie działać. I jak zwykle nie czerpię wielkiej frajdy z modyfikowania broni, tak tu mnie to wciągnęło.
Przemawia też do mnie bajkowa kolorystyka lokacji i umowna kreska postaci.
Przy czym – bądźmy szczerzy – pograłem w to 40 godzin (mniej więcej), przerwałem z myślą “jeszcze tu wrócę” i nie wróciłem, choć teraz poczułem na to ochotę.
To nie jest jakaś wielka gra. Masz otwarty świat i zręcznościową nawalankę. Troszkę dialogów, które bywają niezłe i zabawne, zróżnicowane krainy, itp. Nic szczególnie świetnego, co czyniłoby tę grę czymś wyjątkowo szczególnym. Ale posiada on pewną trudną do określenia fajność, której DAI nie posiada ani grama. Wędrując ememowo przez DAI muszę się zmuszać do dalszej gry, bo wszyscy mnie zapewniają, że za jakieś dwadzieścia godzin zacznie być fajnie. Wędrując przez KoAR pogwizdywałem pod nosem i uśmiechałem się na widok przeciwników.
Ale nie będę udawał, że po demo robi się lawinowo zajebiściej. Gra jest teraz tania, możesz jej spróbować. Jeśli jednak demo Cie nie porwało, to nie będę Cie jakoś szaleńczo namawiał.
Jest fajniej niż w demie, ale gra nie zmienia się nagle w coś zupełnie innego.
@bosman_plama
Dodatkowa zaleta – znudzi ci się ciachanie mieczem, skaczesz do babki z tarotem i boom, jesteś magiem.
@MusialemToPowiedziec
Mi gra nie weszła, podejrzewam że przez te zręcznościowe walki i animacje ruchu rodem z japońskich automatów. Choć jak tak myślę, powodem może być też to, że wybrałem walkę krótkimi, zakrzywionymi ostrzami, co przypomina trochę Sacred – najgorszy h’n’s ever.
Na pierwszy rzut oka Dragon Age Origins bardziej mi podeszło w kategorii “RPG z Origina”.
@furry
Bo DAO jest lepszym cRPG niż KoAR. Ale KoAR jest lepszym SMMO niż DAI.
Chciałem tylko wspomnieć, że narzekanie na ‘dzisiejszą młodzież co starszych nie szanuje i bogów nie czci’ datuje się na okres jeszcze starszy, bo Sumer.
Natomiast starożytni Grecy (jak o nich już wspominamy) byli wszekże święcie przekonani, że Arkadia – Złoty Wiek przeminął bezpowrotnie. Co gorsza ten sam los spotkał Wiek Srebrny i Brązowy a współcześni (czyli owi Grecy) żyją w Wieku Żelaznym czyli najparszywszym z możliwych.
To tak w temacie, że kiedyś było lepiej.
@maladict
A się orientuje ktokolwiek, czy kiedykolwiek patrzono w przyszłość jako czas lepszy?
@MusialemToPowiedziec
Złota Era S-F?
@MusialemToPowiedziec
Bracia ze wschodu budowali przecież lepsze jutro.
@maladict
http://www.sadistic.pl/narzekanie-na-dzisiejsza-mlodziez-vt259604.htm
Nie wiem, na ile istnienie tekstu “Skryba i jego zepsuty syn” jest prawdą, ale nawet jeśli to nieprawda, to dobrze opowiedziana, więc warta komentarza.
Edit: http://www.syriacstudies.com/AFSS/Syriac_Articles_in_English/Entries/2010/6/13_The_First_Childrens_Literature_The_Case_for_Sumer_Gillian_Adams.html
Ctrl+F “Juvenile Delinquency” 😆
Ewentualnie ta książka.
Wczoraj wracając do domu wygrzebałem na stoisku z przeterminowaną prasą Pixela za całe pińć. Czyżby nakład nie schodził ?
Znowu ktoś pisze o Betrayal at Krondor a screen z Betrayal at Antara…
Matka przygodowych gier planszowych – Chińczyk… eee… znaczy, Talisman (w wersji elektronicznej) – wzbogacił się o nowy dodatek: The Highland.
Oraz o nową postać (Shapeshifter).
To tak na marginesie mitów założycielskich 🙂
@Iago
A na cdp.pl season pass za 50 zeta, do niedzieli.
Tak mi się jeszcze skojarzyło, że aktualnie honoru singlowych cRPGów broni Skyrim. I jeżeli to nie jest dowód na ostateczny upadek, to sam już nie wiem co nim może być.
@maladict
Już za dwa tygodnie Pillars of Eternity więc niech się Skyrim zacznie pakować.
@aihS
Ale PoE to takie półindie. I nie podskoczy sprzedażą, popularnością czy choćby rozpoznawalnością tytułu Skyrimowi, Mass Effect czy Dragon Age: Kołysanka. Zatem reprezentantami cRPGów w zmaganiach o dusze milionów pozostaną tamte tytuły.
No, chyba, że PoE wystrzeli ponad wszelkie spodziewania.
@bosman_plama
To jeżeli mowa o mainstreamie to na obrońcę raczej typowałbym FNV 🙂
ed: a PoE moim zdaniem uplasuje się gdzieś pomiędzy IWD a BG1 czyli solidnie, ale bez sensacji, tak czy siak zamówione 😛
@aihS
Rzeczywiście, FNV byłby lepszy, choć nie wiem, czy sprzedał się tak dobrze jak Skyrim. Hajp popkulturowy był też w Skyrim niebotyczny (a wszystko przez kawałek Jeremego Soule i nieustającą modę na wikingów).
No i zwykle nie biorę FNV pod uwagę, ze względu na specyficzne stany chemiczne mojego mózgu pojawiające się przy reakcji na słowo: “Fallout”.
@bosman_plama
Raczej się nie sprzedał, skoro tak mało osób pamięta, że w FNV było “Byłem kurierem jak ty, ale dostałem kulkę w łeb”…
Z drugiej strony, w FNV to było raz, a Skyrim strzałami w kolano rzucał na lewo i prawo u niektórych (prawdę mówiąc, nie wiem czy u mnie choć raz to powiedzieli…).
@aihS
A ja się boję, że PoE skończy jak Wasteland 2. Taka fajna gra, ale ludziki wyglądają tak samo nawet jak zmienią zbroję.
@maladict
Czyli wydano wyrok, 2/10.
Najgorsze że teraz nie wiem czy PoE znaczy Path of Exile, czy Pillars of Eternity.
Oficjalna lesbijka w Gwiezdnych Wojnach http://www.polygon.com/2015/3/9/8174063/star-wars-lgbt-moff-mors-lords-sith
@Nitek
Star Wars od początku przecierało szlaki rozmaitościom seksualnym. Przecież Jabba ewidentnie leciał na Leię.
@bosman_plama
Na tej samej zasadzie co szejkowie na polskie modelki.
Ostatnio przewinął mi się tekst o seksualności w Gwiezdnych Wojnach i w sumie wniosek był jeden – to temat nieporuszany na dobrą sprawę. Nie tabu, ale również nie przewodnia myśl. Disnej w ramach drukowania pieniędzy wprowadzi do SW wszystko co się da. Rycerzom Jedi i tak już nie wolno bawić się mieczami z płcią przeciwną więc nie zdziwię się jak skończy się to jakimś homoseksualnym odłamem. Byli Szarzy Jedi to będą i Tęczowi z legionami TransTrooperów.
@aihS
Mocna wizja!
Ale poruszany jakoś był – właśnie przez wątek oporu jedi w nowej trylogii. A w Clone Wars dodali romans Obi Wanowi.
Natomiast związek Jabby z Leią był jednym z nielicznych przykładów na erotykę międzygatunkową w kinie (nie liczę porno zoofilijnego). I to jest ciekawy wątek. Zwłaszcza, że jest w świecie SW przynajmniej jedna rasa nastawiona mocno na pobudzanie seksualne samców (a teraz pewnie i samic) wielu ras.
@bosman_plama
Nie mówię, że w SW nie ma seksu bo jest, ale nie robiono z tego nigdy wielkiego halo. Różne zwyczaje również były poruszane (głównie w Expanded Universe), ale teraz Disnej jak Biołer będzie obowiązkowo wpychało każdemu prącia w dwunastnice w ramach szerzenia miłości i wolności. Ja wiedziałem, że ten murzyn wyskakujący znienacka musiał być zwiastunem rewolucji seksualnej. Wszyscy skupili się na mieczu ze świetlnym jelcem, ale to zapowiada jedynie nieograniczoną fantazję projektantów erotycznych gadżetów laserowych.
@aihS
Seks w GW nie istnieje, bo GW to historia napisana przez Jedi. Jedi, których kod mówi “There is no emotion, there is peace. (…) There is no passion, there is serenity”.
A z drugiej strony masz “Peace is a lie, there is only passion” Sithów.
Dlatego twoja wizja się nie sprawdzi, bo niestety w świecie SW Tęczowi Rycerze byliby ZŁEM, które Luke i spółka musiałby zniszczyć.
Przez co dziwne, że te 30 lat temu nikt tego wątku nie używał. Ciekawe jak dziś wyglądałby świat, gdyby kanonem SW było zdanie “Imperator to gej”.
@MusialemToPowiedziec
Akurat kończę czytać wyjątkową słabą trylogię Darth Bane’a i jak jeszcze gdzieś coś zaatakuje mnie słowami kodeksu Jedi i Sithów to chyba mi się uleje…
@aihS
Ale Bane już nie jest do końca kanoniczny chyba. Tzn. sam Bane chyba jest, skoro się pojawia w Clone Wars, ale jego trylogia już nie.
@bosman_plama
Jako, że nadal ostatni sezon CW czeka na obejrzenie to dziękuję serdecznie 😉
@aihS
Twoja wina, że odwlekasz obejrzenie najlepszego sezonu!:D
@bosman_plama
Czekam na wydanie kompletne na bluryju bo póki co tylko zbiorcze I-V jest do kupienia 🙁
@aihS
Nie wiem, czy takie zbiorcze, na które czekasz, kiedykolwiek się ukaże. Ostatni sezon nadawała inna stancja, niż wcześniejsze, w związku z tym różnie może u nich być z prawem własności. Dla porównania – w przypadku Scrubs nie istnieje zbiorcze wydanie wszystkich sezonów, ostatni, nadawany przez inną stację, można kupić tylko osobno (co wzmacnia teorię ortodoksów, że serial kończy się na ósmym sezonie).
@bosman_plama
Najwyżej wezmę na VHSie z osiedlowej wypożyczalni.
@bosman_plama
Jak to nie ma? 53 funty i wszystko jest twoje.
@furry
Heh, często kupowane ze Scrubs:
kolekcja filmów Clinta Eastwooda.
@furry
Mógłbym zrobić unik, że rozmawialiśmy o blu-ray a to jest dvd;), ale masz mnie. Kiedy ostatnio sprawdzałem, takiej składanki nie było.
SPRZEDALI SIĘ!!!!!ONEONE111!!1!!
@aihS
Ha! Nie czytało się dokładnie recenzji serialu “Clone Wars” Bosmana 😛 Wspominał w niej, że pojawia się Bane. Co w sumie też mi zrobiło spoilera…
Cisnę Inkwizycję. Byłem dwa dni na L4 i dalej tonę w morzu questów! Brzegu nie widać.
@aihS
To nie graj w KotORa 😛
@MusialemToPowiedziec
Chciałem wstawić obrazek, ale jest poniedziałek, nie będę pogarszał sytuacji.
EDIT: a co tam, macie:
Tzn. miał być obrazek z cytatami z kodeksu, ale to jest lepsze.
@aihS
O, czyli jest ktoś mieniący się fanem SW i uważający powszechnie wielbione powieści Karpyshyna za kiepskie. Cieszy mnie to. 🙂 A które uważasz za dobre? Thrawn? Coś jeszcze?
@lemon
Powiem szczerze, że mnie się chyba żadna nie podobała. Łącznie z tak hajpowaną trylogią Thrawna, której powodzenia nie rozumiem. Wyjątek zrobiłbym może dla powieści Zahna o ekipie szturmowców – dezerterów, którzy bawią się w “Pułkownika Kwiatkowskiego”. Też nie była to rzecz wybitna, ale do czytania i bez wielkiego zadęcia.
@lemon
Odpowiem ci tak – właśnie zacząłem czytać powtórnie wszystko co mam więc chciałbym się wstrzymać z wydawaniem ocen. Na swoje nieszczęście zacząłem od Thrawna, którego uważam za pozycje solidną, ale bez szaleństwa. Wciągnąłem nosem 3 tomy w dwa dni, bez szaleństwa 😉 Przez 17 lat (od mojej poprzedniej lektury) trylogia Zahna nie straciła tego o co trudno było w przypadku innych pozycji – ducha starej trylogii, który o dziwo współgra z masą nowych postaci i pomysłów. To jest największa zasługa Zahna bo tak jak wspomniałem są w EU lepsze książki, ale nie ma lepszych Starłorsów 🙂 Nie bez powodu trylogia Thrawna została okrzyknięta mianem epizodów VII-IX.
Co do Bane’a to pierwszy tom jest nawet fajny, ale drugi sam autor kończy chwaląc się, że napisał tę książkę w 6 miesięcy, taki pisarz, tyle literek, wow. Nie musiał o tym wspominać bo to się czuje. Trzeci tom czytam siłą rozpędu. Po tym wrócę jednak to moich ulubionych ram czasowych w okolicach NN i dalej.
Co do ocen to tak jak mówię wolałbym wstrzymać się, ale tu również będę w mniejszości bo podobała mi się Nowa Era Jedi. Sam motyw przewodni jest taki sobie, ale książki są po prostu lepsze, doroślejsze.
Jakimś cudem nigdy nie przeczytałem serii X-wingi więc czeka mnie w tym maratonie lekki powiew świeżości w moich ulubionych klimatach o ile się nie mylę.
ed: Warto chyba wspomnieć, że moja miłość do powieści ze świata SW nie kłóci się z tym, że mogę sobie przeczytać Dukaja czy inne “rzeczy na poziomie”. Niektórzy a priori wrzucają wszystkie licencyjne twory do kosza, ale ja nie widzę problemu by dobrze się przy nich bawić. Herbatę ekspresową z torebki też piję choć wiem, że nie ma za wiele wspólnego z prawdziwą 😉
@aihS
Przypomniała mi się taka zabawna historia, jak kiedyś chciałem sobie kupić ebooka “Heir to the Empire”. 😀
@furry
Pewnie zdziurawiłem, ale jaka to historia? 😛
@aihS
W amazon.com, nie było, więc założyłem konto w B&N, dodałem kartę, adres, i ostatecznie: http://imgur.com/6vAHSKm
@furry
A no w sumie to zero zaskoczenia. Część tego co na amazonie ma wersję Kindlową również jest tylko pod USA. W Google Books masz potwierdzenie jak cienko jest z ebookami SW w europie.
Jak to zwykle w Polsce bywa łatwiej o skany z Amberowskich wydań, i to całkiem profesjonalnie przerobione w epub/mobi, niż o zakup legalnej wersji. O angielskich ebookach to nawet nie marzę 😉
@aihS
No wiem, ale miałem nadzieję, tym bardziej że nie pokazało się “fak ju”, ale “dodaj kartę”.
Jest akurat paperback na Allegro, nawet taniej niż z amazon.co.uk, ale właśnie kupiłem Aksolotla 🙂
@furry
Na bankowym jest (lub była) księgarnia, w której tych paperbacków był spory wybór. W empiku w domach centrum też się zdarzały.
@Nitek
A tak w ogóle. Star Wars jako seria filmowa nie zrobiła z nikogo mega-gwiazdy (poza Lucasem). Czy jest to jakiś wyjątek, czy raczej jest to reguła że jak jakiś film jest robiony jako jakaś dłużyzna to nikt kto w nim gra nie robi dzięki temu oszałamiającej kariery?
Jest jeden Harrison Ford (ale IMO on jest dzieckiem sukcesu Indiany Jonesa niż Hana Solo) i to chyba tyle?
@MusialemToPowiedziec
Hamill miał szanse ale z tego co gdzieś czytałem sam zaprzepaścił taką szansę wkręcając się za mocno w bycie Luke`iem i jakoś nie dał rady się gdzie indziej zahaczyć. Chociaż z drugiej strony świetnie radzi sobie dubbingując filmy animowane.
edyta:
A z nowszej trylogii to wydaje mi się, że o Natalie Portman zaczęło się głośno mówić po pierwszej części.
@Epipodiusz
Hamill jest najgenialniejszym głosem Jokera ever!
@Revant
widzieliście Jokera, a właściwie przygotowania doń, robione przez Leto?
http://www.comicbookresources.com/article/suicide-squads-leto-ditches-eyebrows-for-joker-look
Mam nadzieję, że celuje w to
@Nitek
Joker wygląda jakby pochodził z Peaky Blinders.
@Nitek
W końcu ma szansę, że go polubię. Leto rzecz jasna 😉
@Epipodiusz
Wydaje mi się jednak, że o Portmanowej to się mówiło już po Leonie, a nie po Widmowej Pomroczności 😉
Tak jak Revant pisze Hamill zankomicie dubingował Jokera w animowanym Batmanie i nie tylko Jokera bo podkładał głos w wielu filmach. Fisherowa się zapiła i zaćpała troszku. Reszta aktorów grała w gumowych/włochatych/aluminiowych strojach więc ich ryje nie nabrały odpowiedniej wartości by podbić Holiłudy.
@aihS
No nie, Alec Guness dostał potem parę ról dzięki temu, że zagrał Obi Wana:).
@bosman_plama
Coś ci się pomyliło. Alec Guinness zginął na pierwszej Gwieździe Śmierci. Zabił go David Prowse mówiący głosem Earla Jones’a.
@aihS
Więc np. w serialowej pre-ekranizacji filmu z Gary Oldmanem (z 2011), zagrała jego emanacja Mocy.
@bosman_plama
Michael Jackson gra tak koncerty więc dla chcącego nic trudnego.
@aihS
Ale megagwiazdą Hamill nie został.
I nawet nie idzie mi o same Warsy, czy w ogóle jest jakaś z góry planowana seria filmów, co kogoś wybiła porządnie w górę? Matrix nikogo nie wypromował. Władca Pierścieni chyba też nie (poza Jacksonem… hmm zaczynam widzieć pewną korelację 🙂 ).
Może Piraci z Karaibów, ale patrząc na sequele wydaje mi się, że to nie miała być seria filmów i robili rozpędem przychodów 😛
@MusialemToPowiedziec
Akurat z Piratami to ja uważam, że to Depp wypromował i pociągnął te filmy, a nie na odwrót.
@MusialemToPowiedziec
Matrix podpromował nieco Carrie Ann Moss, która wcześniej występowała głownie w serialach. I to w czasach przed wielką modą na seriale, kiedy granie w nich oznaczało zwykle przynależność do kategorii B.
Hugo Weaving też chyba nie był wcześniej bardzo znany.
@bosman_plama
Ale jakoś jej nie poszło. To było jej takie ‘pięć minut’. Podobnie jak miał Viggo Mortensen po LotRze.
Kogo wypromował Matrix? Hugo Weavinga. [Edit] Co, jak widzę zdążyłeś dopisać.
@maladict
A to on w czymś gra?* Ja go tylko z Matrixa i LotRa kojarzę. No i z V jak Vendetta, ale tam trafił bo wcześniej grający aktor nie dawał rady całe dnie latać w masce, więc stanęło na wyborze między aktorem a maską.
I o dziwo uznano, że jednak w tym wypadku jednak maska zostanie 😛
*Tak, wiem, gra. Ale znowu, to nie mega-gwiazda.
@MusialemToPowiedziec
Z Piratami było o tyle zabawne, że nikt nie liczył na powodzenie filmu. Poprzednie filmy o piratach (Polańskiego i ten z Geeną Davies) były klapami. Dodatkowo czego można spodziewać się po filmie opartym na parku rozrywki, opartym na grze komputerowej, opartej na książce. Dodatkowo producenci byli przerażeni ‘gejowską’ grą Deppa, który z kolei sam nie był do końca pewnien czy to co robi jest dobre. Sukces był zgoła niespodziewany i dopiero on przyniósł sequele. A kogo wypromował? Keirę.
@maladict
Keira? To ta przed zdjęciem topless której nie trzeba dawać NSFW bo i tak wygląda jak 15 letni chłopiec? 😉
NSFW
@aihS
Albo ten przypadek “retuszu” 😉
@aihS
Jeżeli uważasz, że oglądanie zdjęć półnagich nastoletnich chłopców nie jest NSFW, to ciekawą masz pracę.
@maladict
Wystarczy mieć boisko szkolne pod oknem.
@aihS
Jest zajebista, bo mimo wielu złośliwych uwag na temat jej kobiecości nie wysilikonowała się 🙂
@Beti
A w czym miałoby jej to pomóc? Zero figury, zero ciała, z twarzy atrakcyjna, ale z oznakami niedożywienia. Z silikonowym biustem wyglądałaby groteskowo.
@aihS
To zależy z jakim tym biustem, silikonowe biusty maja to do siebie, że można je dobierać z umiarem (w jej przypadku zbyt duży by się nie sprawdził) główny akcent kładąc na kształt.
Niby niewielka różnica (bez czy z małym), ale uważam, że zauważalna by była, szczególnie jak by dopasować tak pod lekko zadarty nos 😉
@aihS
Wystarczy, że niewiele powiększy biust i poślady 😉
Teraz jest w ciąży, więc jest szansa, że nabierze naturalnie fajniejszych kształtów 😉
@Beti
Na bank. Teraz taka moda, że młode mamusie w połogu w pocie czoła zapierniczają żeby tylko broń Boże nic nie przytyć więc nie spodziewałbym się.
@aihS
Nie zrozumiałeś mnie. Po ciąży zostają pełniejsze kształty – większy biust i biodra. I nie chodzi mi o nadprogramowe kilogramy tylko pełniejszą wersję dzięki hormonom. Zresztą.. u kilku moich strasznie chudych znajomych tak było ,więc coś w tym jest 😉 Mam nadzieję, że działa to tylko u “płaskich” kobiet, ku ich uciesze 😉