Obecnie postapo to popularna stylistyka dla powieści, gier i filmów. Czekamy na nowego “Mad Maxa”, pocinamy w “Fallout”, “Borderlands”, “Stalkera”, “Metro” albo “Rage” i czytamy np. “Metro” (albo “Pokój światów”, też trochę postapo). I jeżeli lubimy takie klimaty, bardzo nam się to wszystko podoba. Jeśli jednak ktoś z nas dorastał w latach 70 bądź 80 dwudziestego wieku, postapokalipsa nie stanowiła gry wyobraźni, ale datę zapisaną w kalendarzu. Owszem, ulegająca przesunięciom niczym premiera “Wasteland2”, ale jednak stale w nim obecną.
Przedapokalipsa
Zanim po raz pierwszy zagrałem w “Fallout” przynajmniej raz w tygodniu oglądałem w TVP filmy nagrane podczas próbnych eksplozji jądrowych w różnych częściach świata. Najczęściej był to film pokazujący jak fala uderzeniowa zmiata niczym domki z kart niewielkie budyneczki, w których ktoś poukładał przyodziane w letnie ubrania manekiny. Domontowywano do tego filmik ze startem obowiązkowo złej imperialistycznej amerykańskiej rakiety, ze trzy widoki atomowego grzyba oraz mapę Polski, na której zaznaczono spodziewane miejsca wybuchów bomb.
Takie obrazki oglądałem w dzieciństwie prawie równie często jak dobranockę
To działało na wyobraźnię. Do jednego z numerów “Świata Młodych” (pisma stanowiącego dodatek do publikowanych na ostatniej stronie komiksów) jakiś desperat napisał list, w którym wyznawał, że nie może spać po nocach, bo boi się, że nastąpi wojna atomowa. Być może ten list był dziełem któregoś z uzdolnionych propagandowo redaktorów, ale nie wywołał zdziwienia wśród moich kolegów. Rozmawialiśmy o tym na poważnie i każdy przyznawał, że całkowicie się z kolesiem zgadzamy. Też nie pytaliśmy “czy?”, ale “kiedy?”.
Żyliśmy w permanentnej przedapokalipsie. Filmiki instruktażowe “jak przeżyć”, które znamy z “Falloutów”, oglądaliśmy przynajmniej kilka razy w miesiącu w TVP. W podstawówce zaliczyliśmy jeszcze picie lugola, gdy rąbnęło w Czarnobylu (nikt wtedy nie wpadł na to, że będzie kiedyś biegał po Zonie w grze), a gdy już podstawówkę opuściliśmy, na lekcjach PO uczyliśmy się sposobów przeżycia podczas wybuchu jądrowego i po nim. Nasze dzieciństwo upływało w przygotowaniu na “Fallout”. Kto wie, czy to nie jeden z powodów, dla których ta gra cieszyła się wśród nas takim powodzeniem?
Postapokalipsy
Załatwiamy się sami przy pomocy bomb.
Wojna jądrowa to chyba najpopularniejszy pomysł na to jak skończy się nasza cywilizacja. Możecie nie pamiętać filmów typu “Nazajutrz” albo “Ostatni brzeg” poświęconych temu, co spotka ludzkość, gdy już ostrzela się atomówkami. Nie były to filmy przygodowe lecz ponure wizje losów, które sami sobie gotujemy. W “Nazajutrz” było jeszcze nieco nadziei, ale opowiadający o załodze australijskiego okrętu podwodnego daremnie szukającej śladów życia w postatomowym USA był równie optymistyczny jak powieść “Droga” McCarthy’ego. W Stanach przedapokaliptyczna histeria z lat pięćdziesiątych niby wygasła, ale oni też spodziewali się, że bomby mogą zacząć wybuchać, więc nie spieszyło im się do żartów. Nawet naładowany akcją “Mad Max” z 1979 (pomijam teraz, czy była tam wojna atomowa) był dość pesymistycznym filmem. Czas na wielką postapokaliptyczną przygodę dopiero nadchodził.
Przy czym czasem – jak pokazywał kiedyś film “Chiński syndrom”, a obecnie gra “Stalker” – czasem nie potrzebujemy nawet wojny.
Przy pomocy bomb mogą też załatwić nas roboty
Pierwszy “Terminator” (powstał pięć lat po “Mad Maxie”) tak wpisał się w popkulturę, że zdarza nam się zapominać o z gruntu ponurej wymowie tego filmu. Inaczej niż sympatyczny w sumie superkomputer z filmu “Gry wojenne” (1983), który dało się przekonać, że wojna atomowa jest bez sensu, SI z “Terminatora” chciały po prostu załatwić ludzkość i dokonały tego. W “Terminatorze” jest fajna rozwałka, ale optymizmu nie ma. Bohaterom udaje się rozwalić aż jednego robota (przy wielkich stratach własnych), a gdy Sara Connor odjeżdża na końcu w siną dal, wie, że wkrótce wybuchnie wojna. I nic tego nie zmieni. Jedyne, co otrzymuje ludzkość to szansa na przetrwanie już po apokalipsie.
Bender z “Futuramy”, chociaż jest zaprzyjaźnionym z ludźmi alkoholikiem i tak śni o tym, że zabija wszystkich ludzi
Sztuczne Inteligencje z “Terminatora” są dość prostolinijne w porównaniu do SI z “Matrixa” (a co dopiero w porównaniu do SI z “Hyperiona” Dana Simmonsa). Ale zasada w “Terminatorze”, “Matrixie” i “Hyperionie” jest z grubsza ta sama – ludzkość jest przestarzała, czas na rządy maszyn. Przy czym i w “Terminatorze” i w “Matrixie” sami sobie gotujemy ten los. W “Matrixie” to ludzie są tymi złymi (acz w pełni widać to dopiero w “Animatrix”). SI w tym świecie na początku tylko broniły się przed naszą złością i barbarzyństwem. W “Terminatorze” SI są agresywne, ale mogą wygrać dlatego, że okazaliśmy się na tyle durni (i leniwi), że wcale ich nie kontrolowaliśmy. A agresywnymi też my je uczyniliśmy – najbardziej rozwijaliśmy przecież technologie wojskowe. Filmy o buntach maszyn ostrzegają nas nie tyle przed atomową zagładą, co przed przesadnym ułatwianiem sobie życia. Maszyny mogły nam dokopać, ponieważ przestaliśmy kontrolować rozwój technologii, tak bardzo skupialiśmy się na wyprzedzaniu reszty świata w odkrywaniu nowych zabawek, że nie mieliśmy czasu poważnie ich zbadać i przygotować się do wprowadzenia ich w życie. Jesteśmy leniwi i głupi.
Cywilizacja upadła i rządzą nami roboty? No to co – laska i tak musi się znaleźć w takim świecie!
Przyroda też nas nie lubi
Głupi, leniwi i zachłanni – należy dodać. Kolejne apokalipsy zombie mają często swoją przyczynę w wojskowych eksperymentach, które wymykają się spod kontroli, ponieważ chcemy wyprodukować dla siebie jeszcze więcej zabawek. Podbijające ostatnio nasze kina mapy z reaktywowanej serii o “Planecie małp” też pouciekały z wojskowych laboratoriów. Ale to nie koniec – uparcie niszczymy środowisko naturalne i nie potrzeba wojny atomowej, by zmienić naszą planetę w pustynię. Kłopoty Mad Maxa ze znalezieniem benzyny nie wzięły się znikąd.
Jeśli nawet nie zabiją nas małpy, mikroby albo zombie, przyroda znajdzie inny sposób. Może nastąpić powszechne zlodowacenie, może nas rąbnąć kawał kosmicznej skały jak w “Rage”. To wątki dość popularne w literaturze i filmie (całe kino katastroficzne ostatnich lat opiera się na takich pomysłach i tam przećwiczono wszystkie chyba scenariusze – albo zatrzymuje się jądro Ziemi, albo gaśnie Słońce, następuje zlodowacenie, albo zmieniają się bieguny…). Gry mniej chętnie sięgają po takie scenariusze. Oczywiście, plaga zombie zawładnęła naszymi twardymi dyskami, ale nie licząc żywych trupów i wojny atomowej wielkie katastrofy dominują raczej w kinie i literaturze, nie w grach. Acz np. “Last of Us” to przykład gry, która wkracza właśnie na terytorium opowieści o tym, że przyroda za nami nie przepada.
Przez życie w pośpiechu przegapiamy tak wiele, że możemy nawet nie zauważyć iż SI wytworzą własny mistycyzm. W latach 80 straszono nas, że maszyny wezmą i zbuntują się przeciw nam, ponieważ wytworzą sztuczną inteligencję. Im bardziej jednak zbliżamy się do Ery Wodnika, tym częściej zaczynamy się zastanawiać, czy inteligencja maszyn to koniec ich przygód. Dan Simmons oraz twórcy “Battlestar Galactica” (nowej wersji) uznali, że nie. Doszli do wniosku, że kiedy zaczynasz myśleć, zaczynasz też stawiać pytania, na które odpowiedź niełatwo znaleźć. A wtedy pojawiają się teorie oparte przede wszystkim na przypuszczeniach, a za nimi pytania o absolut. W “Hyperionie” i “BG” maszyny stały się religijne. I co wymyśliły? Oczywiście, że ludzkość nie zasługuje na istnienie.
Pustkowia bezdroży może zastąpić kosmiczna pustka, ale to ciągle postapo ze wszystkimi gadżetami tego gatunku – dom się sypie, wszystko rdzewieje, brakuje picia i jedzenia a w dodatku pół świata chce nas zabić. Nawet opowieść, że gdzieś tam znajduje się jakiś aj należy do kanonu.
Tradycyjny Ragnarok. Barbaria.
Świat to wojna, nigdy się nie zmienia i nawet bogowie muszą umrzeć. W fantasy i horrorze szybko przestało wystarczać proste straszenie lokalnymi potworami. Zaczęły się pojawiać potwory, których nie bawiło po prostu wyrżnięcie grupki bohaterów, ale pragnęły więcej – zagłady świata. Epilog drugiej części gry “Bloodrayne” (seksowna półwampirzyca walczy z wampirami, faszystami itp. itd.) pokazuje opustoszałe, zniszczone miasta i ludzi kryjących się w podziemnych schronach strzeżonych przez żołnierzy Bractwa Siarki, niewiele różniących się od paladynów Bractwa Stali z “Fallout”. W “Władcach ognia”, interesującym, nieco zapomnianym postapo, na współczesny świat powracają smoki, z którymi walczymy przy użyciu czołgów, rakiet i lotnictwa. Seria komiksów “Hellboy” zmierza ku Apokalipsie, choć tytułowy bohater stara się jej zapobiec równie rozpaczliwie jak bracia Winchester z serialu “Superantural”. W grach fantasy postapo mieliśmy np. w “Lionheart” Legacy of the Crusarder”, gdzie Ryszard Lwie Serce doprowadził do uwolnienia potężnych a złowrogich mocy, a one przemieliły nasz świat. Niestety, w grze prawie tego nie widać, ale średniowieczna Europa wygląda zupełnie inaczej niż nasza i w większej części jest zniszczona.
Inna sprawa, że średniowiecze jest przedstawiane w naszej kulturze jako jedno wielkie postapo. Doszło do katastrofy – dobry świat wiedzy i wysokiej kultury najechali barbarzyńcy (nasi przodkowie, żeby nie było) i zniszczyli to, co najlepsze. Cywilizacja upadła, prymitywy, które przechadzają się wśród jej ruin nie są w stanie uwierzyć, że takie budowle byli w stanie wznieść ludzie. Pojawiają się mity o tym, że niegdyś ziemią rządziły olbrzymy i bogowie. Echa tego można zobaczyć np. w drugim sezonie serialu “Vikings”, gdzie bohaterowie podziwiają antyczne rzeźby, które stanowią dla nich dowód istnienia jakiejś innej niż ludzka, wymarłej już rasy.
Obrazek nie pasuje do całości? A jednak wyskoczył mi, gdy wpisałem w google: “wybuch jądrowy”
Taki obraz średniowiecza popkultura a za nią fantasy przejęły właściwie bezkrytycznie. Dlatego fantasy to właściwie jedno wielkie postapo. Conan wędruje ścieżkami świata, który upada z regularnością zegara kwarcowego – podczas kolejnych zlodowaceń. Nawet u Tolkiena ludzie mogą tylko otwierać gęby ze zdziwienia na widok cudów stwarzanych przez starsze (odchodzące i wymierające) rasy. Podobne wizje proponują Jordan i Erikson. Jakkolwiek różne mogą być przyczyny wielkiego wymierania starszych (i lepiej rozwiniętych) cywilizacji, zawsze do niego dochodzi. Bohaterowie fantasy to zwykle krewni wybrańca z Arroyo – wykuwając własne przeznaczenie depczą po kościach olbrzymów z lepszych czasów. Śledzimy ich przygody, dziwimy się ich światom i czasem nerwowo zerkamy za okno, żeby sprawdzić, czy i u nas już nie się zaczęło. Cała nasza kultura nastawiona jest na koniec czasów. Tak było w czasach pogańskich, tak było, gdy dominowało chrześcijaństwo, tak samo jest w popkulturze. Świat tylko czeka, żeby nas dopaść i albo zakończyć ostatecznie swoją biografię, albo zacząć wszystko od początku.
Z tego co kojarzę po produktach popkultury w stanach też żyli dość długo strachem przed atomówkami, wraz z ćwiczeniami “przeciwpożarowymi” na wypadek wybuchu atomówki w szkołach etc.
@urt_sth
O, jasne. Tam była cała histeria, świetnie zresztą ukazana w jednym z tomów “Blacksad”. Miałem ochotę wkleić kadr z tego komiksu ukazujący oszalałego ze strachu milionera wykopującego schron w ogródku. “Fallout” wyrósł z materiałów powstałych w tamtych czasach, nieprzypadkiem jego stylistyka nawiązuje do lat 50.
Tylko zabrakło mi czasu i miejsca na napisanie o tym:D
Władcy ognia – TOP 3 na filmów na których odczuwałem autentyczny ból dupy, że oglądam je w kinie. umierałem z nudów.
pozostałe topy to
Apocalypto, który jest pierwszym i jedynym filmem na którym spałem na seansie. Budziłem się co prawda co jakiś czas i on kurde zawsze tam biegł przez dżungle.
Osada taka bieda, że prawie poszedłem odzyskiwać hajs za bilet
Poza tym brakło apokalips tygodniowych. Z piątku na sobotę i z soboty na niedzielę
@Nitek
No weź – Helena Kuncewiczowa w mundurku + Matthew McConaughey (który wtedy był kojarzony głównie jako blond przystojniaczek z komedii romantycznych) jako zarąbisty krasnolud (łysy, brodaty z toporem) podróżujący czołgiem…
To znaczy fakt – w filmie akcja rozwijała się raczej niespiesznie, zamiast strzelać do wszystkiego co się rusza zaczęli od długiego wstępu pokazującego realia tamtego świata. Innymi słowy – narracja pasowała raczej do serialu niż do kina. Starali się upchnąć w tym filmie tak wiele, że fabuła spuchła. Ale ja i tak go lubię – za “krasnoluda” – czołgistę, obrazem smoka spopielającego schron przypominający średniowieczny zamek i wystawianie “Gwiezdnych wojen” na scenie:).
@bosman_plama
Nie pamiętam tego filmu. Wiem, żee był Mafiu Mafiufiu, ale nic poza tym. Nie wiem nawet czy było jakoś wystarczająco dużo smoków czy więcej niskiego budżetu jak w Grze o Tron.
Wiem, że wierciłem się z lewej na prawo, odczuwając kość ogonową jak nigdy przedtem.
Musiałbym odświeżyć, ale coś czuję, że nie chcę tracić półtorej godziny życia. Znowu.
Czy ile on tam trwał.
@bosman_plama
We “Władcach Ognia” najgorszy był w sumie pomysł, że parę smoków może zniszczyć ludzką cywilizację, przeciwstawiając się przy okazji nowoczesnej technice militarnej. Poza tym film miał ciekawe postacie, w tym “chrypiącego Matthew” i był sprawnie zrealizowany.
@Nitek
Ja zasnąłem kiedyś – wstyd się przyznać – na Pulp Fiction. Obudziłem się jak napisy szły. Tym, którzy nie widzieli gorąco polecam, a zasnąłem tylko dlatego, że nieopatrznie wypiłem przed seansem kilka piw.
@Uziel
Zimne w kinie są strasznym złem.
Prawie nogę skręciłem sobie wychodząc oddać zimne z sali na Simpsonach. Fakt nie został niezauważony, bo akurat nic się nie działo, a cała sala popłakiwała ze śmiechu.
Z drugiej strony mam też historię zimnych przed kinem.
W Srebrnej Kuli czyli ś.p. Tico łoiliśmy z kolegą Zielonym zimne przed transformersami. Obok Silesii to było. Dwa spęczniałe brzuchy z czego mój był ewidentnie mniejszy, gnieździły się w Tikaczu. ZIelony w ogóle rosły był swojego czasu. Na tyle, że jak szliśmy na Morskie Oko, pamiętam że pytałem czy jak się położy na brzuchu to jest jak żółwik, że musi go ktoś obrócić, bo macha wtedy bezwładnie nóżkami i rączkami, żeby wstał. Tak czy siak siedzimy w tym Tiko, zacne auto, jak clowny w tych malych samochodzikach. I tak patrzę, mówię że chyba w tym aucie z prozdu coś się rusza. A że zimnych już kilka pykło, strzeliłem długimi.
Pyk, pani podniosła się znad siedzenia kierowcy, po chwili wsiadła do auta obok. Kark wypełniający to pierwsze auto swoimi małymi oczkami zelektryzował nas obu, niebezpiecznie blisko przejeżdżając w drodze do gdziekolwiek.
Inna sprawa, że zimne gonią po kabinach. Co dobitnie pokazali Simpsonowie.
Wybuch jądrowy 😀
Ciekawe czy dziś będą jakieś kosmiczne przeceny na Uprising 44 wszak trzeba dać młodzieży doświadczyć powstańczych realiów. Tramwaj by sobie też obejrzeli bo może ten w Enemy Front nie był dostatecznie wiernie odwzorowany.
@aihS
Czytałem wczoraj recenzje T.Kutery z nomen omen Polygamii. Filmy nie odstają od reszty polskich produkcji tematycznych obviously 😀
@Nitek
Mam szczerą nadzieję, że Kutera się myli. Pomimo powagi tematu uważam, że chyba jednak już czas na produkcje typowo amerykańskie. Potrzeba trochę kiczu, który ma szansę zarobić na poważniejsze ujęcie tematu. Patrząc na trailery to Miasto 44 ma szansę sprzedać się poza Polską, a na tym również powinno nam zależeć nawet jeżeli jest to bollywoodzki Matrix 44.
@aihS
Mam wrażenie, że Kutera nie zrozumiał założeń filmu. Oczywiście, on go widział, a ja nie, więc może te założenia zostały fatalnie zrealizowane. Ale nie zrozumiał i już. Dowodzi tego fragment, w którym pisze “The walking dead”. Przecież właśnie o to chodzi, że do tej pory kręcono filmy o Powstaniu jak “the walking dead”, a nikt nie nakręcił go jeszcze jak teledyskowej opowieści o dzieciakach, które wprawdzie przeżyły okupację i teraz uprawiają strzelaniny, ale są dzieciakami – chcą się bzykać i zabijać Niemców, w sumie jak ja. Ten film miał być popkulturową jazdą o dzieciakach takich jak my, a nie głębokim rozważaniem nabrzmiałych problemów egzystencjonalnych. Kuterze chyba się wydawało, że idzie na Zanussiego, na kolejny film “polskiej szkoły filmowej opowiadającej o tym, że ludziom jest ciężko, więc dialogi zastępują ciężkie westchnienia i jeszcze cięższe spojrzenia mówiące więcej niż tysiąc słów”. Filmów, jakich chce (chyba) Kutera jest pińćset. Komasa chciał czegoś innego i ja go rozumiem.
Oczywiście, szkoda, że nie powstał “Hardkor 44”, który popkulturowo byłby pewnie totalną jazdą. No, ale nie powstał.
@bosman_plama
Z tekstu wg mnie wynika, iż był świadom w jakim ujęciu ma to być film. Zrozumiałem to tak, że Komasa przedobrzył. Tę scenę z pocałunkiem i kulami to akurat widziałem i wspomniane uczucie zażenowania u mnie faktycznie wystąpiło 😉 Zdaję sobie sprawę, że Kutera opisuje parę akcji wyciągniętych z pewnie półtoragodzinnego filmu i w ten sposób tworzy obraz absurdu. Z drugiej strony właśnie dlatego napisałem, że mam nadzieję, że autor się myli bo jeżeli cały film jest naszpikowany takimi momentami to będę czuł się niezręcznie rżąc ze śmiechu w kinie 😛
@bosman_plama
To brzmi jak zarys czegoś na miarę Sucker Punch tyle że o U44
@Nitek
Ale Sucker Punch był… no właśnie… on był o czymś poza lolitkami w steampunku?:D
@bosman_plama
Nie wiem. z sucker punch miałem trochę tak
właściwie nic nie pamiętam z tego filmu poza tym, że był i były chyba panienki we wdziankach ala uczennice, co równie dobrze mogę wizualizować z innych filmów i mi się pomieszało.
@Nitek
Mi się tam SP podobał, nawet akacja z lobotomią jakiś tam efekt wow zrobiła. Choć nigdy drugi raz nie obejrzałem.
@Probabilistyk
Nie no, mnie też się podobał jako totalny teledysk. I nawet jakieś strzały emocjonalne też dostrzegałem. Ale wiem, że część widzów odnalazła w tym głębie bergmanowskie, a dla mnie to jednak fajowy teledysk o lolitkach, koniec.
@Nitek
Wiedziałam, że skądś znam to nazwisko!
Nie bez przyczyny jednym z najstraszniejszych horrorów w historii jest “Obcy”, gdzie tytułowego potwora(…)
PotFora… sam jest POTFORA!
Brakuje mi tu jeszcze jednej wizji postapokaliptycznego świata.
Przyzwyczajeni jesteśmy do wirusów dziesiątkujacych ludzkość, zombi, zmian klimatycznych itp. A ja bardzo bym chciała, żeby ktoś w końcu pokazał jak Obcy przyczyniają się do wymarcia ludzi 🙂 Nie wiem czy czytaliście komiks Aliens: Earth War lub trylogię o Obcych Steve’a Perreg’o. Gdyby były nawiązania do nich, to powstałby świetny film a najlepiej serial 😉 Akcja nie dzieje się w kosmosie lecz na ziemi. Ma być brutalnie i bez durnego amerykańskiego humoru. Niestety wydaje mi się, że jeszcze nie narodził się reżyser, który nakręciłby to jak należy…
@Beti
Miałem kiedyś ochotę siąść i napisać scenariusz do kolejnej części Aliena i wysłać go tym z holiłódu. Akcja toczyła się po czwartej części, na Ziemi odnaleziono czarną skrzynkę z eksplodowanego statku, odtworzono obcych a oni posiedli Ziemię. I było tam jak mówisz – zeżarli wszystko (sarenki też), niedobitki siedziały w twierdzach strzeżonych przez takich uczłowieczonych półobcych, których masowo produkowano z nieszczęsnej Ripley.
Wszechświat się tym nie przejmował, tylko wysłał na Ziemię milion automatycznych kamer, które filmowały to wszystko i puszczały na resztę galaktyki jako reality show.
Ale szybko mi się odechciało.
@bosman_plama
Patrzyłbym
@Nitek
Jako widz reality show z głębi galaktyki?;)
@bosman_plama
O ile będą sarnomorfy i wiewiórkomorfy, masz mój hajs
@Nitek
A nie koniomorphy?
@Beti
te już widziałem
http://lolsnaps.com/upload_pic/AlienHorse-60968.jpg
http://fc01.deviantart.net/fs70/i/2010/103/3/0/horse_alien_by_litanilitani.jpg
@bosman_plama
I dobrze, bo taki sobie ten pomysł 😉
@bosman_plama
Steve Perry w “The Female War” wyprzedził cię z pomysłem na ziemię zniszczoną przez Obcych – reszta ok 🙂
Ghety / Żniwiarze z uniwersum Mass Effect pasują idealnie.
@Probabilistyk
Fakt. W ogóle mało jest filmów/gier o dobrych robotach, nie? “Moon”, “I robot”, nie wiem co jeszcze.
Z drugiej strony nie kręci się kryminału o tym, że dobrzy ludzie nikogo nie krzywdzą i filmu katastroficznego, że nie było trzęsienia ziemi.
@bosman_plama
“I robot” to może akurat trochę zły przykład 😉
@Caldur
Ale tam była scena dobrych robotów wiernych zasadom (trzem). Gdy złe roboty zaczęły je demolować, one pokrzykiwały tylko “chronić człowieka” i zasłaniały Willa Smitha własnymi korpusami.
@bosman_plama
W tym filmie mamy “dobrego robota” obdarowanego ludzkimi emocjami i wolną wolą, “złe roboty” sterowane przez “zły charakter” (żeby nie robić spojlerów) oraz “dobre roboty” wierne 3 prawom Asimova – taki trochę miszmasz jak w “Terminatorze”.
@Caldur
Ale w “Termonatorze” dobry robot był dobry, bo go przeprogramowano. W “I robot” jest właściwie na odwrót.
Za to w serialu “Terminator” robi się interesująco, bo pojawiają się Si, które nie są ani dobre ani niedobre. Mają się za wyższą półkę ewolucji i od ludzi i od “arniopodobnych” terminatorów i wolą zachowywać neutralność (do pewnego stopnia). To też był fajny wątek.
Było też świetne opowiadanie – chyba Jamesa Morrowa – o planecie zamieszkałej wyłącznie przez roboty wierzące, że są kolejnym stadium naturalnej ewolucji i tym samym są stworzone przez Boga.
@bosman_plama
No dobra a znacie film Saturn 3? Za małolata widziałem to w kinie i od tego czasu bardzo bałem się robotów 😉 Tam sobie maszyna założyła na swoją głowę, dość już nieświeżą głowę kolesia. Brrrr…. taka trauma 😉
@Uziel
Ostry był film, pamiętam. Kirk Douglas kończył tak jak zwykle kończył w filmach Kirk Douglas.
@bosman_plama
ostatni?
@Nitek
Ostatnie co, bo mi się myrda kolejność komentarzy. Ostatni Terminator był w ogóle dziwny, ludzie byli gnębienie, ale nieżyczliwi wobec dobrego półterminatora, który z sercem na dłoni do nich przychodził. I byłby to Terminator totalnie zajefajny (prawie), gdyby nie wyciekło zakończenie (fajne), więc je na biegu zamienili na inne (niefajne).
A, że Kirk kończył ostatni?
Otóż nie. Kirk Douglas był pierwszym znanym mi aktorem z serii “Ci, co zawsze giną”.
@bosman_plama
Wall-e?:>
@sunrrrise
Znowu dobre i złe roboty, ale ogólnie pasuje 😉
@sunrrrise
Słusznie! Wall-E!
@bosman_plama
Eva?
@urt_sth
Eva jako zły robot, którego odmieniła miłość prostaczka?;)
@bosman_plama
Po zastanowieniu wycofuję się z Wall-Ego.
Robot nie może być zły. Jest zaprogramowany. Co ciekawe dopuszczam istnienie dobry robotów, ale to pewnie dlatego, że wierzę/twierdzę, że roboty, komputery -> sztuczna inteligencja to ta lepsza część człowieka. Sam mam trochę emocjonalny stosunek do sprzętu, na którym działam prywatnie i zawodowo. Przykładowo jak kiedyś padły mi zasilacze w serwerze, a przychodząc rano do pracy zobaczyłem komunikat “zx15 has called home*” to prawie-prawie, że się wzruszyłem. No po prostu jak Wall-E.
Mam w głowię taką koncepcję na film/grę/książkę, być może już zrealizowaną w sztuce, być może nie, w każdym razie nie widziałem/nie grałem/nie czytałem nic podobnego:
SI osiąga kiedyś, ale wkrótce poziom Demona Laplace’a. Nagle zdobywa nie tylko całą wiedzę o świecie współczesnym, ale (jak to Demon) zna też przeszłość i przyszłość. Poznaje historię Ziemi, historię rozwoju gatunków oraz perspektywy rozwoju i zdaje sobie sprawę z tego, że ludzie wskoczyli w okres strasznej aberracji w XX wieku. Dlatego, kompletnie bez emocji, bez wojny, bez złości, ot z powodu chłodnej kalkulacji postanawia skorygować tę aberrację, tj. doprowadzić do takiej korekty w populacji ludzi, aby zniwelować krzywą do poziomu jaki trzymała przez wieki:
LINK
I chyba stanąłbym po stronie SI…
*i nic, że zx15 w niczym nie przypomina Wall-Ego. zx15 to wielkia 2,5 tonowa szafa, która po wykryciu awarii z zasilaniem sama poinformowała vendora o problemie.
W biedrze dzisiaj wyprz z grami, znowu. Tym razem też konsolowe przeboje, ale i Symulator kozy boxowy. Hoho.
@Nitek
Jak nie jesteś konsolarzem nie warto zaglądać, chyba że lubisz przepłacać za kawałek plastiku.
Tak się ciekawie złożyło, że deweloperzy “After Reset” w swoich aktualizacjach podczas zbierania pieniędzy na KS (akcja cały czas trwa gdyby ktoś chciał się dołożyć) opublikowali fajną mini serię pod tytułem “Post-Apocalyptic Myths Busted” – https://www.kickstarter.com/projects/blackcloudstudios/after-reset-rpg-rebooted/posts/904620
Obawiam się, że po jej lekturze “Fallout” nigdy już nie będzie taki sam 😉
Bosman, w “Wikingach” to tylko “ciemnogród” wierzył, że przed nimi na Wyspach Brytyjskich żyła jakaś “rasa olbrzymów”. Inna sprawa, że ciemnota była wtedy powszechna i pieczołowicie hołubiona nawet przez elity.
@Caldur
No tak, tam król mówił do księdzowikinga: “Ale my wiemy, że to Rzymianie”:).
@bosman_plama
No właśnie, zresztą sam Athelstan nie miał żadnych problemów z rozpoznaniem sztuki antyku i myślę, że potraktował “olbrzymów” jako coś w rodzaju “próby”, której poddawał go Król Ecbert.
Najlepsza apokalipsa ever jaką widziałem była w filmie Autostopem przez galaktykę, hej!
@MHT82
To przygotowanie do wybuchu bomby “A” na PO o tym żeby rzucić się obok jakiejś ściany nogami w kierunku wybuchu i nakryć głowę rękoma kwitowało się jeszcze “i owinąć prześcieradłem oraz czołgać w stronę najbliższego cmentarza”…
8 klasa (w której było PO) to już w moim wypadku rok 1989 – rewolucja, przełom, zmiana i odnowa. Ale podręcznik do PO jeszcze ze starych dobrych czasów zimnej wojny 😀
A to że “cała nasza kultura nastawiona jest na koniec czasów ” to bardzo ciekawa konstatacja. I tak sobie myślę czy to aby nie wynik naszej megalomanii. Że my jesteśmy tacy ważni, tacy niezbędni dla świata, że jak nas zabraknie to nagle będzie zuuupełnie inaczej. I jak to tak, świat bez ludzi! A przecież nas dłużej nie było niż jesteśmy i jakoś świat sobie bez homo sapiens radził. To i poradzi sobie po tym gdy nasz gatunek w trybie nagłym i bolesnym z powierzchni ziemi zniknie.
@brum75
Nie, z tym końcem czasów to całkiem odwrotnie. Otóż, przypominam, świat chyli się ku upadkowi. Jesteśmy ostatnim pokoleniem, które jeszcze utrzymuje cywilizację na barkach – ustępujemy miejsca staruszkom w tramwaju, słuchamy muzyki z lat 90-tych itp. Kiedy nas zabraknie, nastąpi ostateczny i powszechny upadek obyczajów a wraz z nim cywilizacji.
@brum75
Masz rację, świat sobie radził. Ale dopiero jak pojawił się homo sapiens to stał się Światem i bez nas było zupełnie inaczej .
megalomania mode off 😛
Jeszcze The Road by pasowało gdzieś, chyba. Jednak zobaczyłem początek, z nudów przymarłem i nigdy do końca nie obejrzałem. Opinie są różne.
@Nitek
The Road jest dobrym obrazem ginącego świata. Końcówka jest bardzo przejmująca, wiele łez wycisnęła.
@Beti
Tylko z tego co pamiętam to dość leniwa narracja. Mocno niespieszna. Być może trafiłem na dzień w którym nie powinienem zabierać się za takie kino.
@Nitek
Powinieneś jeszcze raz obejrzeć 🙂 Pamiętaj, że jest to opowieść o ojcu, który próbuje utrzymać przy życiu swojego syna, za wszelką cenę. Świat ginie tam powoli, więc i akcja jest taka.
@Beti
I chyba się zjadają tam z tego co pamiętam.
ten rys przypomina lekko pierwszy sezon gry TWD
@Nitek
Tam umiera nie tylko ludzkość ale też planeta, stąd ten kanibalizm.
@Nitek
Czyli amerykańscy naukowcy mają rację. Nadmierne granie powoduje utratę koncentracji i ogóle otępienie, skoro szybko nudzą Cię takie filmy. 😉
W sumie teraz nie wiem co lepsze, książka czy film. Zarówno przy jednym i drugim mocno kroiłem cebulę, jedno i drugie pokazuje, że ludzie w sytuacjach ekstremalnych to żywe spierdoliny (chociaż książka trochę bardziej, bo jednak siłą rzeczy jest więcej wątków), ja tam przepadam za takimi wolnymi i niespiesznymi narracjami. No ale podobał mi się też film Melancholia (apropos tematu), więc to może tylko ja. ;p
@teekay
Ja ledwo dotrwałam do końca pierwszej części Melancholii. Nie kumam tego filmu. Nie wiem czy chce dawać mu drugą szansę. Mózg mnie bolał.
@Beti
Cóż, film ten ma taki tytuł nie bez powodu. 😉 Osobiście mam słabość do tego typu kameralnych i bardziej osobistych historii. Inna sprawa, że Melancholia to jakby rys psychologiczny kobiety będącej w depresji, więc nie każdego to może interesować. Choć film tak naprawdę zaczyna się po tym całym wątku z weselem, kiedy w końcu atmosfera robi się bardziej niepokojąca, mistyczna, wręcz duszna. Ja całym sercem polecam. 🙂
@teekay
Ok 🙂 Widocznie trzeba mieć odpowiedni nastój do tego typu filmów 😉
Jeśli chodzi o podobne klimatycznie filmy, to polecam (jeśli jeszcze nie widziałeś) Shame – bardzo ciężki film z rewelacyjną rolą młodego Magneto (Fassbender), który wciela się w pana uzależnionego od pornografii. Valhalla Rising – ostrzegam, bo dawno tak porytego filmu nie widziałam. Nie wiem co autor miał na myśli. I w sumie nie chcę wiedzieć. I nie, film mnie jest brutalny jakoś specjalnie. Główny bohater miał świetną rolę, bo… nie wypowiedział ANI JEDNEGO słowa 😉 No i oczywiście mój faworyt – Filth z młodym profesorem X (McAvoy) 🙂
@Beti
Shame jest tak nudny, że można przez to nie dostrzec dobrej gry 🙂
@mokraTrawa
Nie znasz się. W swoim gatunku jest rewelacyjny. Zresztą nie każdy ogarnia psychologiczne filmy, więc spoko 😉
@Beti
są dobre i złe psychologiczne filmy, są ciekawe i nudne, ten zaliczam do nudnych 😛
@mokraTrawa
Shame potwierdzam, bardzo ciekawy.
@Beti
Filth obejrzałem po Twojej recenzji i faktycznie jest zajebisty. 🙂 Chyba coś jest w tym, że lubię dołujące filmy o przegrywach. Przynajmniej jakoś identyfikuję się z bohaterami. 😉 Dlatego Shame też się zainteresuję, dzięki za rekomendację. 🙂
@teekay
i Valhalla Rising!!! 😀
(to mało ma wspólnego z wikingami ;))
@Beti
A ten film po początkowym zachwycie cholernie mnie wynudził 🙁
Filth genialny.
@borianello
No ja końcówkę przewinęłam, ale kurde… nie kumam o co reżyserowi chodziło.
@teekay
Co pierwsze, książka czy film (The Road). Czytałem książkę, zrobiła nieziemskie wrażenie, a trzymam się zasady że lepiej filmy najpierw, bo książka pogłębi to co zobaczyłem (nie liczymy Hobbita).
Świetny art Bosmanie! Co do “Ostatniego brzegu” to jest to pozycja obowiązkowa.
Co do “Nazajutrz” to polecam każdemu. Zdecydowanie niehollywódzkie kino, telewizyjne efekty specjalne mogą budzić dziś śmiech, ale sam film wywołuje niezwykłe emocje. Tam nikt nie udaje, nikt nie zbawia świata bo i nie ma czego już zbawiać. Nie ma bohaterów, są tylko przegrani.
@sunrrrise
Muszę ją znowu przeczytać.
Film też jest, ale lepiej ten stary: http://www.filmweb.pl/film/Ostatni+brzeg-1959-31675
@furry
Wiem, ale film to jednak nie to samo, nawet ten starszy. Chyba po prostu nie da się oddać takiego spektrum emocji jak w książce.
@sunrrrise
Tak, pamiętam jak mnie tak książka walnęła w łeb, mimo że czytałem wcześniej opinie, i wiedziałem z grubsza, czego się spodziewać. Ale i tak walnęła.
Bardzo fajny artykuł, gratki Bosmanie 😉 ja od siebie bym jeszcze dorzucił niespotykaną (chyba) apokalipsę, którą M. Kossakowska ukazała w Zakonie Krańcu Świata. Gdzie właśnie religia stała się tym końcem świata niemal dla wszystkich – każdy dostał to na co czekał, część przeniosła się do niby zaświatów, a część pozostała na spustoszonej planecie. Damn, ale to było dobre 🙂
Dodałbym jeszcze jedną kategorię “apokalipsy w pigułce”, na podstawie pewnej książki Aldissa na literę”N” [nie wiem czy i to już nie spoiler] albo Pandorum/Doomsday.
offtop
survival urlopowy tip 1
https://scontent-a.xx.fbcdn.net/hphotos-xpa1/t1.0-9/10471263_629681293794877_6982458723764046372_n.jpg
Kurcze, ale tak było – z tym strachem przed powszechnym nukowaniem się. Sam jestem rocznik 1973 i pamiętam jak w tv ciągle nas straszyli pociskami Cruise, zachodem i amerykańską napaścią.
Gdyby faktycznie doszło wtedy do wojny to od Trójmiasta po Zakopane byśmy mieli Fallouta.
Będąc pod wpływem postapo (jeszcze nie gier, ale literatury) podczas odpowiadania na PO, na pytanie ‘Jaki jest przewidywany czas przebywania w schronach przeciwatomowych?’ odpowiedziałem beztrosko ‘Kilka, kilkanaście lat’. I długo nie mogłem zrozumieć czemu wszyscy, łącznie z nauczycielką się śmiali.