Osiem razy na rdzawo

bosman_plama dnia 21 grudnia, 2020 o 12:10    49 

Fallout2. Oczywiście, że powinien wygrać Fallout2. Za każdym razem. Gra o świecie zniszczonym, czyli takim, w którym nie rdzewieje tylko to, co już zardzewiało idealnie pasuje na wiecznego triumfatora o tytuł Zardzewiałej Krypy.

Ponieważ jednak nie ma sprawiedliwości na świecie, nasze plebiscyty wygrywał zazwyczaj Wiedźmin3. Nawet wtedy, gdy nie był jeszcze wcale zardzewiałą grą. W tym roku obstawiałem, że wszyscy jak jeden, będą głosować na Cyberpunk 2077, ale niespecjalnie się na to zanosi, chyba. Choć ja, nawet w tej chwili, waham się, czy jednak nie zagłosować. Bo pewne wątki w tej grze wciągnęły mnie nadzwyczaj, uważam, że ma bodaj najlepiej zrobione dialogi w historii gier a do tego świat jest całkiem calkiem.

Jest jednak inna gra, która zasługuje na głos, choćby dlatego, że przewidziała 34 lata temu co nadchodzi i kończy się na roku 2020. Chodzi oczywiście o Cywilizację 2, której, podobnie jak Fallouta, nie odinstalowuję z komputera od lat. I choć nadzwyczaj polubiłem i 4 i 5 (szóstkę jakoś niespecjalnie), to jednak Civ2 jest dziś jak gra na komórkę albo fleszówka – odpala się ją w pół sekundy na chwilę a frajda grania pozostaje jak za dawnych lat.

The Outer Worlds Obsidianu. Więcej o tej grze napisałem tutaj. Powtórzę więc tylko, że to najbardziej falloutowa gra od czasów Fallouta2, choć w trochę innym świecie, bo w kosmosie. I chociarz świat jest w niej prawie karykaturalnie przekręcony, bo krytyka korpo i konsumpcjonizmu jest dopchnięta w grze niemal do ściany, a humoru w niej sporo jak to w Falloutach bywało, to jednak trafiają się momenty, że ciary chodzą po plecach. Gdybyż jeszcze dialogi były reżyserowane jak w Cyperbunku… Choć jednak zrobione są w klasycznym stylu, “na sztywno”, to równocześnie są to dialogi dające mnóstwo zabawy, a i ich znaczenie bywa większe niż w polskiej grze. Nie da się jednak ukryć, że przy wszystkich swoich niedociągnięciach, Cyberpunk pokazał jak powiniem wyglądać żyjący świat i teraz inaczej ujmowane dialogi będą już wydawały mi się przestarzałe i nienaturalne. Ale mimo wszystko mój głos idzie na The Outer Worlds.

Trzecia gra to także opisywana na Gikzie Kingdoms od Amalur Re-Reckoning. To jedna z tych gier, w których ślicznie a całkiem oryginalnie odmalowany świat (w końcu odpowiada za jego graficzną stronę twórca Spawna) połaczony jest z czystą radością biegania od questu do questu z rozałką w tle. Rozwałką, w której imponujące narzędzia zagłady zmieniamy niemal równie często jak spluwy w Borderlands.

Jak widać, dla Cyberpunku mojego głosu zabrakło, choć… bardziej podoba mi się ta gra niż dowolny z Wiedźminów (zdaje się, że nie zagłosowałem na żądnego z nich). Ale nie mogę powiedzieć, że grało mi się w nią szczególnie dobrze, skoro wylatywałem z gry, niektórych zadań pobocznych nie mogłem ukończyć i w ogóle przytrafiały mi się w niej rółżne niefajne przygody. Może zatem za rok? Bo głównym wątkiem byłem oczarowany, podobnie jak dialogami, częścią postaci i światem.

Jak może pamiętacie, rok temu głosowaliśmy też nad Wydarzeniem Roku. Dla mnie w 2020 to na pewno zdobycie przez Rada Raka nagrody Nike. Nie tylko dlatego, że po raz pierwszy znam triumfatora osobiście. Nie tylko dlatego, że Nike otrzymała powieść fantastyczna, a jej autor nie próbuje się przypochlebiać głównonurtowym krytykom odżegnując się od fantatyski – przeciwnie podkreśla gdzie może ową fantastyczną. Przede wszystkim, że jest to cudnie napisana powieść, posuszająca temat trudnym bolesny i unikany a przez to aktualny. A w tym wszystkim jest to opowieść głęboko ludzka i o człowieku.

Można by się też zastanowić, czy sam rok nie zasługuje na wyróżnienie. Jeśli są między nami fani piłki nożnej, przyjdzie im pewnie do głowy wspomnieć o Lewandowskim. Możliwości jest wiele.

Przypomnę tylko podstawy, bo może jest ktoś, kto nie wie o co chodzi/

  1. Głosujemy na gry, które sprawiły nam najwięcej frajdy w tym roku. Nie ważne kiedy je wydano. Grunt, że graliśmy w nie w 2020.
  2. Każdy może oddać tylko trzy głosy i tylko one będą się liczyć. Trzy głosy oddane na jedną grę, liczone są jak jeden głos. To do tych cwaniakółw, którzy kombinowali z przeliczaniem w ten sposób.
  3. Głosy można oddawać do 31 grudnia do 23:59. Tu, w komentarzach.
  4. Jeśli ktoś poczuje potrzebę dodatkowego wyróżnienia książki, filmu, czy serialiu i wydarzenia, to proszę bardzo. Ode mnie głos ma “Baśń o wężowym sercu” w tym wydarzeniowo – książkowym kryterium.

    A teraz do dzieła!

Dodaj komentarz



49 myśli nt. „Osiem razy na rdzawo

  1. Tichy

    Ahoj Bosmanie,
    Gierki,
    1. Dark Souls III – grałem w chyba wszystkie “nowoczesne” gry From Software, ale DS3 jest pierwsze, które ukończyłem. Uwielbiam ich gry, ale jestem za miękki, za mało cierpliwy. Tu się uwziąłem, jak było już ciężko to wzywałem wsparcie i się dotoczyłem do zakończenia. Fajna gra, fajne doświadczenie.
    2. Ghost of Tsushima – jeszcze nie skończyłem, ale bardzo polecam. Klimat często oniryczny, piękna fantazja w temacie feudalnej Japonii. Zakazane japońskie gęby (bez mangi) niczym z Kurosawy. Zresztą całość mocno inspirowana twórczością AK. Świetny system walki. Wady w sumie nie są dla mnie wadami. Lubię takie otwarte światy, gdzie mogę się snuć od zadania do zadania, wskoczyć na chwilę, żeby coś tam odkryć i się nie nudzić.
    3. Ori and the Will of the Wisps – dobra kontynuacja, bawiłem się spoko. Skończyłem, co rzadko mi się zdarza niestety.
    Wyróżnienie literackie:
    Robert Harris – Trylogia rzymska – kawał dobrej powieści historycznej. Jakoś dziwnie starożytny Rzym przypomina czasy współczesne, no ale może właśnie dlatego czyta się świetnie.

  2. Yosh

    Ahoj

    Niesamowicie się układa – właśnie mnie d ściska że Ghost of Tsushima nie ma na PC 🙂

    1. Sid Meier’s Alpha Centauri – Nie grałem w żadną civkę oprócz pierwszej – druga była “to samo ale dłużej nudno”, trójka podobnie. Chciałem zagrać w Sid Meier’s Civilization: Beyond Earth ale recenzje ma takie sobie to zagrałem w AC (po raz pierwszy ever – więc się tutaj liczy)

    MIÓD. To jest dokładnie to co oczekiwałem, pamiętacie jak pytałem Was o Epickie książki SF? Wielka przygoda, klisze sf które powodują uśmiech, genialna dyplomacja… ło panie przelazłem to 5 razy z marszu, zrobiłem nawet mod dla niedowidzących czerwonego (dla mnie grafika jest za mało wyraźna)

    To jest ta gra, myślisz że jesteś starym prykiem, że nic cię nie bawi – odpalasz i masz znowu 15 lat. Trzeba wyskrobać jakiegoś art-a 😀

    2. Remember Me – jako, że moja karta graficzna do cp2077 jeszcze nie została wyprodukowana (mimo, że już opłaciłem) to spróbowałem tego. Jest to naprawdę dobre: sympatyczna bohaterka, szczypta filozofii, niezła fabuła (to dontnod – potem zrobili life is strage), uśmiech do fanów street figthtera, cyberpunk w Paryżu a nie w USA i jestem kupiony. Choć rozumiem czemu nie ‘chwyciło’ totalnie w momencie premiery (cyberpunk bez strzelania i zbyt korytarzowe mapy nie każdego muszą kupić) to jako całość ucieszyło o wiele bardziej niż oczekiwałem.

    3. マブラヴ (Muv-Luv) – czyli visual novel. Klimat VN nie miałem na czym odhaczyć ale na szczęście znawca klimatów mecha polecił. Trochę w tym zgrabnego romansidła, trochę puszczania oka – ale zgrabnie związane w całość. Pierwsza część wymaga trochę powrotów do (swoich) czasów licealnych podbojów miłosnych, ale to podobno preludium to totalnego orania psychy w kolejnych częściach (które pewnie trafią na rdzę w przyszłym roku). Mogę poczuć się jak prawdziwy weebo.

    1. Mnisio

      @Yosh

      OO Alpha Centauri – Przez tą grę nie wciągnąłem się w cywilizację II, pominąłem III i dopiero civ IV skłoniła mnie do powrotu do serii.
      Swego czasu potrafiłem z pamięci powtarzać teksty wodzów – założycieli kolonii – pojawiające się przy nowych wynalazkach.
      A na początku jak planeta zaczynała do ciebie mówić to był niezły szok.

    2. Daimonion

      @Yosh

      Remember Me jest dobre. Ja akurat nie rozumiem, dlaczego nie chwyciło. Owszem, sporo rzeczy można było zrobić lepiej, ale sam pomysł był chwytliwy. Paryż i miksowanie wspomnień zdecydowanie na plus. Korytarzowe mapy też, bo ileż można tego otwartego świata? To już jakaś obsesja dzisiaj.

  3. aryman222

    GRY:
    1. Cyberpunk 2077. Co tu dużo mówić – simply the best. W wielu kategoriach przerasta wszystko co do tej pory zrobiono w świecie gier. Chciałbym powiedzieć, że to nowy standard, do którego będą musieli inni deweloperzy się podciągnąć, ale bądźmy szczerzy – po Wieśku 3 też tak się mówiło i nic z tego nie wyszło; nie powstał żaden open world RPG z takim poziomem fabuły, dialogów, postaci… Także nie mam złudzeń – jeśli chcę zagrać w coś tej klasy, to muszę czekać na kolejne dzieła sztuki od CDPR (kiedy DLC?!?). Pytanie tylko jak to się wszystko rozwinie po przedwczesnej premierze (bugi, niska wydajność na starych konsolach) i fali hejtu ze strony internetowej tłuszczy… Oby dalej stawiali na fabułę i postacie, a nie poszli w stronę płytkich sandboxów typu GTA, których żądają gimbusy.
    2. Kenshi. Sandbox połączony ze strategią i zarzadzaniem. Niesmowicie wciaga, super materiał na roleplay dla ludzi z wyobraźnią. Ponieważ nie ma piostoletów i nie można być gangsta – mało kto o niej słyszał.
    3. Hearts of Iron IV – i wszystko jasne.

    SERIALE:
    1. Gambit królowej – świetny serial, ogląda się z wypiekami na twarzy, choć dotyczy szachów 🙂
    2. The boys – zajbista rozrywka bez trzymanki. 2 sezon trzyma poziom pierwszego. Daddy’s home!

    1. WarNerd_PL

      @aryman222

      AD 1. Nie narzekaj tak na GTA, pod paroma względami CP2077 nie dorasta mu (GTA 5) do pięt. Gdyby gimbusy żądały tylko takich gier, to nie byłoby jeszcze tak źle. Nie jestem jakimś wielkim fanem GTA, ale piątkę przeszedłem 2 razy, a Wiedźmina 3 już mi się nie chciało. Co nie znaczy, że mi się nie podobał.

      1. aryman222

        @WarNerd_PL

        1. Ja nie narzekam na GTA, tylko z jednej strony boję się, że CDPR będzie chciało zadowolić te rozwrzeszczane bachory, tracąc na to czas, zamiast tworzyć kolejne dodatki/gry RPG w uniwersum Cyberpunka. Z drugiej strony śmieję się z ludzi (dzieci?), którzy te gry porównują: “Jest miasto, pistolety i samochody, więc to miało być GTA 6!!! Kłamcy i złodzieje, najgorsza gra świata, refund!!!” 🙂
        2. Pod paroma względami Cyberpunk 2077 nie dorasta do pięt nie tylko względem GTA V, ale też względem szachów, tetrisa, szydełkowania i tańca hula… Tylko, że nie o to chodzi – ważne że C2077 jest najlepszy w tym czym jest, a nie w tym co kto sobie wyobrażał, że będzie.

    2. lemon

      @aryman222

      Co do tego Kenshi, to mignęło mi parę razy tu i tam, ale olewałem, bo na pierwszy rzut oka to kolejny sandbox/survival/open world – więc w domyśle również wieczny early access i multiplayer, w którym inni gracze będą psuć zabawę – a których mamy zatrzęsienie na rynku. Teraz dopiero przyjrzę się bliżej, bo okazuje się, że jednak nie early access i nie multiplayer.

      1. aryman222

        @lemon

        1. Gra jest skończona, robią 2ke, ale to potrwa pewnie masę czasu (nowy silnik), więc nie ma co czekać.
        2. Warto nie wiedzieć za dużo na starcie, więc nie szukaj jakichś “min max” poradników, bo odbierzesz sobie frajdę z poznawania świata na własnej skórze.
        3. Na początku zginiesz. Wiele razy. To naturalne i potrzebne. Bez śmierci nie ma stawki i radości z przetrwania.
        4. Nie jestem fanem sandbox/survival/open world, ale Kenshi mnie porwał. Nie ma tam jakiejś głębokiej fabuły, bardziej historia ogólna stanowiąca tło relacji między licznymi frakcjami w świecie postapo + Ty, mały żuczek, który chce wywalczyć sobie miejsce w tym świecie.
        5. Możliwości do roleplay są ogromne i ewoluują wraz z rozwojem postaci. Zaczynasz jako chuderlawy nikt, którego byle pies może rozszarpać. Jak już znajdziesz sposób na utrzymanie (ja kopałem rudę miedzi) i trochę przypakujesz, zaczynasz rekrutować ekipę. Do dziś pamiętam jak pierwszy raz zbudowałem drużynę kilkunastu kozaków i zamiast przemykać się chyłkiem boczkiem, wybraliśmy się na prawdziwy rajd (po łupy)… Byliśmy jak Uruk-Hai krążący po Rohanie, niepowstrzymani! Aż weszliśmy na bagna, dosłownie ze 30 metrów w głąb – usłyszałem z krzaków coś o świeżym mięsie i rozpoczął się klasyczny wp… Mniej niż połowa drużyny zdołała uciec do bazy wypadowej, w tym szlachetny dowódca. To jeszcze nie był moment na rajdy 🙂
        6. Urokiem Kenshi jest nieoczekiwany wp… Bez spoilerowania – co byś nie zrobił, jakbyś się nie ustawił, to nie możesz spać spokojnie, bo gdzieś tam jest coś/ktoś co może spuścić ci wp… I niekoniecznie czeka, aż Ty przyjdziesz do niego 😉

        PS. Jak zobaczysz żyrafy – uciekaj.

  4. maladict

    1. Bez zaskoczenia – Europa Universalis IV, za ukazywanie pewnej nieuchronności procesów historycznych
    2. Phoenix Point – niedawno uzmysłowiłem sobie, że ta gra to ‘Dark Souls’ TBS-ów. kochasz albo nienawidzisz (albo oba naraz), ale zawsze wracasz, tylko po to żeby powiedzieć ‘Ach, to TA misja’
    3. DoomTrooper – propsuję, bo wiem że to nisza, ale chciałbym by ta nisza była jak największa

    Wydarzenie roku?
    1 – Oczywiście pandemia! Obserwacja swych pobratymców, od hoarderów poprzez antymaskowców po kompletnych denialistów uczy wiele o gatunku ludzkim. Plus to jak światowa gospodarka upada gdy przestajemy kupować rzeczy, których kompletnie nie potrzebujemy
    2 – Elon Musk i jego SpaceX – bo dostarczenie załogi na ISS i kolejne testy latającego silosa zbożowego pozwalają uwierzyć, że faktycznie dolecimy na Marsa za mojego żywota
    3 – Mandalorian – za to, że pokazał, że da się w Gwiezdne Wojny tak by pokazać ciekawą historię, stworzyć ciekawe postaci i jeszcze ucieszyć fanów. Plus to jak kompletnie zmienia rynek masowej rozrywki.

    1. Daimonion

      @maladict

      “Plus to jak światowa gospodarka upada gdy przestajemy kupować rzeczy, których kompletnie nie potrzebujemy” – muszę zapamiętać, bo dobre.
      A w temacie obserwacji ludzkości to ostatecznie utwierdziłem się w przekonaniu, że można być epokowo oczytanym erudytą i pozostać skończonym idiotą. I nie wiem, czy bardziej mnie to przeraża, czy fascynuje.

  5. Mettar

    GRY:
    1. Cyberpunk 2077 – pomimo wielu bugów, niedoróbek i wad dawno nic mnie tak nie wciągnęło. Aczkolwiek po spędzeniu sporej liczby godzin w Escape from Tarkov mój próg wrażliwości na bugi znacząco się obniżył więc może dlatego z większości bugów się obśmiałem raczej niż zdenerwowałem. Chyba w żadnej innej grze nie biegałem za znakami zapytania, a tutaj bawię się przy tym co najmniej wybornie. Dialogi i postacie świetne, FPP tylko dodaje tutaj uroku. Design miasta jak i bezdroży potrafi oczarować nawet na nie najlepszym sprzęcie.
    2. SW:KOTOR II – chyba nie trzeba wiele mówić, klasyka broni się sama, a że w tym roku grałem ponownie i jak zwykle bawiłem się świetnie nominacja musi być.
    3. Plague Tale Innocence – w sumie zagrałem tylko dlatego że była w game passie i nic specjalnego się po niej nie spodziewałem ale naprawdę miło się zaskoczyłem. Przyjemny gameplay z paroma oryginalnymi mechanikami, wciągająca historia, ładne widoki, aż szkoda że gra jest taka krótka.
    Honorable mention: reboot Doom’a z 2016, siekanie demonów przy ostrej muzyce zawsze bawiło i będzie bawić.
    SERIALE:
    1. Lucyfer – pomijając przeciągający się w nieskończoność 3 sezon to naprawdę dobry serial, aczkolwiek urwania ostatniego sezonu do tej pory im nie wybaczyłem.
    Na książki poza literaturą fachową niestety nie było za wiele czasu ale jako że w pracy non stop czegoś słucham to pozwolę sobie nominować zespół. W tym roku najprzyjemniej klepało mi się kolejne linijki kodu słuchając i podśpiewując sobie pod nosem Pidżamę Porno z Grabażem na czele.

  6. Kiler

    1. HoI IV

    hmm…
    2. Darksiders Genesis – czasem trzeba się było oderwać od HoI ; )

    więcej gier nie pamiętam stąd 3 głos na literaturę:

    3. seria Expanse – słaba fabuła, w większości nudni bohaterowie, w sumie lepszy serial (przynajmniej 2 sezony, które widziałem póki na netflixie jeszcze były) ale bardzo spodobała mi się wizja świata i jego przedstawienie, które pozwala odczuwać podejście do tematu chyba bardziej science niz fiction (oczywiście z pewnym dużym wyjątkiem). Wydaje się, że taka przyszłość może nas czekać (oczywiście nadal z tym samym dużym wyjątkiem :))

    Honorowe wzmianki
    1. Seria książek Pola Dawno Zapomnianych Bitew – po prostu przyjemnie i szybko się czyta, choć ten niepotrzebny spin-off i nędzna końcówka pisana na kolanie psują zdecydowanie obraz całości.
    2. Gra planszowa Wojna o Pierścień 2ed – chyba najlepiej oddany klimat pierwowzoru na grę planszową w jaki grałem (tak, lepiej nawet od Star Wars Rebelii) no i nieczęsto zdarza mi się usłyszeć od narzeczonej po 4-godzinnej rozgrywce, w sumie w quasi-wojenną grę, “to może rewanż”.
    3. Karcianka online Kards – w sumie bezmyślny klikacz, tak samo prostacki jak HS ale z szybszą rozgrywką i nie będący festiwalem losowości, do tego w settingu II-wojennym.

  7. mr_geo

    Kiedy od końca kwietnia do końca czerwca tego roku przeszedłem przez łącznie cztery kwarantanny na dwóch kontynentach i do Europy wróciłem bo przywiózł mnie personel Luftwaffe w Afrykanerskim samolocie do którego wpuścili mnie z kolei tylko dlatego ze miałem list żelazny z polskiej ambasady myślałem że limit porąbania sytuacyjnego już wyczerpałem i resztę AD 2020 spędze w domu z powodu COVID-19. Głownie dlatego że przez nieszczęsnego COVID’a z roboty mnie zwolnią, bo offshore industry padnie i w firmie zwyczajnie nie będzie dla mnie zajęcia.
    O, jakże się myliłem…
    Gdyby ktoś mi jeszcze na początku 2020 powiedział co będę – absolutnie oficjalnie, służbowo i legalnie – robił w drugiej jego połowie, poradził bym mu żeby odstawił te tabsy które bierze, bo mu od nich na mózg srogo wali. Jak talent pozwoli to może kiedyś opisze.
    Ten rok można określić tylko jednym słowem: POPIER… ehem, ten tego. W skali 1 do 10 osiągnął co najmniej 25, z wykrzyknikiem, gwiazdką, edycją specjalną i kokardką na lewym uszku. Niech się on już, do cholery, skończy.

    Rzeczony stopień 25 skutkował tym że nie za bardzo miałem czas i warunki żeby ogarniać nowe gry. Ze starszymi też prawdę mówiąc bywało różnie, bo – szczególnie na początku tej COVIDowej epopei – były takie miejscówki i spędzone w nich dni i tygodnie gdzie prąd w gniazdku był towarem deficytowym… A baterie w laptopie trza było oszczędzać do celów służbowych. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Ci którzy drwicie z ciepłej wody w kranie, bogów na wysokościach proście aby dnia którego nie pokazało się że tyłek w zimnej myć musicie. I to z piaskiem.
    Ale wracając do tego co ograć się udało. W porządku przypadkowym i niechronologicznym:

    1. XCOM Enemy Unknown Enemy Within z modem Long War (PC) – postanowiłem nie być, jak to się teraz modnie nazywa “miękiszonem”, i w końcu obronić Ziemię na poziomie trudności Brutal Ironman. Była krew, pot, łzy i plazma wyłapywana na klatę. Było co najmniej kilka rage quitów. Była lista poległych żołnierzy długa na trzy ekrany. Ale w końcu się udało. I kiedy ostatni Etheral na statku-świątyni został rozsmarowany na ścianie dwoma szybkimi pigułami z shotguna była naprawdę duża satysfakcja. Nadal uważam tę grę za definitywnie spłyconą i gorszą pod względem mechaniki i rozwiązań od jej poprzedniczki z 1994, ale po zmodowaniu daje radę i radochę 🙂

    2. Sniper Elite III (PC) – SE II była na mój gust za bardzo “na szynach”, a SE IV mam za przekombinowany i niepotrzebnie rozwlekły. Trójka trafiła moim zdaniem w bardzo dobry balans pomiędzy skradaniem się i kitraniem po rozmaitych krzakach a przyjemnością jaką daje precyzyjne wpakowanie wrogowi kulki w wątrobę z odległości 800m. Do tego przepięknie makabryczny niekiedy kill-cam (ach te rozpryskujące się kości i narządy wewnętrzne) oraz dodatkowe misje o których do końca nie bardzo wiadomo czy są poważne czy robią sobie jaja (nie masz to jak ubić prawdopodobnego Adolfa H. wrzucając mu Stielhandgranate pod krzesło na którym siedzi…). Poza tym, pomimo swojego wieku wciąż potrafiąca zaskoczyć estetyką i jakością grafiki.

    3. Dragon Quest Builders 2 (PS4) – gra o budowaniu z klocków, kolorowa, niepoważna, w którą na dobrą sprawę nawet przegrać nie można bo nie da się definitywnie zginąć. Na dodatek czerpiąca z innej gry (Minecraft) tak pełnymi garściami że podchodzi to prawie pod plagiat. I z tym wszystkim – świetna. Świetna, bo oferująca nieskomplikowaną, radosną zabawę w budowanie domków w kolorowym świecie kreskówkowych postaci. Bez zadęcia i nadmiernych ambicji, a przy tym potrafiąca naprawdę uwolnić w graczu kreatywność. Idealna na odstresowanie się w świecie COVIDowej smuty.

    Filmy? Przyznaję szczerze że w tym roku nie obejrzałem chyba żadnego “poważnego” filmu. Przez “poważny” rozumiem tu zarówno filmy tzw. “ambitne” jak i wielkie i hajpowane produkcje rozrywkowe od równie wielkich producentów. Seriale wliczając. Bo po prosu ni czasu, ni sił, ni środków na to nie miałem. Splot okoliczności sprawił za to że rok 2020 był u mnie rokiem anime. I to anime też nie najnowszego i raczej z bardziej rozrywkowego końca spektrum tego gatunku. Bardziej “Gintama” niż “Grobowiec świetlików”. To co zapadło mi w pamięć chyba najbardziej:

    1. Kategoria “poważna”: Seria Violet Evergarden, składająca się z 13 odcinkowego serialu i dwóch dłuższych filmów. Pięknie narysowana, niespieszna, momentami wręcz kameralna (co najmniej połowa historii dzieje się we wnętrzach) i melancholijna opowieśc o bliskości, uczuciach i stracie. Oraz o potędze terapeutycznej słowa pisanego. Zero fan serwisu i gagów z cyckami, są za to pięknie narysowane postacie kobiece i bajkowe wręcz niekiedy plenery. Naprawdę warto zobaczyć. Dostępne w Polsce na platformie Netfilxa, aczkolwiek podobno polskie tłumaczenie jest baaardzo przeciętne (opinia z drugiej ręki, ja oglądałem w japońskiej wersji językowej, z angielskimi napisami)

    2. Kategoria “półpoważna”: Seria “Grisaia no…”, w Europie (Polsce?) znana (chyba) pod nazwą “Garden of Grisaia”. Dwa seriale (“Grisaia no Kajitsu” i “Grisaia no Rauken”) oraz jedna dłuższa OVA (“Grisaia no Meikyuu: Caprice no Meyo”). Pozycja którą uznałem za ciekawą z dwóch powodów. Na pierwszy rzut oka mamy tu do czynienia z typową japońską “haremówką”, z całym dobrodziejstwem jej inwentarza: jest męski bohater do którego mocno podszytą seksem miętę czują bohaterki, jest sporo cycków i panty-shotów oraz dwuznacznych sytuacji i dowcipów. Ale jeśli wyjrzeć poza ten ewidentny fan service nagle można dostrzec że powiadana historia nagle nabiera głębi i porusza sprawy daleko poważniejsze i mroczniejsze niż kolor majtek żeńskich protagonistek. Że jest to opowieść o tym co czyni nas ludźmi i o tym że nawet jeśli wydaje się że to draństwo i wyrachowanie ustala reguły to wciąż warto być bezinteresownie empatycznym i wyciągnąć rękę do pomocy drugiemu człowiekowi. A drugi powód jest czysto osobisty. W japońskie wersji głos do jednej z bohaterek podkłada Hiriko Taguchi która jest w ścisłej czołówce moich ulubionych aktorek głosowych. Otóż pani Taguchi jest czymś w rodzaju specjalistki od dubbingowania postaci które mówią japońskimi dialektami (a jak się okazuje dialektów w japońskim jest zaprawdę legion…) i robi to tak dobrze że nawet moje niewprawne ucho gaijina potrafi wyłapać różnicę.
    Na Steamie jest dostępna seria VN która według tego co o niej czytałem rozwija i rozszerza historię opowiedzianą w anime. Recenzje są generalnie bardzo pozytywne i prawie wszystkie chwalą VN za zrobienie dobrej roboty, ale cena sporo przekraczająca 200 PLN za to co w gruncie rzeczy jest serią obrazków z podpisami jest jednak jak dla mnie zbyt wysoka abym myślał o kupnie…

    3. Kategoria “niepoważna”: Seria “Gate: Jieitai Kanochi nite, Kaku Tatakeri” (nie mam pojęcia jaki jest tytuł “zwesternizowany” i czy w ogóle jest to pozycja znana na zachodzie). Opowieść z gatunku “Isekai” (czyli o przenosinach do fantastycznego świata), teoretycznie składająca się z dwóch sezonów serialu (po 12 odcinków/sezon) ale będąca tak naprawdę jednym sezonem filmowej adaptacji komiksu podzielonym na dwie połowy. Ponieważ adaptacji dalszych części komiksu nie zekranizowano, fabuła anime jest urwana w połowie i właściwie żaden z zawiązanych wątków nie jest doprowadzony do końca. Co ciekawe, w anime – pomimo jego definitywnie rozrywkowego charakteru – fan service (rozumiany jako golizna lub podobne klimaty) jest obecny niemalże szczątkowo i w postaci “full frontal” tylko w paru odcinkach. Serial obfituje za to w easter eggi i czasami wręcz szyderczo-prześmiewcze odniesienia do kultury masowej , zarówno japońskiej jak i zachodniej (odwołanie do słynnej sceny nalotu śmigłowców z “Czasu Apokalipsy” łącznie z wykorzystaniem muzyki Wagnera rozbawiło mnie do łez). Zdarzają się jedna także momenty poważne i dające do myślenia, a dotyczące np. moralności w polityce czy stosunku społeczeństwa do osób dotkniętych chorobami psychicznymi. Interesujący jest też przez pokazanie – chwilami bardzo brutalnie – co Autorzy myślą na temat tego jak wyglądała by konfrontacja nowoczesnej armii wyposażonej w łączność radiową, automatyczną broń palną, wojska pancerne, lotnictwo i artylerię ze stereotypową armią rodem z opowieści fantasy; w dużym skrócie: nawet najbardziej chojracki smok w starciu z szybkostrzelnym SPAAG i nowoczesnymi materiałami wybuchowymi szybko kończy jako parę ton smoczego kebabu…

    Książki.
    Od kilku(nastu) lat staram się trzymać zwyczaju żeby każdego roku przeczytać jakąś biografię osoby która w taki czy inny sposób pozostawiła trwały ślad w historii ludzkości. W tym roku niestety nie udało mi się utrzymać tego trendu, ale niejako w zamian natrafiłem na dwie bardzo interesujące pozycje z gatunku który można by opisać jako styk psychologii i wojskowości. Były to “On the psychology of military incompetence” Normana F. Dixona i “Military misfortunes: the anatomy of failure in war” Elliota A. Cohena i Johna Goocha. Obie pozycje, jak łatwo domyślić się z tytułów analizują problem wtop i fakapów jakie zdarzają się w wojskowości, skupiając się przy tym na tzw. czynniku ludzkim czyli tym jak idiotycznie potrafi się zachować Homo sapiens w mundurze. Obie pozycje w pewnym zakresie zarówno uzupełniają się jak i polemizują ze sobą, analizują one bowiem problem z nieco odmiennych kierunków. Dixon jest zwolennikiem poglądu że źródłem militarnych fakapów jest zawsze jednostka, przy czym im wyżej owa jednostka stoi w hierarchi tym bardziej spektakularna wtopa, podczas gdy Cohen i Gooch upatrują źródła problemu w systemie w ramach których jednostki działają i w tym że ów system jest często kompletnie oderwany od rzeczywistości i tworzony wbrew elementarnemu zdrowemu rozsądkowi. Obie książki nie wystawiają wojskowym najlepszej oceny i są w wymowie dość pesymistyczne jeśli chodzi o przyszłość. Według wszystkich trzech panów magnituda wojskowych wtop będzie rosła w miare jak komasowane są środki techniczne i rozwija się technologia z której wojsko korzysta, albowiem tempo rozwoju technologicznego dalece niestety wyprzedziło tempo rozwoju społecznego. Innymi słowy, miast w stron Mężnych Zdobywców Kosmosu zmierzamy raczej w kierunku Małpy z Atomową Brzytwą. 🙂
    Przy niezaprzeczalnych walorach wynikających z zarówno profesjonalnej wiedzy i doświadczenia Autorów oraz z bogatego i dobrze opisanego materiału faktograficznego, pewną wadą obu pozycji jest w moim odczuciu ich pewnego rodzaju skrzywienie perspektywy. Dixon wykazuje definitywne sympatie lewicowe, a jego wyraźna niechęć do tzw. “establishmentu” przybiera niekiedy formy prawie karykaturalne; innym efektem tego lewicowego odchyłu jest też niemal bezkrytyczna wiara w oficjalną historię Armii Czerwonej i np. powielanie sporej ilości hagiograficznych mitów na temat początkowej fazy wojny pomiędzy ZSRR i Niemcami.
    Cohen i Gooch z kolei są tak “amerykanocentryczni” że chwilami jest to wręcz irytujące. Dla obu panów USA jest punktem odniesienia i alfą i omega w sprawie absolutnie wszystkiego na tym świecie, począwszy od sposobów uprawy trzciny cukrowej po zwalczanie okrętów podwodnych. W ich optyce cała historia wojskowości od czasów krzesania krzemieni do końca Zimnej Wojny może być oceniona w sposób najpełniejszy wyłącznie przez pryzmat analityków Pentagonu…

  8. Mnisio

    U mnie w tym roku w miarę standardowo:
    1. Cywilizacja VI. Po dodaniu dodatków wciągnęła mnie. Jak dla mnie jest lepsza niż V – szybciej chodzi i mechanika o wiele lepsza (choć przeciwnicy komputerowi słabsi – mogę łupać na wyższych trudnościach).
    2. FTL – Znów siadłem i znów zassało – na hardzie bardzo łatwo o wtopę i to nawet nie taką przypadkową, tylko związaną ze słabym rozwojem statku.
    3. Diablo II – znalazłem starą walającą się płytę i nawet nie zauważyłem kiedy mój wilko-druid szarpał diaboła po nogawkach.

    Książka:
    Zacząłem cykl o Meekhanie i bardzo sobie chwalę.

  9. projan

    1. Kingdom Rush: Vengeance – chyba zawsze gdy pojawi się nowy Kingdom Rush będę na niego głosował.
    2. DOOM – to mnie wzięła z zaskoczenia. Nie spodziewałem się wiele po “zwykłej strzelance” a zassała mnie strasznie swoją miodnością.
    3. Kingdom Come: Deliverance – chyba nie widziałem jeszcze tak fajnie odwzorowanych realiów średniowiecza.

    Film: Marriage Story – bardzo lubię Baumbacha i nie zawiódł również tutaj. Złożony, zabawny, trafny, poruszający.
    Serial: The Newsroom z Jeffem Danielsem – inteligentny, świetne postaci, zabawny, ciekawy.

  10. Daimonion

    Nominacje growe:
    1. Assassins Creed Odyssey – za starożytną Grecję, którą uwielbiam, dialogi z Sokratesem, własną triremę i głos Kasandry (ile jednak znaczy głos…, Origins nie skończyłem, bo słuchać gościa nie mogę).
    2. Shadow Tactics: Blades of the Shogun – za klimat, postacie i przypomnienie mi, że zadziabanie kogoś szpilką do włosów w krzakach to jedna z rzeczy, które lubię najbardziej…
    3. Mass Effect Andromeda – za to, że została niesprawiedliwie zjechana przez wszystkich, a nie jest aż taka najgorsza (na pewno lepsza od Inkwizycji).
    Wydarzenie roku:
    Pandemia, wiadomo…
    Książka roku:
    Don Kichot – powrót do klasyki wiecznie żywej.
    Serial roku:
    Jednak “Gambit królowej” – autystyczna protagonistka, klimatyczny Dorociński, wybitna scenografia i oprawa muzyczna (światła na Quincy’ego Jonesa i Shocking Blue).
    Myślałem o Mandalorianinie, ale sporo jeszcze muszą popracować, żebym uznał reanimację uniwersum za udaną. Po destrukcji zdrowego rozsądku, jakiej dopuścili się w sequelach, nie odzyskają zbyt szybko mojego zaufania. Nie rozumiem, jakim cudem niektóre beztalencia dostają miliony dolarów do przeputania. A podobno to pieniądz rządzi światem.
    Odkrycie muzyczne roku:
    Sutari
    Wszystkiego najlepszego, Dzika Bando Gikzowa!

  11. jodla

    Czolem!
    Jakos w tym roku chyba tylko 2 tytuly mnie wciagnely na tyle, coby zasluzyc na nominacje, reszta sie pojawiala i po kilku, gora kilkunastu godzinach odchodzila w niebyt… A Cyberpunk czeka na wirtualnej polce na kilka latek – co nagle, to po diable 😉

    Z tych dwoch zdecydowane numero uno ostatnich kilku lat to Battle Brothers, z kazdym nowym dodatkiem wsiakam na kilkadziesiat godzin (a czasem i bez nowego dodatku mam impuls na powrot), i wychodzi mi juz ponad 430 godzin. Nigdy w zyciu bym nie pomyslal, ze tyle nabije na singleplayerowym tytule, o ktorym powiedziec, ze nie powala fabula to nic nie powiedziec 😉
    No ale ciekawy system walki turowej polaczony z zawsze wciagajacym rozwijaniem ekipy sprawia, ze ciezko sie oderwac.
    Drugi to znowu gierka przewijajaca sie przez ostatnich kilka lat, ale tym razem multiplayerowy zjadacz czasu, czyli PUBG. Jaki by nie byl, to zdecydowanie w ostatnich czasach nie znalazlem onlajnowego fps’a ktorego klimat by mi lepiej lezal (ach lezka w oku sie zakreca za Battlefieldem 2…)

    Filmowy kciuk w gore dla dwoch filmow obejrzanych w sumie prawie rok temu, Jokera i Jojo rabbita.

    Muzyczny honorable mention dla grupy Public Service Broadcasting, juz od kilku lat kradna me serce, ale dopiero w tym roku wjechali na spotifajowa jedynke 🙂 brytyjski miks lekkiej i przyjemnej elektroniki z wokalem wycietym z kronik filmowych lat 50-70 robi niesamowite wrazenie

    PS Bosmanie, wincyj sugestii ksiazkowych prosze ladnie! Wszystkie siadaja jak zloto, wiec dolaczam glos na BowsawsoJS!
    I wielkie dzieki za utrzymywanie Gikza przy zyciu, zawsze sie milo czyta – nawet jak nie zawsze jest wena na komentowanie.

  12. civil

    Dobry,
    U mnie to będzie tak:
    1. Iron Harvest – nie jest doskonała, dość powtarzalna, nastawiona na early rush, ale co z tego skoro multi (mimo relatywnie małej pooli graczy) jest super. Zwłaszcza po 500h w DoWII – gdzie zacząłem jeszcze grać zachecony i wprowadzony przez SS z pamietnego gamecornera….alez to było dawno 😀
    2. Phoenix point – X-com2 to to nie jest, ale i tak miodny, wygrał u mnieo włos z Gears Tactics (jednak te side questy były dość nurzace) i z chimera squad (niby fajna, ale jakoś na siłe skonczyłem). W sumie ten rok to raj dla fanow podbnych gier, mam jeszcze do ogrania othercide i empire of sin.
    3. Gears of war 4 – skonczylem kampanie w coopie z siostra, mega przyjemna rozgrywka, meczym teraz 5 ale na sile polotwarty swiat i ten nieszczesny skif troche meczy (zwlaszcza po zajbistym poczatku).

    Z seriali to bym powiedział Hinterland, Gambit krolowej i człoowiek z wysokiego zamku.

    Trzymajcie się.

  13. Revant

    Hejo!

    U mnie to fest trudna sprawa w tym roku :/ bardzo mało grałem, a przynajmniej w jakieś mega zapadające w pamięć tytuły. Podrzucę jednak parę propozycji do krypy:
    1. The Outer Worlds – bo człowiek tak czekał na nowego Fallout: NV i coś podobnego otrzymał. Nie było to tak fajne jak by się chciało, ale jednak miłe doświadczenie.
    2. FIFA 20 – za to, że do dziś sobie pykam. W karierę. Pojedynczego piłkarza. Tak, gram w fifę jak w rpga 😉
    3. Euro Truck Simulator 2 – jakże inaczej, jak kupuję wciąż dodatki, płacę za aktualizację ProMods, zagram kilka godzin i przez kilka miesięcy o tym zapominam, aby wrócić wraz z kolejną jakąś większą aktualizacja/dodatkiem.

    Honorowe wyróżnienie:
    a) The Division 2 – świetne rozwinięcie gameplayu z 1, choć bardzo odczuwam brak klimatu z poprzedniczki
    b) remaster Ghoustbusters – nadal jedna z najlepszych egranizacji, zwłaszcza, że przy udziale brała udział niemal cała paczka z filmu

    Książek już nie czytam, z mang zaś to nic w sumie wartego zapamiętania. Jedynie kolejne chaptery One Piece budzą większe emocje 😉 Filmy tez nic takiego, seriale to zdecydowanie Brooklyn 9-9 i Jojo’s Bizzare Adventures ^_^

    Wydarzenie roku 2020 – dla mnie to wkręcenie się w gunple. Składanie stało się w sumie teraz hobby’m numer jeden. Poznaje kolejne tajniki doskonalenia modeli, a ostatnio nawet zmierzyłem się z (pod)malowaniem 😉

    Dzięki bosmanie za utrzymanie tradycji, a gikzom obecnym za obecność 😉 miło, że stronka trochę odżyła 😀

        1. bosman_plama Autor tekstu

          @WarNerd_PL

          Trafiam na błędy, które bardziej mnie bawią niż przeszkadzają. Do łez rozbawia mnie na przykład “katapulta”. Jak dotąd trafiła mi się dwa razy. Raz, gdy próbowałem wejść przez rozbite okno i nagle jakaś siła cisnęła mną kilkadziesiąt metrów do tyłu. Drugi przypadek był zabawniejszy, bo właśnie skradałem się przez terytorium wroga i wyciągałem krwiożercze łapska do strażnika, żeby wyeliminowac go po cichu. I wtedy znowu poleciałem z gigantyczna prędkością do tyłu, by wylądować w wrogo nastawionej grupie.

          Ale zabawniejsze są emocjonalne tąpnięcia w grze. Oto raz obiekt moich uczuć tak się zestresowała randką, że zamiast czekać na mnie nad jeziorem, uciekła do centrum i stała tam w kostiumie płetwonurka przy jednym ze straganów nucąc pod nosem ulubioną piosenkę i nie reagując na otoczenie. Bardzo się nie zdziwiłem, bo w realu podobnie działam na kobiety. Z kolei gdy odrzuciłem zaloty pewnego faceta gra nie wytrzymała tego psychicznie i zawiesiła się. Muszę więc uważać z romasnowaniem:).

          1. WarNerd_PL

            @bosman_plama

            Teleport miałem chyba raz, ale zabawniejsze były wybuchy, np. niewinnie wyglądających skrzynek, które próbowałem przeskoczyć – dupło jak mina i już po mnie. Przydarzyło mi się to też gdy próbowałem wskoczyć sobie na jakiś daszek. Wygląda na to, że w NC nawet powietrze jest wybuchowe.
            Może gra zawiesiła się za karę, że odrzuciłeś jego zaloty? Następnym razem już nie będziesz tak fobiczny.
            Mnie w ciągu ok. 110 godzin grania wywaliło do pulpitu tylko raz, po n-tym wczytaniu sejwa. Ale to rozumiem – git gud, a nie ciągle sejwy wczytuj po porażce.

  14. furry

    Kurczę, udało się odzyskać hasło do gikza!

    No więc do dzieła, śmiechy śmiechami, ale żeby tradycji stało się zadość, ktoś pierwszy musi zagłosować na Wiedźmina 3 i niech tym kimś będę ja 🙂 Całkiem niedawno skończyłem, zajęło mi to duuuużo czasu, ponad pół roku i… jestem zachwycony. Zarówno gra jak i oba duże dodatki wciągnęły mnie niemożebnie, a Serca z kamienia to już w ogóle. W końcu trafiłem na grę, której fabułę można opowiedzieć komuś bez tego lekkiego zażenowania. Plus co jakiś czas perełki typu rozmowa strażników w Kaer Trolde o głosach ptaków… Zmieniłem język na angielski żeby posłuchać jeszcze raz.

    Po skończeniu chciałem lecieć kupować CP2077, ale recenzje podziałały, dlaczego ludzie zapominają o gikzowej akcji Stop Preorderom? Poczekam aż popatchują trochę, lód w majty, i może w wakacje siędę. Tak w ogóle, dzięki za cynk z Geforce Now, testy wypadły pozytywnie, choć filmiki w internecie pokazują, że da się grać na moim wiernym GTX 750Ti 😉

    Druga nominacja to The Outer Worlds, nic nie słyszałem o tej grze, więc gdy jakoś dowiedziałem się o darmowym miesiącu w abonamencie XBOX, wybrałem właśnie to, coś co wyglądało na ciekawego RPGa. Dopiero po paru godzinach oświeciło mnie, że gram w Fallouta, tyle że lekko steampunkowego i w kosmosie. Dodatkowo mocno śmieszkującego z przeszłości zdominowanej przez korporacje i mającego w sobie coś z najlepszego serialu s-f o lataniu statkiem, czyli Firefly. Kombinacja taka okazała się bardzo strawna, więc przymknąłem oko na pewne ewidentne dziury i niedoróbki, i cieszyłem się grą, fabułą i towarzyszami podróży.

    Trzecia, równie mało zardzewiała gra, to kupione w dniu premiery Borderlands 3, choć ponoć krzywo tu się patrzy na Epic Store 😛 Trudno, głos na starą ekipę z Pandory, koniecznie muszę wspomnieć o ścieżce dźwiękowej, konkretnie ten utwór, skomponował to Michael McCann, człowiek który odpowiada za muzykę do Deus Ex: HR.

    Książki? O czasie i wodzie islandzkiego poety Andri Snær Magnasona. Książka w sumie najbardziej traktuje o zmianach klimatycznych, ale autor podchodzi do tematu od zupełnie innej strony niż np. taki Marcin Popkiewicz, fizyk. Jeśli kogoś przeraża ilość wykresów w Nauce o klimacie, tu wykresów nie ma. Autor dużo pisze o tym co było, o tym co straciliśmy, ale i co możemy stracić. Pięknie napisana książka, i niech nie zwiedzie was lekko egzaltowany opis na stronie wydawcy 🙂 dużo tu faktów i mądrych spostrzeżeń. Wpadła mi w ręce przypadkiem, ale to najważniejsza książka tego roku.

    Poza tym przypominam sobie kolejne tomy sześcioksiągu “Diuny”, myślałem że będzie jak znalazł przed grudniową premierą filmu Villeneuve’a, ale, no właśnie. Cóż, na razie ominą nas gównoburze o zmianę płci tego i owego w ekranizacji. I przypomniałem sobie, dlaczego zarzuciłem kiedyś lekturę cyklu, zamiast historii o młodym Atrydzie szczelającym się z Niemcami-Harkonenami, dostajemy panią słyszącą głosy w swej głowie 🙂

    Wężowe serce Radka Raka przeczytałem i znowu mi nie podeszło, mam wrażenie że za bardzo się stara i za dużo próbuje w książce upchnąć. I jednak mu nie do końca wychodzi to, co mogłoby.

    Tak naprawdę to wziąłem się za Moby Dicka, ale nie skończyłem, więc nie liczy się chyba. Ale po pierwsze jestem teraz ekspertem od morskich ssaków (dobra, stan wiedzy jakoś na połowę XIX w.), a po drugie uderzyło mnie, jak samotność wielorybniczych statków na oceanie przypomina samotność statków kosmicznych. Miesiące bez kontaktu z innymi załogami, lata poza stałym lądem. Może w misję na Marsa Elon powinien wysłać potomków wielorybników? Dodatkowo jako podkład puszczam sobie The Dreadnoughts, pewnie kojarzycie piosenkę z Assassin’s Creed: Black Flag. Otóż poszli za ciosem i nagrali cały album z szantami: Into the North, wyborny.

    1. bosman_plama Autor tekstu

      @furry

      Moby Dick to było jedno z moich odkryć na starość. Nie czytałem tego bardzo długo, bo jeżyłem się na sławę tej powieści. W końcu założyliśmy dyskuskusyjny klub książkowy, obgadalismy kilka łatwych książek, po czym z takim jednym kumplem zaproponowaliśmy Moby Dicka. Nikt nie zaprotestował, ale na następne spotkanie przyszedł już tylko kumpel i ja. I przez dwie albo trzy godziny dawaliśmy wyraz swojemu zachwytowi.

      Najmocniejszym odkryciem było, że facet napisał postmodernistyczną powieść jeszcze zanim urodzili się pierwsi postmoderniści:).

      1. WarNerd_PL

        @bosman_plama

        Kurczę, a ja to przerabiałem na studiach. Dostaliśmy chyba tydzień na przeczytanie. Dzielnie przebrnąłem przez pierwszy tom, ale potem kupiłem za 5 zeta w taniej książce jakąś idiotyczną opowiastkę o Rangersach (po anglikańskiemu) i pochłonąłem jednym tchem. Końcówkę Mobiego doczytałem z pożyczonych notatek i wystarczyło, żeby zaliczyć.

  15. Szmatan

    No w końcu jakaś motywacja by się zalogować! 🙂

    Śmiechem żartem – straszna jest ta Zardzewiała Krypa. Uświadomiła mi, że niewiele grałem w tym roku. No, poza Warzone, które pozamiatało i w niewiele innego grałem…
    Ale z tego co pamiętam, cieszyłem się mocno na początku roku gdy zmieniłem pracę na mniej wymagającą, bo oznaczało to, że w czasie pracy będę mógł się nieco poobijać i przejść w końcu War of the Chosen do X-COM 2. Tak też się stało – więc to będzie mój drugi typ. No i nie mogę nie wspomnieć o moim życiowym osiągnięciu – mój syn, który skończył w tym roku 9 lat, dowiedział się od swego starego o takiej zardzewiałej krypie jak Warcraft 2 (GOG ftw). No i kurcze, spodobało mu się. A ja z kolei sam przypomniałem sobie jak mocno miodne były kiedyś RTSy 🙂 Narobiłem sobie smaka na zakup C&C remaster, ale na razie musi poczekać, bo praca znów się zmienia na bardziej wymagającą 😉

    Także w kolejności:
    1. Warzone
    2. X-COM2: War of the Chosen
    3. Warcraft 2

    Dodatkowe wyróżnienie: The Crown sezon 4, a dokładniej moja niegdyś ulubiona agentka Scully, która wciąż potrafi połączyć w serialu pracę z życiową pasją. Jej wcielenie Żelaznej Damy jest to dla mnie rolą roku; ten niesamowity głos, niesamowita mimika, ruchy, sposób chodzenia. Kto by pomyślał, że ona to wszystko w sobie ma. Całuję rączki i czekam na kolejne wcielenia na nowo narodzonej aktorki 🙂

  16. Tasioros

    Cześć Wszystkim! Czasu na granie jeszcze mniej, ale jakoś daję radę co nieco ukończyć. Na Cyberpunka może i zagłosuję, ale najwcześniej to pewnie za dwa lata. Także ten…

    1. Hellblade: Senua’s Sacrifice – ogólnie w gry najlepiej grać w słuchawkach, ale nie jest to konieczne. W tym przypadku po prostu nie można nie grać w słuchawkach. Główna bohaterka w głowie słyszy głosy, więc i my musimy z nią tę przypadłość dzielić. Praktycznie nie przestają mówić – drwią z nas, zniechęcają, podpowiadają, oszukują. A są to głosy i dźwięki wykonane wręcz fantastycznie. Dzięki nim po dłuższej sesji z grą samemu można poczuć się zmęczonym psychicznie. I o to też chodzi. Jak to mawiali nasi pradziadowie: gra nieźle ryje beret. Ciężko o tej grze pisać, bo najlepiej jest ograć/przeżyć ją samemu. Wystarczy oddać się jej całkowicie i będzie to przeżycie nieporównywalne do innych gier. Nic więcej nie piszę, bo jeśli ktoś zechce jeszcze w to zagrać, to powinien o tej nietuzinkowej produkcji wiedzieć jak najmniej, a najlepiej nic. Należy grze zaufać i stosować się do jej rad, ale absolutnie nie sprawdzać na jej temat nic w internecie. W żadnym momencie. Treść jest tutaj najważniejsza, ale inne elementy wcale nie słabują. Bardzo ładna grafika i niepokonane (chyba) do tej pory animacje twarzy plus świetne aktorstwo tworzą wyjątkowo sugestywną iluzję szaleństwa. Ból czuć i słychać, Senua nie miała lekkiej przeprawy – jest dość mrocznie, czasami nawet bardzo. Satysfakcjonujący system walki, przyjemne zagadki środowiskowe oraz masa odniesień do nordyckich klimatów i wierzeń celtyckich. Ach, cierpienie już dawno nie było tak atrakcyjne.
    W skrócie: chodzisz walniętą babką z mieczem i słuchasz głosów.

    2. Wolfenstein: The New Order – oj jak dobrze się strzelało. I to do Niemców! Do nazistowskiego ścierwa, jak to ładnie ujął sam Blazkowicz zatapiając nóż w tchawicy wrażego żołnierza. Do tego jest jeszcze kolega Fergus, który uraczył mnie chyba najfajniejszym tekstem w grze w tym roku: “Don’t fuck this up, you magnificent cunt.” (o ile oczywiście wybierze się jego ścieżkę). Zresztą ma on sporo niezgorszych szkockich monologów. Ogólnie postacie przedstawione w tym tytule są nieźle zrealizowane – Trupia Główka jest świetny. Dobra fabułka, muzyka, voice-acting, zróżnicowane miejscówki i przemiodne strzelanie, sprawnie wymieszane elementy komediowe i poważne, bez przegięcia w żadną stronę. Jest krwawo. Wszystko to przypomina najlepsze wysokobudżetowe, acz nie tendencyjne, kino akcji w wykonaniu Tarantino i Guya Richiego. Na plus również fajnie wplecione wątki polskie. Często można szkopów eliminować po cichu, ale nie należy z tym przesadzać, do napieprzanie z dwóch ulepszonych karabinów lub shotgunów jest wyjątkowo przyjemne.
    W skrócie: chodzisz kolesiem i strzelasz.

    3. Deus Ex: Mankind Divided (lub I never asked for this 2) – gra niedoceniona, a nawet lekko skrytykowana. Widać dlaczego, bo faktycznie wydaje się nie być do końca równa. Fabuła wcale nie jest niedokończona moim zdaniem, ale do poprzedniej części trochę jej brakuje. Jednak grałem i grałem, aż skończyłem. Wchodziłem do każdego mieszkania i przestawiałem lodówki. W dostawaniu się do każdego z możliwych miejsc i sprawdzaniu niemal każdej możliwej ścieżki można było się zatracić. Do tego mnóstwo skradania się – a ja lubię się skradać. Miejscówki po których się poruszamy są zaprojektowane naprawdę pomysłowo i wyglądają bardzo ładnie. Sama Praga w czasach odrutowanej przyszłości wygląda wyjątkowo ciekawie, a i poruszany temat podziału jest całkiem interesujący. Ale jednak czegoś zabrakło, tego delikatnego sznytu, który tak dobrze sprzedał część pierwszą. Łatwo zauważyć pewne ograniczenia i niewykorzystanie potencjału.
    W skrócie: skradasz się typem w płaszczu i przestawiasz lodówki.

    Na podium nie załapał się “Mad Max”, który pasowałby tu jak ulał, bo sporo tam zardzewiałych kryp, samochodów i innych rzeczy. Do tego wyjątkowo ładne i sugestywne pustkowia skąpane w Mad Maxowym szaleństwie. Pustkowia jakich Fallout by się nie powstydził. Jak ktoś lubi filmy z Rockatanskym, z przyjemnością pogra choć parę godzin. Jednak jest to “typowy” otwarty świat z określoną liczbą powtarzających się pierdół do zrobienia i zbieraniem złomu co krok. Klimat i widoczki za to są super – wspaniale przemierza się owe pustkowia w swoim co rusz podrasowywanym aucie. Szkoda, że potencjał wydaje się być niewykorzystany. Pogrywam kawałkami i dobrze się bawię – mam nadzieję, że nie zabije mnie nudą tak szybko jak “AC: Black Flag”.

    Książka: w końcu postanowiłem zapoznać się z twórczością nieodżałowanego Terry’ego Prachetta (tak wiem, dopiero…) i wybór padł na “Mort”. No i po kilkudziesięciu stronach muszę przyznać, że bawię się doskonale. Jest to tak zmyślnie i zabawnie napisane, że czasami zaśmiewam się do tekstu w głos. W końcu książka, w której Śmierć mówi do bohatera: “POCZĘSTUJ SIĘ KORNISZONEM”, a jego rumak ma na imię Pimpuś, nie może nie być dobra. Jestem zachwycony i wsiąkam w lekturę z niebywałą przyjemnością.

    Film: “1917” – za realizacyjny majstersztyk. Jeden wielki “mastershot”. Cięcia oczywiście są i można łatwo je wyłapać, ale po co? Do tego temat Pierwszej Wojny, która w wielu aspektach była bardziej nieludzka niż ta kolejna. Fabuła lekko naiwna i naciągana, ale technicznie jest to wspaniały pokaz. Film u mnie bardzo łatwo wygrał ze średnią “Dunkierką”.

    Serial: “The Boys” – przyjemny powiew świeżości i braku oglądania się na poprawność polityczną. Fantastycznie zrealizowany, przemyślany, brutalny i zaskakujący. Wyjątkowo udane kreacje aktorskie – przede wszystkim Karl Urban i Antony Starr. Scenarzyści postanowili trochę pójść własną drogą w stosunku do komiksowego oryginału i tylko na dobre im to wyszło. Szkoda, że drugi sezon nie utrzymał poziomu i parę razy potyka się o głupotki, a ogólny wydźwięk wydarzeń jest słabszy.
    Zaskakująco dobry okazał się serial “Wielkie kłamstewka”. Niby to typowo kobiece czy coś, miał być to serial dla żony, ale oglądałem z przyjemnością, bo aktorsko wybija się ponad przeciętność. Szczególnie drugi sezon, w którym wkracza Meryl Streep. Już dwa pierwsze odcinki mają w sobie więcej emocji niż cały sezon pierwszy, który wcale zły nie był. Taki obyczajowy, ale bardzo naturalny i nie rzadko zabawny.

    Jeśli o wydarzenie roku chodzi, to jest nim bezapelacyjnie (chcę czy nie chcę 🙂 ) pojawienie się na tym niepoważnym świecie mojego drugiego dziecka. Jest to, tak jak w przypadku pierwszego, córka. To oznacza, że teraz czeka mnie już tylko równia pochyła w zamglone, niezbadane odmęty szaleństwa. Czas wolny skurczył się do rozmiarów wychudzonego yorka, bo dzieci pożerają go w niesamowitych ilościach (czas, nie yorka), ale jednak te małe ludziki są w pewnym sensie wspaniałe i fascynujące.

    Wam natomiast tego czasu życzę jak najwięcej, abyście mogli go przepierdzielić na gry, alkohol i inne produkty pierwszej potrzeby.

  17. Probabilistyk

    Siema! To lecę z moimi typami, nie chce mi się uzasadniać co i dlaczego więc będzie szybko i krótko.
    Gry:
    1. World of Warships – moje nowe uzależnienie 2020 🙂
    2. Assassins Creed Odyssey – bo Grecja, którą uwielbiam.
    3. FarCry New Dawn – takie kolorowe postapo, które nie jest za długie ani za krótkie. Przyjemność na 20-kilka godzin.
    Książka:
    Wieczna woja – Bosman polecał dawno temu, w końcu mogłem przeczytać – od teraz moje ulubione SF.
    Serial:
    Community – też polecany tu na gikz’ie – obecnie kończę 2gi sezon i mam nadzieję, że kolejne będą równie dobre jak to co do tej pory widziałem.
    Odkrycie roku:
    Nintendo Switch – bo można grać we świetne indyki w dowolnym miejscu. Jeśli ktoś nie zwraca uwagi na grafikę to ta konsola będzie idealna – Cywilizacja VI nigdy nie była taka dobra jak w wersji mobilnej.
    Anty-rdza vel karny Qtas:
    Obecnie rządząca partia – takiej zgrai nieudaczników, egoistów i prostaków jeszcze nie było. Kaczyński, długopis, zero, ‘managier’ z bzwkb i reszta ferajny (np. ta baba od faka w sejmie) ustanowili maksimum depresji i przebili śp. Lepera w byciu burakiem.

  18. michau

    1. Pathfinder Kingmaker – diament z całą masą wad. Wreszcie ktoś zrobił tego następcę Baldura. Bez D&D i – o ile pamiętam – reklamowania się jako następcy Baldura. 😀
    2. Age of Empires 2 DE – kończę kampanię za kampanią i bawię się jak kiedyś.
    3. Pillars of Eternity 2 – nie jest tak źle jak piszą. Ba! Jest spoko.
    Dwa izometryczne erpegi i rts. Jak zwykle. 😀
    Edit 1 (być może jeszcze tu wrócę!) Seriale
    1. Młody i Nowy Papież
    2. Gambit Królowej
    3. Sherlock. Ten z BBC. Podoba mi się.

  19. ThoFalcon

    1. Wiedźmin 3 – na początku 2020 roku w końcu udało mi się zakończyć tą niesamowitą przygodę i absolutnie nie żałuję godzin poświęconych tej grze.
    2. Final Fantasy VII remake – jedyna gra która zajęła mi 45 godzin a udało mi się ją skończyć w niecałe dwa tygodnie.
    3. Factorio – to taka nowa a jednak nie nowa gra. Mam na liczniku 364 godziny i znawcy mówią, że skończyłem tutorial 😉

  20. Zebulah

    Ahoj!
    Mimo przekonania się mojego pracodawcy do pracy zdalnej, nie grałem zbyt wiele.
    1. Far Cry 3: Blood Dragon (2013)
    2. Doom 2 (1994)
    3. Death Rally (1996)

    Aktualnie jestem w trakcie Halo 3 z pakietu Halo: Master Chief Collection. Całkiem fajna seria. Trochę nużąca na dłuższą metę ale z przerwami gra się bardzo dobrze.

    Książki:
    1. Fobia – Dawid Kain
    2. Berserk – Paweł Majka
    3. Autobiografia według Monty Pythona

    Filmy:
    1. What we did on our holiday (2014)
    2. Dark waters (2019)
    3. Jojo Rabbit (2019)

    Seriale:
    1. Chernobyl (2019)
    2. Inspector George Gently (2007-2017)
    3. DCI Banks (2010-2016)

  21. banita

    Uuu, gikz się rozkręca, w listopadzie 2 teksty, w grudniu już 3! A na poważnie to podziękowania autorom za każdy tekst, nawet gdy nie wrzucam komentarzy to czytam z przyjemnością. Krypty się akurat spodziewałem, co tradycja – to tradycja! 🙂

    Do rzeczy. Seriali nie oglądałem, książek nie czytałem, filmy widziałem dwa, gdy jeszcze kina były otwarte: “Na noże” (Knives Out) i “1917”. Oba bardzo dobre, na tym pierwszy bawiłem się nawet zaskakująco dobrze (lubię klimaty A.Christie). Oba polecam. Z muzyki to kupiłem kilka jazzowych składanek i tyle. Obecnie życie (a raczej wieczory i noce) zżerają mi streamy, zwłaszcza twórców muzycznych ze Stanów i Kanady.

    Co do gier:
    1. Zwycięzca może być tylko jeden – Ori and the Blind Forest.
    Świetna produkcja, doszlifowana pod każdym względem. I o ile przy pierwszym podejściu w kilku miejscach się zaciąłem, o tyle przechodząc drugi raz zrobiło się już za łatwo. Btw. do kupienia jest tylko definitive edition, lecz przy okazji dostaje się też wersję zwykłą (krótszą, bez poziomów trudności i paru innych usprawnień). Dobry powód, żeby zainstalować grę 2 razu pod pretekstem porównania zmian. ;P

    2.Tu już się wahałem, ale niech będzie We.The Revolution. Polska produkcja traktująca o rewolucji francuskiej z punktu widzenia sędziego Trybunału Rewolucyjnego. Fajna rzecz z piękną, klimatyczną oprawą graficzną i wciągającą rozgrywką opartą na prowadzeniu rozpraw (przynajmniej przez pierwsze 2 rozdział). Brakuje muzyki, warto sobie puścić jakieś smyczki i fortepiany w tle. Niestety 3 rozdział odstaje od reszty, bo też oparto go na słabo zrealizowanej, nieczytelnej, powolnej strategii turowej. Stąd te wahania, ale da się to przeżyć, a gra kosztuje grosze.

    3. Children of Morta – fajnie zrealizowany h&s. Nie jestem fanem tego gatunku, a mam nabite już 30 godzin i gram dalej. Zaskakująco mroczny klimat połączony z pixelową grafiką (śmiało można ją nazwać pixel artem, w przeciwieństwie do jakichś 95% innych gier tego typu) robią robotę. Do tego około 10 zróżnicowanych postaci, które wzajemnie sobie pomagają, więc trzeba rozwijać je równomiernie. Na minus zdecydowanie system zapisu – jeżeli wyjdziemy z “lochów” tuż przed bossem, będziemy musieli powtarzać całą drogę (proceduralnie generowaną). Dodam jeszcze małą różnorodność miejscówek.

    Wyróżnienie dla kilku staroci: Desperados 1 (niesamowicie wciągająca strategia, te inne komandosy), The Next Big Thing (zabawna i śliczna, ale krótka przygodówka) oraz Grim Fandango w wersji Remastered (wiadomo – klasyk, nadal fajnie się gra, a głosy podłożone są mistrzowsko).

    Rozczarowanie roku leci dla twórców SuperHot MCD – nie wiem jak, ale udało im się zepsuć samograja (podstawowy SuperHot) , kilkoma, w moim mniemaniu, błędnymi decyzjami. Po kilku godzinach już się bardziej męczyłem niż bawiłem. Szkoda.

    Wszystkim gikzom wraz z ich rodzinami, przyjaciółmi, znajomymi, zwierzakami i pluszakami życzę Wesołego Nowego Roku, a przede wszystkim, żeby był lepszy od mijającego. Poza tym, jak zwykle – dużo spokoju, zdrowia, miłości, pieniędzy i wolnego czasu.

  22. lemon

    Miałem nie nominować, bo pamięć słaba, ale z pomocą przyszedł GOG Galaxy i ficzer z podpięciem kont we wszystkich innych sklepach/launcherach, a nawet konsolach. Ustawiłem sobie sortowanie gier wg “last played” i już mniej więcej wiem, co było grane.[/tekst sponsorowany]

    Najwięcej godzin znowu nastukałem w Football Managerze, ale nie chcę go nominować – to taki stały punkt programu, jak Fallout u bosmana, ale szkoda zabierać miejsce innym wartym polecenia grom. Na pececie ograłem Batman Arkham City i Mad Maxa – obie fajne, jednak nominacja przypadnie tej drugiej. Batman jest bezapelacyjnie lepszą grą, ale to z Maxem miałem większy ubaw. Chyba już na gikzie o tym pisałem: świetnie oddano tu klimat ostatniego filmu, pioruńsko soczysta jest warstwa audio, a i oko jest na czym zawiesić (plenery, eksplozje!). Zwykle nie przepadam za “ubisoftowymi” openworldami i grą w czyszczenie mapy ze znaczników, ale tutaj same pościgi i pranie warboys po mordach sprawiają niesamowitą frajdę.

    Pozostałe nominacje będą dla gier z Playstation. Początek roku upłynął mi pod znakiem obu części The Last of Us (proszę liczyć jako jeden tytuł). O pierwszej powiedziano już wszystko, więc od siebie rzucę tylko, że zapada w pamięć bardziej niż “dwójka”. Ta z kolei jest do bólu (mowa o bólu pleców i zszarganej psychice crunchujących developerów) dopracowanym majstersztykiem technicznym. Szkoda, że fabularnie nie wyszło najlepiej. Mimo wszystko nie raz i nie dwa zanotowałem lekki opad szczęki (tak ogólnie, nie z powodu fabuły). Bez przerwy towarzyszyło mi odczucie, że gdyby się uprzeć, można by przechodzić poziomy bez zabijania ludzi i zamierzam tego spróbować za jakiś czas na PS5.

    Ostatnia nominacja dla Ghost of Tsushima. “Asasyn w Japonii” okazał się sporo ciekawszą grą od taśmówek Ubisoftu i w moim rankingu pierwszą z otwartym światem, która przebiła Wiedźmina 3 pod względem graficznym (znowu te plenery). Walka zrealizowana została wybornie. Choć pod koniec byłem już nieco znużony, bo gra jest długa, to będę ją ciepło wspominał przez lata.

    Wyróżnienia dla:
    – Jedi Fallen Order za (uwaga) pierwszorzędne cutscenki – czułem się, jakbym oglądał film lepszy niż ostatnia trylogia
    – Crusader Kings 2 za mini kampanie z wyzwaniami, które sprawiły, że wróciłem do gry
    – Mutant Year Zero za rozbudzenie apetytu na taktyczne turówki (apetyt dość szybko minął po zagraniu w Wasteland 2 ;))

  23. projan

    Dorzucę jeszcze jeden serial: Shameless (2011 r.)
    O patologicznej rodzince pozytywnie, czyli poważne sprawy lekko poddane – mój ulubiony styl. Kończę właśnie sezon 10 i już żałuję że właśnie kończę. Jeden z najlepszych obecnie oglądanych przeze mnie seriali.
    Po prostu spróbujcie…

Powrót do artykułu