Offca paczy na czas

thesheep dnia 17 września, 2014 o 8:30    58 

Kiedy dzieje się coś przyjemnego, chcę żeby to trwało jak najdłużej. Nie mówię tu jednak o wydłużeniu trzydniowych wakacji do trzech lat, chociaż byłoby to miłe, ale o subiektywnym odbiorze tych nieuchronnie biegnących godzin.

Zmiana strefy czasowej robi swoje, gdyż po przylocie na Wyspy mam wrażenie, że dostałam tę godzinę w prezencie. I mimo że jest to tylko 60 minut, ciągle wydaje mi się, że mam tego czasu więcej, przez co płynie wolniej. Do tego dochodzi znane powszechnie wakacyjne zakrzywienie czasoprzestrzeni – niby mam jakieś plany, ale wskazówki zegara i tak przesuwają się wolniej niż kiedy szykuję się rano do pracy. To pewnie dlatego, że odwiedzam miejsca, które mnie interesują i robię rzeczy, które sprawiają mi przyjemność. Na wakacjach o takie urozmaicenia łatwiej niż w codziennym zabieganiu, dlatego też lubię tak wyjechać na trochę, żeby przypomnieć sobie jak to jest cieszyć się czasem, który mam. Zwykle po takim reboocie łatwiej przychodzi mi radzenie sobie z życiem według grafików. Nie spisuję wtedy dni na straty, staram się je maksymalnie wykorzystać, żeby spowolnić upływ czasu i żeby starczyło mi go na te wszystkie momenty, z których czerpię radość. 🙂

Do tego tematu bardzo pasuje książka mojej krajanki, a zatem mieszkanki Dolnego Śląska, Olgi Tokarczuk Prawiek i inne czasy. Ona to dopiero wspięła się na wyżyny zawirowań czasowych, z naciskiem na jego subiektywny upływ i sposób pomiaru (czas kamienia płynie przecież inaczej niż czajnika). Jeśli macie ochotę na realizm magiczny, to serdecznie polecam. Natomiast w nawiązaniu do wczorajszego tekstu, który wywołał II wojnę światową do tablicy, weźcie do ręki Time’s Arrow Martina Amisa. Oglądamy tam życie bohatera niejako na wstecznym biegu, a jego losy robią większe wrażenie niż Benjamina Buttona, gdyż był on zbrodniarzem wojennym. Mocne nerwy zalecane więc.

A Wy jak znosicie zmiany stref czasowych podczas podróży? Podczas których wypraw jet lag oddziaływał na Was najmocniej? Jak Wam zwykle płynie czas na wakacjach? Co wtedy czytacie? 🙂

Dodaj komentarz



58 myśli nt. „Offca paczy na czas

  1. shani

    Jako, ze jedynie startowanie samolotow znosze przyjemnie, zazwyczaj wsiadam po małpeczce… albo dwoch. Cala podroz przesypiam, wiec i po przylocie tez ide odespac swoje. Ja niestety po podrozach w inne strefy nie dostaje nic w gratisie… no moze oprocz kaca 😛
    Nie wspominam o dalekich podrozach, gdzie przesuniecie czasu jest wieksze niz 2/3 godziny, bo tak daleko nigdy nie bylem.

  2. creep

    Moim największym błędem było pójście na kosza wieczorem, w dniu, kiedy wróciłem po 24-godzinnej podróży. Przez półtorej godziny nie mogłem złapać oddechu. Po meczu ledwo doczołgałem się do samochodu i spędziłem tam 20 minut, umierając. Nie polecam.
    Przesunięcie o 8-9 godzin to już ostra jazda. Można chwilowo ogłupieć. Potwierdziłem zarówno lecąc na wschód, jak i na zachód ;).

  3. Zwirbaum

    W Chinach jak byłem to pamiętam że zaraz po przylocie wydawało mi się wszystko ok. A potem nagle w środku dnia przytuliłem się do łóżka i nie wypuściłem. Potem jakieś dwa dni byłem lekko przesunięty, ale szybko na szczęście przeszło ^^

  4. powazny_sam

    1h to na tyle krótki czas że osobiście nie widzę różnicy, zarówno przy podróży jak i przy bzdurze pt. zmiana czasu zimowy-letni.
    A max jaki doświadczyłem to 2h ale to było na urlopie więc włączyła się i tak kompresja czasu 😉
    I tym sposobem wymigałem się od pytania o to czytuję bo wyszłoby że jedyna literatura w jaką zdarza mi się zagłębić od czasów studiów to dokumentacja techniczna o różnej tematyce.

  5. g4mb4re

    Pamiętam jak poleciałem do Japonii po raz pierwszy. Z jet lagu nie mogłem się otrząsnąć chyba przez 3 dni. Najgorsze bylo te zmuszenie sie żeby zostać na nogach przynajmniej do 22 żeby się przystosować. Ale jak to wiadomo praktyka czyni mistrza i już przy n-tym przylocie do kraju kwitnącej wiśni i wszechobecnego hentai przystosowanie się nie sprawiało mi już żadnego problemu.
    A teraz jade do pracy i juz czuje że następne 8 godzin będzie mi mijać w ślimaczym tempie…

  6. Twoja_Stara

    Jet Lag, czy co tam ogolnie jest spoko jak dziala w te dobra strone, jak lecisz do strefy -5/8h np i nagle jestes rannym ptaszkiem i mozesz wstawac o 5-6 rano i latac z aparatem po pustym miescie. Ja mam niestety inny problem, i po dluzszej podrozy nie moge isc na dwojke, co jest uciazliwe na dluzsza mete 🙁

  7. iHS

    Miesiąc temu poleciałem do stanów i spędziłem tam 9,5 tys km. Lag po lądowaniu był straszny – zawieszałem się jak na ciężkim kacu, dni rozciągały się w tygodnie (co summa sumarum nie było złe, miałem dialogi “a pamiętasz jak byliśmy w tej boskiej restauracji gdzie dawali tą taką wołowinę azjatycką? – tak, to było dziś rano”). Opanowałem to dopiero po jakimś tygodniu, nie pomogło też przekroczenie dwóch stref czasowych w międzyczasie – nie wiedziałem czy jest 12 p.m., 13 p.m. 13 p.m. czy może 1 a.m.? Co śmieszne w drugą stronę było znacznie łatwiej – wszedłem z marszu w polski kierat. Ale też dnie od razu wydały mi się znacznie krótsze. A ludzie smutniejsi, a trawa brzydsza, ale to już inna opowieść.

      1. Nitek De Kuń

        @aihS

        Czytałem ostatnio artykuł o dostawach do domu. Czytając komentarze czułem się jak w dobrej powieści sci0fi. Ludzie narzekali tam, że sklepik im się zamknął, bo wykończyła ich konkurencja i muszą teraz zamawiać skąd indziej przez co czekają dłużej.
        W T F

      2. iHS

        @aihS

        A – byłem! Spodziewałem się czegoś w stylu Amsterdamu, a dostałem połączenie apteki z urzędem paszportowym. Plus ceny jak za prohibicji, a podatek na to przywalili taki, że lepiej by się nasi posłowie nie dowiedzieli. Niemniej, dla zasady, wsparłem system. Chociaż, jak tak myślę, to jak by te z wiejskiej zobaczyły na to podatek, to może by zalegalizowały….

  8. Wyspa

    Jet lag nigdy mi nie sprawiał problemu ale może to wynik ogólnie nieregularnego u mnie cyklu.
    Tylko niecały rok pracowałem wg jakiegoś grafika a tak to całe życie ruchome godziny pracy… jak kiedyś pracowałem jako technik to wyjeżdżało do pracy np o 15 a wracało o 3, raz nawet pamiętam stwierdziłem że po nocy lepiej jechać bo korki pominę i zrobiłem sobie sesje od 2 w nocy do 12 w południe… nawet teraz pracują niby przed kompem na dupie nie mamy grafika a jedynie godziny otwarcia firmy kiedy można przychodzić i to tez nie sztywne, tylko na zasadzie “kto ostatni wychodzi i ma klucze ten zamyka” 🙂
    Nawet w liceum oszukiwałem bo co nie dospałem w nocy to po powrocie ze szkoły odsypiałem… i tak np w dzień spałem a w nocy grałem albo szlajałem się po mieście 😀

  9. emperorkaligula

    jeśli chodzi o sam “czas” to ciekaw jestem życia w tam gdzie jest noc i dzień polarny. ktoś bywał na dłużej ? a tak to będzie ze 2 lata jak robie tylko na nocne zmiany, więc jetlag mi raczej nie straszny – spanie o dziwnych porach lub próby nie spania w jeszcze dziwniejszych to mój chlebuś powszedni 😀

Powrót do artykułu