Na szybko – zielone palce

thesheep dnia 25 czerwca, 2013 o 12:52    53 

Stoją sobie w mieszkaniu, zwisają z balkonowej balustrady albo prężą się w szeregu przy płocie. Wszechobecne rośliny zielone.

Pierwsza była pelargonia, z tych mniej imponujących, o małych kwiatach i listkach. Początkowo dbałam o nią dość regularnie, jednak rutyna czasami się dziecku nudzi. Postanowiłam więc przeprowadzić eksperyment i podlałam ją wodą z mydłem. 🙂 W domu była awantura, jak mogłam zniszczyć roślinkę, ale ubłagałam rodziców, żeby jej nie wyrzucali. Wyniki mojego eksperymentu poznaliśmy podczas następnego kwitnienia, bo zamiast monotonnych, czerwonych płatków, pojawiły się różowe, białe i biało-czerwone. Element niespodzianki pozostał do końca życia tej rośliny doniczkowej, która uschła z tęsknoty kiedy wyjechałam na studia.

Po tym doświadczeniu przyszła kolej na zagospodarowanie balkonu. Nie tolerowałam wtedy sadzonek, jedynie wysiewanie i obserwowanie rozwoju roślin od samego początku sprawiało mi największą radość. Dominowały aksamitki, śmierdziuchami również zwane, nasturcje i groszek ozdobny. Z czasem chciałam też zbierać swoje plony, a nie jedynie oglądać kwiatki, więc rzodkiewki i miniaturowe pomidory także dostały swoją doniczkę. Szczęśliwie jedna z babć nie mieszkała w bloku, więc mogłam pomagać przy zbieraniu porzeczek, łuskaniu bobu, czy też kopaniu ziemniaków. I zobaczyć jak rosną te pomidory normalnych rozmiarów, oczywiście.

 

P1000646.JPG

Czy jest ktoś, kto nie ma nawet kaktusa? 😀 by thesheep

 

Pewnie przez takie sympatie nie ominęła mnie moda na przeglądarkowe gry typu time management, w których należało jak naszybciej zebrać plony i zawieźć je na targ lub odpowiednio przetworzyć. Było tych tytułów tyle, że żaden nie został mi na długo w pamięci, zresztą wszystkie są swoimi klonami, więc nie przywiązywałam szczególnej uwagi do nazewnictwa. Nie oparłam się również Farmville, ale przynajmniej miałam tyle zdrowego rozsądku, żeby założyć sobie fikcyjne konto do gier na twarzoksiążce. Dość szybko stwierdziłam jednak, że wolę doglądać moich prawdziwych roślin, niż tych wirtualnych, bo zajmuje to mniej czasu i sprawia o wiele więcej przyjemności.

 

Jakie rośliny udało Wam się wyhodować? Coś ciekawego rośnie na Waszym parapecie? Jesteście szcześliwymi posiadaczami ogródków? A może rośliny zajmują Was tylko wirtualnie? 🙂 

 

Dodaj komentarz



53 myśli nt. „Na szybko – zielone palce

    1. bosman_plama

      @slowman

      Pytanie, co oglądałeś?
      Ja akurat cieszę się z długości brytyjskich seriali. Wymuszają dużą koncentrację fabularną i uniemożliwiają rozlazłość.
      Oglądam głównie seriale kryminalne. Od nieco starszych, jak: absolutnie genialny Cracker, Główny Podejrzany (zapomnij o amerykańskiej wersji) czy naprawdę niezłe 99 do 1, ciut mniej starszych jak: Life on Mars i Ashes to ashes (AtA to jakby kontynuacja LoM, tylko z innym głównym bohaterem) po lekko nowsze, jak Luther (lada moment trzeci sezon, w księgarniach – także polskich – jest już powieśc – prequel, w oparciu o którą powstanie, być może, film) albo Whitechapel, oraz najnowsze, np. Hunted (rewelacyjny pilot) czy Good Cop (trochę słabszy, ale też da się oglądać).

      Aha, Cracker i Life on Mars też mają amerykańskie odpowiedniki. Nienajgorsze, ale jednak słabsze od oryginałów.

      Do tego dochodzą seriale BBC America – Copper i Ripper Street. Też fajne.

        1. bosman_plama

          @slowman

          Zdecydowanie warto Life on Mars. Bardzo dobra rzecz, nawet jeśli początkowy opis może brzmieć głupawo – gliniarz zostaje potrącony przez samochód i na chwilę traci przytomność. Gdy ją odzyskuje, odkrywa, że wylądował w … latach 70. Też jest gliną, wszystkim się wydaje, że został właśnie przeniesiony, a on nie wie czy majaczy, bo jest nieprzytomny (to jego pierwsza wersja), czy też to wszystko dzieje się naprawdę. Serial to taka mieszanka zabawnych sytuacji (metody pracy policji bardzo się zmieniły i gość nie może się przyzwyczaić np. do okładania przesłuchiwanych książką telefoniczną, z kolei “tubylcy” dziwią się słysząc, że podejrzani mają jakieś prawa:) ) z sytuacjami bardzo poważnymi. Końcówka może złamać serce. Wielki plus za głównych bohaterów i rewelacyjne postaci drugoplanowe.
          Ashes to ashes to podobna opowieść, tylko o policjancte, która zostaje postrzelona, traci przytomność i trafia w lata 80, by spotkać tam ekipę znaną nam już z LoM. Plusy podobne, minusem jest cokolwiek irytująca główna bohaterka.

          Z nie-kryminałów wart polecenia jest Misfits – o nastolatkach wykonujących z wyroku sądu prace społeczne. Pewnego dnia zostają porażeni piorunem i zostają obdarzeni supermocami. Pierwsze dwa sezony to jeden wielki odjazd, potem ekipa się wykrusza i serial znacznie na tym traci. Ale warto, choćby dla tych pierwszych sezonów.

          Jesli nie widziałeś Skins, to spróbuj obejrzeć. To jest – teoretycznie – serial młodzieżowy, bo opowiada o nastolatkach (jeszcze młodszych niż ci z Misfits), ale pierwsza generacja (dwa sezony) absolutnie miażdży. W sumie powstało, zdaje się, sześć sezonów o trzech generacjach (bohaterami sa uczniowietej samejszkoły ostatnich klas, gdy konczą szkołę znikają z serialu, a następne sezony opowiadają już o następnej generacji).

          No i nie dowiesz się kim jesteś, jeśli nie spróbujesz obejrzeć Doctora Who. Oczywiście, nie zmuszę Cię do obejrzenia odcinków przed ok. 40 lat, ale możesz spróbować nowych sezonów. Chyba najlepiej zacząć od dziewiątego Doktora – on otwiera współczesne sezony. Jeśli Ci nie podejdzie, spróbuj zacisnąć zęby i wytrzymać do jedenastego Doktora, którego fani uważają obecnie za Doktora wszechczasów. Jeśli i on Ci nie podejdzie, to trudno – oznacza to, że należysz do tej części ludzkości, która Doktora nie trawi. A bardzo łatwo do niej należeć, bo chyba w żadnym innym serialu aż tyle (właściwie wszystko) nie zależy od tego, czy przyjmiesz bardzo umowną konwencję, czy nie. Na początku bywa trudno, choć niektórzy zakochują się od pierwszego wejrzenia.

          I na koniec – obecnie na absolutnym topie, chyba tylko Sherlock może z tym rywalizować (na dowód: wyśmiewali się z tego serialu w Jak poznałem waszą matkę) – Downton Abbey. To czysty obyczaj, w którym podobno nic się nie dzieje (tak uważają twórcy HIMYM, jakby nie widzieli amerykańskiego Mad Men, w którym coś dziać się zaczyna w okolicach trzeciego sezonu:P, przy czym “coś” oznacza, że bohater podejmuje jakąś decyzję i ją oznajmia). DA to świetnie napisana i świetnie zagrana pieśń pochwalna na temat umierającego raju brytyjskiego ziemiaństwa. Po pierwszym sezonie zaczyna pod względem fabuły przypominać telenowelę (kto z kim i dlaczego panience znowu się nie udało), ale pierwszy sezon to odjazd.

  1. shani

    Jestem maniakiem mini drzewek zwanych bonsai. Nie jest zle, zaznaczajac fakt, ze do roslin to mam dwie lewe rece. Tyle przynamniej, ze juz nie zapominam podlewac 🙂 Aktualnie posiadam dwa nieduze drzewka (alez one powoli rosna :/ ) i kilkanascie? kilkadziesiat? (w sumie to nie liczylem) kielkujacych przeroznych gatunkow 😉
    No i poza tym jeszcze tego lata zagospodarowac chce swoj balkon zamieniajac go w taraso-ogrodek 🙂

  2. urt_sth

    Jakoś w doniczkowych nie gustuję, w dzieciństwie udało mi się przeszczepić kaktusa, przez co pobudziłem go do wzrostu. Niestety efektów przeszczepu nie zauważyłem. Za to żabienica i anubias nana rosną na potęgę o mchach nie wspominając. Kilka drzewek też się posadziło w ogródku (sosna czarna, alepska, żółta, kosodrzewina, choina zachodnia, świerk serbski, brewera, srebrny, jedlica, jodły kalifornijska i koreańska, metasekwoja, paulownia puszysta – ta ostatnia niestety nie dotrwała). Marzy mi się wielki stary cedr, no ale do tego to trzeba zmienić szerokość geograficzną.

  3. uchilsson

    Ja mam kaktusy, kilka sztuk obok siebie na parapecie jak żołnierze stoją. Jeden najstarszy od chyba 5 lat kwitnie co lato po 2-3 razy kwiaty się pojawiają – żółciutkie po kilka sztuk 5 do 7.. Drugi jest nowym nabytkiem zakwitł mi 2 tygodnie od kupienia 😀 i jeszcze są 3 malutkie kaktusiki i jeden też zakwitła ładnymi fioletowymi płatkami. Ręki nie mam do kwiatów sądzę że to mój magiczny parapet od wschodu tak działa. 😉

  4. Siemion

    Jest u mnie sporo roślin, ale największą słabość mam do chleba świętojańskiego – dostałem dwa nasiona prawie 3 lata temu i hoduję metodą prób i błędów – roślinka wybiła półtora roku temu i teraz ma już prawie półtora metra wysokości. Po kolejnych kilku latach powinny pojawić się jadalne strąki… ale do tego czasu będę musiał posadzić roślinkę na zewnątrz, a tego chyba nie przeżyje (to drzewo klimatu śródziemnomorskiego). Plus jest taki, że nie wymaga częstego podlewania…

Powrót do artykułu