Na szybko – nieużytki do wzięcia

bosman_plama dnia 25 marca, 2013 o 17:43    34 

Powstaje całkiem sporo filmów na podstawie gier i jeszcze więcej (chyba) gier na podstawie filmów. O ile filmom czasem udaje się odnieść względny sukces, to gry na podstawie dokonań filmowych nie cieszą się zazwyczaj wielkim powodzeniem. Co gorsza, wygląda na to, że światy gier i kinematografii zaczynają kręcić się w kółko. Jak inaczej zrozumieć chęć zekranizowana Mass Effect – gry stanowiącej wariację na temat Gwiezdnych Wojen? Oczywiście, chodzi o kasę. Skoro Mass Effect sprzedał się jako gra, zarobi też na siebie jako film. Niemniej trudno oprzeć się wrażeniu jałowości takich działań. No, chyba, że film zaproponuje wreszcie graczom satysfakcjonujące ich zakończenie.

O tym, że producentom i scenarzystom w fabryce snów dawno już wyczerpały się pomysły mówi się od co najmniej kilku lat. Wciąż te same historie opowiadane na tle coraz bardziej widowiskowych wybuchów zapełniają wprawdzie sale kinowe, wywołują jednak narastające poczucie niedosytu. Dlatego kino szuka inspiracji gdzie tylko może. Gry – w każdym razie te produkowane przez wielkie wytwórnie – zdaje się dotykać ten sam kłopot. W cRPGach w kółko ganiamy po quasi średniowiecznych krainach masakrując rdzenne plemiona orków oraz wyrzynając zagrżzone smocze gatunki, w strzelankach miotamy się po w kółko tych samych polach bitew drugiej wojny światowej, albo zwalczamy (ziew) współczesny terroryzm. Serie Battlefield, Medal of Honor i Call of Duty różnią się od siebie niemal wyłącznie technikaliami. Ba, osadzony w realiach fantasy Dragon Age na dobrą sprawę nie różni się od space opery Mass Effect niczym poza dekoracjami. Szczytem oryginalności stała się ostatnio gra osadzona w realiach steampunka – mody obecnej w literaturze od dobrych paru(nastu) lat. Czekam w związku z tym na rewolucyjną grę o zakochanym wampirze. 

 

Choć jestem fanem "gier retro" powstających dzięki kickstarterowi, nie mogę udawać, że także i ona nie świadczy o pewnym uwiądzie. Wychodząc na przeciw marzeniom starych fanów starzy twórcy raz jeszcze tworzą stare gry. Oczywiście, to nasza wina, bo to my wytwarzamy na nie zapotrzebowanie. Najwyraźniej także nie mamy pomysłu na zrobienie gry w oryginalniejszej scenerii, albo według oryginalnego scenariusza. Zresztą, skoro chętnie płacimy wciąż za to samo, trudno się dziwić wytwórniom, że nie chcą ryzykować.

 

A przecież tuż obok nas leżą odłogiem potężne pola popularnych światów, bohaterów i opowieści czekające tylko by po nie sięgnąć. Nie trzeba ich specjalnie promować, ponieważ już są wypromowane. Tak by się w każdym razie zdawało. Bo z jakiegoś powodu gdy ktoś próbuje wykorzystać owe pokłady inwencji by zrobić z nich grę, ponosi klęskę. Prawdę mówiąc pojęcia nie mam dlaczego.

A, prawda, nie wyjaśniłem. Myślę o komiksie.

 

mignola_hellboy_lobster.jpg

 

Ok, jasne, dwie części gry o Batmanie odniosły sukces. Tylko, czy powstały one dlatego, że ktoś przeczytał komiks i zawołał: "Wiem, zróbmy grę o facecie w pelerynie, masce i gatkach naciągniętych na kalesony!"? Bynajmniej. Gra powstała gdy sukces odniósł film. I tylko dzięki niemu. Na tej samej zasadzie powstała gra o Spidermanie oraz gra Watchman. Wszystkie one trafiły na nasze komputery z kina, a nie z komiksowych stron. Nawet tak popularna ostatnio The Walking Dead powstała dopiero gdy sukces odniósł serial telewizyjny, a nie wcześniej, gdy nagrody zdobywał pierwowzór serialu – komiks. Twórcy gier zdają się unikać komiksów.

 

alez_wodzu.jpg

 

I prawdę mówiąc trudno im się dziwić. Popularności nie zdobyła gra oparta na serii Hellboy. Nawet taki super przebój (w Europie) jak Thorgal nie przyniósł powodzenia grze. Nie przypominam sobie powstania gry o Asterixie, co oznacza, że nawet jeśli taka była, to ludzie wolą o niej milczeć. Gry doczekali się za to Kajko i Kokosz, ale też nie wspomina się o niej ani zbyt często, ani najlepiej. Z jakichś powodów przerabianie komiksów na gry twórcom tych ostatnich nie wychodzi. Może dlatego, że najczęściej sięgają po formułę przygodówek? Nawet Hellboy został zrealizowany jako przygodówka, choć wydawałoby się, że demon o kamiennej pięści to postać stworzona do jakiejś nawalanki. Bohaterowie komiksów, inaczej niż herosi przygodówek, rzadko bywają nudziarzami skupionymi na rozwiązywaniu zagadek, bądź upartym łączeniu ze sobą wszystkich znalezionych śmieci w celu stworzenia czegoś, co może im się przydać za dwa tygodnie.  Przygodówki wydają mi się najgorszym możliwym rodzajem gier służących do adaptacji komiksów. Wyobrażacie sobie "Szklaną Pułapkę" jako przygodówkę? Nikt nie wpadłby na tak absurdalny pomysł. Tymczasem Hellboya i Thorgala zrobiono właśnie w tej formie, choć obaj spędzają życie na tych samych rozrywkach, co John McClane.

 

Czekam aż ktoś naprawdę odkryje komiksy dla gier. Przypomni sobie, że pozwalają one cieszyć urodą kadrów i odpowiednio zadba o grafikę. Wykorzysta oryginalne światy i fabuły, jak na przykład tą z "Poszukiwania Ptaka Czasu", z którego to komiksu ściągnąłem swojego awatara. Pomyśli nad odpowiednią formułą dla konkretnego komiksu i nie będzie bał się eksperymentów. Kurcze (przepraszam za nadmierną wulgarność wszystkich czytających ten wpis Serbów), jeśli już ma to być przygodówka, niech zostanie oparta na właściwym komiksie – na przykład przygodach Kudłaczka i Bąbelka!

 

bakudl15.jpg

Dodaj komentarz



34 myśli nt. „Na szybko – nieużytki do wzięcia

    1. szelbisz

      @Tasioros

      Jak sobie wyobrażam grę o Asteriksie to wyobrażam sobie typową nawalankę w której mozna iść tylko w prawo i powolnego Obeliksa nawalającego rzymian swoim wielkim menhirem. Na końcu każdego poziomu walka z jakimś znacznym rzymianinem (od centuriona w zwyż z samym Cezarem jako końcowym przeciwnikiem) i po pokonaniu go uwolniony przez nas gal mówi: Sorry Obelix but Falbala is in another castle :p

  1. brokilon

    Wydaje mi się, że o wiele łatwiej jest twórcom kopiować, znaczy inspirować się, i robić po swojemu niż odtwarzać istniejące już uniwersa. Stąd mnogość przeciętnych światów, bardzo podobnych do wszystkiego co już było. A jak pokazuje rzeczywistość wcale nie tak trudno wcisnąć graczom nową markę (z mało oryginalną zawartością), więc argument o sile istniejącego brandu chyba rzadko bywa kluczowy.

    Próbowałem kiedyś grać w Thorgala. Nie udało mi się wyjść za drugi ekran, albo może i za pierwszy, nie pamiętam. Szkoda, bo byłem po lekturze całej historii i napaliłem się że hoho. 🙁

  2. MusialemToPowiedziec

    Jest proste wytłumaczenie, dlaczego nie robi się gier na podstawie samych komiksów – popularność. Najlepiej sprzedające się komiksy mają nakłady 200 tysięcy egzemplarzy (w samym USA, pewnie do tego dojdzie 2, może 3 razy tyle z całego świata).
    Dla porównania, The Walking Dead przyciąga przed telewizory średnio 6 milionów osób, podczas gdy ma tylko trochę ponad 50 tysięcy czytelników…

  3. jarqlo

    Asterix na automatach rzondził :).
    A Thorgala jako fan komiksu to kiedyś przeszedłem i uważam że powinienem za to dostać medal z kartofla – gra była bardzo, bardzo słaba, sprowadzała się głównie do klikania po całym ekranie w poszukiwaniu Jedynego_Słusznego_Pixela niczym nie różniącego się od wszystkich pozostałych. Nie pamiętam czy miałem wersję francuską czy angielską ale w głosach postaci było tyle emocji jak u pani zapowiadającej na dworcu czytającej przepis na naleśniki

          1. Tasioros

            @Nitek

            Ale fajny motyw. On się zapytał, że gra chyba nie jest aż taka zła, a Ty mu tutaj wkleiłeś link do swojej recenzji, w której piszesz jak bardzo jest zła, żeby mógł sobie przeczytać. I wystarczy tylko kliknąć w link! Fajny pomysł! Sprytnie! Ech te internety…

Powrót do artykułu