Na szybko – na barbarzyńsko

bosman_plama dnia 13 maja, 2013 o 13:25    45 

Zwykle historia tego typu zaczyna się mniej więcej w taki sposób: "Nadszedł ów człowiek od północnej strony, od wąskiej uliczki, co ją rymarze zajmowali. Stałem ukryty za framugą okna i widziałem z góry, jak nadchodzi, smukły, wysoki, w kaftanie obcisłym; szedł ostrożnie i miękko, jak kot, co się podkrada, szablisko u boku podtrzymywał, żeby pałętając się nie zawadzało". Jeśli komuś się taki początek kojarzy z innym, bardziej obecnie znanym, to proszę bardzo: " Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy od bramy Powroźniczej. Szedł pieszo, a objuczonego konia prowadził za uzdę. Było późne popołudnie i kramy powroźników i rymarzy były już zamknięte, a uliczka pusta." 

Pierwszy cytat pochodzi z powieści "Crimen" Józefa Hena, drugi z opowiadania o wiedźminie, które stało się początkiem długiej, nadal trwającej historii. Oba początki zwiastowały rychłą rozróbę, bo dawno temu rozróby towarzyszyły wędrówkom bohaterów, a to właśnie bohaterowie przybywali do miasta u Hena i Sapkowskiego. Hasło: "uciekajmy w góry, nadciągają herosi" przez wieki nie było pozbawione podstaw. Herkules czy Tezeusz często pozostawiali za sobą głównie zgliszcza. Warto pamiętać, że profesja bohatera nie sprzyjała kształtowaniu postawy cywilizowanego człowieka. Jeżeli ktoś dziecięciem w kołysce zgniatał łby wężom, to nic dziwnego, że osiągnąwszy wiek męski zaczynał dzień od zabicia szalonego dzika, po drodze spustoszył ze dwie zbójeckie jaskinie, by wieczorem od niechcenia uciąć łeb smokowi i niezbyt spokojnie lec w łożu z zawsze chętną branką. Przestawanie z bandytami, potworami oraz innymi herosami pozwalało rozwijać mięśnie, rzadko jednak pomagało w opanowaniu sztuki wykwintnej kownersacji, czy zaglębianu się w filozoficzne rozterki dotyczące tolerancji, tudzież potrzeb ginących gatunków. Większość bohaterów nie zawracała sobie głowy takimi drobiazgami. Więcej – większość bohaterów to opryskliwi barbarzyńcy zaskoczeni, że widelec może służyć do czegoś innego, niż wbicia w oko przeciwnika. Zwykle byli i są spoceni i śmierdzący; odrażający, brudni, może nawet trochę źli, gdy ktoś im przeszkadza w końskich zalotach i czepia się marudząc o jakiejś higienie i etyce.

 

clint_eastwood.jpg

Cygaro to jedez z ulubionych gadżetów herosów. Od filmowych łowców nagród…

 

Pisząc krótko – nie ma dla nich miejsca w cywilizowanym świecie. Dlatego Shane z ultraklasycznej powieści "Jeździec znikąd" odjeżdża w nieznane, być może nawet niosąc zabójczą kulę w ranie; dlatego bohater "Niesamowitego jeźdźca" (filmu stanowiącego jedną z adaptacji tamtej powieści) również rozpływa się na prerii, wiedźmin Geralt ląduje w krainie, gdzie nie legendy nie mają dostępu, a wszyscy dzielni wikingowie wędrują do Valhallii. "Gdy życie staje się twarde, twardziel zaczyna żyć" – mawiał mój guru, Garfield. Kłopot w tym, że cywilizowany świat, przy wszystkich swoich przypadłościach, nie sprzyja twardzielom. Wyobraża ktoś sobie bezimiennego łowcę nagród z westernów Sergio Leone, jak potulnie sika na siedząco, bo tak mu kazały dążące do totalnego równouprawnienia (choć to akurat brzmi raczej jak równowymuszenie) zachcianki polityków w Szwecji? Albo Conana wysłuchującego poleceń urzędnika tłumaczącego, że powinien wnieść podatek od zdobytego łupu? Istnieją dwie opcje – albo cywilizowane społeczeństwo stłamsiłoby herosów, albo herosi udzielilby bolesnej lekcji społeczeństwu.

 

price.jpg

… po niezniszczalnych komandosów z popularnej serii gier.

 

Jak potoczyłaby się taka konfrontacja pokazuje np. jeden z moich ulubionych autorów kryminałów – Jo Nesbo. Jego bohater, Harry Hole, spełnia wszelkie warunki by być barbarzyńskim herosem. Jest wielki, silny i nieokrzesany. Chadza własnymi ścieżkami i żywi niewielki szacunek wobec autorytetów. Kobiety wyłącznie kochają się w nim i porzucają go, gdy odkrywają, że nie sposób go okiełznać. Stanowczo za dużo pije. W ułagodzonym norweskim społeczeństwie jest równie nie na miejscu, jak szaleńcy i zbrodniarze, których ściga. Kłopot w tym, że ludzie cywilizowani nie radzą sobie w konfrontacji z potworami. By odpędzić potwory niezbędny jest, jak u Sapkowskiego i jak w westernach, inny potwór. Niestety, tak jak w pierwszym Falloucie, gdy czarne charaktery zostają pokonane, "nasz" potwór musi odejść – nie ma dla niego miejsca wśród ludzi cywilizowanych. Dlatego bohater Fallout nie może powrócić do domu, dlatego też cykl powieści Nesbo to smutna pieśń o stopniowym upadku, a wszystkie, ale naprawdę wszystkie bliskie prawdy historie o bohaterach, to tak naprawdę bardzo smutne opowieści o czarnej niewdzięczności ludzi cywilizowanych, którzy nie potrzebuja już obrońców. Zastanawialiście się czasem, dlaczego bohaterowie westernów odjeżdżają zwykle pod sam koniec ku zachodzącemu słońcu a Mad Max nigdy nie zagrzał zbyt długo miejsca w żadnej uratowanej przez siebie wiosce? 

 

hellboy_4.jpg

Kolejny twardziel ze słabością do dymka. Dziś nie wpuszczonoby go do knajpy. 

To znaczy, spróbowanoby… Przekonać go?

 

Przy całym naszym cywilizowaniu jednak, przy całej wygodzie, w jakiej żyjemy i całym mniej lub bardziej złudnym poczuciu bezpieczeństwa towarzyszącym ludziom dorastającym w tzw. kulturze zachodu, bohaterowie wciąż są potrzebni. Nie, nie na ulicach. W opowieściach – czy będą nimi filmy, czy komiksy, powieści albo gry. Gdy w opowieści nie pojawia się heros, czegoś nam brakuje. To dlatego fantasy wciąż cieszy się większym powodzeniem niż SF – na gruncie naszych nie zawsze uświadamianych pragnień barbarzyńca wyprzedza inżyniera w wyścigu po nasze serca. Ile już minęło lat od czasu nakręcenia filmu "Psy"? Jak by się nie zestarzał, Franz Mauer nadal pozostaje jednym z ostanich rodzimych herosów filmowych i jakoś żadne nowe postaci filmowe nie potrafią go zastąpić. Z jakiegoś powodu kinematografia polska zapomniała, że potrzeba spotykania bohaterów jest jedną z podstawowych ludzkich potrzeb, zaspakajanych już od czasów szamanów opowiadających historie o pojedynkach z tygrysami i niedźwiedziami zdumionym i przejętym jaskiniowcom. Popularność opowieści o wiedźminie nie wzięła się tylko z fajnego świata – takich powstają dziesiątki rocznie. Siłą opowieści o wiedźminie jest Geralt, tak jak siłą serii "Die Hard" jest John McClane, a siłą serii powieści Borisa Akunina, Erast Fandorin, wprawdzie modniś i gentleman, ale wyszkolony w technikach ninja. Nikogo nie obchodzą losy Jej Królewskiej Mości w filmach o Bondzie, ani postapokaliptycznego świata w "Mad Maxie". Ważni i wciąż potrzebni są faceci jak Batman czy Lobo. A w pojedynku piosenkowym rację ma nie Tina Turner, a Bonnie Tyler

 

lobo.jpg

No dobra, Hellboy może zachowałby się uprzejmie. 

Chciałbym jednak widzieć, jak wypraszają z lokalu Ważniaka, kurde bele.

Dodaj komentarz



45 myśli nt. „Na szybko – na barbarzyńsko

  1. Makbeton

    o kuwa , o kuwa , o kuwa popierniczam z bicykla przez krzaki jak zwykle swiat jest piekny i oooooooooooooooo w morde nagle na pieprzonym srodku sciezki przez te krzaki sterczy klient i wietrzy wacka nie ze sika, bez gaci w samym podkoszulku interes w slonce i patrzy na mnie o malo nie wypierniczylem w drzewo, musze kurwa mac zmienic trase.

    1. furry

      @Makbeton

      Ani chybi ciśnieniowiec.

      Teściowa gdzieś wyczytała ostatnio, że krótkie kąpiele słoneczne bardzo poprawiają krążenie i w ogóle regulują w organizmie wszystko co tam trzeba wyregulować. Takie opalanie musi trwać nie za długo (maksymalnie 20 minut) i na niezbyt ostrym słońcu. Bardzo ważne też, żeby nie opalać się w ubraniu, a właśnie nago.

      1. Cartin

        @bosman_plama

        Aaaa słyszałem co nieco o filmach ale nie miałem okazji jeszcze oglądać. Warte uwagi? Ja zdecydowanie serie polecam. Warto zacząć od pierwszego tomu bo postać Fandorina ewoluuje i się zmienia na przestrzeni cyklu więc te początki są interesujące 🙂
        Jeśli natomiast miałbym polecić konkretną część, to zdecydowanie “Śmierć Achillesa” zasłużyła u mnie na najwyższą notę do tej pory.

        1. thesheep

          @Cartin

          Ja właśnie zaczęłam jakoś od środka i rozczarowały mnie te początki. Wolę, kiedy jest już ukształtowany 😉 Podoba mi się, że każdy tom jest napisany w inny sposób, chociaż preferuję te, w których nie wchodzimy do głowy Fandorina. Tajemniczość chyba bardziej mnie pociąga 😀

          1. bosman_plama Autor tekstu

            @thesheep

            Owca, Akunin wymyślił sobie, że w ramach powieści kryminalnej istnieje kilkanaście jej rodzajów i każdemu poświęcił jeden tom. Dlatego każda powieść o Fandorinie pisana jest trochę inaczej – jest klasyczny kryminał a’la Agata Christie, thiller, komedia łotrzykowska, dramat sądowy itp. Osobiście cieszę się, że czytałem powieści we właściwej kolejności – dzięki temu można obserwować rozwój Fandorina i rozumieć część jego decyzji podyktowanych wydarzeniami z przeszłości. Można jednak czytać te powieści i osobno, z jednym wyjątkiem – w żadnym wypadku nie wolno odwrócić kolejności czytania “Diamentowych karoc”. I choć drugi tom opowiada o wydarzeniach znacznie wcześniejszych niż pierwszy, to przeczytanie go najpierw psuje i zamysł autora i całą “zabawę” czytelnikowi. Przy czym “zabawa” to nie do końca odpowiednie słowo. To po tych powieściach zastanawiałem się jakim trzeba być sukinsynem, żeby zrobić coś takiego swojemu bohaterowi;).

        2. bosman_plama Autor tekstu

          @Cartin

          Znam serial na podstawie “Azazela” oraz filmy “Gambit Turecki” i “Radca Stanu”. W każdym Fandorina gra inny aktor – czemu i trudno się dziwić. W pierwszym Fandorim jest młodzieniaszkiem, w drugim człowiekiem młodym, w ostatnim dobiega chyba czterdziestki.
          Wszystkie są niezłe. Serial jest stosunkowo prosty, przyjemny, bez szaleństw. “Gambit turecki” to kino kręcone z rozmachem, pełne efektów (np. sceny batalistyczne, ale też ukazanie procesu myślowego Fandorina – fajny pomysł), takie kino szpiegowsko – przygodowe. Fandorin jako Bond;). Z kolei “Radca stanu” to taki kryminał polityczny, bardzo dobrze zagrany i dobrze nakręcony. Nikita Michałkow obłędnie tam szarżuje z rolą. Poniekąd kradnie film Fandorinowi.

  2. Matelan

    A tak zupełnie z innej beczki (nie modrzew).
    Twórcy How I Met Your Mother własnie pokazali jak się mistrzowsko spoileruje.
    Jeśli ktoś nie kojarzy serialu – siedzi główny bohater i już przez lat opowiada swoim dzieciom jak poznał ich matkę. Problem z tym, że nie wiadomo jak ona wygląda i jest to zagadka prawie taka jak to, kto zabił Laurę Palmer.
    Oczywiscie wiadomo, że w odcinku ostatnim tej serii (emitowany wczoraj), bądź w pierwszych 2 kolejnej ją poznamy.
    A tutaj zaraz po wczorajszej emisji odcinka w USA, twórcy wrzucają na swój profil facebookowy zdjęcie, które jest klatką z ostatnich scen tego odcinka. Na zdjeciu kobieta z cytatem z serialu z podpisem ‘Mother’.
    Hate w komentarzach się leje strumieniami 😉
    (BTW. jak ktoś przestał oglądać serial z 2-3 lata temu, niech nie wraca, tylko zobaczy na tym profilu jak matka wyglada, ja siłą sentymentu domeczę jeszcze ten kolejny, ostatni już sezon).

      1. Matelan

        @bosman_plama

        Dla mnie w tym sezonie za dużo taniego dramatu a za mało komedii, ale na szczęście teraz powinny się skończyć te wszystkie ‘nikt mnie nie kocha, a ja kocham tylko Robin’ rozterki Teda powinny się skończyć, więc całkiem niecierpliwie czekam aż będziemy w nastepnym sezonie poznawali ich matkę.

        1. bosman_plama Autor tekstu

          @Matelan

          Fakt, była naddramatoza, widoczna zresztą już od kilku sezonów. Ale był też odcinek ze sprzedawaniem mieszkania Barneya, albo z wyborem nowego lokalu ze striptizem dla niego:). Odcinek sądowy też nie był zły i jeszcze parę spoza głównego wątku.

  3. maladict

    Każdy szanujący się poradnik do RPG jako rozwiązanie sytuacji gdy drużyna składa się z samych kafarów i wypasów, którzy smoka na śniadanie a arcydemony przed podwieczorkiem proponuje to samo: wystawić im naprzeciw najstraszniejszego ze strasznych potworów, hydrę stugłową, niepokonanego i niezniszczalnego. [url=”http://www.youtube.com/watch?v=OmZkeBv3uFc”]Biurokrację[/url].
    Co zresztą poniekąd zrobili autorzy Wewnętrznego Wroga do WFRP. Po kilku solidnych wygrzewach, nagle rzucali drużynę do Marienburga i kazali knuć dworsko. Strasznie się, pamiętam, męczyliśmy. I MG i drużyna. Dobrze, że były chociaż mistrzostwa snotballa, to wieczorami chodziliśmy na kibolskie ustawki.

Powrót do artykułu