Na początek przyznam się do niewielkiej zdrady. Choć tak naprawdę to wcale nie jest zdrada, a tylko mały, miły flirt. Nigdy przecież nie zdradziłbym gikza.
Ale wiecie jak to jest w Krakowie, gdzie w pierwszej kolejności liczy się kogo znasz i kto zna ciebie. Znajomych zatem, a szczególnie tych co mają innych znajomych warto wesprzeć. Lajkiem, komentarzem, szerem. Wszak przy radziwiłłowskiej i nasza fortuna łacno wyrosnąć może. Więc o co chodzi? Dwóch moich znajomych, z którymi wiele mnie łączy, jak i trochę dzieli, założyło niedawno bloga o wdzięcznej i dźwięcznej nazwie 'Geekozaur'. Że geeki i zaury, rozumiecie. No i tam im zaglądam podnosząc klikalność i inne słupki i dzisiaj[1] przeczytałem tam tekst o grach, które robią z ludzi nerdów. Ach, nostalgia, wspomnienia i normalnie polały się łzy me czyste, rzęsiste…
Nie pierwszy raz zbiera mnie na takie wspomnienia, poprzednia okazja była gdy na GC był konkurs z Hirołsami6 do wygrania. Pewnie, że wygrałem – moje wspomnienia były najwidoczniej najrzewniejsze i najbardziej duszoszczypatielne. Hirołsi wędrowali do mnie trzy miesiące, kolejne trzy czekali na instalację, po godzinie grania stwierdziłem, że to nie to. Sądząc z popularności gry w dyskusjach i komentarzach nie jestem w tej opinii odosobniony.
Więc to nie o M&M:H6 będzie dzisiaj. A o czym? Po kolei.
1.Knight Lore
Druga klasa podstawówki, ciemna noc stanu wojennego[2]. Oporniki w klapach, puste półki w sklepach i Janek Wiśniewski padł. Zostaję zaproszony na urodziny do koleżanki. Jest Cola! I gruszki w czekoladzie. Prawdziwej! Ale największe zainteresowanie wzbudza pudełko z gumowymi guzikami przed telewizorem. Nie no, wiem co to jest. Ojciec przyniósł skądś kilka czasopism o komputerach i choć każdy tekst był dla mnie kompletnie niezrozumiały, to potrafię już rozpoznać ZX Spectrum. Po urodzinach potrafię również rozpoznać rzut izometryczny i grę Knight Lore. To był mój pierwszy raz z grą komputerową na komputerze. Bo później dzięki 'Bajtkom' i umieszczanym w nich mapom z gier udało mi się kilka z nich przejść do samego końca. Smak gruszek w czekoladzie gdzieś mi się jeszcze pałęta z tyłu podniebienia.
2. Gwiezdny Kupiec
Moja droga do planszówek była długa i kręta, więc ją pominę, koncentrując się na najważniejszym jej etapie – graniu w Gwiezdnego Kupca. Grałem m.in. z kumplem z podstawówki i jego młodszym bratem, który, jako że był dopiero w trzeciej klasie, wciąż na izotopy mówił 'kulki' i czasem miewał kłopoty z poprawnym wymówieniem słowa 'polimer', ale szło mu całkiem nieźle, czego nie mogę powiedzieć o kilku osobach bliższych memu wiekowi. Grywałem również z kuzynem i jego kumplem. Raz podczas partyjki zgłodnieliśmy na tyle, że wparowaliśmy do kuchni i na szybko, by tylko wrócić do gry, opędzlowaliśmy patelnię sznycli co miały być dla całej rodziny na dwa dni. Ciotka nie była tym zachwycona.
3. D&D
Tak się dziwnie zdarzyło, że kiedyś dowiedziałem się zupełnie przypadkiem, że w Krakowie będzie organizowany Eurocon. Oczywiście nie mogło mnie tam zabraknąć. I tam spotkałem kolegę z liceum, który zaproponował mi dołączenie do ich grupy grającej w RPG-i. Zastanawiałem się jeszcze krócej. Dzięki artykułom Jacka Ciesielskiego z tygodnika 'Razem' i lekturze Oka Yrrhedesa w 'Fenixie' wiedziałem co to RPG i koniecznie chciałem spróbować. Zwłaszcza, że to miały być słynne i kultowe Dungeons & Dragons. Okazało się szybko, że gość, który prowadził był Mistrzem Gry tylko dlatego, że jako jedyny rozumiał podręcznik (w wersji włoskiej). Szybko zatem zmieniliśmy i system i Mistrza. Potem musieliśmy też zmienić lokum, bo rodzice kumpla, u którego na działce graliśmy, obrazili się za objedzone czereśnie.
4. DoomTrooper
Łatwo zgadnąć, dzięki mojemu awatarowi, że tę karciankę i korporację Imperial darzę do dziś nieustającą sympatią, choć nie była to moja pierwsza gra tego typu z jaką się spotkałem. To był szał, mimo iż gra była ostro hejtowana przez 'tru' fanów, którzy grywali tylko w CCG ze Świata Mroku (Vampire: The Eternal Struggle i Rage). Graliśmy w naszym, założonym w Prywatnym Liceum Ileśtam, klubie, a czasem nawet wyskakiwałem do Katowic by pograć z tamtejszymi znajomymi. Wyprawy te były pretekstem by zjeść double whoopera w jedynym wówczas Burger Kingu w okolicy. Potem otworzyli co prawda Burgera w Krakowie, ale w Nowej Hucie, więc do Katowic wciąż było bliżej.
5. Europa Universalis
Opowiadałem tę historię kilka razy, opowiem jeszcze raz. Kumpel kończący współpracę z gry.onet.pl wyniósł z redakcji wielkie pudło gier, które następnie porozdawał znajomym. Mi przypadła w udziale pierwsza część EU, co nie dość, że sprowokowało mnie do zakupu własnego komputera, ale też otworzyło nołlajfi okres w moim życiu. Praca, granie, sen. To były czasy. Zywiłem się wtedy głównie piwem, papierosami i szkolnymi obiadami przynoszonymi przez matkę z pracy. Całkowite zatracenie się w grze było często jedynym sposobem by przełknąć wytwory tamtejszej kuchni, bardzoszkolnostołówkowej. do dziś gdy patrzę na skriny z gry przypomina mi się smak grysikowej i kotletu z psa trzeciej kategorii.
Wiecie zatem już czemu jestem jaki jestem. A jak było z wami? Macie swoje top five – pięć etapów znerdowacenia? I jakieś skojarzenia kulinarne z tym związane?
[1] moje dzisiaj. Nie mam pojęcia kiedy będzie wasze dzisiaj.
[2] Tak, wiem, że Knight Lore zostało wydane gdy stan wojenny się już skończył, ale tak lepiej pasuje do opisu. Zawsze możecie założyć, że to była wczesna beta.
jestem absolwentem ; ) tego samego konkursu.
spiseg!
Ty nie zostałeś nerdem. Ty już byłeś nerdem. A zdradziło Cię to:
[i]”Zostaję zaproszony na urodziny do koleżanki. […] Ale największe zainteresowanie wzbudza pudełko z gumowymi guzikami przed telewizorem. Nie no, wiem co to jest.”[/i]
Gdybyś nie był nerdem to byś się na koleżance koncentrował!
PS. Żeby nie było. Mnie to nawet żadne koleżanki nie zapraszały na urodziny 🙁
@brum75
Nie wiem, bo do tej pory się nie określiłeś, czy cyferki w Twoim nicku to wiek czy rok urodzenia (choć to niewielka różnica), ale jeżeli choć trochę pamiętasz czasy podstawówki i drugiej klasy, to pamiętasz również, że jakiekolwiek pudełko z gumowymi guzikami wzbudzało wtedy większe zainteresowanie niż koleżanki.
@maladict
Wtedy to pudełko z gumkami nazywało się piórnik! 😀
@brum75
Na koleżance? Kto się wtedy na koleżankach koncentrował? Pudełeczka i gruszki mają zdecydowane pierwszeństwo.
Duuude…
Aleś dał czadu, i to jeszcze w Krakowie (nie wiedziałem żeś z Krakowa).
1. 1986 chyba – pierwszy komputer Ataryna 800 XL, za oknem mieszkania na Prokocimiu upał a my z kolegą wyginamy dżoja w Raid over Moscow kompletnie nie wiedzac o co kaman
2. Przelom dekady 89/90 – upalny dzien, blok obok, na tapczanie gigantyczna mapa do Gwiezdnego Kupca, w pudełkach od zapałek izotopy, żywność, polimery i co tam jest i mój ostatni z dwóch statków o kadłubie typu miecz czy jakos tak zostaje unicestwiony gdzies niedaleko episilon eridani. Pamietam, wylosowalem wtedy korporacje Holyoke bo z racji tego ze byla pod nr 7 prawdopodobienstwo rzutu 2k6 bylo najwieksze.
3. Gdzieś mid 90s – upalny dzien (hehe) stadion korony niedaleko liceum (jak ktos wie gdzie to tez pewnie wie ktore liceum), 5 osób z grubymi zeszytami bynajmniej nie wkuwa do klasówki, tylko gra w pierwszego swojego RPGa. Kulinarny element to hotdog z zasmazana cebulka spod budy pod Koroną
4. 1999 – AGH Miasteczko Studenckie i wielki, spontaniczny turniej w UT99 zakonczony zgonem i snem w stosie puszek po piwie.
Ehh, jeunesse …
@PanHydraulik
Oczywiście obok najlepszego z najlepszych – 4 LO im Tadeusza Kapciuszka 😉
@buczysyn
Hehe, aye sir!
@PanHydraulik
‘(nie wiedziałem żeś z Krakowa)’
Nigdy tego nie ukrywałem. Ale dobrze, że mi przypomniałeś, bo miałem wspomnieć, że w czerwcu zawitam do rodzinnego miasta i jestem gotów się udzielać społecznie. Jeżeli zatem ktoś chciałby się przekonać czy na żywo też jestem taki fajny a przy okazji coś wypić to zakładam zaraz wątek na forum.
P.S. Czwarte były podzespoły
P.P.S. Też używaliśmy pudełek od zapałek.
@maladict
Szkoda ze w KRK bede dopiero w lipcu i to doslownie na jeden dzien :/
U mnie zaczęło się bardziej “nerdowato” bo od kółka komputerowego na które zapisali mnie rodzice pod koniec lat 80-tych. Miałem 9 lat a sympatyczna pani uczyła nas programowania w Basicu na ZX Spectrum. Co jakiś czas był dzień grania, największe wrażenie zrobiła na mnie wtedy gierka “Cyclone” – o ratowaniu ludzi przed tytułowym cyklonem przy użyciu helikoptera. Kojarzę jeszcze “Booty” i oczywiście Boulder Dasha.
Planszówki były później – dostaliśmy z bratem Ygdrasill a później uciułaliśmy kieszonkowe na Magię i Miecza (potem poszły dodatki ciurkiem).
No to jest już piątka w komplecie 🙂
5 etapów? ZX-81, Atari, Amiga, PCet, Internet. Chyba tak bym wyliczył.
Pierwsza gra to JetSetWilly na Spectrumie u kumpla. A potem pierwszy własny komputer czyli ZX81.
Wakacje 1988 – awans do Atari. Tu już było giercowanie na poważnie. Silent Service, w to ciąłem godzinami. Ale z atlasem geograficznym obok komputera więc wyglądało na poważnie. A jak jeszcze pożyczyłem z biblioteki dwa tomiszcza “Burzy nad Pacyfikiem” to już całkiem profesjonalnie wyglądałem 🙂
Ale oczywiście grało się i w inne gierki. Montezuma Revenge to przecież klasyk. Boulder Dash. River Raid. Pole Position. Road Race. Każdy wie o co chodzi… Czasem udało się wyjść ze sprzętem do cioci która miała kolorowy telewizor z PAL i pooglądać te gry w kolorze. Ech.
Wakacje 1991 – awans do Amigi. Nie ma co pisać, domyślacie się. Właściwie już byłem w liceum i powinienem się nieco bardziej zajmować nauką ale jakoś nie bardzo mi szło. W sumie Amigę mogłem odpalać tylko w weekendy ale zawsze znalazło się obejście problemu “rodzice” 😉 Samą Amigę katowałem do marca 1994 kiedy ją sprzedałem w ostatnim odruchu instynktu samozachowaczego. Zbliżała się matura.
A w co grałem? A we wszystko. Najbardziej jednak pamiętam Wings i oczywiście Cywilizację.
Wakacje 1994 – awans do peceta. Matura zdana, nawet z wyróżnieniem (nie żebym był taki zdolny, miałem fuksa na pisemnej historii: wrócił temat z matury próbnej i jeszcze większego na ustnej: dzień przed moim egzaminem poszedłem zobaczyć jak to wygląda, wyszedł gość, podał swoje pytania, pokiwałem głową i wróciłem do domu. Poczytałem coś o tych tematach, na drugi dzień wylosowałem ten sam zestaw 😀 )
Pececik niby był poważnym, profesjonalnym kompem ale granie i tak było. Chociaż już nieco mniej bo a) postęp w wymaganiach sprzętowych następował już zbyt szybko a ja nie nadążałem b) studiowałem, trochę pracowałem no i w końcu trzeba było się zająć płcią przeciwną co okazało się całkiem przyjemną alternatywą dla gier ;>
Listopad 2000 – instaluję w domu, za absurdalne pieniądze (999zł.) SDI. Mam stały dostęp do sieci! 128kilo to i tak ze 4 razy więcej niż modem i do tego żadnych impulsów! Do tego mieszkam już sam, niby pracuję ale na pół etatu więc czasu mam mnóstwo i głównie nolajfię w sieci.
@brum75
Aha, 5 etapów. To już nie wiem co wybrać, czy 2003 i granie w klanie BF:Vietnam, czy kilka lat straconych na Eve Online.
@Brum
SDI w 2000. Szczesciarz. Jak mniemam, mieszkałes wtedy w wolnostojącym domu i byłeś upośledzony w stosunku do ludzi z bloków, którym chetnie dostarczali internet mali dostawcy? Ehh, same here, tylko że Neostrada w 2002 i to u kumpla, i nielegalne ciągnięcie kabli po słupach TPSY między domami. A wcześniejsze 5 lat to wiszenie na modemie …
@PanHydraulik
Nope. Mieszkałem (i cały czas mieszkam) w bloku. Małych dostawców w Koszalinie wtedy nie było. A TPSA u nas jakoś szybko udostępniła SDI (“w trybie pilotowym”) no to skorzystałem.
Doom Trooper! I już nie czuję sie tak osamotniony. Myślałem że wszyscy o tej karciance zapomnieli. Głęboko w szafie stoi mhoczne pudełko pełne kart, ze 300 ich tam jest, tylko czekają aby po machać trzema rogami nefaryty;-)
@uchilsson
U mnie też stoi ale już raczej na nic nie czeka… Pudełko kart DT (i Dark Eden, i Kult, i MtG), znaczy się.
@brum75
Do Illuminati, Kultu i Dark Edena też mam pewnie jeszcze gdzieś pojedyncze talie.
Ale do Doomtroopera wciąż kilkaset kart zostało – ale sporo co lepszych wyprzedałem, w sumie sporo się zwróciło z inwestycji.
W końcu kolegów potrafiłem talią Legionu rozpylić w 1,2 turze gry jak karty podeszły 🙂
@Gileq
Niech zgadnę: Pretoriański Łowca z Kosą Semai?
U mnie za siłę bojową robiło Bractwo. Creenshaw czyścił pole a potem Kardynał w pojeździe dwa razy w wolne pole i po zawodach.
@maladict
O ile pamiętam to rozchodziło się o jakąś wodną bestię czy cuś – karta nie z zestawów, ale dołączana do MiMa.
Ale Łowcy też byli – w 5, z 5 pancerzami i jakimś pretoriańskim behemotem czy cuś. Podkręcali sobie chyba cechy nawzajem. I Biogigant!
Kurde Le Bele! Gwiezdny Kupiec! Ależ to się grało…
1. Atari i Commodore u kumpli przed szkołą. I permanentne spóźnienia do tejże.
2. Mapy do gier w pismach komputerowych u kuzyna (który sam kompa nie miał!), po których skakałem palcem przechodząc gry na papierze. 🙂
3. W końcu PC 386 u kuzyna. Wtedy zakochałem się w PC-tach. Na nim Prince of Persia i F-15. Sryl byłem a potrafiłem wylądować myśliwcem. 🙂
4. Gry wszelakie. Karciane (w sensie remik, 3-5-8, 1000 itp.), planszówki (chińczyk, Magia i Miecz itd.) inne (kości, bierki).
5. Papierowe RPG. Kryształy Czasu w czasopiśmie Magia i Miecz której mam WSZYSTKIE numery. 🙂
ech, cały czas próbuję namówić znajomych, co się na robieniu stron znają, żeby wziąć i zaadaptować do przeglądarkowej wersji Gwiezdnego Kupca właśnie… i nikt mnie nie chce słuchać, a to byłoby takie wielkie dobro…
@serafin
szukaj kogoś, kto dobre aplikacje na mobilne robi 🙂
Lubie czytać takich kretynów jak [b]Maladict[/b], którzy wymyślą największe bzdury, tylko po to, by pokazac innym kretynom (na ogol nastolatkom), jak wcześnie widziało się gumowego Spektruma. Zeby tylko szybciej od innych.
Stan wojenny w Polsce – od grudnia 1981 do grudnia 1982
premiera Knight Lore – poczatek 1985
Z tymi “czasopismami” to tez niezly kit. Pewnie CD-Action hehehe. Nie wiem jak to komentować. Zdaje sobie sprawe, ze Gikz to “inny serwis o grach” ale chyba nie chodzi o gawedziarzy i kłamców lustracyjnych hehehehe
Ej, cenzura! Trolla jakiegoś wywalono. 🙂
@projan
Dla jego własnego dobra. Był zbyt żenujący.
@maladict
Posiadanie własnego Trolla świadczy o dobrobycie. 🙂
@projan
Ale bez przesady. Jeden Goblin robi na tyle dobrą robotę, że resztę możemy wysłać na Cypr.