Bierzesz rogala, nucisz nad nim piosenki i w rytm tłustych bitów smarujesz masłem. Wcierasz dwa razy dziennie. Disko lochy uważam za otwarte.
Dla lepszego odbioru, wciśnij play.
Crypt of the NecroDancer od dzisiaj będzie wylegiwał się w w formie wczesnego dostępu pod osłoną Parówkarni. Co za tym idzie, nie mówimy tu o błędach. Dobrze się składa, bo nie natknąłem się na żadne i z grubsza, nie miałbym o czym mówić. Tak poza tym gra się znakomicie, a w domu wszyscy zdrowi.
Czy to w lokalnym trybie współpracy z kimś obok, czy w trybie hardkorowym, czy też na losowych mapach generowanych na podstawie wpisanego słowa, czeka tu bezmiar dobrej zabawy. Odwołanie do rogala nie wzięło się znikąd, bowiem NecroDancer to kolejna wariacja na temat roguelike’ów jako takich. Nie małpuje wszystkiego na potęgę, dodając od siebie znakomitą mechanikę, z posypką szczypty strategicznych posunięć. Kluczem do sukcesu jest rytmiczne stukanie po klawiszach odpowiedzialnych za ruch naszej heroiny. Ta jest początkowo jedynym wariantem postaci do wybrania, więc czym prędzej przyzwyczajcie się do obfitej klatki piersiowej i bujnej blond czupryny.
O kurczaki, gra rytmiczna, ale beka, kto gra w takie rzeczy. Błędne jest to myślenie, za którym i ja kiedyś się opowiadałem. Myślałem kiedyś, co też w tych giereczkach jest takiego, że wszyscy biją przed nimi pokłony. DOBRO NIESKALANE, CZŁENIU! Inicjacja to oczywiście Paparappa the rapper na poczciwej pierwszej konsoli Sony, a potem już tylko pielęgnacja choroby Pataponami na PSP czy Guitar Hero. Tu zasady poniekąd nie są zmieniony. trzon rozgrywki to nadal wciskanie przycisków zgodnie z tłustym bitem wylewającym się z głośników. Jest wskaźnik wspomagający, symbolizowany przez serce na dole ekranu, ale jest on tak przydatny jak linijka w starciu z hordą zombie. Ten rytm się czuje, wrasta w grającego już po pierwszej próbie przebrnięcia przez losowo wygenerowany zestaw lochów. Rytmika i całokształt oprawy audio chodzą za człowiekiem, mimo że nie gra już od godziny, a ciało tęskni za gibaniem, mimo że ogrywało się klawiaturą. A można inaczej.
Napawaj się tym. Cała podłoga jest disko.
Wśród wymienianych gadżetów do obsługi znajdują się proste maty, po których można skakać w rytmie serca. Lewo, prawo, góra, hadzia! Nie testowałem, grałbym, ale pozostałem przy klawiaturce. Powiedzieć, że obsługa jest w jednym palcu to żadna przesada. Tylko strzałki, tylko klawisze ruchu. Szlagi bowiem zadajemy automatycznie w zależności od broni jaką posiadamy. Ta, jak i przedmioty magiczne, wypada ze skrzynek rozsianych po odwiedzanych korytarzach. Jest czego szukać, zwłaszcza że dzięki łopacie, którą całkiem przypadkowo mamy przy sobie możemy wykopać nowe ścieżki i wpaść w miejsca już dawno zapomniane. A tam loot, bogactwo, splendor i śmierć. Zresztą ta towarzyszy nam od pierwszej nuty rozbrzmiewającej echem zasypanych korytarzy.
Zombie, smoki, minetaury, lustrzane odbicia bohatera ruszającego się odwrotnie do wstukiwanych kierunków, nietoperze czy śmiertelne gluty to tylko zalążek całej plejady barwnych przeciwników, jakich przyjdzie nam poustawiać po kątach. Dla odmiany nie lecimy tu jak przecinak, bo gra całkiem sprytnie wymusza na nas kombinowanie i obmyślanie mikrostrategii podejścia przeciwnika. Ci, każdy jeden, ma swój własny schemat poruszania się, który trzeba zapamiętać i wykorzystać przeciwko nim, byleby nasz pasek energii ostał się nie ruszony. Gluty stoją w miejscu, gluty niebieskie skaczą pole w górę, pauza, pole w dół, gluty żółte cisną po kwadracie. Śmieszne, być może, ale to nieodłączny element walki o przetrwanie, byleby wysłuchać nut do końca (muza z drugiego poziomu lochów FTW), a i tak eskalacja hardkoru postępuje kiedy wyjdziemy z podziemi do gęstego lasu. Tempo wzrasta, przeciwników jak mrówków, ale dzięki wciąż rozwijanej postaci, damy im radę. Za którymś razem, ewentualnie. Koniec końców rozgrywka przypomina lekko turówkę z wymuszonym niskim czasem reakcji, bowiem kiedy padnie bit poruszamy się i my, i wszyscy wokół.
W normalnym trybie rozgrywki naszym celem nadrzędnym jest pokonanie mini bossa i zejście level niżej. To, albo wyczekiwanie na koniec muzyki, co owocuje natychmiastowymi przenosinami dalej. Tylko, że tracimy wtedy szanse na zdobywanie kryształów, które inwestujemy w szereg ulepszeń permanentnych, ale także w itemy, które potem losowo lokowane są w skrzyniach. Co z tego jednak, że jest odpowiedni gear, a my zawsze jesteśmy gotowi. Tyle, że nigdy przygotowani. Dobrze wykokszoną postacią, z powiększonym paskiem zdrowia jest łatwiej, jasne. Po kilku godzinach także jest łatwiej, bo memoryzacja wszelkich schematów robi swoje. A i tak ciągle wracam. Bo dostaje łupnia, bo zbieram na nowe bronie, a każda z nich różni się pod względem obszaru rażenia jak i jego sile, bo chcę więcej tego wszystkiego. Są miecze, bicze, potężniejsze miecze, włócznie, a wszystkie w innych odmianach, z innego materiału, mocniejsze, ogarniaj damage!
W przypadku zmęczenia formułą czy odsłuchem tych samych melodii (drugi poziom lochów theme FTW!) można wskoczyć w buty barda. Robi się rogal bardziej standardowy, turowy, bez bitów. Zamiast melodii z gry, można wrzucić własne i bawić się do znanych rytmów. Fajna sprawa, cegiełka do długowieczności produkcji, zaraz obok losowości światów, generowania poziomów i wystawiania przeciw nam coraz to nowych przeciwników. I CORAZ WIĘCEJ TŁUSTYCH BITÓW!!!1111!11one Crypt of the Necrodancer wymyka się spod kategorii kolejnego rogala, wpadając do kosza rogali świetnych. Za sprawą mechaniki, muzyki i ciągle czegoś nowego. Wiem, że to wczesny dostęp, wiem że należy położyć laczka, ale wiem też, że jeśli ktoś lubi chapać rogala nie może przejść koło Necro obojętnie. Cięzko mi wyobrazić sobie, co jeszcze do tego władują, ale skoro Klei Entertaiment bacznie opiekuje się projektem, można to wziąć za dobrą wróżbę.
Czy jak powiem, że gra jest zajebista w obecnym stanie, ktoś się obrazi?
Giera od wydawcy.
Na strimie zapuszczałeś, niezłe bity były 🙂
@morfiszon
“tłuste” 😛
@Probabilistyk
Jak pączki w maśle 🙂
@morfiszon
Od tamtej pory wiele się zmieniło.
Utłukłem jednego bossa! (9h na liczniku)
@Probabilistyk
No, ale obczajcie to
https://www.youtube.com/channel/UCGJ9ktPC4N4YzXAEiKOxzMA
Danny Baranovsky zresztą wykrzesał wiele znakomitych Indie OST http://dbsoundworks.bandcamp.com/
na sucho może być śmiechowe, ale jak się ciora to fenomenem rytmicznych gierek jest to, że OST zawsze jest na wypasie. Poza jednym Guitar Hero, który ma Tokio Hotel. Tak przy wszelkich innych zawsze jest zajebioza. Za każdym razem tak mam.
Tańcz głupia tańcz swoim życiem się baw ;P
pragnę soundtracka!
@emperorkaligula
:O
@emperorkaligula
Trzymaj
http://youtu.be/HlWNch2r6M4?list=PLhFC8pd7oZvxexNzqt8xtzItaTyMBqTCj
@Nitek
ale ja chce z bandcampa jak thor przykazał, a nie żadne tubki 😉
a za linka dzięki, będzie mi czas w robocie dzisiaj umilało 🙂
@emperorkaligula
na steamie pojawiła się opcja kupna, nie wiem czy Cię to zadowala
@mokraTrawa
niby jest, ale po kliknięciu wali po oczach taki komunikat:
Zawartość do pobrania
Wymaga podstawowej gry Crypt of the NecroDancer w wersji Steam do działania.
a mnie gra nie interesuje, czekam na bandcampa.
tam dam daaam 🙂
Naprawdę baunsująca muza. Sie podoba.
chwilę po zlukaniu tych luźnych leciałem już po portfel i dzisiaj zaspałem do pracy. niewybrednie powiem że gra jest zajebista.
@bad_puppy
Teraz jeszcze kontroler do kompletu 😉
http://necrodancer.com/dancepads.php
@Nitek
no to kiedy nagrywasz się jak pocinasz na macie?
@mokraTrawa
było! ale bez maty
@Nitek
bez maty to jak strzelanka bez pada! popraw się!!
@mokraTrawa
tak jest sensei!
ale szczerze to zagrałbym
Przerosła mnie ta gra. Ale ja nie mam słuchu…
@brum75
to wizualizuj bity na sercu i wpadniesz w rytm prędzej czy później
Bounce bitch! Yeah! Ale muza 😀 Dopiero dzisiaj włączyłam i wita wszystkich sąsiadów jak wracają z pracy, bo mam otwarte okna.
@thesheep
A wiesz, że jest wersja dopalona? Bo jak spotykasz tam sklepikarzy to oni zaczynają śpiewać do tych melodii, wszystkich
http://youtu.be/HlWNch2r6M4
Muszę dodać do listy życzeń na Steamie.