Slayaway Camp – wielka masakra grą logiczną

Nitek dnia 3 stycznia, 2017 o 14:56    0 

Niby wiedziałem z czym będę miał do czynienia. Powiadali, że to taki Piątek trzynastego w krzywym zwierciadle, gdzie to my wcielamy się w głównego złego i niby odtwarzamy taśmy filmowe, trzymane w zapomnianym kącie, zapomnianych dziś wypożyczalni VHS. To czego nikt nie powiedział to to, że to całkiem zabawna sprawa.

Przynajmniej taka się wydaje po pierwszych odwiedzinach obozu, żywcem wyjętego ze wspomnianych slasherów. Slayaway rzuca nas na dość małe plansze, swoiste labirynty, gdzie naszym celem są wszyscy inni. A wcielamy się w oprawcę, co prawda nie, kurwa, germańskiego, ale znającego się na swym fachu. I lecimy w te filmy, a jest ich sporo, każdy podzielony na stosowną ilość scen, dość krótkich, ale rajcujących. Ze względów licencyjnych nie liczcie na kalkę 1:1, bo i nie ma Jasona, jest Skullface, pojawia się tez matka, a w DLC na saniach jedzie mikołaj i kilka innych morderców do odblokowania za zebrane monetki.

slayaway1Rozgrywka zaś to delikatny łamacz głowy, choć bez większej spiny. Zabawa opiera się na odpowiednim ukierunkowaniu naszego podopiecznego, by z gracją lawirował między przeszkodami, dopadając po kolei swoje ofiary. Głównym twistem jest to, że Skullface, czy kim tam będzie grać, lecą po całej długości ładnie prezentowanych miejscówek, zatrzymując się dopiero na ścianie, ofierze czy topiąc się sadzawce, spopielając w ognisku, czy nadziewając się na pistolet policjanta. Unikanie przeszkód to moment, kiedy zaczyna się ciekawie, bo przez pierwsze chwile Slayaway Camp nie sprawia większych problemów. A potem dochodzą poziomy z ograniczoną liczbą ruchów, czy kombinowaniem jak tu kogoś dopaść, zanim ten ucieknie gdzieś w niedostępny kąt.

Ale, ale! Nie wspomniałem Wam o uczcie dla zwyrola i serdecznym łotefakiem, który gra serwuje wraz z zetknięciem się z ofiarą. Oto bowiem zamienia się wtedy w mocny gorefest, Skullface utylizuje widły, maczety, strzelanie z łuku, wrzuty do ogniska i wszystko, co można za zdobyte monetki odblokować. Stosowne animacje są groteskowe, zwłaszcza w zestawieniu z klockowatością oprawy graficznej, ale całość robi niesamowicie dobre wrażenie, przy czym miejscówki wszystkie trzymają klimat mimo, że jest dość zabawnie. Pomyślcie o czymś w deseń Happy Tree Friends, proszę, Slayaway Camp. Pocieszne, z przytupem, ostatni grywalny Punisher by się nie powstydził.

Pierwsze wrażenie dobre, taki dobry relaksator, jak nic innego nie ma pod ręką. Niekoniecznie mocny łamacz głowy, przynajmniej jeszcze się nie rozkręcił na tyle, a do tego skutecznie roztacza aurę tajemniczości, wabiąc ciekawość grającego. Wiecie, zobaczyć jakie jeszcze animacje są w zanadrzu.

Dodaj komentarz