Przez miesiące wirus nie wykazywał jakiejkolwiek aktywności. Ot, kiełkował spokojnie, czasem ruszył nibynóżkami. Kwarantanna zakończyła się sukcesem. Do czasu.
Plague Inc.: Evolved (oficjalne www) znają wszyscy lub prawie wszyscy, a ci, który nie, na końcu znajdą linka do wersji mobilnej, gdzie tytuł zaliczył debiut, zaraził Steama, tam dojrzewał we wczesnym dostępie, a od pewnego czasu grasuje już w pełni rozwinięty poza woalką tajemnicy. I jest niekiepski. Całkiem zabawny i mocno złowieszczy.
Zabawa polega na takim wyewoluowaniu wirusa, bakterii, czy innego ustrojstwa, by tak zmodyfikowana choroba wyzerowała całą ludzkość. Proste, z pozoru, bo sam tak myślałem i rychło okazało się, że trzeba całkiem nieźle się nagimnastykować, by cokolwiek poza zarażeniem ludzkości, coś osiągnąć.
Początkowo niewiele tu wyboru początkowych broni zagłady, co zmienia się, im dalej brniemy w grę i więcej potrafimy zadziałać zawyżając ocenę końcową. Jeszcze później dochodzą mutacje wszelkich ustrojstw, choćby takie zwiększające odporność na leki czy modyfikatory zwiększające skuteczność zarażenia. tych unlocków w wersji desktopowej jest dość, by z tytułem posiedzieć. Pytanie jednak brzmi czy Plague Inc: Evolved ma w sobie czynnik nie pozwalający odejść od komputera przez czas dłuższy niż standardowe, toaletowe sesje przy komórce.
Tak, zdecydowanie. Pozorna prostota tytułu, szybko okazuje się fest zaszytym mikro zarządzeniem, gdzie nie tylko wpatrujemy się w stopniowo zarastającą czerwonymi bąblami zarazy Ziemię, ale manewrujemy skutecznie we wszelkich ewolucjach naszego patogenu, by nie dać się wykryć zbyt często, a jednocześnie mieć za co wykształcić skutki śmiertelne naszej choroby. Widzicie, im więcej i szybciej zarażacie, tym więcej punktów DNA wpada do puli, a te zaś lokujemy w bakterii, wykształcając zdolności potrzebne do jej rozprzestrzeniania, ale także zwiększające wytrzymałość na badania czy w końcu, miksując objawy śmiertelne, by być skuteczniejszą bronią. Wic polega na tym, że nawet jeśli spokojnie czekamy na rozwój wydarzeń, obserwując jak Cebola z Afryki przenosi się do Europy, by sięgnąć nawet USA czy Grenlandię, wraz z upływem czasu wirus sam w sobie wykształca większość z tych rzeczy. Tyle, że to naraża nas na wykrycie, potwierdzenie choroby przez naukowców, a później także badania, co rozpoczyna wyścig z czasem. Albo oni, albo my. Do tego wyzwanie wzrasta z poziomem trudności, który warunkuje częstość mycia rąk przez mieszkańców Ziemi, czas reakcji naukowców, nie uwierzysz, póki nie zobaczysz. Mocno różnorodnie, jest wyzwanie.
Owszem, niechciane ewolucje można cofnąć, co ujmuje punktów DNA, a to zaś może ograniczyć naszą śmiertelność przez brak pożądanych skutków dążących do resetu życia na naszej planecie.
Jest coś niezwykle satysfakcjonującego w realizacji planu, a jednocześnie cała gra, choć cechująca się mocną umownością przedstawianych rzeczy potrafi wzniecić dreszcz ekscytacji zmieszany z przerażeniem tego co mogłoby się wydarzyć gdyby. Wartością dodaną jest fakt, że sianie zarazy jest rzeczą wciągającą i momentami wymagającą, zwłaszcza w przypadku jej większej wersji. Tam też dodano oficjalny dodatek z Planety Małp, gdzie próbujemy rozwinąć małpy do poziomu powyżej przeciętnego i za ich pomocą przejąć kontrolę nad światem. Wisienką na torcie jest wspólna zabawa czy to w coopie, czy też versus
Jeszcze trochę i na pewno się uda, bo choć nie wypuszczam wirusów non stop, wracam by próbować. Przednio jest, a syndrom jeszcze jednego razu silny.
Patogen wypuścił na mojego Steama producent, dziękuję.
Grałem w to podczas długiego lotu z egzotycznych wakacji, na drugi dzien po powrocie dostałem sraczki i nudności.
@pan-hydraulik
u Harrego z Tybetu byłeś ?
@Epipodiusz
Co prawda samolot przelatywał w tych okolicach ale … właśnie se przypomniałem że obok siedział koleś co czytał “Console Games Magazine”. I jeszcze ta wysypka…
@pan-hydraulik
I kaszlu.
@aihS
Sraczka w połączeniu z kichaniem w tej grze daje niezłe combo. 🙂