Penarium – ze śmiercią mi do twarzy

Nitek dnia 26 października, 2015 o 16:16    4 

Niektóre piksele, w sumie to nie, mało które piksele oferują relaksacyjną zabawę dla kogoś przed monitorem. Wyjątkiem Penarium nie jest, więc jeśli ktoś lubi zręcznościówki, które bolą, to może.

Fabularnie nie jest zawile. Nie ma tu co prawda klauna z TO, ale jest cyrk, który łakomy jest na małych grubych chłopców do których gromady należy nasz bohater. Załoga cyrkowa pożycza sobie z domu chłopaka na chwilę, by rzucić go na arenę morderczych wyzwań, które pokonać jak zwykle musimy my. I ciekawie jest, zwłaszcza dla kogoś, kto arenówki lubi.

Zamykani jesteśmy na stosunkowo ciasnych planszach najeżonymi pułapkami, a do tego obłożeni jesteśmy każdorazowo zróżnicowanymi zadaniami. A to po prostu przeżyć, a to złapać jakąś ilość potków i schować do odpowiedniej skrzyni, czy też stać w świetle reflektorów przez określony czas, podczas gdy obsługa rzuca w nas śmiercionośnymi zabawkami. Podejrzewam, że twórcy niejedną część Piły stworzyli, tak bardzo wyszukana jest tu zabawa, ale to dobrze, bo nie sposób się tu nudzić. Co innego rzucać padem, o tak. Schemat prosty, ale kocioł jaki powstaje podczas gry właściwej, nie stoi koło relaksu w kurorcie w Ciechocinku ani trochę (ale tylko jeden raz, Maxi Kaz!).

Penarium to solidna zabawa dla lubiących cierpienie, a którym ciąg porażek nie straszny. Absolutnie nie dla ludziz o słabych nerwach, choć elementu horroru tu nie uświadczycie. Piksele są ładnie skomponowane, choć okraszone muzyką bardziej wkurzającą niż ciągłe rozczłonowywanie  tłuścioszka ze sceny. Zatem jeśli lubisz, kiedy wyzwanie wbija Ci szpile między siódme, a ósme żebro, rodzina nie będzie się dziwiła, że nagle nauczysz się łaciny o jakiej nie zwykło się pisać w żadnych podręcznikach, to graj, baw się dobrze, krzyżyk na drogę. W innym przypadku proponuję relaks na leżaczku z drinkiem w dłoni. Może wyjdzie trochę drożej, ale ile siwych włosów Was ominie, fest.

Ból sprawił producent.

Dodaj komentarz



4 myśli nt. „Penarium – ze śmiercią mi do twarzy

Powrót do artykułu