Mój przyjaciel Uruk – Middle-earth: Shadow of Mordor

Nitek dnia 6 października, 2014 o 13:31    21 

Poznałem Grishę przypadkiem. Właściwie to śmiało można powiedzieć, że nadziałem się na niego plądrując ruiny w poszukiwaniu artefaktów, tak bardzo mi potrzebnych na lepszy mieczyk. Zielony Grisha, odziany w fartuch z ludzkiej skóry. Razem podbiliśmy Mordor.

Był nikim kiedy mnie zobaczył. Trzy susy później i dwie obcięte głowy jego kolegów, kiedy zatapiał ostrze w moim boku, czuć było w powietrzu to podniecenie czegoś szczególnego. Już niebawem, Grisha miał zostać kapitanem. Dość biernie, ale przyczyniłem się do tego. Trochę byłem dumny, patrząc jak zajmuje swoje miejsce w szeregu, podczas gdy reszta Uruków walczyła os woje pozycje, by finalnie móc zostać generałem. To dało mi do myślenia. Przecież to wybornie mieć kogoś na najwyższym szczeblu, móc jeszcze więcej, choć trochę się nauczyłem podczas mojej tułaczki między światem żywych i umarłych. Znalazłem Grishę na polowaniu. Wraz z watahą swoich przydupasów próbował upolować Caragory, mocno upierdliwe istoty. Nie zważałem na to zbytnio. W głowie miałem własny plan.

ShadowOfMordor 2014-09-30 18-58-35-310Hycnąłem na poblidki mur, by dobrze widzieć całe zajście. Uruki to straszne nieogary, nie dziwiłem się patrząc na to jaki chaos szerzą pośród łąk, byleby dorwać jednego psa, jak zwykłem o nich mówić, bo nazwa taka pokrętna, a jaki jest pies, każdy widzi. Odczekałem swoje, patrząc jak ogromne szczęki miażdżą kości watahy, raz po raz, jak jaja w imadle. Widziałem jak na twarzy Grishy malowało się przerażenie zbytnią redukcją jego straży. To był ten moment. Chwila na którą czekałem, skoczyłem w dół, rozpoznał mnie. Dał temu wraz mamrocząc jak bardzo jest to niemożliwe, że jeszcze chwilę wcześniej zadał mi śmiertelny cios, a jednak stoimy tu i teraz krzyżując miecze. A przecież wszyscy wiedzą, wszyscy wiedzą, że dostałem bana na śmierć, ale także na życie. Zawieszony między światami, napędzany zemstą, oto jestem. Zespolona ze mną zjawa rwała się, by dać upust swej złości na Grishy. Pozwoliłem na to, czemu nie. Tyle, że Grisha od tamtego momentu był już po mojej stronie. Gotowy, by przeciwstawić się Czarnej Dłoni. Kuglarskie sztuczki.

ShadowOfMordor 2014-09-30 19-59-15-728Serce mi rosło kiedy Grisha piął się po szczeblach kariery. Nie sam, rzecz jasna. Pilnowałem go z ukrycia, niezauważony pomagałem w polowaniach, rekrutacjach nowych wojaków czy korzystając z dobrodziejstw łuku rozwiązywałem jego konflikty na linii Grisha – przełożeni. I tak, mój protegowany zasiadł na szczycie hierarchii jemu podobnych. Jednakże w kolejce byli następni. Nic się nie dzieje, mam czas.

Uruk spersonalizowany

System nemezis wpleciony w Cienie Mordoru pełni niebagatelny motor napędowy naszych działań. W samej grze fabuła jest jakaś taka poszarpana i nie urywa kapci. Ot, jest. Nie stwierdziłem kisielu na myśl o gonieniu po mrocznej krainie za człeniem co rodzinę mi wybił, bo sam bohater jest mocno taki se. Jest totalnie obojętny, a już lepszą robotę robi krasnolud łowca, którego spotykamy gdzieś po drodze dając się wciągnąć w niebezpieczną grę ze stworami wielokrotnie przewyższającymi tematy z którymi borykaliśmy się do tej pory. Zresztą ktoś tu dał ciała, bo większy zarys ma bohater, którym gramy pośrednio, widmo, którego moce okiełznamy w trakcie rozgrywki. Niby nie my, ale jakoś dowiadujemy się o nim więcej. A niby też się mści. Zresztą co jak co, ale doścignąć motywem zemsty Pana Zemstę czy wydzwaniającego po obcych ludziach Liama Neesona z Takena, będzie komukolwiek niezwykle ciężko. Zwłaszcza, że to i tak nie debeściaki egzekwowania headshotów za najbliższych.

ShadowOfMordor 2014-09-30 20-00-35-562To czym ten nemezis jest. To system w którym każdy z Uruków robi questy równolegle do nas. Questy, które my możemy im przerwać. W wyniku czego to my zgarniamy pulę punktów doświadczenia, potrzebną do zwiększania obwodu bicepsów i innych ciekawych miejsc na ciele, ale adwersarze nadal są pionkami, popychadłami, w zastępach Saurona. Gorzej jak się nam nie powiedzie, raz, drugi, trzeci, a wtedy czas działa na naszą niekorzyść. Zadania powierzone zostają wypełnione, Uruki levelują, dostają nowe zdolności, swoje słabe strony zamieniają na mocne przez co nagle, z poziomu na poziom, nim się zorientujemy, rośnie nam po drugiej stronie fest skurwysyn, którego nie ruszają już ataki z zaskoczenia. Jeno twarzą w twarz, albo co gorsza, tylko z dystansu. Uruki grają w swoją grę.

ShadowOfMordor 2014-10-03 00-33-50-390To szczwane bestie, różniące się pod względem wyglądu na tyle, że nawet jak naprzeciw Waszej krajarki do mięsa stanie ich kilkunastu, nie uda Wam się palcem wskazać dwóch identycznych postaci. Oklaski. Do tego dochodzą wspomniane mocne i słabe strony określające strategię jaką należy przyjąć w kolejnych starciach. Zmienne jak kobieta, zależne od naszych porażek, zależne od tego jak szybko delikwenta skroimy za rogiem. A weź jeszcze takiemu wyślij groźbę śmierci, co z biegu leveluje go o pięć poziomów, a i dodaje straż przyboczną o ostrych zębach i dzierżonych narzędziach. Wszystkich jednak można kupić. W miarę postępów do wachlarza zdolności dochodzi też przekabacanie zielnych, niebieskich i każdych innych kolorów Uruków na naszą stronę. Stronę dobra i słusznej sprawy, bue. Wtedy to my kierujemy poczynaniami naszych podopiecznych w armii wroga, wydając bezpośrednie rozkazy, zastawiając zasadzki, szykując zdrady i próbując podejść tych ustawionych najwyżej. Przecież pięciu na jednego i nieżywy zjawoczłek to całkiem dobra sprawa, nie? Łomot na wejściu, łobuzerka na wyjściu. Każdy ork jest inny, każdy będzie miał innego, a jednak wpleciono społecznościowy element i ten, który Cię ubije, być może znajdzie się w świecie Waszego znajomego ze Steam listy. Podobnie jak i oni nas, tak i my mamy okazję do mszczenia innych graczy. Znakomita sprawa. Chyba, że to fest koks był, a wtedy to już tylko nogami się nakryć.

Znakomitość sięga zenitu w momencie, kiedy spostrzeżecie się na reakcję przeciwników na Wasze poczynania. Zetnij jedną głowę koledze od narodzin, a otaczający Cię przeciwnicy zaczną tupać w błocku nieswojo, a ich gęby zaorają grymasy świadczące o mocy nieprzyjemnych doznań na takie widoki. Niektórzy zasłonią ręką oczy, by nie widzieć kolejnej dekapitacji w serii, czy penetracji ostrzem okolic międzyżebrowych. To nie koniec, wpadnij w szał bitewny, siecz na plastry, rób dżemy, czyń pasztety rozsmarowując wszystkich śmiałków, a ci co na nogach stali rozpierzchną się na wszystkie strony. Bardzo prawdopodobne jest, że w akcie desperacji wezwą posiłki, przez co akcja się nie zakończy, ale łowienie uciekinierów jest tak mocno przyjemne, że umorusani w błotnistej brei, ochoczo zakrzykniecie come at me bro do pustego pokoju. Bo szał udziela się.

ShadowOfMordor 2014-09-30 18-40-21-438Jedz suple, będziesz wielki

Pionki levelują, to wiecie, ale my także nie stoimy w miejscu. Za wszelkie widowiskowe fikołki zgarniamy odpowiednie pule punktów doświadczenia. Te lokujemy w skromnym drzewku umiejętności, ale frykasy tam niesamowite. Fikuśne teleportacje, widmowe noże, więcej finisherów i ułatwiacze dosiadania zwierzyny, którą można stłamsić panoszący się mrok. Pobieżnie, odkrywajcie sami. Do tego masa pierdółek mniejszych i większych do zrobienia, jak to bywa w grach z otwartym światem. Znajdźki to jedno, rzecz musowa dla fanów Tolkiena, którego według niektórych owa gra gwałci (jak to ma tak wyglądać to proszę), bowiem zawierają obszerne teksty poszerzające wiedze o lore. Jest tego sporo, gratka dla wielbicieli. Do tego szereg misji pobocznych, których wykonanie uszyje legendę naszego oręża. Tu nie ma jakichś cudów. Miecz, nóż i łuk, każdy z nich okraszony szeregiem misji. Mieczem nawiniemy mnóstwo szaszłyków, podczas gdy zabawa w nożownika przyniesie nam dużo skradania. Łukiem ustrzelimy zastępy przeciwników w różnych okolicznościach przygody. Polecam serdecznie chwytać się także warunków opcjonalnych dających więcej hajsiwa, ale także dodają pikanterii stosunkowo łatwej rozgrywce.

Tu niestety pies jest pogrzebany. Mimo początkowego miażdżenia mózgu wachlarzem sposobności i upierdliwością delikwentów, dość szybko wpadamy w rytm szatkowania. Dodając do tego szereg dość cudacznych zdolności, owszem, czujemy się napakiem nie z tej krainy, ale też kuleje poziom potyczek. te są maksymalnie widowiskowe, bo choć żywcem wytargano system walki z Batmana, z powodzeniem zaimplementowano rzeczy jakich Nietoperz filozoficznie nie czyni. Finiszery z udziałem kozików i łuku. Wszystkie jak jeden mąż zjeżą Wam włos na głowie kombinacją znakomitych dźwięków rozrywanej tkanki i nienagannej pracy kamery. I zobaczcie to zdziwienie w momencie kiedy głowa zorientuje się, że nie przylega już do szyi. No kurde. Wszystko w akompaniamencie muzyki pieszczącej małżowiny boskim palcem.

ShadowOfMordor 2014-09-30 19-34-56-342Nie ma litości dla niegodziwości

Zmasterowanie Cieni Mordoru zajmuje około 17 godzin. taki wynik podano na streamie. 17 godzin i 91% stopień ukończenia wszystkich legend, znalezionych roślinek, artefaktów, inszych pierdoł. Dobrze, obecnie mam 30 godzin, cofnąłem się na pierwszą mapę i czuję jakbym zaczynał od nowa. Dobrze. Tam nie mam nikogo w szeregach Saurona, dużo znajdźiek do opanowania, dużo misji związanych z Urukami do ogarnięcia. Dobrze. Gra siadła, ale tu trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie. Czy pasuje Ci eksploracja i system walki z batmanów wyciągnięty zeń jak skarpety z gardła Waszego psa i położone obok siebie w jednym rzędzie? Bo jeśli nie, dajcie sobie spokój. Zarzygacie się tu z nudów aniżeli odczujecie jakąkolwiek nutkę radości z bieganiny z kąta w kąt, robieniu podobnych rzeczy, wytruwaniu Uruków na ucztach, przerzedzania ich szeregów w znakomicie zrealizowanym deszczu, który sutki stawia w radości na baczność, kiedy opływa budynki, zmienia kąt pod jakim spadają krople w zależności od podmuchu wiatru czy rozbryzguje się na wszelkich obiektach tak ładnie, że zęby same ze szczęki wypadają z wrażenia. Momentami jest zbyt powtarzalnie, by przymknąć na to oko, bo wszelkie misje kujące legendy to właściwie bliźniaki w innych miejscach, w późniejszych fazach gry jest stanowczo zbyt łatwo, a nemezis trochę traci sens, kiedy wszyscy są swoi, a i otoczenie to głównie powierzchnie płaskie z okazyjnymi twierdzami słusznych rozmiarów, jednakże ujeżdżanie fauny robi swoje, ale weź. Jak pójdziesz ze sługami mroku raz w tango, gra sama Ci się sprzeda.

Ale jeśli nie odpowiedziałeś twierdząco pytany, czy lubisz eksplorkę z Assassinów i walkę z Batmana, nie. Nie znajdziesz tu nic dla siebie. WSZYSTKICH trzeba do piachu.

Me-gusta

Dodaj komentarz



21 myśli nt. „Mój przyjaciel Uruk – Middle-earth: Shadow of Mordor

  1. aihS Webmajster

    Gra jest łatwa z punktu widzenia kogoś kto wymasterował Batmana… dwa razy 😉

    Jakby kogoś interesowało jak gra chodzi na słabszych PC to na moim lapku i7/8GB/GTX570, który wydajnościowo można przyrównać do stacjonarki pokroju Q9600/8GB/GTX460, mam stabilne 30+ fps w 1080p na ustawieniach Medium czyli takich jakie są na nowej generacji konsol.

    1. Twoja_Stara

      @aihS

      Skonczylem batmana, bez masterowania, ale serio dalej jest latwa. Swoja droga, ciekawiej, w sensie trudniej, przynajmniej dla mnie, gra sie na padzie, jako ze combosy wymagaja wcisniecia nie jednego a 2 przyciskow na padzie, gdzie na klawikordzie kazdy finisher czy inny ruch ma osobny jeden przycisk.
      Dwoch kapitanow stanowilo jakikowiek problem i to dlatego ze byli w grupie i sie ich nie spodziewalem. Poziom trudnosci naprawde moglby byc wyzszy. Co nie zmiania faktu ze gra sie przednio i hodowanie sobie warchiefa od kapitana to megafrajda.

      1. ziutek

        @Twoja_Stara

        Czasem zdarzają się takie kombinacje traitów i orków że klękajcie narody. Moim nemezis był jegomość odporny chyba na wszystkie ataki razem z finisherami, do tego z obstawą 5-6 mocnych kapitanów i możliwością zwoływania orków z okolicy – straszny skurczybyk. Ubiłem go w końcu chyba jedynie przypadkiem jak jeden z jego pomagierów wepchnął go w ognisko i gość stracił połowę swoich atutów 😀

        1. Twoja_Stara

          @ziutek

          Heh. Ja z kolei pomagalem mojemu kapitanowi awansowac, stanal do pojedynku z innym, ostra wymiana slow, zaczyna sie walka, ten drugi dostal fear of opponent i w nogi. Jak juz sie posmialem dogonilem go shadow strikieim, zbrandowalem i awansowalem skurczybyka na warchiefa, niech ma 🙂

        2. aihS Webmajster

          @ziutek

          Mam takiego skurczysyna obecnie, który jest odporny na wszystko poza wybuchami. Dodatkowo wszystko powoduje u niego szał. Nie boi się bestii i zabija je jednym hitem. Jest harcownikiem unikającym walki w zwarciu. Jego oszczepy zabierają mi 30% życia. Nie wiem dlaczego, ale zawsze asystuje mu jakiś nowy nieznany losowy kapitan. Zwołuje kolegów z okolicy, a na domiar złego usadził dupsko w środku twierdzy więc ciężki orzech do zgryzienia generalnie 🙂

  2. emperorkaligula

    jeszcze kilka słów krytyki:

    slaby system run, korzystałem może ze 2-3 razy, tak to do niczego nie były mi potrzebne, runy żółte (te najlepsze) to śmiech na sali.

    przejmowanie orkasów i ich awansowanie zostawia pewien niedosyt – więcej rozkazów by się przydało, jakieś przyrosty ich statystyk, może ubierani/inwestowanie w orka ? samo przejmowanie jest narzucone fabularnie – szybciej bym gości skasował solo jeden po drugim. szczególnie, że takie pieprzone 3-4 pieski potrafią pojawią się znikąd pojawić (zaraz po misji dla naszego orka) i go zeżreć – niezależnie od jego poziomu… i całe przejmowanie i popychanie go w górę hierarchii dosłownie psu w dupę.

    luk = sztylet > miecz, przed “x5 mnożnikiem i “podwójnym finisherem” walka mieczem mnie męczyła. podstawowe okrasy zbyt odporne na podstawową stal. ale jak już dokoksimy to szlachtowanie to czysta przyjemność. płynnie przejścia stealth/łuk/miecz, szeroka gama zróżnicowanych ciosów zawsze pod ręką, cudo. jak już przy walce to jeszcze parę gatunków podstawowych orków by się przydało, bo bidnie jest, a berserkerzy to śmiech to taki zwykły ork ver1.5 a nie kolejny typ przeciwnika do którego trzeba podejść inaczej :/

    finał – strasznie mnie wkuwił, ale to kwestia gustu.

    i jedna extra zaleta, dla mnie ważna, a nie wspomniana w recenzji: znajdźki/artefatky/wpisy o lore fajnie udźwiękowione i ciekawe – w sumie są ciekawsze niż większość fabuły 😉 aż się chciało zbierać! ps: nie jestem jakimś maniakiem kanonu tolkienowskiego, wyjebane mam, po prostu cieszyłem się backstory.

    gra na początku zachwyca, potem trochę frustruje (bo łatwo nie jest), potem znowu zachwyca (przykokszenie na drugiej mapie), a na samiutkim końcu, wali w ryj i Cie obraża (finał/zakończnie)

    ale mocne 4+, no może 5=/6 jak najbardziej za całokształt.

Powrót do artykułu