Trochę się zapomniałem i nie włożyłem maski. Mea Culpa.
Saint’s Row IV pierwotnie miał być dodatkiem do poprzedniej części. Miały być ufoki i coraz dziwniejsze rzeczy. Wiadomo jednak w życiu bywa. Jak odkręci się kranik z absurdem ten leci ciurkiem i nijak go zakręcić. Tak też stało się w tym przypadku. Ilość dziwnych rzeczy jakie zalały produkcję tegoż DLC przerosła wszelkie oczekiwania i postanowiono zrobić z tego tytuł osobny. Słusznie, nie słusznie? O tym przy następnej okazji.
Miasto po którym przychodzi nam siać rozpierduchę na niespotykaną skale to nadal Steelport. To ta sama miejscówka, która była w części trzeciej. Z wiadomych względów. Nie jest to jedyna rzecz jaka pozostała bez zmian, bo nadal mamy dostępne morze misji pobocznych, te są już bardziej zróżnicowane. Prócz znanych i lubianych misji jak sianie pożogi siedząc bezpiecznie w czołgu czy też rzucania się pod samochody w celu otrzymania kaski z ubezpieczenia doszły także inne czynności relaksacyjne jak skoki na wieże, hen wysoko w chmurach czy biegi przez miasto i zaliczanie checkpointów. Misje poboczne to również skok do przodu względem trójki. Ilość nagromadzengo absurdu pozwoliła twórcom na samowolkę w tym względzie i jeśli nie będziemy szaleć akurat w mieście, zagramy w swojego rodzaju Tanki w wirtualnej przestrzeni wymodelowanej na modłę TRONa czy też w mechu będziemy ratować naszych ziomków.
Dziwnie to zabrzmiało, ale jak zapewne wiecie do SR IV wprowadzono prócz kosmitów i Gwałtowicy, fioletowej macki którą możemy zdzielić przechodniów w… no, gdzieś, zestaw mocy specjalnych. Tych jest osiem i odblokowywane są sukcesywnie w miarę naszych postępów. Z dostępnych ulepszeń odblokowałem po dziesięciu godzinach rozgrywki zaledwie pięć – kule ognia, lodu, telekinezę, tupnięcie a’la Hulk, superbieg i superskoki. Wiecie co? Jest super. Bieganie w pionie po budynkach nie przeszkadza, skakanie i dobijanie się od ścian drapaczy chmur również. Co więcej, z tymi udziwnieniami świetnie się strzela z przeciwnikiem. Nie jestem zwolennikiem SR3. Pograłem, przeszedłem, zapomniałem. Walki były nużące, misje takie sobie, nie ujęli mnie humorem. To wszystko zmieniło się diametralnie w SR IV. Dzięki wprowadzeniu mocy, które możemy używać według własnego widzi mi się, wszystko nabrało rumieńców. Gra nie karze nam wybierać w trakcie rozgrywki czy chcemy być mili i potulni i nie zabijać cywili, bo tak nie wolno. Nie ma tu wyboru dobro-zło i acziwków na końcu drogi za nie użycie ani razu środków śmiertelnych. Tu wrzucają Cię w miasto dają narzędzia, a Ty rób co chcesz. Sprawdza się to wybornie, bo nie muszę pilnować się czy fala uderzeniowa nie zahaczy postronnych, co wkurzało mnie w Infamousie na PS3. Otwarte miasto nie ogranicza nas w tym gdzie pójdziemy i co będziemy robić. Chcesz wbiec na ten najwyższy budynek? Biegnij. Chcesz wziąć tego gościa ubranego w hot doga na niezapomniany lot pionowo w górę? Proszę bardzo. Frajda wylewa się z ekranu.
- Best game EVER
Czas odkręcić kurki absurdu.
Gra posiada spolszczenie, które jest bardziej dosadne niż wypowiadane kwestie i bardzo cieszy oczy. To w połączeniu z nieograniczoną rozpierduchą nie pozwala zejść uśmiechowi z twarzy ani na moment.
“Przypomina babeczkę z gry trzeciej, którą pykałem”… ty śfintuchu harharharhar 😀 a poważnie to patrząc na gameplej widzę, że na trzeźwo ciężko w to grać.
@r4lph2
Idomes, kiedy cisniemy tego Co-opa w czesc trzecią???
@Yerz
Możemy spróbować jutro, dziś chyba jeszcze będę dogorywał po dwudniowym weselu szwagra 🙂
@r4lph2
myślisz, że nie znajdę Cię z moją gwałtownicą?
@Nitek
Panie Koń, niech Pana wyobraźnia za bardzo nie ponosi 😛
@r4lph2
Internety są pełne końskiej przemocy wobec ludzkich kobiet więc ja bym uważał bo może ten koń jest inny 😆
@aihS
Normalnie ciary mi po plecach przeszły (za strachu) na samą myśl, ale zdjęcie konia z gwałtownicą… priceless