Zanim usiądziecie dziś do wigilijnego stołu, odpakujecie pakunek z Nathanem Drakiem, proponuję Wam danie pierwsze. Zombie dżem na chrupiącej pajdzie. Do skosztowania potrzebna Wam chwila czasu, nieważne czy tylko pooglądacie, włączycie przeglądarkę, by dać upust rozkoszy, czy może śmigniecie z komórką. Każdy dziś może zostać brudnym casualem.
Earn to Die 2 (linki do wszystkie wkleję na końcu) to zabawa skrojona na miarę Happy Wheels. Nie znacie? tez kiedyś nie znałem, ale jak się okazuje na internecie tego pełno, nawet polski jutub mocno tym stoi, bo niektóre gadające głowy regularnie ogrywają temat. Earn to Die 2 poniekąd przypomina Happy Wheels, jednocześnie stroniąc od kontrowersji, bo zamiast ojca z dzieckiem na rowerku, rubasznego czarnoskórego na kosiarce do trawy i innych dziwnych postaci, oddaje nam do ręki kluczyki do wymyślnych maszyn śmierci. Samochodów.
Całość podzielona jest na dziesięć plansz, z czego każda ma kilka segmentów, które należy przejechać i rozjechać tam wszystko co się da, zgarniając przy okazji taczki z hajsem. Ten lokujemy w wymyślne ulepszenia naszego samochodu. Kupujemy większy bak, by ujechać dalej, reperujemy silnik dla większych prędkości, obkładamy wozidło armorem i piłami tarczowymi dla lepszej przyczepności do szwendających się po okolicy nieumarłych. Ulepszeń jest kilka i niestety nie jest to jakaś customizacja pojazdu na szerszą skalę. Ot, wszystko jest niezbędne do przejazdu coraz to dłuższych plansz, więc aby przejechać, trzeba się najechać. Najeździć, ale wtedy by się nie rymowało.
Sama jazda nie należy do jakichś fest skomplikowanych. Czy to na WSADzie, czy to na strzałkach, naduszenie kierunku w górę powoduje odpalenie silnika i dziki szus między kończynami, już wkrótce nie trzymającymi się kupy. Do tego dochodzi balans samochodem, lewo prawo, by podjeżdżać pod większe przeszkody i skutecznie manewrować ciężarem pojazdu, pilnując zużycia paliwa czy turbo. Bo ulepszenia to nie wszystko, potrzeba tu też zręczności, by rajd nie skończył się za szybko. Oczywiście, ulepszone auto daje radę, ale trzeba odpowiedniego kopa, bo plansze są długie, mają wiele dróg przejazdu, a i znajdą się tam poukrywane bonusy.
Wkrada się lekki grind i powtarzalność wykonywanych przejazdów, bo bez hajsu auto samo na nogi nie stanie. W wersji darmowej, tej na androidzie, gra się przyjemnie, mizianie szybki nie jest specjalnie uciążliwe, a jak brakuje waluty, można ją sobie dokupić. W wersji Steamowej mikropłatności nie ma, a sam grind nie jest specjalnie widoczny, bo właściwie z każdym przejazdem coś do kabzy wpada i auto zaczyna brylować na dzielni. Względem wersji mobilnej, desktopy dostały wersje mocno wydłużoną, acz nie jestem w stanie porównać. W ciągu dziesięciu poziomów, można zaorać kluczyki do dziesięciu pojazdów i wiecie co, kurka. Jeździ się nimi zgoła odmiennie.
Wypasiony ragdoll można by powiedzieć. Faktycznie, zombie widowiskowo i zgodnie z fizyką fruwają to tu, to tam, a samo auto także nie zostaje obojętne na zniszczenia, gubiąc elementy zawieszenia, karoserii i w ogóle prawie Burnout. Pewnie, przesadzam, ale też nie spodziewałem się frajdy i miodności jaką potrafi sprawić tak bezmyślna zabawa. Bo fabuły tu z dwie linijki tekstu dla scenarzysty, ot, zombie są, jedź więc na Florydę hen! I jedziesz miażdżąc kosteczki i miodnie jest, a po ciężkim dniu to jak w mordę strzelił, niezły przecier. Szkoda tylko, że mimo zalążku fizyczności i konieczności manewrowania, gra poniekąd przechodzi się sama i niby gra się jak Trials, ale położono na to za mały nacisk.
Niemniej jednak można włączyć, pobawić się i zapomnieć, a że wspomniałem o linkach do wersji darmowych, zapuszczam, bo słońce świeci, czas w pracy należy przyspieszyć, a jak nie Earn to Die 2 to co.
Wersja web
Android
Steam za 3.99
Wersję Steamową podesłał wydawca.
Właśnie ograłem na raty, w wolnych chwilach w pracy, wersję webową i zdecydowanie wciągam na listę 🙂
Wersję mobilną też sprawdzę bo ciekawi mnie rozwiązanie sterowania ale przez mikropłatności to do końca ogram pewnie dopiero wersję steamową.
Mi to przypomina flashówkę Burrito Bison, który podobnie polegał na kupowaniu ulepszeń aby dolecieć jak najdalej w prawo. Też idealne na przestoje w pracy.
Machnąłem całą wersję steamową przez weekend, co zajęło mi 7 godzin.
Idealna gra kiedy człowiek chory i nie ma siły na nic wymagającego myślenia i małpiej zręczności.
A jest jeszcze tryb wyzwań, który zapowiada się znacznie ciekawiej od podstawowego przejechania wszystkich tras.