To pierwszy przypadek gry, który zostawił mnie z wątpliwością czy faktycznie doświadczyłem płynnego przejścia w multiu i czy aby na pewno wszelcy pomagierzy w tym cyrku byli graczami? Legenda mów, że byli, a sama gra jest mocno zabawowa.
Dreii (oficjalna www) to rozgrywka dość osobliwa. Obrana z fabuły przygoda, gdzie wcielamy się w coś na kształt lewitującej piniaty, bądź nie wyrośniętej Buki i skacząc z jednego poziomu do drugiego rozwiązujemy zagadki oparte na fizyce. Proste założenia szybko skręcają w dziwne strony, ale przede wszystkim sprawiają masę frajdy z wisienką zwaną satysfakcją na górze.
Założenie jest banalne, na początku, pierwsze śliwki robaczywki i inne fajne przysłowia o tym, że jest lekko, a potem nie [wstaw se]. Wystarcza to do poznania mechaniki, która prawdopodobnie lepiej sprawdza się przy graniu mobilnym. Piniatą na pececie sterujemy klikając po ekranie, podczas gdy na mobilkach miziamy pewnie szklaną powierzchnie naszym świeżo wypielęgnowanym paluszkiem, co w przypadku Dreii zapewne drastycznie zwiększa immersję. Naszym zadaniem na każdej planszy jest ułożenie takich konstrukcji z dostępnych klocków, by zasłonić wyznaczone punkty przez kilka sekund.
Easy, prawda? Śliwki, pamiętajcie. Szybko, w odpowiednim dla gier mobilnym stylu, dorzuca kolejne elementy mechaniki, a kolejne plansze ewoluują w miejsca zalane wodą, więc wszelkie konstrukcję zaczynają się gibać na wodzie odpowiednio do zrzucanego nań ciężaru, dochodzą nowe klocki o zupełnie odmiennych właściwościach, ale przede wszystkim, dochodzą też ludzie. Z mobilek na pecety, z pecety na mobilki, niebawem przenikać się będą gracze z Vity i PS4. Multiplatformowy multiplayer, plażo.
Motyw jets tak płynnie zorganizowany, niczym w The Journey, że do końca nie wiem czy faktycznie napotkane inne piniaty były graczami czy botem. Mimo tego, że mogłem się z nimi komunikować korzystając z palety dostępnych wypowiedzi i oni reagowali podobnie na te krótkie słówka, dalej nie wiem. A potrzebni byli, bo tylko dzięki ich obecności niektóre zagadki dało się ogarnąć. Klocki, jak to klocki, wymiary mają różne, a niektóre z nich, niesforne bestie, gibają się niezmiernie podczas transportu przewracając misternie sklecone konstrukcje. Więc jeden za jeden koniec, drugi z boku i huzia na Józia! Wiedzieć musicie, że każdy bloczek zachowuje się zgodnie z fizyką i dynda wesoło na lince, podczepiony do naszego stwora. Jest niebezpiecznie i właśnie tu widać braki w kwestii sterowania, palec vs. mysz. Myślę, że fajniej się smyrałoby szybkę, acz i tak nie jest źle, choć na pewno mniej urokliwie.
Całość zorganizowana jest mocno minimalistycznie, co absolutnie nie przeszkadza nadając grze osobowości, a sama zabawa jest całkiem przednia, kontakty międzyludzkie dośmiesznione i nawet chichota się mimo wolnie, kiedy pięciominutowe budowanie służy tylko efektownej rozwałce, a postacie rzucają tylko lemmingowe o nie! Śmiesznie, że nikt nie chciał nic od mojej matki, mimo tych wszystkich faili.
Dreii to dobra zabawa na chwilówkę, choć trzeba mieć na względzie, że mocno wciąga. Zagadki może i nie są nazbyt skomplikowane, na początku, ni jakoś przesadnie długie, co powoduje, że można pobawić się z doskoku, między killami w czymkolwiek o zabijaniu i wrócić kiedy indziej. Niespodziewanie ubawiłem się jak mops, w dobrym humorze.
Dreii na Androida
Dreii na iOSa
Grę podesłał wydawca, dziękuję.