Witam w części drugiej poradnika jak grać w EUIII. Miłej lektury.
Poprzedni wpis skończyłem w chwili rozpoczęcia wojny z Granadą. Zatem kontynuujmy.
Zauważyłem poniewczasie, że pisząc o wojnie z Granadą nie zająknąłem się ani słowem na temat planu wojny. Oczywiście to strata niewielka gdyż i wojna jest niewielka, a zresztą, jak to powiedział von Moltke, nawet najlepszy plan nie wytrzymuje zderzenia z przeciwnikiem. Tym niemniej byście mieli jakieś ogólne pojęcie: Armia Andaluzji, nasza główna siła, ma za zadanie wkroczyć do prowincji Granada, rozbić znajdującą się tam armię Granady. Ponieważ bardzo rzadko udaje się wyeliminować przeciwnika całkowicie, prawdopodobnie trzeba będzie tę armię dogonić i stłuc jeszcze raz. Zostawiamy w Granadzie jeden oddział, reszta wykonuje powyższe. Gdy już siła żywa przeciwnika zostanie kompletnie wyeliminowana, nasza armia wraca do Granady i dołącza się do oblężenia. Po zakończeniu tegoż wspomaga oblężenia w pozostałych prowincjach. Gwardia Królewska zwiększona oddziałami z La Manchy i Murcji podejmuje oblężenie Almerii na tej samej zasadzie – wyparcie przeciwnika, jeden oddział zostaje i zaczyna oblężenie, reszta goni, dobija, wraca itd. Jednostka werbowana w Kadyksie ma za zadanie zająć Gibraltar i oblegać go do chwili nadejścia posiłków. Plan jest nieskomplikowany i bazuje na naszej przewadze liczebnej.
Od razu wytłumaczę również taki a nie inny wybór casus belli. Otóż rekonkwista w porównaniu z konkwistą i świętą wojną daje nam mniej Niesławy za aneksję. Co prawda święta wojna dałaby nam więcej Prestiżu, ale Prestiż spróbujemy nabić sobie przez dyplomację.
I tak oto doszliśmy do momentu w którym warto omówić dyplomację. Dyplomację należy rozpatrywać na dwóch poziomach – lokalnym i globalnym.
Lokalny to nasi sąsiedzi. Mamy dwóch – Portugalię i Aragonię (Nawarry nie liczę, bo jest mało ważna). Sąsiadów dzielimy na dobrych, z którymi współpracujemy i złych, których bijemy. Ponieważ już wcześniej podjęliśmy decyzję, że podbijemy Aragonię, siłą rzeczy Portugalia jest ta dobra. Cechy Portugalii – nie jest zbyt agresywna, ma liczącą się flotę, w późniejszym etapie gry, puszczona samopas może stanowić konkurencję w kolonizacji.
Globalny to uwiązany we wzajemnych walkach trójkąt Anglia, Francja i Burgundia, Święte Cesarstwo i państwa-miasta Italii. Dwa ostatnie są rozdrobnione i zbyt daleko by stanowić zagrożenie, nie ma co ich brać pod uwagę przy sojuszach, wystarczy gdy powiążemy je z nami siecią królewskich mariaży. Przyjrzyjmy się zatem trzem pierwszym. Anglia na silną flotę. Wystarczającą, by jako przeciwnik zablokować nam akces do Nowego Świata. Z drugiej strony ma swoje problemy na Wyspach (Irlandia i Szkocja do podbicia) oraz nie przejawia większych zapędów kontynentalnych koncentrując się na północnym wybrzeżu Europy (od Normandii po Holandię), o które ustawicznie wojuje z Francją i Skandynawią. Francja ma najsilniejszą armię lądową, ale zanim ruszy za Pireneje musi najpierw zrobić porządek na swoim podwórku podbijając, wasalizując i anektując wszystkie francuskie księstwa (Orlean, Normandię, Prowansję itd.). W czym przeszkadza jej Anglia i próbująca się wygodnie wymościć między Francją a Cesarstwem, Burgundia. Francja stanowi więc dla nas najpoważniejsze zagrożenie i konkurencję, a zresztą i tak ich nie lubię. Z Burgundią z kolei nie mamy bezpośredniego kontaktu, co jest wygodne przy przeciwniku i niewygodne przy sojuszniku. Najlepszym wyborem wydaje się zatem Anglia. Nie mamy spornych interesów, a ich flotę lepiej mieć po swojej stronie. Zatem nominujemy bratnich Portugalczyków i dumnych synów Albionu na naszych sojuszników. Ale nie tak od razu. Dlaczego? Posłuchajcie:
Raz zdarzyło się, że podpisałem alians z Portugalią zbyt wcześnie. I ci ochoczo ruszyli mi pomagać w wojnie z Granadą. W czasie kiedy byłem zajęty tłuczeniem wojsk Maurów, Portugalczycy wkroczyli do Granady i podbili ją. To postawiło mnie w kropce. Mimo iż podbiłem wszystkie prowincje (warunek niezbędny) nie mogłem zażądać aneksji – wtedy prowincja Granada przypadłaby Portugalczykom (przy podpisywaniu pokoju podbite prowincje dostają się tym co je oficjalnie podbili). Musiałem poprzestać na Almerii i Gibraltarze, odczekać pięć lat na wygaśnięcie rozejmu i wypowiedzieć wojnę drugi raz. Niby nic strasznego, ale niewygodne. Stąd właśnie uwzględniłem w planach wojny to, co powinno stać się rutyną dla gracza, szczególnie w przypadku, gdy walczy w sojuszu – po wkroczeniu do prowincji zostawiamy niewielki oddział, który zaczyna oblężenie. Bo nawet jeżeli potem sojusznik wprowadzi tam większą armię, to liczy się to, kto zaczął pierwszy. Dodatkowo oddział ten uniemożliwia wrogowi rekrutowanie wojska w tejże prowincji. Dlatego też alianse odkładamy na bok i zabieramy się do budowania dobrych stosunków. Do tego służą nam takie opcje dyplomatyczne jak: królewski mariaż, prawa przemarszu, umowy handlowe.
Jeżeli klikniemy na dowolną prowincję innego państwa otwiera nam się okno dyplomatyczne (lewa część). Tam możemy znaleźć poziom naszych relacji (między -200 a 200, od 100 jest dobrze) oraz opcje dyplomatyczne. Przede wszystkim królewski mariaż – prominentny członek naszego rodu zawiera małżeństwo z prominentnym członkiem ich rodu. Prestiż rośnie, relacje rosną, a my mamy szansę, że może kiedyś nasza dynastia obejmie ich tron, a może nawet wejdziemy w unię personalną. Prawa przemarszu (i to że oni mogą przechodzić przez nasz kraj i to że my możemy przez ich) też podnoszą relacje i pozwalają wspomóc przyjaciela w walce z rebelią, wycofać armię w bezpieczne miejsce lub pozwolić jej po wojennych eskapadach wrócić do domu. Prawo przemarszu za to utrudnia nam wypowiedzenie wojny (bardziej niż mariaż) – strasznie zbija stabilność. Umowa handlowa z kolei powoduje, że nasi kupcy nie konkurują ze sobą. Ponadto ku poprawie relacji możemy wysyłać dar pieniężny i gwarantować niepodległość. To oczywiście nie wszystkie opcje, ale o innych można szerzej przeczytać w instrukcji, omawiam więc tylko te przydatne w danej chwili.
Wróćmy więc do wojny. Świeżo powstały w Almerii oddział granadczyków rusza wspomóc Granadę. Skorzystamy z tego i ruszymy do Almerii Gwardię. Posiłki dołączą później. Tymczasem Armia Andaluzji dotarła do celu i rozpoczęła bój. Czerwone cyferki nad walczącymi armiami oznaczają straty w ludziach. Tracimy trochę więcej (pewnie dlatego, że atakujemy 'przez rzekę'), ale przy tej przewadze liczebnej nie jest to zmartwieniem, ważniejsze jest morale. Jeżeli klikniemy na walczącą armię zobaczymy okno bitwy, a tam najważniejszą rzecz – zielony pasek reprezentujący morale. Kto straci pierwszy, przegrywa. Tymczasem, korzystając z chwili, wyślijmy pierwszych dyplomatów z propozycjami mariażu do Portugalii i Anglii. Podpowiedź pokazuje nam, że Portugalia jest unlikely – wstrzymamy się na chwilę, za to Anglia jest very likely więc spróbujmy. Potwierdzamy, czekamy i … Jest! Mamy pierwszy królewski mariaż! A wraz z nim wzrost prestiżu. Szybko zatem sprawdźmy, kto nas jeszcze wystarczająco lubi. Hmm, na chwilę obecną relacje powyżej 100 mamy tylko z Papiestwem, Rycerzami, Portugalią, Aragonią i Anglią. Z Papiestwem i Rycerzami (jakby ktoś szukał, to są na Rodos) mariażu nie zawrzemy – to logiczne. Anglia jest odfajkowana, Portugalia niechętna, a na dobrych stosunkach z Aragonią nam nie zależy (dobre relacje też obniżają naszą stabilność przy wypowiedzeniu wojny). Wygląda na to, że chwilowo to koniec naszej ofensywy dyplomatycznej, musimy poczekać aż nam wzrosną relacje z innymi państwami (jeżeli relacje są poniżej 100 wzrastają automatycznie do tegoż poziomu). Zawrzyjmy jeszcze tylko układ handlowy i wracamy na pola bitew. Najlepiej jest przyłączyć się do jakiejś ligi handlowej. Co prawda nie konkurujemy wtedy z kupcami innych państw ligi, a nasze prowincje będą miały tendencję do handlowania przez ich Centrum Handlu, ale za to Liga dzielnie stworzy stacje handlowe w naszych prowincjach, a to spowoduje wzrost przychodu. Po krótkim namyśle wybieram Genuę. Są najbliżej, a reszta jest mniej istotna. Zgodzili się bez problemu.
Tymczasem Gwardia wkracza do niebronionej Almerii i zaczyna tam oblężenie. Pomocniczek pokazuje nam postęp oblężenia (na razie całe 0%) a klikając na jednostkę zobaczymy ilość obrońców oraz ich i nasze morale. O odróżnieniu od bitew tutaj trzeba wyrżnąć obrońców co do nogi a morale liczy się tylko przy szturmie. Szturm na razie jest bezcelowy, poczekajmy i wróćmy do Granady, gdzie właśnie wygraliśmy bitwę. Na podsumowaniu widzimy ile zyskaliśmy na tym Prestiżu (0,8), Tradycji Wojennej (0,6) i Wyczerpania wojną (0,07). Szybko zapauzujmy, podzielmy armię zgodnie z planem i ruszajmy za Maurami w pogoń. Co prawda w Granadzie tworzy się wroga jednostka, ale świeżo rekrutowane oddziały mają na tyle niskie morale, że zazwyczaj nie przeżywają pierwszego starcia. Hajda na Gibraltar! Ale co to? Algierczycy próbują wysadzić desant w Almerii? Najpierw muszą przejść naszą flotę. Bitwa morska wygląda jak… bitwa morska. Statki nawalają do siebie aż im procent spadnie do zera, wtedy idą na dno. Algierczycy mają raptem cztery galery i dwie kogi. Nie powinno to więc zająć wiele czasu. Mimo to przesuńmy do Almerii świeżo rekrutowane jednostki z Murcji i La Manchy i … ay, caramba ten desant był na Murcję! Dwa tysiące Algierczyków zmiotło nasz tysiąc i szykuje się do oblężenia. Spokojnie, oblężenie powinno im zająć trochę czasu potrzebnego nam by skończyć z granadczykami w Gibraltarze. Na wszelki wypadek jednak powołajmy sobie oddział piechoty w Madrycie. Wystarczająco blisko by jeszcze wzięli udział w walkach, wystarczająco daleko by mieli szansę się zrekrutować.
A tu Nowy Rok i nasza sytuacja wygląda tak:
Wrócimy tu gdy coś się zacznie dziać.
02/01/00 – stało się, wygraliśmy bitwę o Gibraltar. Przesuwamy tam oddział z Kadyksu, a Armia Andaluzji idzie klepać Algierczyków.
14/01/00 – pokonaliśmy też wroga w Granadzie. Niestety zdołał ujść i uchodzi w stronę Almerii. Tam już czeka na niego Gwardia.
26/01/00 – wygraliśmy bitwę morską. Co prawda flota algierska uciekła zanim ją porządnie zatopiliśmy, ale jedna koga wpadła w nasze ręce. Deus vult!
07/02/00 – Och nie! Aragonia nas obraziła.
Mamy casus belli! Szkoda, że w takiej chwili, kiedy nie możemy sobie pozwolić na drugi front. Z drugiej strony cele wojny to ‘Claim Revocation’ – odwołanie ich żądań (chcą Madrytu), Monetary Reparations – płacą nam kasę i Concession of Defeat – przyznają oficjalnie, że przegrali. I za to dostaniemy podwójny Prestiż. Jakiekolwiek inne żądania przyniosą nam Niesławę. Przełknijmy zatem tę zniewagę, ale nie zapominajmy jej. A nawet sobie zapiszmy.
Z uwag technicznych – banerek nam przypomina, że ten casus belli jest ważny do 6-go lutego 1401.
10/02/00 – zgodnie z przewidywaniami, armia Granady przeszła z Granady do Almerii, a z Almerii do historii. Wchodzimy zatem w fazę drugą – Przyspieszenie. Zaczynamy szturm na twierdze. Oczywiście przy 0% postępu to prawie samobójstwo, w normalnych warunkach szturm przypuszczamy dopiero po dokonaniu wyłomu w murze. Ale: jedyna armia lądowa przeciwnika to dwa tysiące w Murcji, a i to niedługo, możemy sobie więc pozwolić na to by po szturmie zostało nam 63 ludzi z zerowym morale. I tak będą nadal oblegać a my, w przeciwieństwie do obleganych, uzupełniamy swój stan liczebny. Po prostu wysyłamy fala za falą kolejne szturmy aż z obrońców nie zostanie nikt. Taka dobra wschodnia taktyka. Pewnie, że stracimy przy tym tysiące ludzi, ale cel zostanie osiągnięty. I kto jeszcze powie, że to FPS-y tworzą psychopatów? Muahahahaha!!!!
20/02/00 – wojska algierskie wykazały daleko idącą chęć współpracy i pozwoliły się wyrżnąć. Wszyscy do szańców i do szturmu.
20/06/00 – oblężenia trwają. To ta nudna część wojny, gdy nic się nie dzieje. Dostaliśmy propozycję sojuszu od Austrii. To miłe, ale podziękujemy. Austria bierze udział w zbyt dużej ilości wojen i wojenek na terenie Cesarstwa by nam się to opłacało.
20/10/00 Zajęliśmy Almerię! Wszystkie siły na Granadę. Z Granadą nie będzie lekko bo, jak wiemy z literatury, w jej twierdzach broni się zwierz Alpuhary. Natomiast algierska flota do tej pory chroniąca się w porcie Almerii została zmuszona do wyjścia na morze. Prosto pod lufy naszych statków. Czy statki już wtedy miały lufy?
Spróbujmy dyplomacji z Portugalią. Najpierw zaoferowałem jej prawo przemarszu (dla mnie). Zgodzili się, co podniosło nasze relacje do 120, a szanse mariażu z ‘unlikely’ na ‘maybe’. A dokładniej na ‘maybe… no’.
3/01/01 – w nowe tysiąclecie wchodzimy w minorowych nastrojach. Twierdze Granady się bronią, a Portugalia nie chce się trzymać planu i nie dość, że obłożyła nas embargiem (i tak nie wysyłamy do niej kupców więc ‘meh’), to jeszcze zaczęła rekrutować wojska. Spróbujmy ją ułagodzić oferując jej prawo przemarszu albo dar, a sami też trochę żołnierza zrekrutujmy. Byle nie za blisko ich granicy – po co nakręcać spiralę zbrojeń?
3/02/01 – nie chcą swobodnie przechodzić przez nasz piękny kraj? To wyślijmy im pieniądze. Dar dla Portugalii to 17,4 dukata i nie mogą odmówić. I nasze relacje znowu wzrosły. Portugalia może nas nie kocha, ale my ją kochamy i będziemy kochać tak długo i mocno aż ona pokocha nas. A jak nie, to ich embargo dało nam casus belli. Oczywiście może tak być, że zbroją się na wojnę z Connachtem, ale odrobina zdrowej paranoi jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
26/04/01 – wreszcie podbiłem Granadę! Czas zaproponować im aneksję. Okno dyplomacji, Sue for Peace, Annex i tak oto zakończyliśmy obecność muzułmanów na Półwyspie Iberyjskim. Oklaski.
Właśnie skończyliśmy wojnę. Oczywiście tak nie do końca, bo tylko zajęliśmy Granadę, ale z chwilą gdy Maroko włączyło się do wojny, to oni przejęli kierownictwo sojuszu i ostateczny pokój z nimi trzeba negocjować. Na razie nie kłopoczcie się, nie chcą. Czyli wojna trwa. Oczywiście żadne to mecyje, bo ani oni nas nie zaatakują ani my nie wybieramy się za morze. Czyli oficjalnie mamy wojnę co oznacza, że mamy mniej kupców, mniej tradycji kulturalnej i po cichutku, pomalutku wzrasta nam wyczerpanie wojną, ale poza tym nic ważnego się nie dzieje. Prócz tego, że zaczął się powojenny baby boom. Przynajmniej w pałacu, gdyż wracający z wojny król znalazł w domu coś, czego się nie spodziewał, czyli syna. Chcąc rozwiać wszelkie wątpliwości, wyjaśnię, że synek to wykapany tatuś, nie tylko nosek i oczka ma jak on, ale nawet identyczne cechy. I co najważniejsze – Prawo do tronu na maxa, co ostatecznie uwalnia słodkiego bobasa od podejrzeń. Radujmy się.
Ponadto do Almerii wysłałem misjonarza, który będzie przekonywał miejscową ludność o wyższości wiecznego wyśpiewywania Pańskiej Chwały w chórach niebieskich nad wiecznym figlowaniem z 72-ma hurysami. Wybrałem Almerię, bo miała najkorzystniejszy stosunek ceny do szans, ale jak tylko dorobię się kolejnych misjonarzy to ludność Granady i Gibraltaru czeka podobny los. Bez względu na koszty ich utrzymania.
Chciałbym zwrócić waszą uwagę na jeszcze jedną rzecz – Granada jako państwo, choć de facto nie istnieje, wciąż ma roszczenia do podbitych ziem. A że jest państwem muzułmańskim, produkuje wojska muzułmańskie. I dzięki podbiciu ich ziem mamy do nich dostęp. Jeżeli klikniecie sobie np. na Almerię i porównacie cechy jednostek, z miejsca zauważycie że rycerstwo łacińskie, którym z racji bycia w zachodniej grupie technologicznej dysponujemy, jest cienkie jak pupa węża i muslimy, choć niewierni, biją ich na długość czegokolwiek. I potrwa to długo, bo jazda zachodnia potrzebuje kilku dobrych lat i kilku dobrych poziomów technologii wojskowej by się choć trochę rozwinąć.
Oczywiście każdy kij ma dwa końce – kiedy już dorobimy się lepszych jednostek, nasi wyznawcy Proroka zostaną na tym samym poziomie. Co radzę wziąć pod uwagę przy werbowaniu.
Gra się toczy, Portugalia boczy, a nam stabilność skoczy -ła. Pierwsze co robimy to dajemy wymówienie Artyście i szukamy nowego doradcy. Z ogólnodostępnych nie wybierzemy nic, bo to przebrana bryndza, więc musimy sobie jakiegoś stworzyć. Nie mam zbyt wiele tradycji kulturalnej i jeszcze mniej morskiej, więc wybrać muszę spomiędzy Męża Stanu (+ do technologii rządowej), Skarbnika (+ do technologii handlowej), Radnego (+ do dochodu z produkcji) i Szeryfa (+do dochodu z podatków). Podbiję sobie trochę tradycję kulturalną ,wydając wszystkich trzech urzędników (i tak na razie nic nie budujemy) i zdecyduję się na Skarbnika. I proszę, nie dość że wyszedł mi na drugim poziomie, to jeszcze posiadanie skarbnika odblokowało mi narodową decyzję – ‘Prawo o alkoholu’. Które oczywiście natychmiast wprowadzamy, bo co prawda podnosi nam koszt stabilności, ale podnosi nam też dochód z podatków. Rzućmy jeszcze okiem na ustawienia budżetu. Ponieważ każda technologia jest ważna, zostawiam wszystkie na równo. I skarbiec na zero by jak najdłużej unikać inflacji. Najeżdżając na strzałki dowiadujemy się kiedy nastąpi jakieś odkrycie – najwcześniej za dziesięć lat, w 1411.
Zajmijmy się trochę dyplomacją. Portugalia wciąż odmawia nam mariażu, prawdopodobnie dlatego, że jest to nasza misja. Zostawię ich na razie podsyłając od czasu do czasu jakiś niezobowiązujący dar gdy tylko budżet pozwoli i zajmę się budowaniem dobrych stosunków z resztą Europy. Zwykle robię to tak, że wybieram państwa z najwyższym poziomem relacji i sprawdzam co powiedzą na mariaż. Jeżeli powiedzą ‘likely’ lub ‘very likely’ to proponuję i rzadko spotykam się z odmową. W przypadku remisu najpierw wybieram grube ryby (Austria, Bawaria, Czechy, Mediolan), a potem płotki – Saksonia, Miśnia, Toskania itp. Warto poczekać aż relacje dobiją do 100, bo do tej granicy rosną same. Warto też zwrócić uwagę na listę państw z wątpliwą sukcesją – zawsze istnieje niewielka szansa, że owa sukcesja przypadnie nam. A od władzy tej samej dynastii to już prosta, choć długa, droga poprzez unię personalną do pokojowej aneksji.
Mówiąc o dyplomacji – wojna zaczęła uwierać Algierię i Maroko na tyle mocno, że poprosili o rozejm, na który się wspaniałomyślnie zgodziłem. Merry Christmas, war is over.
W tym czasie Sabaudia zaproponowała mi sojusz. Z sojuszami to jest trochę śliska sprawa, bo o ile warto mieć alianta, który nas wspomoże to może przyjść taka chwila, że to my będziemy musieli wspomóc ich. Ale Sabaudia wygląda solidnie, a że właśnie wygrali wojnę z Burgundią, to warto zaryzykować. Nie bez znaczenia jest fakt, że mają sojusz z Austrią, co daje nam szansę na lepsze stosunki z Austriakami. A więc zgoda.
Uzbierało nam się czterech kolejnych urzędników, co pozwala nam podjąć decyzję w prowincji Toledo – ‘Expand the bureaucracy’. Jak to z biurokracją bywa, zmniejsza nam ona przychody w zamian dając więcej urzędników. Ale urzędnicy będą nam potrzebni. Bez nich to nic zbudować się nie da, ani kolejnej decyzji podjąć, a nadprogramowych zawsze można zamienić na tradycję kulturalną. Wchodzimy w to.
Z początkiem 1404 roku kilka dobrych wieści – Sabaudia co prawda zaczęła kolejną wojnę, ale nie poprosili nas o pomoc. My oczywiście, dzięki ‘Alliance’ casus belli możemy się przyłączyć, ale wojna z Austrią czy Wenecją nie jest nam do niczego potrzebna. Powodzenia sojuszniku. Ponadto Portugalia w końcu zgodziła się na królewski mariaż. Co dało nam kolejną misję – nawrócić Hiszpanię. I dostaniemy za to +2 do obskurantyzmu. Ale my go nie chcemy. Zmniejsza on co prawda koszt stabilności, wyczerpanie wojną i wpływa pozytywnie na wzrost kolonii, ale zwiększa też koszt technologii. A sama nazwa pochodzi od (jak wywodził Witkacy) – ‘ob’ od obywatel, ‘skur’ no to wiadomo, a ‘antyzm’ bo to w modzie być trochę anty. Co ostatecznie przekonuje żeby tę misję odrzucić. Co też czynię, mimo iż kosztuje mnie to 5 Prestiżu, skrzętnie nabijanego na mariażach. W zamian dostaliśmy misję podbicia Afryki Północnej, na co mówię OK i odkładam ad acta.
W roku 1406 udało mi się w końcu wejść w sojusz z Portugalią. Po części czując się zobowiązany, po części z nudów dołączyłem do nich wojnie z Bretanią i Szkocją. Trochę powalczyłem, pooblegałem, nabiłem sobie prestiżu. Niestety Portugalia nie doceniła mego gestu i najpierw zerwała ze mną sojus,z a potem obłożyła embargiem. Coś nam się ta współpraca sąsiedzka nie układa.
A za to chłopaki się uwinęły i odkryły mi kolejny poziom technologii rządowej rok wcześniej niż planowano. I teraz mam zagwozdkę jaką wybrać Ideę, co nam będzie przyświecała do końca gry. Zdecydowałem się w końcu na zręczną politykę handlową, dającą większe szanse moim kupcom na konkurowanie. Kasa misiu, kasa. A kasę przeznaczymy oczywiście na zmniejszające koszt Stabilności kościoły. Lub na place targowe, bo zaraz potem awansowałem w technologii handlowej. Tak, miast świątyń Pana będziemy budować świątynie Mamona.
A póki co mamy kolejną wojnę. I na jej przykładzie pokażę ‘efekt domina’. Zaczęło się, że Wenecja zapragnęła podbić Akwileję. Ponieważ Sabaudia jest sojusznikiem Akwilei, przyłączyła się, wzywając swych aliantów. I z lokalnej wojenki zrobiła się prawie że wojna światowa. Kastylia, Sabaudia, Czechy, Mediolan, Neapol i Akwileja vs. Wenecja, Austria, Naksos, Turyngia i Bar. Na to Szwajcarzy zwęszyli swą szansę i zaproponowali mi sojusz. Zgodziłem się rzecz jasna i zaproponowałem im udział w wojnie. Very likely. Co oznacza, że mamy w tym momencie przewagę ok. 15 tys. luda. Nawet jeżeli większość z nich siedzi w Hiszpanii, bo wysłałem tylko 8 tys.
Nie sposób mówić o wojnie i o Szwajcarach bez pokazania tego.
A ja zostałem przywódcą sojuszu co oznacza, że rozwój państwa idzie w dobrym kierunku. Niestety wojna nie poszła. Co prawda Szwajcarzy zaczęli oblegać Tyrol, a mój korpus ekspedycyjny wyzwolił Lombardię, ale to dało Mediolańczykom szanse zawarcia korzystnego pokoju, co też zrobili. W dodatku w Czechach zmarł stary król, a jego następca nie miał pełnych praw do tronu, co zaowocowało pojawieniem się uzurpatora i zaangażowaniem sił czeskich w walkę z rewolucją. To pozwoliło Austriakom wysłać wszystkie siły na nas, podbili wspólnie Akwileję, która została wasalem Wenecji i jako taka przyłączyła się do wojny po ich stronie. Jedna armia austriacka ruszyła na Szwajcarię, a druga zaatakowała nas (łączone siły szwajcarsko-kastylijskie) w Tyrolu. Jako że teren był górzysty, obrona szła nam całkiem nieźle i nawet zaczęliśmy osiągać przewagę, gdy Szwajcarzy wycofali się z bitwy wracając bronić kraju. Moja armia została zatem zmuszona do ucieczki, dogoniona i wyrżnięta co do nogi. A na dodatek Wenecjanie wysadzili mi desant w Asturii z dala od mych wojsk pilnujących by Granada nie powstała. Sytuacja stała się napięta jak jaja węża, bo w Alpach zostało nam tylko 10 tys Szwajcarów przeciwko dwóm nastotysięcznym armiom austriackim i zdążającym im na pomoc posiłkom wenecko-akwilejskim. Neapol poprosił o pokój i go dostał, więc nie widząc nadziei i chcąc ratować sojuszników, co się jeszcze mogą przydać, musiałem szybko zaproponować jakiś pokój. Bar i Akwileja jako wasale nie mogli w ogóle o tym rozmawiać, Turyngia właśnie zajęła Sudety i liczyła na więcej, więc zostało tylko negocjować z przywódcą sojuszu czyli Wenecją. Na szczęście zgodzili się na pokój w zamian za wycofanie Rycerzy z mej strefy wpływu. Daje im to wolną rękę we wschodniej części Morza Śródziemnego, ale może dzięki temu będą w stanie powstrzymać rosnącą w siłę Turcję. A bez wpływu na Rycerzy jakoś sobie dam radę.
Na pociechę mam to, że wzrosła mi technologia produkcji i mogę teraz budować nie tylko targ, ale i konstabla. A konstabl daje, póki co, wyższe przychody niż targ (25% z podatku do 10% z handlu).
A aby karma była w równowadze, zeszło się mojemu dziedzicowi jedynemu. Wydarzenie daje mi wybór – szukać ukojenia w ramionach Kościoła, co da mi kolejną świątynię w jednej z prowincji, lub szukać ukojenia w ramionach dwórki, co da mi kolejnego dziedzica.
Problem w tym, że dziedzic ów będzie miał z deka dyskusyjne prawa do tronu, co daje szanse na rebelię uzurpatora. Co jest niefajne i wkurzające. To ja dziękuję tej pani, postawię sobie kolejną świątynię, zaoszczędzę 50 dukatów. A dziedzic się jeszcze niejeden trafi. A jak nie, to tron przejmą Lancasterowie i może się w końcu dogadam z Anglią.
Przez pięć lat było spokojnie. A potem naszemu władcy się zeszło. Jak to zwykle bywa, za wcześnie. Co prawda doczekał się kolejnego potomka, ale zanim ten dorośnie do wieku męskiego będzie rządzić rada regencyjna.
I tym smutnym akcentem zakończymy na dzisiaj. Jeżeli nie stanie się nic naprawdę ważnego, to przeskoczymy do lat 70-tych i omówimy ostatni ważny aspekt gry – kolonizację.
Fajnie się czyta, ale dalej ciężko by mi było to przełożyć na realną grę w której nie mam pojęcia jak się poruszać :p
Kiedyś próbowałem się przebic przez różne tutoriale itp ale w ogóle nie dałem rady. W CK2 np nauczyłem się grać po gikzowych filmikach (albo jeszcze GC) na żywo. Może po wyjściu EU4 ktoś by mógł tutaj zorganizować takie granie na żywo z tłumaczeniem zasad rozgrywki? 🙂
@szelbisz
eee bez przesady, ja kupiłem grę po pierwszej części cyklu Maladicta, po samouczku już mniej więcej wiesz o co chodzi w interfejsie, bo o co chodzi w grze musisz już sam wymyślić
za pierwszym razem poszedłem w sferę rządową bo chciałem szybko ruszyć za Atlantyk, okazało się że muszę mieć handel na 7 poziomie
za drugim poszedłem w handel i po podbiciu Grenady wdałem się w jakieś bijatyki we Włoszech, mój korpus ekspedycyjny zajął 4 prowincje i teraz nie wiem czy pakować się dalej w tą wojnę z Mediolanem czy wycofać i może pomęczyć Mameluków (papież ogłosił krucjatę).
Tyle że na początku coś tam pomieszałem z suwakami i cały czas mi brakuje kasy, może zacznę od początku tak jak Mal?
Maladict, czy można magazynować więcej niż 5 osobistości typu kupiec, kolonista itd? bo wydaje mi się powyżej nie idzie.
@jaGrab
Nie można “magazynować” kupców/kolonistów/misjonarzy ponad limit, który wynosi 5.
W EU3 na początku gry zawsze brakuje kasy. Trzeba uważać na pożyczki i wydatki. A co generuje główne obciążenia dla budżetu? Utrzymanie wojska, misjonarze, rozwój kolonii i doradcy. Wiadomo, że inflacja w EU jest zła. Dlatego w czasie pokoju warto zminimalizować koszt utrzymywania armii lub/i posiadać jej mniej. Tyle, że brak sprawnej i dużej armii zwiększa szanse na agresję sąsiadów. A Kastylia ma na granicy takiego jednego… wielkiego niebieskiego typa co lubi stawać się największą potęgą na mapie.
Prowincje we Włoszech są bardzo bogate i warto je kolekcjonować. Posiadam tam sporo uniwersytetów, które dobrze wpłyną na rozwój technologi rządowej (która jest bardzo ważna).
Polecam kolekcjonowanie wasali 🙂
@dywyn
What he said.
Z kasą jest zawsze cienko, dlatego Idea Banku Narodowego, który zmniejsza inflację jest bardzo dobra, choć niedoceniana. Zmniejszenie kosztu utrzymania armii jest dobrym rozwiązaniem dopóki ktoś cię nie zaatakuje z nienacka. co do prowincji we Włoszech to pełna racja, choć zwykle kończy się to zatargiem z Cesarzem HRE. Mameluków też można stuknąć o ile uda się od nich wytargać Aleksandrię z CoT. Inaczej jest dużo chrzanienia z nawracaniem, odmienną kulturą itp. I nie ma się co spieszyć, tylko poczekać aż dorobimy się lepszych jednostek. Bo muslimy choć zaczynają ciut lepsi od nas to szybko w wyścigu zbrojeń zostają z tyłu.
@szelbisz
To nie jest takie trudne! Szczególnie jak gra się Polską, która łatwym państwem do gry nie jest, ale czy granie ojczyzną i naprawa błędów historycznych nie daje ogromnej satysfakcji? Polak Imperatorem Świętego Cesarstwa Narodu Niemieckiego. Polska w unii personalnej z Francją i Hiszpanią. Bogate i nowoczesne państwo będące niedościgniętym wzorem dla innych. Ja tak lubię 🙂 Zawsze jak gram innym Państwem to staram się wspierać Polskę, które chyba nigdy nie poradziła sobie bez pomocy do 1800 roku.
@dywyn
Szelbisz – to masz pecha bo cały rozdział o interfejsie uznałem za błędny i wywaliłem. Jakbyś miał jakieś kłopoty to pisz tu albo wal na priva.
Pewnie, że jak wyjdzie EUIV to będzie lajfszpil. Dziwnym nie jest. Właśnie wróciłem ze szpitala i lekarz zapewnił mnie, że do premiery powinienem dożyć. A potem niech wali się świat…
Granie Polską jest baaardzo trudne. Z początku wydaje się OK, męczymy się z Ordą, pykamy Krzyżaków (zdobycie Gdańska to podstawa. A potem nagle nasi czescy bracia spoglądają na północ i gówno trafia w wentylator. Parę razy próbowałem grać i za każdym razem Czesi atakowali i za każdym razem wojna kończyła się tak, że mi się nie chciało dalej grać.
@maladict
Hmm może lepiej poczekam na EU4, zanim nauczę się grać to pewnie już wyjdzie..
@szelbisz
E tam, dasz radę.
Najważniejsze zasady:
Wszystko co istotne jest dostępne po naciśnięciu dużego guzika z herbem w lewym górnym rogu.
Jak najedziesz myszą na coś powinna się pokazać podpowiedź. Jeśli się nie pokaże to jest to nieistotne.
Jak coś jest na zielono – to dobrze, jak na czerwono – źle.
A reszty nauczysz się metodą prób i błędów. Głównie błędów.
Napisałbym Ci jeszcze RTFM, ale nigdy nie udało mi się przeczytać w całości.
@maladict
Granie Polską na poziomach trudności ‘normal’ jest dosyć banalne… ale to tak między nami 😉 Nigdy mi się nie zdarzyło, żebym chociaż jedną prowincję stracił. Generalnie Natonal Bank jest ideą, która zawsze wybieram – pozwala redukować inflację bez speców zajmujących nie potrzebnie slot, i pozwala też ładować kasę do skarbca w czasie wojny (co się przydaje, kiedy sprawy nie idą do końca po naszej myśli i wojna się przedłuża…).
Od siebie dodałbym, że zawsze warto mieć magistrów w zapasie, kiedy gramy państwem spoza HRE i planujemy zdobycie jakiejś prowincji HRE (np. prowincji śląskich należących historycznie do polski, prawda…). Gdy wytargujemy już w procesie pokojowym jedną lub dwie prowincje, wtedy sobie od razu klikamy ‘abandon HRE’ dla tej prowincji i mamy z głowy problem pt. ‘albo oddajemy prowincje, albo upierdliwy cesarz strzela nas po prestiżu i stabilności’.
@betterstranger
Nie wiem jak Ci się to udaje, ale zazdroszczę. Mnie zawsze najeżdżają Czesi. Nawet nie muszą mieć casus belli (chyba, że za cb uznamy ‘A líbí se mi to.’). I żeby nie było, że to ja. Jak gram innym państwem to robią to samo. A jak nie Czesi to Austriacy – zależnie kto zasiada akurat na tronie cesarskim. A z HRE się nie wypisuję, bo zawsze chciałbym się załapać. Członek – elektor – elekt. Bo cysorz to ma klawe życie.
@maladict
Hmm, moze nie gramy w ta sama wersje? ja uzywam obecnie DW 5.1 (+ ew. jakies mody).
@betterstranger
No ja też tylko bez modów.
@maladict
Terra Incognita da best 😛
@betterstranger
a probowales moda MEIOU? bo mam z nim pewny zgryz i przydaloby mi sie oswiecenie 😉
@betterstranger
niet, oprócz Terra Incognita grałem też w Whole World na HTT, ale niestety wersja pod DW zniknęła z sieci, więc zadowalam się TI. Jedyne czego mi brakuje to tych wszystkich prowincji :P. Lubiłem Aragonią podbijać Saharę xD
@maladict
Proponuję sojusz z inną potęgą środkowej środkowej części europy – > Austriacy to idealny kandydat. Dobrym rozwiązaniem jest wasalizacja Brandenburgii, która może wystawić całkiem niezłą armię, które wspomoże nas w walce z wrogami. Dobrze jest rozwiązać problem Złotej Ordy płacąc im daninę a nie wiązać się w niepotrzebną wojnę, która nas bardzo osłabi. A już na pewno Litwa wyjdzie na tym źle.
Jeśli nie chcesz wojny to utrzymuj z danym państwem jak najlepsze stosunki. Oferuj przemarsze wojsk. Proś o przemarsze wojsk. Staraj się o mariaże. W ostateczności wysyłaj datki. Jeśli nie masz szans wygrać wojny to oddaj jakieś ziemie. W EU3 grałem dziesiątki razy i nie widziałem by jakakolwiek potęgą sterowana przez komputer była hegemonem od początku do końca. Duże Państwa lubią padać. Pamiętaj jak Francja zajmująca dużą część Niemiec, prawie cały półwysep iberyjski i odziedziczony tron Anglii po jednej serii przegranych wojen rozpadała się na wiele małych Państw. Po pierwszej porażce atakowali ją dosłownie wszyscy.
@dywyn
Problem z Brandenburgią jest taki, że trzeba czekać aż zerwie unię personalną z Luksemburgiem
Mam takie pytanie. Próbował ktoś grać np. Aztekami, Majami czy nawet takimi biednymi Grendaczyk..Grenadiera…Grenadam… no Grenadą? Da się coś ugrać? Od kiedy Paradox postanowił mi dać kopię za free próbuję ogarnąć tą grę, a że mam jakies tam doświadczenia z HoI od razu postanowiłem zacząć czymś egzotycznym bez rzucania się w wielką politykę tudzież pójścia na łatwiznę. No i jak na razie Grenada pada w walkach z Kastylią szybciej niż w ogóle się zdecyduję jak suwak pierwszy raz przestawić. Natomiast Majowe czy Aztekowie fajnie powoli się rozwijają, robią misje na podboje prowincji sąsiadów, po czym przypływają Portugalczycy i w zasadzie po grze jest : /
@Kiler
Czyli od dwójki nic się nie zmieniło.
Żeby się rozwijać w rozsądnym tempie musisz mieć grupę technologii zachodnią, inaczej zostaniesz z tyłu. A żeby mieć taką musisz albo zacząć grę państwem na zachód od Odry lub z takim państwem graniczyć i spełnić masę warunków (np. różnica poziomów technologi musi być 20) zanim to państwo Cię dojedzie. Udało mi się raz, Chinami jak mi granica z Austrią wypadła gdzieś pośrodku Syberii.
@maladict
w sumie Aztekowie są dość mocno na zachód od Odry 😀 ale zaczynają z poziomami technologii na 0 :/
@Kiler
Indianami można grać, ale po co? Nuda. Jeśli szukasz ciekawej gry i wyzwań to polecam zagrać Bizancjum – na początek walka o przetrwanie a powiej nieunikniony konflikt z europejskimi potęgami. Inne propozycje to Holandia, Hansa, Norwegia, Neapol, Wenecja. Czyli państwa małe ale z potencjałem na ciekawą grę w okresie dłuższym niż 150-200 lat.
Indianami nie zajmuj prowincji morskich. One padną. Staraj się utrzymywać dobre stosunki z europejczykami (płac im!) a jak dochodzi do wojny to pamiętaj o zasadzie 1:10. Jeśli będzie dysponował odpowiednio dużą przewagą liczebną to możesz małe oddziały wroga rozbijać bez walki. Następnie spełniasz warunki westernizacji (niestety kilkukrotnej) i reformujesz armie (po ostatecznej westernizacji na latin). Po takich zabiegach różnice technologiczne niwelujesz bardzo szybko i jesteś niepokonaną potęgą.
@dywyn
“Indianami można grać, ale po co? ”
Dlatego, że można 😀 a gra skoro umożliwia granie nimi powinna też dawać szanse na osiągnięcie czegos ; ) a tak to dali dla smaka żeby tylko było ; / mam sentyment bo lubię grywać Meksykiem w HoI 🙂 Może coś z Afryki jest grywalne tudzież Azji kontynentalnej?
@Kiler
Azja jest jak najbardziej grywalna, Chińczykami (Ming) grało mi się całkiem fajnie. Problem się zaczyna gdy przyjdą Europejczycy.