Tweety gniewu – internet a Occupy Wall Street [PREMIUM]

D_Pawel dnia 28 czerwca, 2012 o 22:44    0 

„Okupują Wall Street” – taki nagłówek obiegł polską prasę w zeszłym roku. Nie była to jednak wiadomość o agresji Korei Północnej na Amerykę (niczym w Homefront) czy relacja z zamachu stanu. No, przynajmniej nie takiego przeprowadzanego przez wojskowych. To obywatele okupowali Wall Street.

Interesujące w tym ruchu są jednak nie tylko kwestie polityczne czy światopoglądowe, ale także to, co działo się “pod maską”, jego organizacja i relacjonowanie. Weźmy choćby slogan, który szybko rozprzestrzenił się na świecie – „We are the 99%”. Innym znakiem rozpoznawczym całego ruchu Occupy jest „#Occupy”. Hashtag (#) jest używany na Twitterze i tym samym ruch daje jednoznacznie do zrozumienia, że ma silną, internetową tożsamość.

To właśnie wpływ internetu jest tematem tego tekstu. Temat sieciowego aktywizmu często jest poruszany na Zachodzie, w Polsce jednak dał o sobie znać dopiero okazji ACTA. W efekcie niewiele jest jeszcze książek, są braki w tłumaczeniu terminologii. Nieraz więc natknięcie się na angielskie słówka. Warto to jednak przeboleć, bo sieć i jej wpływ na wydarzenia społeczne oraz polityczne jest niezwykle istotnym tematem. Czas sobie uświadomić, że każdy z nas nosi w kieszeni niezwykle potężne narzędzie obywatelskiego nieposłuszeństwa – komórkę.

Dlaczego wziąłem pod lupę Occupy Wall Street? Jest to m.in. efekt fascynacji tym, że w kraju, który tak miłuje swobody demokratyczne i jest pionierem w technologiach internetowych, stosunkowo późno obywatele wyrazili swoje niezadowolenie, dopiero po hiszpańskich oburzonych czy arabskiej wiośnie ludów. I choć nie odpowiem na pytanie, dlaczego tak późno sięgnęli po komórki, to postaram dowiedzieć się, czy musieli. Czy musieli korzystać z sieci? Jakie korzyści im to dało? Co straciliby bez Twittera czy Facebooka? W tym celu na początku powiemy sobie, czym ruchy społeczne w ogóle są i co internet do nich wnosi, jakie były powody, ekonomiczne i społeczne, powstania ruchu Occupy Wall Street i gdzie sieć zaznaczyła swoją obecność podczas trwania akcji.

A, do internetu zaliczam komórki. Dlaczego? Dzisiaj już trudno odróżnić, gdzie mamy jeszcze do czynienia ze zwykłą usługą telekomunikacyjną, a gdzie już z internetem. Podział rozmył się szczególnie w przypadku smartfonów.

Internetu a ruchy społeczne

Ruch społeczny – co to takiego?

Polskie media ochrzciły Occupy Wall Street, protesty w Hiszpanii i inne wystąpienia na Zachodzie przeciw władzom państwowym, bankom, biznesowi, korporacjom itd., jednym mianem – mianem ruchu Oburzonych. Czym jest jednak ów ruch społeczny? Żeby nie było później niejasności, poświęćmy temu chwilkę.

* Łaknący wiedzy – D. della Porta, M. Diani, Ruchy społeczne. Wprowadzenie, Kraków 2009

Tęgie głowy pokroju Mario Dianiego* twierdzą, że o ruchach społecznych możemy mówić wtedy, kiedy jego uczestnicy:

  • znajdują się w konfliktowej relacji z jasno określonym przeciwnikiem, tym złym, od którego domagają się konkretnego działania, ustępstwa;
  • działają w dużej mierze nieformalnie, czyli, innymi słowy, nie zakładają ogólnej partii czy związku, aby dochodzić danej sprawy;
  • mimo wspomnianej nieformalności jego członkowie podzielają zbiorową tożsamość, czyli mają świadomość, że należą do ruchu, który ma takie i takie założenia.

Sprawia to, że ruchy są żywiołowe i jednocześnie nietrwałe. Zazwyczaj rozsypują się, jeśli ich uczestnicy odniosą wrażenie, że wygrali bądź przegrali.

Co ruch musi zrobić, żeby osiągnął swoje cele? Zakłada się, że najlepszą drogą do sukcesu dla jest dotarcie do społeczeństwa i przekonanie opinii publicznej do swoich racji. Wtedy ruchy mają szanse stać się masowymi, a im większym cieszą się poparciem, tym trudniej będzie rządzącym, przynajmniej w państwach demokratycznych i przynajmniej w teorii, ignorować ich postulaty.

W celu zwrócenia uwagi mediów (które często pełnią rolę pośrednika między aktywistami a opinią publiczną) oraz wywarcia nacisku na decydentów, ruchy sięgają po różnorakie formy protestu, które nieraz przybierają nowatorskie i dramatyczne formy.
„Ameryka potrzebuje swojego [placu] Tahrir”. Kalle Lasn i Micah White, główne postacie w redakcji Adbusters, postanowili nadać inicjatywie kształt i zaczęli przygotowywać akcję Occupy Wall Street. Na samym początku zarejestrowano domenę OccupyWallStreet.org, datę rozpoczęcia protestu wyznaczono zaś na 17 września. Zachęcając do udziału w akcji plakat ukazywał balerinę stojącą na rzeźbie byka, ikonie Wall Street. Z chmury gazu łzawiącego wynurzali się demonstranci.

Occupy Wall Street i sieć

Ruch społeczny ideą

Jeszcze przed rozpoczęciem Occupy Wall Street zadanie organizacji całego przedsięwzięcia zaczęło wymykać się z rąk redakcji kanadyjskiego magazynu. White i Lasn wysłali maila z propozycją akcji 13 lipca. Informację spostrzegła Justine Tunney z Filadelfii, która już następnego dnia zarejestrowała domenę OccupyWallSt.org. Strona ta później stanie się internetowym centrum ruchu. Organizacją samego wydarzenia zajęli się zaś zwolennicy Adbusters będący na miejscu, w Nowym Jorku (którzy wkrótce uformowali NYC General Assembly). Nie martwiło to White’a, ponieważ, jak zdradził Davidowi Graeberowi, profesorowi z Uniwersytetu Londyńskiego, który pomógł ustanowić pierwsze organizacyjne spotkanie, celem Adbusters jest przede wszystkim „rozpowszechnić mem (ideę), wyprowadzić ludzi na ulicę”, „nie staramy się kontrolować tego, co się stanie”.

Kim miał być ten zły? 1% najbogatszych Amerykanów, który lobbując u polityków wywalczył dla siebie preferencyjne traktowanie. W efekcie banki otrzymywały publiczną pomoc, odpowiedzialni za kryzys nie zostali ukarani, zaś kosztami naprawy sytuacji obciążeni zostali wszyscy. W zamian za co? Za więcej nierówności społecznej. Tak uważali członkowie ruchu Occupy. Sposobem zmiany tego było pokazanie władzy, że niezadowolonych jest 99% (czyli, jakbyśmy byli naukowcami, powiedzielibyśmy, że postanowili działać w imię logiki liczb).

A 1% nie może protestować? College Humor ma inne zdanie

I rzeczywiście, idea protestu zaczęła krążyć po Stanach Zjednoczonych i zyskiwać nowych zwolenników. Już po rozpoczęciu protestu ruch Occupy Wall Street szybko przerodził się w ruch Occupy Together. Na początku października odnotowano istnienie ponad 200 wydarzeń solidaryzujących się z nowojorczykami. Każda z akcji miała swoją facebookową stronę, ponieważ media społecznościowe były jedną z głównych platform komunikacji.

Jaką jednak rolę odegrały nowe technologie w zakresie samych protestów? Przy organizacji pierwszego z nich, Occupy Wall Street, stosunkowo niewielką. Pomysł co prawda został wysłany za pośrednictwem e-maila z Kanady, jednak podczas ustalania szczegółów, w tym wybrania miejsca do protestu okupacyjnego (ostatecznie został nim park Zuccotti, od niedawna zwany także Liberty Plaza), nowojorscy organizatorzy zdecydowali się na rozwiązania bardziej tradycyjne. Powód? Istniała obawa, że jeśli wszystko będzie się odbywało poprzez sieć, to policja będzie w stanie zlokalizować inicjatorów przedsięwzięcia.

Kiedy jednak faza planowania minęła, to właśnie internet był miejscem, za pomocą którego promowano akcję i zachęcano do przybycia. Ben Rattray z Change.org podczas panelu omawiającego rolę sieci społecznościowych w ruchu Occupy Wall Street stwierdził, że, paradoksalnie:
, także traktujący o kryzysie finansowym.

Dodaj komentarz