Festiwal komiksu w Łodzi

morfiszon dnia 20 października, 2014 o 12:12    11 

Po nocnym piątkowo-sobotnim graniu z ekipą gikza w Quake live, podczas którego dostałem zadanie złapania hosstesy w obiektyw, rano wypuściłem się na pociąg do Łodzi. Pociąg na który się spieszyłem szybkim marszem okazał się autobusem zastępczym, który miał jechać około dwóch godzin. Jajć, o nie, lecz nieopodal znajduje się gniazdo busów. Po osiodłaniu jednego, ruszyłem w podróż do miasta Łodzi, gdzie bieganie nawet psom szkodzi.

Kolejeczka, która rozrosła się do olbrzymiej                            Kolejeczka, która rozrosła się do olbrzymiej kolejki kilka minut później.

Gdy dotarłem już na miejsce i pod Arenę, oczom mym ukazała się kolejka po bilety. Rok temu wstęp był darmowy, w tym mieszek trzeba było rzucić na stół, co jakąś sumą okrutną nie było. Po jakiś 20 minutach dostałem się do środka i, nauczony zeszłorocznym doświadczeniem, popędziłem do „strefy autografów” by pobrać numerki do autorów, od których chciałem zebrać wpisy do zeszytów komiksowych. Tutaj przywitała mnie następna kolejka, długa jak przejście Final Fantasy III. Na szczęście nie musiałem stać tam 100 godzin, bo po jakimś czasie przyszło dwóch wolontariuszy i oświadczyło, że numerki do autorów o których mi chodziło już wyszły . Szkoda tylko, bo w tym czasie przeszło mi koło nosa 30-lecie Tajfuna – spotkanie z Tadeuszem Raczkiewiczem. No cóż, ruszyłem na zwiedzanie po drodze odnajdując wodopój. Dla zainteresowanych, zimne było w strasznej cenie 9 złotych denarów, wrrr.

Imperium zła nadlatuje.                                                            Imperium zła nadlatuje.

Fajna wystawa budowli z klocków Lego się trafiła i wielki statek imperialny. Oprócz tego bazy kosmiczne, więzienie Arkham, czy modele samochodów w skali (i teraz już mnie pamięć myli, więc mogę gafę strzelić) 1:50 lub 1:32 . Dowiedziałem się na przykład, że najważniejszy  w budowaniu takich  pojazdów jest dobór kół. Nie dobierzesz kół, nie zrobisz modelu w skali. Ruszyłem dalej i spotkałem Wiedźmina. Pogadaliśmy o potworach i popędziłem dalej odkrywać festiwalowe atrakcje.

Wiedźmiak w pracy                                                                Wiedźmiak w pracy.

Ależ Tadeuszu, co Tadeusz… – spotkanie z… Tadeuszem Baranowskim odbywało się w przemiłej i bardzo radosnej atmosferze. Tede (nie mylić z warszawską gwiazdą muzyki) przeforsował, żeby zamiast prowadzącego pytania zadawała od razu publiczność. Sporo historyjek z  zamierzchłych latach 70 w Polsce, pracy w Belgii. Profesor Nerwosolek, postać komiksowa, została on zamówiona jako dwustronicowy komiks naukowy przez ówczesne pismo Alfa. Baranowski zawsze interesował się astronomia , nauką , ale nigdy nie miał czasu by to zgłębić , więc przelał cząstkę siebie do pseudo profesora i nabijał się z nauki poprzez tą postać. W piśmie Alfa nie za brdzo byli zadowoleni, ale Świat młodych, magazyn harcerski, z otwartymi rękoma przyjął tę postać i przygody. I tak na marginesie Tadeusz do tej pory nie może zrozumieć dlaczego wszystkim podoba się album “Skąd się bierze woda sodowa”. Obecnie autor nie rysuje komiksów, a zajął się malarstwem. Później można było sobie autograf wziąć od Tedego, w rogu gdzieś, za jakimiś szafkami na których tle, wyglądał jak bokser, który zszedł z ringu.

catwomen z facetem przyjechali po komiksy.                                                Catwomen z facetem przyjechali po komiksy.

Następnie trafiłem na spotkanie z Jakubem Dębskim, jak go niektórzy ochrzcili „Ten od kresek” i nie chodzi tu o amfetaminę, a o sposób rysowania komiksów. Było śmiesznie, oczywiście problemy z głośnikami gdzie nie można było usłyszeć co tam w animacji się dzieje, a sam Dem nie chciał podkładać głosu. Obejrzeliśmy zdjęcia z dzieciństwa, wysłuchał człowiek dziwnych historii, ogólnie miło. Dalej trafiłem na spotkanie z Regisem Loiselem. Znów historyjki o powstawaniu komiksów i pracy z różnymi ludzikami, ale tak jakoś to poważnie wszystko wychodziło, choć fajnie ujrzeć człowieka odpowiedzialnego za stworzenie „Ptaka czasu” czy “Piotrusia Pana”. Było spotkanie z Bartkiem i Tomkiem Minkiewiczami o ich animacji którą sobie możecie zobaczyć tutaj na platformie vod.

szlapa rysuje cycki                                                                Szłapa rysuje cycki.

Zwiedzając sobie stoiska trafiłem na Macieja Łazowskiego, którego wymęczyłem strasznie, pośmialiśmy się i porysował kilka rzeczy. To samo trafiło się na stoisku Strefy komiksu, gdzie z autorami komiksu „Incognito” pogadaliśmy o yerbie i zapoznałem chłopaków z grą Incognita która teraz nazywa się Invisible, Inc. Na stoisku Gindie, gdzie swoje komiksy podpisywał Rafał Szłapa, dla niewtajemniczonych – chodzi o serie Bler, przejrzałem wydawnictwo i ich spisek. Jak się okazało, według mojej teorii, która była prawdziwa, pod przykrywką sprzedaży komiksów oraz gier fabularnych, tak naprawdę sprzedawali prawdziwą wodę z rzeki Ganges, ( tak drogi Watsonie “G” w nazwie wydawnictwa to Ganges ), która oświecała (dosłownie) i odkażała zatrute umysły. Rozmowa z twórcami „Pogromcy pornografów” Maciejem Pałką także była owocna w kolejny autograf. Całkowicie przypadkowo spotkałem Śledzia, który podpisywał swoje komiksy. Na pytanie dlaczego nie ma go, tak szumnie zapowiadanego w SS, odpowiedział, że pojawi się w następnym numerze.

Śledziu czyta gikza !                                                           Śledziu także czyta gikza !

Na obiadku gdzieś na dole Areny poznałem grupę fajnych ludzi z Górnego Śląska, z którymi to owocnie dyskutowaliśmy o komiksach, sztuce filmowej, rozwoju osobistym i innych przyziemnych rzeczach, po czym wybraliśmy się na spotkanie Nowy Bler! – spotkanie z Rafałem Szłapą. Po drodze odwiedziliśmy zakątki z grami (Forza 2 na dużym, półokrągłym monitorze wygląda obłędnie), wybory cospleyerów, zawody w Tekkena, Lola i nie wiem, w co tam jeszcze. Na spotkanie dotarliśmy na czas, było super, Rafał Szłapa jest człowiekiem z wielkim poczuciem humoru i bardzo pogodnym. Wychodząc już z festiwalu udałem się tam gdzie król chodzi piechotą i spotkałem Régis Loisel z jego tłumaczem. Przy wspólnym odcedzaniu kartofelków pogadaliśmy i na koniec dostałem upragniony autograf od niego. Szczęście jak cholera – tak uśmiechnięty opuściłem Arenę. Przed hotelem spotkałem Zbigniewa „Kas” Kasprzaka i szacowną małżonkę Grażynę „Grazę” Fołtyn-Kasprzak. Kas to rysownik takich komiksów jak Yans, Halloween Blues, Graza jest kolorystką komiksów. Chwilka rozmowy, ujrzenie medalu na 25-lecie festiwalu i ruszenie dalej. Na zakończenie odbyło się afterparty w klubie „Wytwórnia”, gdzie już na luzie można było pogadać z innymi twórcami, przelać sporo zimnego , potańczyć przy rytmach dziwnej muzyki i wybrać miss komiksu.

Medal na 25 lecie jak złoty denar.                                                     Medal na 25-lecie jak złoty denar.

Dla mnie wypad udany, lepszy niż w poprzednim roku i spędzony w dużym nakładzie dobrego humoru. Aaa no i obiecane wypełnienie misji jaką dostałem grając z gikzami w Quake Live, hosteśiątka  :

Hossa i Bessa lubią to !                                                             Hossa i Bessa lubią to !

Na koniec całkowicie naga Madzia nad ranem w Łodzi (Nitek wyraził zgodę, a Owca się krzywi dalej).

Spoiler! Pokaż

Czytaj lajkuj, szeruj

Dodaj komentarz



11 myśli nt. „Festiwal komiksu w Łodzi

  1. iHS

    Byłem na premierze animacji Minkiewiczów gdzieś na Zabłociu w Krakowie. Jakieś pięć minut po rozpoczęciu seansu podśmiechiwałem się do kumpla “właściwie najlepszym żartem byłoby gdyby to teraz skończyli”. Poczucie humoru twórców nie zawiodło.

  2. Stah-o

    Żart ze spojlerem absolutnie nieśmieszny, nie wolno tak żartować, nigdy…, to wręcz okrutne było 🙁 W imieniu swoim i każdego kto tak myśli, domagam się natychmiast prawdziwej “całkowicie nagiej Madzi nad ranem w Łodzi” oraz wnoszę o formalne ukaranie Morfiszona przez Gikzową Komisję Etyki.

    Edit: Ta Madzia może być ewentualnie “w łodzi”, ważne by “nad ranem” 😉

Powrót do artykułu