„Rok temu wystartowaliśmy w piątek 20 grudnia” – oto jakimi słowami otwierał wpis o drugim notowaniu Zardzewiałej Krypy jakiś inny ja, siedem lat temu. W tym roku nie wystartujemy w piątek, ani nawet 20 grudnia. Ale wystartujemy. Na dziesięć dni przed końcem roku. Dziś.
Witacie pod koniec drugiego roku panowania covida. Koniec końców drań trafił i mnie, ale przeszedłem go na podwójnie przyjętych czitach, więc obyło się bez wielkich problemów. Mam nadzieję, że i u Was nie było zbyt ciężko. Rok 2021 to także rok niekończącego się naprawiania Cyberpunka 2077, rok wypuszczenia drugiego sezonu serialowego Wiedźmina i pierwszego sezonu serialowego Koła Czasu. To rok, w którym wreszcie, po dłuuuuugim trzymaniu filmu na półce, pożegnaliśmy Daniela Craiga w roli antyBonda, kinowy Marvel wkroczył w nową erę, Baby Yoda spotkał Luke’a Skywalkera, nie ukazała się kolejna odsłona Dranon’s Age, za to ukazała super specjalna jubileuszowa wersja Skyrim (nadal nie skończyłem tej gry i nie mam na myśli wydania jubileuszowego :P), prawdziwy Top Gear, czyli The Grand Tour wypuścił aż dwa odcinki (ale za to Clarkson zarządzał swoją farmą, May uczył się gotować a Hammond podejmował próby ucieczki z niby bezludnej wyspy), natężenie wydawania komiksów w Polsce i ich ceny doprowadziłyby do ruiny nawet klan Kulczyków, wydałem tylko jedną powieść, za to niefantastyczną a na rynek trafiła super specjalna zebrana edycja Mass Effect zawierająca wszystko oprócz jednego dodatku, który zaginął niczym ślad po Sapkowskim w serialu Wiedźmin, i nijak nie dało się go odzyskać, bo nawet kodu nie ma. W związku z czym po jakimś czasie dodali go w modzie fani. W kinach oszołomiła nas Diuna, za to nie pokazały się nowe Gwiezdne Wojny (co fani przyjmują chyba z “uff”). Tradycyjnie, jak co roku, ktoś wyraził zamiar zekranizowania Hyperiona. Na Netflix trafił filom mający być początkiem nowej generacji My Little Pony. Tak, musiałem to odnotować.
Tyle opisu świata w skrócie. A co u Was?
Nie wiem, czy też stało się to Waszym udziałem, ale, gdy było już po lockdownie (to znaczy, jeśli mieszkacie w Polsce, w której tzw. czynniki udają, że zarazy nie ma, w innych krajach może to wyglądać lockdownowo inaczej) dopiero odczułem jak dał mi w kość ten czas zarazowania izolacjonowania. Odpadła trochę (na chwilę) zarazowa spina, wszystko miało zacząć toczyć się normalną, powszednią bylejakością, a ja nagle zorientowałem się, że coś jednak mnie trzepło. Że piszę mniej (poważnie, zalegam już rok z jedną powieścią), jakoś mniej spotykam się z kumplami i ogólna radość życia jakby skisła. Na szczęście potem przypomniałem sobie o istnieniu Fallouta i My Little Pony, połączyłem je w sesyjkę Fallout Equestria i świat znów stał się postapokaliptyczny i różowy jednocześnie. Niemniej poważnie – wyszedłem z roku 2020 trochę psychicznie poobijamy, chociaż teoretycznie nic mnie, ani moim bliskim się nie stało. Możliwe, że i grałem przez to jeszcze mniej, niż w poprzednich latach.
Jak zwykle grałem mniej niż bym chciał, w dodatku za sprawą covida i bitcoinów zostałem niemal 100% konsolowcem. Nie kupiłem bowiem nowego kompa, jako że przez ceny części (karty graficzne) nie bardzo się to opłaca. Mam trzy laptopy, w tym jeden taki, który był wypaśny w czasach gdy jeszcze wakacje w Albanii kosztowały grosze i który teoretycznie powinien być w stanie do dziś unieść wszystko (chociaż część tego „wszystkiego” na niższych ustawieniach), ale wiecie, jak to bywa z teoriami. W związku z czym większość gier ogrywam na konsoli, która… Też jest stara, bo kupowanie PS5 tez nie jest obecnie czymś, bez czego żyć nie mogę. Między innymi przez to, że z konsol nowych generacji bardziej uśmiecha się do mnie, po raz pierwszy w historii x-box, on bowiem zapowiada gry, które mnie kuszą, a nie Sony. Wiecie, to na x-boxie wyjdzie zabugowana najpewniej ponad wszelkie normy ta gra SF od Bethesdy, tam wyjdzie też druga część The Outer Worlds. I jeszcze parę tytułów, które w tej chwili mi umknęły. Z zapowiedzi Sony nie porywała mnie żadna. Ach, przecież ostatnio ukazała się zapowiedź Hellbalde2 i to jaka! Już sam trailer nakręcono tak, że nie tylko wgniatał w fotele (krzesła, kanapy, taborety, podłogi), ale i łamał na końcu serce. Trailer! I na co zapowiedziano tę grę? Też na x-boxa.
Naturalnie rozpocząłem kolejną przygodę w Fallout 2, tym razem dziewczyną o imieniu Buffy (bo wiecie, w jednej knajpie można dzięki temu mieć inny dialog i dostać trochę sprzętu, tak gdzieś kiedyś wyczytałem), o niskiej inteligencji, za to wielkiej charyzmie i seksapilu i mimo wszystko znaczącej szybkości (bo dla mnie szybkość to podstawa). Niestety, kretynami gra się w Fallouta fajnie tylko przez kilka godzin, potem staje się to jednak męczące, dlatego Buffy nie uratowała świata i siedzi gdzieś na pustkowiu. Kontynuowałem tez przygodę z Kingdoms of Amalur Reckoning, bo to fajna gra jest i miło mi się w niej siecze i rozbudowuje postać w pastelowych bajkowych okolicach, dokończyłem (po dwóch latach) przygody Chloe Frazer, pochlipując z tęsknoty za nowym Uncharted, które pewnie nie nadejdzie, oczywiście zrobiłem rajd przez kilka odsłon Cywilizacji i Total War, po raz kolejny zmierzyłem się z cudownie posępnym światem Disciples 2 (przy okazji dowiedziałem się, że w tym roku Ukazało się Disciples Liberation, które zbiera nie takie znów najgorsze recenzje, niestety powtarzające jak refren: ta gra nie ma nic wspólnego z Disciples). Trochę jeszcze by się tych gier zebrało, ale nowości nie znaleźlibyście wśród nich zbyt wiele.
No dobra. Tyle wstępu, przejdźmy nareszcie do Zardzewiałej Krypy. O co w niej właściwie chodzi? Pozwólcie, że oddam głos ekspertowi.
Cytowanie samego siebie to pójście na łatwiznę, ale też powiew nostalgii, a do tego to powoływanie się na wypowiedzi eksperta od Krypy, faceta, który ją wodował. Oto jak siedem lat temu przedstawiałem założenia tego plebiscytu:
Wszystkie inne growe plebiscyty dotyczą tego, jaką grę wydaną w 2014 uważacie za najgrowszą. Plebiscyt Zardzewiałej Krypy bosmana podchodzi do sprawy inaczej. Choć bowiem wszyscy staramy się nadążać za nowościami, nie każdy z nas daje radę. Niektórzy mają swoje ukochane gry sprzed lat, do których wracają, inni czekają na szalone przeceny i instalują różne ciekawostki z rocznym opóźnieniem, jeszcze inni odkurzają swoje półki wstydu. Sądzę więc, że nie graliśmy w tym roku wyłącznie w gry wydane anno domini 2014. To po pierwsze. Po drugie zaś może się okazać, że jakaś gra z roku np. 2013 albo nawet 1992 mogła nam sprawić więcej frajdy niż nowości.
Dla przykładu – rok temu (czyli w 2013) triumfowały:
Europa Universalis 4
Crusader Kings 2
Borderlands2
A w co najlepiej grało mi się w tym roku?
Najprościej oddać mi pierwszy głos. W moim przypadku będzie to Cyberpunk 2077, który przeszedłem dwa razy, a nawet zacząłem po raz trzeci (wiecie, chciałem zaliczyć wszystkie klasy). Grałem na PS4, czyli chyba najgorszym rodzaju sprzętu dla tej gry, ale bugi, o których wcześniej czytałem zaczęły mi się pojawiać dopiero po patchach. Wszystko to jednak ma umiarkowane znaczenie, bo grało mi się w tę grę wyśmienicie, za sprawą postaci, dialogów między nimi, zdarzeń i fabuły. Za każdym razem wpadałem w nie po szyję. Do tego fajnie mi się strzelało, fajnie snajpiło i skradało (uwielbiam się skradać, pod warunkiem, że gra nie jest skradanką). Jako że na C2077 przesiadałem się najczęściej z Fallouta 2, albo Medieval Total War 2, to ta grafika z PS4, która wszędzie zbierała tęgie cięgi, u mnie wywoływała wrażenie super hiper nowoczesności. Zresztą tak naprawdę grafika rzadko jest u mnie szczególnie istotnym kryterium oceny gry. Nie zrozumcie mnie źle – zachwycałem się cudeńkami widokowymi w różnych grach, mógł to być Morrowind, w którym potrafiłem się zagapiać na nocne niebo, mógł to być Skyrim ze śnieżnymi dalami, jeszcze piękniejsza śnieżna zawieja w Red Dead Redemption 2, albo urocze śnieżne (co ja mam z tym śniegiem???) klimaty namalowane w Icewind Dale, czy tropikalne (uff) widoki roztrzaskanych pirackich okrętów w Uncharted4. Ale jeśli gra miała piękną grafikę i kiepską grywalność, to niezbyt mnie to pocieszało. A nawet kiepska grafika nie psuła mi radości przy świetnej grywalności. A grafika Cyberpunka na PS4 potrafiła sprawiać radość. Zwłaszcza przed patchami.
Ta gra zebrała i wciąż zbiera straszne cięgi. Jednak potrafi przynieść wiele satysfakcji, czasem rozbawić do łez, czasem wzruszyć, a czasem sprawić, że niektóre postacie podniosą nam ciśnienie nie dlatego, że zostały źle napisane, ale dlatego, że zostały napisane tak dobrze. A to jest coś!
Medieval 2: Total War
Chyba mój ulubiony z serii. Shogun 2 jest mistrzostwem świata, bezwzględnie, co więcej posiada dwa wyśmienite dodatki. Potem nie znalazłem już w tej serii gry, która wciągnęłaby mnie aż tak bardzo. Niemniej to właśnie drugi Medieval jest grą, do której wracam najczęściej i którą wciąż potrafię cieszyć się jak… Czekajcie, kiedy to wyszło? W 2006? No to tego, jak trzydziestoczterolatek, który odpalił tę grę po raz pierwszy. W moim przekonaniu ta gra posiada niemal idealne wyważenie między radością strategii międzynarodowej i polityki, radości bitew, zdobywania zdolności przez generałów i strony ekonomicznej gry. „Niemal”, bo Shogun2 robił to wszystko jeszcze lepiej. Ale w Shogunie nie ma średniowiecznych rycerzy, słoni, generałów, którzy zaczynają karierę w młodości na polsko-ukraińskich bagnach, by następnie stoczyć obowiązkowe boje z Cesarstwem, wziąć udział w krucjacie i ścierać się wśród piasków pustyni z wojownikami na wielbłądach, zdobyć Jerozolimę a na starość spalić Rzym, bo papież znów przegiął. Dlatego wracam do tej gry i zawsze się nią cieszę.
Baldur’s Gate 2
Wiecie, że przeszedłem tę grę tylko raz? Bardzo dawno temu, gdy jeszcze pracowałem w stacji telewizyjnej, która teraz, lada chwila, może stać się nielegalna, i gdy żywcem nie miałem na nic czasu, w związku z czym przechodziłem ją rok. Jak się okazało był to dobry sposób, ponieważ dzięki temu wgryzła się w moje życie i towarzyszyła w nim. Ale, choć podejmowałem próby powrotu do niej, już nigdy więcej jej nie ukończyłem.
Ale w tym roku kupiłem laptopa, bo musiałem szybko kończyć powieść, a mój główny laptop zaczynał odstawiać jakieś brewerie i przestraszyłem się, że może paść w samym środku wzmożonego pisania. Mój niegłówny, podróżniczy, miał fajną klawiaturę ale jednak wykluczającą komfort szybkiego pisania po sześć-osiem godzin dziennie. Za mała. Poleciałem wiec, kupiłem polisingowego think pada za grosze i dokończyłem powieść na nim. Ale bez Fallouta na pokładzie wydawał mi się jakiś goły. Zainstalowałem więc Fallouta, a ponieważ instalowałem go z GOGa, to wyskoczyła mi super przecena innych cRPGów. A między nimi ta popoprawiana edycja BG2. Pomyślałem: „a co tam…”. No i gram. I gra mi się może nie aż tak, jak przed laty, ale z dużą frajdą. Na tyle dużą, bym oddał na niego głos w tym notowaniu Krypy.
Teraz Wasza kolej. Jak zwykle, macie czas do północy 31 grudnia. Każdy może oddać dowolną ilość głosów, ale liczyć się będą tylko pierwsze trzy.
Wesołych Świąt!
Ja podczas pandemii “mam czas mojego życia”, brutalnie tłumacząc takie jedno angielskie sformułowanie. Mój pustelniczy tryb życia jest teraz czymś normalnym i powszechnym. Praca zdalna oszczędza 3-4h dziennie (wcześniej tracone na dojazdy i przygotowania), więc choć korpo odmówiło uznania istnienia hiperinflacji, to mówię sobie, że i tak dostałem podwyżkę, bo zamiast na cały etat, pracuję teraz na 3/4 😀 Jedyny minus – okazuje się, że siedzenie w domu wpływa na zdrowie i kondycję, więc błogie leniuchowanie oznacza krótsze życie. Coś w 2022 muszę zmienić…
Grania w 2021 za dużo nie było (w mojej ocenie), gdyż:
a) po takim doświadczeniu jak Cyberpunk 2021 wszystkie kolejne gry wydawały się jakieś takie…zwyczajne, boleśnie standardowe, schematyczne, nudne. W poszukiwaniu dobrej, immersyjnej historii walczyłem z RDR2; przez jakieś 15h próbowałem wykrzesać w sobie entuzjazm, powtarzając jak mantrę, że zaraz na pewno wydarzy się coś ciekawego… Nie wydarzyło się i gry nie dokończyłem; najpiękniejszy growy western okazał się też najnudniejszym. Skończyłem za to Outer Worlds (kilka podejść w ciągu kilku miesięcy), ale niewiele dobrego mogę powiedzieć – gdzieś w 2010 to może i byłbym zadowolony, ale w 2021 jednak raziła archaiczność rozgrywki, a do tego to co w RPG najważniejsze też wyszło im średniawe. Z poznanych postaci polubiłem tylko jedną, jeszcze inna wydała się ciekawa i tyle, koniec; cała reszta to takie hasłowe, stereotypowe wypełnienie tła. Misje na jedno czy dwa kopyta. Co z tego, że mogłem opowiedzieć się po stronie jakichś frakcji, czy zwalczać inne (ha – Cyberpunk tego nie ma!), skoro żadna nie wzbudziła we mnie szczególnych emocji…
b) zainwestowałem w kino domowe/tv i więcej czasu spędzałem rozkoszując się filmami/serialami.
Najlepsze w tym roku były:
1. Cyberpunk 2077 – co tu dużo mówić: gra, która okazała się być czymś więcej niż tylko grą. To było niezwykłe przeżycie, doświadczenie, które przypomniało mi dlaczego jestem graczem i czego szukam w rozrywce.
2. Kenshi – po fantastycznej rozgrywce w zeszłym roku, w listopadzie tego roku skusiłem się na jeszcze jedną (z większą ilością modów) kampanię i w kilka tygodni dobiłem do 235h gry (a to jeszcze nie koniec…). Wciąga jak celebryta koks za kółkiem 🙂
3. HoI IV – już myślałem, że nie będę miał kolejnego epizodu w HoI, ale udało się zmontować ekipę z Gikza/GC i trochę razem podbijamy. Wprawdzie ostatnio, z powodu ograniczeń czasowych, częściej odpalamy partyjkę BF3 (#ostatnizajebistybattlefield), ale wciąż gra załapuje się do czołowej trójki.
@aryman
Wiesz, mnie się podobało na pracy zdalnej, póki z niej nie wróciłem. Wtedy nagle przywaliło mi z pełną siłą to poczucie, że rok nagle gdzieś zniknął, bez wielkich (dla mnie, indywidualnie) wydarzeń, bez spotkań z ludźmi na żywo itd. Jakby tego roku nie było. A w dodatku okazało się, że jestem dziwnie zmęczony tym przebywaniem w jednej przestrzeni i podróżą miedzy domem a trzema sklepami.
I tak, kilogramów też przybyło. I na pewno brak ruchu miał swój wpływ na psychikę.
@bosman_plama
Zamknięcie, brak ruchu, mniej kontaktów z ludźmi – na pewno to wszystko wpływa na psychikę i teoretycznie głównie negatywnie; w końcu jesteśmy zwierzętami stadnymi, aktywność i inni ludzie są nam potrzebni. Z drugiej strony: indywidualne potrzeby w tej kwestii zapewne się różnią i akurat w moim przypadku wydaje mi się, że wentyle bezpieczeństwa (rodzina, znajomi) mogą być na tyle skuteczne, że da się tak żyć. Ponadto dzięki wyeliminowaniu czasochłonnych zajęć i powiązanych z nimi kontaktów niepotrzebnych (praca! Na pewno są takie profesje, które wnoszą do życia coś oprócz kasy, ale akurat mnie to nie dotyczy) mam znacznie więcej czasu dla siebie i swoich pasji – co jest zajebistą sprawą, z punktu widzenia zdrowia psychicznego. Także na razie jest dancing, a czy nie na Tytanicu to się zobaczy w dalszej przyszłości 🙂
Czas i tak zap… jak inflacja, lata lecą coraz szybciej. Mnie te poczucie dopadło jeszcze przed covidem.
Także jedynie o oponkę biodrową wypadałoby zadbać…
Kurczę, myślę i myślę, a mam ogromny problem ze skleceniem trójki gier. Do czego to doszło O_o ale w sumie jednak zainteresowanie przesunęło się w stronę opisywanego jakiś dłuższy czas temu na gikzie hobby – gunpli 😉 jeden model na miesiąc/dwa to u mnie teraz norma 😀 Trudności na pewno nie będę miał z pierwszym miejscem, a więc lecimy:
1) Hitman 2 -> o jezuśku, jakie to dobre. Pierwszy sezon wciągnął, a potem odpaliłem drugi. Okazało się, że można pierwszy odpalić na ulepszonej dwójce i…mam właśnie nabite 118 godzin w H2 ale tylko w misjach z sezonu 1 (robię wszystko co się da), a wliczając czas z H1 to 142 godzin! A z drugiego sezonu ruszyłem tylko tą pierwszą misję, samouczkową. Wszystko jest maksymalnie dopieszczone, a każda mapa to arcydzieło (samo ich odrywanie zajmuje sporo czasu). Jedynie fabuła leży, bo praktycznie jej nie ma, ale za to bycie tytułowym “hitmanem” nigdy nie było tak jedwabiste ^_^ gra i dzisiaj wygląda świetnie, a tu zaraz premiera H3 na steamie…i kurczaki, chyba kupię i tym razem ogram drugi sezon w trójce 😉 totalne 10/10 i pluję sobię w brodę, że olałem 1 i 2 jak wychodziły na premierę, bo szkoda, że nie mogę już uczestniczyć w wydarzeniach elusive targert, które jak się skończyły to nie ma możliwości ich rozegrania.
2) Captin Toad: Treasure Tracker 3DS -> odkurzyłem konsolkę i znowu wpadłem nad zachwyt jak to Nintendo potrafi zrobić rewolucję w gameplayu, podczas gdy świat zachwyca się głównie “filmowością” doznań (np. exy od Sony). Pierwotnie gra wyszła na WiiU, ale i na 3dsie gra się przednio. Wygląda obłędnie dobrze, a przy efekcie 3d to już miód (zasługa małych map, ale dopieszczonych graficznie). To zbiór map, które niemal w całości są łamigłówkami. Oprócz prostego poruszania się postacią, trzeba ogarniać poruszanie kamerą (pewne rzeczy łatwo przegapimy jeżeli nie będziemy się sami rozglądać), a także ruszyć mózgownicą i rozwiązać zagadki środowiskowe. Za pomocą ekranu dotykowego można przesuwać pewne elementy, czasami musimy dmuchnąć w mikrofon konsolki (!!!), czasami rzucić kogoś rzepą, itd. Gra urzeka prostotą, a jednocześnie potrafi być wyzwaniem, zwłaszcza jak się chce zdobyć wszelkie klejnoty, czy spełnić specjalne wymagania plansz. Zdarzają się elementy zręcznościowe, ale wszystko raczej utrzymane jest w przyjemnej i niestresującej konwencji. Gorąco polecam bo wciąga jak diabli.
3) Problem.
Wielki problem.
Nie mam pomysłu…
Zagłosuję więc za arymanem na HoI IV. Ze 2/3 lata minęły odkąd ostatni raz grałem w multi z kimkolwiek. Dziecko, przeprowadzka, pandemia, nowe hobby i jakoś nie odczuwałem potrzeby ogrywania z kimkolwiek czegokolwiek. Aż napisał ary z propozycją wspólnej gry, w coś co kompletnie było mi obce, a jednocześnie leżało w przepastnej bibliotece steama. Pojawili się inni gracze, dawni współtowarzysze z gikzowych wieczorów…i znowu poczułem jak miło wspólnie się zagrywać w coś. Zaś HoL to kopalnia świetnych wspólnych scenariuszy – od stworzenia Niemiecko-Włosko-Rumuńsko-Węgierskiej Osi, poprzez wojnę domową między faszystowskimi Węgrami i faszystowskimi Węgrami (tak to nie błąd – jedni chcieli do osi, inni do aliantów xD), a teraz zaś bawimy się w koalicję Azjatycką, czy Bałkańską ^_^
A BF3 choć dla mnie tragiczny, to jednak z wami, gikzami, miło sobie popykać 😛
Ciężki ten rok, ciężki…
Moje gry:
1. Elder Scrolls Online – kiedyś pokochałem TES III Morrowind. Ani Oblivion, ani Skyrim nie wywarły już na mnie takiego wrażenia. Nie ukończyłem żadnej z nich. ESO też nie ukończę :). Ale odnalazłem w niej magię Morrka. Ogromny świat, masa całkiem ciekawych historii, dużo różnych eskapistycznych aktywności typowych dla MMO – zbieranie materiałów, craftowanie, odkrywanie i eksplorowanie. No i to takie MMO w które całkiem sympatycznie można grać solo. Fajnie czasem połączyć siły aby pobić jakiś trudniejszych przeciwników, ale potem można odjechać w stronę zachodzącego słońca. Nic nie trzeba.
2. Dishonored – podchodziłem do tej gry kilkukrotnie od jej premiery i zawsze coś mnie odrzucało. Wiedziałem, że powinna mi się spodobać, ale tak około drugiej misji się zawieszałem. Aż w końcu wciągnąłem się w wersji na PS4. Nawet fabularne dodatki zrobiłem, co u mnie rzadkie – bo zwykle podstawka mnie nasyca. Świetna gra, spora wolność, ciekawy świat, fabuła poprawna. Dwójeczka czeka na swoją kolej.
3. Ghost of Tsushima – skończyłem na początku 2021. Nawet platynę zrobiłem. Piękna, fajne mechaniki eksploracji, no i polubiłem poczciwą mordkę głównego bohatera. Taki zwykły Japoniec z filmów Kurosawy.
@Tichy
Miło ujrzeć nominację dla ESO:) Też mi się zdarza czasem tam zalogować i w sumie myślę, że jest znacznie lepsze niż Skyrim… Nominować do gry roku bym się może nie odważył – może gdyby nie było tam tych innych graczy na kretyńskich ognistych konikach i tabunów fruwających chowańców. Na szczęście zadań dla jednego gracza jest multum i nadal nie skończyłem nawet połowy. Niektóre postacie (Abnur i fenomenalna robota Alfreda Moliny) godne zapamiętania, co przy grach z tej serii wydaje się nie lada osiągnięciem.
@Daimonion
Pełna zgoda. Gracze mi jakoś nie przeszkadzają. Dubbing postaci robi robotę. Plus jeszcze świetne udźwiękowienie – muzyka i odgłosy środowiskowe. Zakładam słuchawki i odpływam :). Tego widać mi było trzeba w tym smutnym roku.
Kupiłem ESO, żeby pograć z synem. Pograł godzinkę i stwierdził, że woli Minecraft. A ja się wciągnąłem.
Wesołych Świąt wszystkim.
@Tichy
A tak! Muzycznie pierwsza klasa. To jest jedyna gra, w której zdarza mi się po prostu siedzieć w gospodzie i czekać aż bard skończy piosenkę, bo mi się ona podoba:)
@Daimonion
Taki efekt można osiągnąć też w Enderal Forgotten Stories i AC Rouge
U mnie covid jakoś szczególnie na życie nie wpłynął, być może próbował mnie dorwać, ale się odbił. Trochę się grało, sporo oglądało. Zerknąłem szybko na listy acziwków, bo nigdy na koniec roku nie pamiętam, co mogę nominować. Najwięcej godzin pewnie znowu utopiłem w Football Managerze, ale to nie jemu przypadnie zaszczytne miejsce w mojej pierwszej trójce.
Za bosmanem nominuję tego niesławnego Cyberpranka. Ta gra ma wiele wad, a cięgi zebrane przez CDP uważam w 80% za zasłużone – mimo wszystko jednak trudno wskazać tytuł, przy którym w tym roku bawiłbym się lepiej. Planuję powrót, ale to dopiero po ukazaniu się wersji na nowe konsole.
Następny będzie State of Decay 2. Jedynka bardzo mi się podobała, dwójka – chociaż tak samo brzydka – rozbudowuje rozgrywkę i ciągle wychodzą nowe uaktualnienia. Nie ma na rynku lepszego symulatora postapokalipsy zombi.
Na trzecim miejscu coś, w co ostatnio się zagrywam – Medieval Dynasty. Singlowy survival/crafting/farming, niedawno wyszedł z fazy wczesnego dostępu i ciągle wychodzą nowe aktualizacje. Wysoce odprężająco spędza się przy tym czas. Pewnie, są lepsze gry oferujące polowania, są lepsze symulatory rolnika, kucharza czy cieśli i sołtysa, ale jakoś tak wyszło, że MD wpadł mi w ręce w odpowiednim momencie i sprawia dużo frajdy. Zastanawiam się tylko, o jakiej dynastii mowa, skoro można mieć tylko jedno dziecko, które będzie miało tylko jedno dziecko itd. Trudno nazwać szumnie rodem dwójkę wieśniaków z małym obsmarkańcem ganiającym za prosiakami. Tu potrzeba motywów z Crusader Kings. 😉
Poza konkursem wspomnę jeszcze o Bard’s Tale IV – porażka od strony technicznej, ale klimat, muzyka (!), voice acting sprawiają, że te kilkadziesiąt godzin upłynęło mi w całkiem przyjemnej atmosferze – oraz Warhammer: Chaosbane, który okazał się świetnym casualowym hack&slashem.
Wesołych Świąt!
U mnie tradycyjnie na pierwszym miejscu Europa Universalis IV, bo nawet mimo problemów z ostatnimi dwoma dodatkami wciąż fajnie jest podbijać świat.
Drugie miejsce to Battletech, bo gdy przeszedłem _tę_ misję po roku podchodów reszta poszła jak po maśle. Dodatkowo mój syn wciągnąłsię niesamowicie i w grę i w lore
Rok temu zachwycałem się ‘Dark Soulsami TBSów’ czyli Phoenix Pointem, w tym roku na podium wraca XCOM2 bo korzystając z remontu kompa wywaliłem wszystkie mody i zainstalowałem ‘Long War’ i ciągle jest miodnie.
Z książek to ex aequo Saga o Wiedźminie i Diuna, czytane i dla przyjemności dla sprawdzenia co w ostatnich adaptacjach poszło nie tak.
A pandemia? W moim introwertycznym życiu niewiele się zmieniło, poza tym, że broda mi się kudli pod maską i naprawdę stęskniłem się za uśmiechem tej prześlicznej kasjerki z wioskowego spożywczaka.
Wielce Szanowni Państwo!
A zatem nominuję, co następuje:
1. Tyranny – zdecydowanie i najzdecydowaniej na pierwszym miejscu, bo jest to jeden z najlepszych RPG-ów, z jakimi miałem nieukrywaną przyjemność mieć do czynienia. Rzecz, która udowodniła, że a) Obsidian jest bezkonkurencyjny w tworzeniu rzeczy, które uwielbiam, a których nikt nie zna i nie lubi (NWN2, Alpha Protocol…); b) nie jest prawdą, jakobym nie trawił izometryków (więc Baldura i Pillarsów nie skończyłem nie ze względu na stylistykę, a na to, że były po prostu nudne). Fabuła przednia, decyzji masa (dobrej – a jakże – podjąć się nie da!), postacie doskonale napisane. Dawać, na Hegemona, drugą część!
2. Plague Tale Innocence – kupił mnie klimat i wizja graficzna, tak po prostu. Historia też dobra, choć zakończenie trochę rozczarowujące. Dodatkowym plusikiem jest projekt katedry, której elewacja wygląda jak żywcem przeniesiona z obrazów Beksińskiego.
Trzeciego miejsca nie będzie, bo Tyranny zajmuje dwa:)
Z produkcji telewizyjnych polecam “Barbarzyńców”, czyli niemiecką podróbkę “Wikingów”, która jest… jakby to powiedzieć… lepsza od oryginału. Śmiejcie się do woli, ale chociaż ma sensowną i spójną w miarę fabułę (nic to, że rany goją się po dwóch dniach, a łeb zatknięty na kiju nie gnije po pół roku). Wikingowie zapowiadali się dobrze, ale w szwach się to rozlazło i odpadłem po drugim sezonie, bo uświadomiłem sobie, że wszystkie te głębokie niejednoznaczności i niekonsekwencje w zachowaniach postaci nie są przejawem kunsztu twórców w dziedzinie misternego tkania historii, lecz wynikają po prostu z nieudolności i braku pomysłów, jak tę opowieść rozwlec jeszcze bardziej.
Syćkiego najlepszego! Zdrówka głównie! Obyśmy się podczas następnej Krypy znów wszyscy tu spotkali!
@Daimonion
Dopisuję się do polecajki ‘Barbarzyńców’ bo dobre, oparte na faktach, silna postać kobieca jest dobrze napisana a serducho ujmuje, że Germanowie mówią po niemiecku a Rzymianie po włosku
@maladict
A Rzymianie nie mówili tam po łacinie? Po włosku byłoby konsekwentniej.
Przy czym mnie rozbawiło, że Niemcy znaleźli jakiś moment w historii, kiedy to ich najechało obce imperium:). Wybaczcie wychowanemu na “Czterech Pancernych”.
Btw. Słyszałem, że szykują drugi sezon. Zastanawiam się o czym mógłby być, bo sukcesy bohaterów wyczerpują się właściwie w pierwszym sezonie. Z drugiej strony istnieje cykl powieści Gerainta Jonesa, ponoć weterana wojennego, który w pierwszym tomie opowiada tę samą historię z punktu widzenia rzymskiego żołnierza, który… nienawidzi Rzymu.
@bosman_plama
Jeśli staną na wysokości zadania (czego sobie bardzo życzę), to drugi sezon będzie o konflikcie Arminiusza z bratem, jego porażkach, a wreszcie śmierci z rąk Cherusków (chyba, że rozciągną na trzy sezony). Zabójstwa zapewne dokona przyjaciel z dzieciństwa, tak bym obstawiał. Z historii wynika, że jest jeszcze o czym opowiadać, więc jeśli zbyt wiele nie pozmieniają dostaniemy bardzo ładnie przygnębiającą historię. Wspomnę jeszcze, że Thunsnelda dostała się do rzymskiej niewoli, jej syn był gladiatorem, a mało sympatyczny ojciec dożył sobie spokojnie starości. Nie, ze mną jest coś naprawdę nie tak, że najbardziej lubię przygnębiające historie…
PS – A wiesz, Bosmanie, co do tego stwierdzenia, że Niemcy znaleźli moment, w którym to ich najechano, to przypomniałem sobie, jaką dziką frajdę miałem oglądając “1612” i husarię jako zło wcielone:) Tak dla odmiany.
@Daimonion
Zło wcielone ale piękne:).
Ufff, Krypa żyje – czyli ten rok jednak odnotowujemy w annałach. Miałem wrażenie, że 2021 to kontynuacja 2020 i w sumie nie widzę różnicy. Dzieci trochę wyższe, staty K/D w Warzone takie same. Nie wiem nie wiem. Nas szczęście jest nowa Krypa 🙂
Co do gier, w losowej kolejności:
– Battletech – niezły potomek XCom’u, sprawdza się świetnie podczas pracy zdalnej; ale ech, czasy Jagged Alliance 2 chyba nie powrócą
– Wasteland 3 – o ile z Outer Worlds wiązałem nadzieję, że będę się bawił jak w F:NV i się mocno przejechałem, o tyle po W3 niczego się nie spodziewałem… a tam ten cyniczny i absurdalny humor z F i F2! No niesamowite. I tak samo jak wyżej, turówki królują przy pracy zdalnej 🙂
– CoD: Warzone; jako ogromny fan starych BFów czuje się jak zdrajca, acz BF2042 jest tak miałki… Ech. WZ jest tak miodny jak stare BFy, szczególnie gdy masz z kim grać w grupie.
Trzymajcie się wszyscy, oby 2022 czymś się różnił od ostatnich 2 lat 🙂
Mało czasu i mało grania. Tym bardziej w nowości. Niestety życie mnie tak pochłania, że na granie jest coraz mniej czasu. Nie zdziwię się, jak poniższe pozycje przekopiuję na następny rok. Na pewno choć jedna z nich znajdzie się w przyszłorocznym plebiscycie, ale mam nadzieję,m że do zestawienia uda się dorzucić Cyberpunka.
1) Enderal Forgotten Stories – niby to dodatek i do tego darmowy, a jest to dla mnie jedna z najlepszych gier. Przeszedłem Skyrim z dodatkami i jestem wielkim fanem ale Enderal to klasa wyżej. Fabuła i muzyka to majstersztyk. Trochę to trwa, ale obiecałem sobie, że ją przejdę i chyba w przyszłym roku mi się uda.
2) The Long Dark – jedna z najlepszych gier survivalowych w jakie grałem, do tego z intrygująca fabułą. Jestem pełen podziwu, że twórcy nadal nad nią pracują. W tym roku wyszedł kolejny epizod, na który magicznie znalazłem czas (choć go nie miałem). Idealna gra na długie zimowe wieczory.
3) The Forest – kolejny survival, który mnie urzekł. Grałem z kumplem i bawiłem się miodnie. W solo też daje radość. Bardzo wygodne mechanizmy craftingu i duża miodność rozgrywki. Na pewno do niej wrócę.
Krypa rdzewieje, ale pływa!
Oby na tym naszym Charonie dopłynąć jak najdalej, bez zbędnych przesiadek:).
U mnie czasu na granie jest jeszcze mniej niż zazwyczaj, głównie przez covidowe odpały, ale trochę się znalazło więc:
– cywilizacja 6. Okazuje się, że AI jest jeszcze słabsza niż sądziłem. Trochę to psuje zabawę, ale skaczę na wyższe poziomy trudności i jakoś to rozchodzę. Chwyciła mnie tu na dobre polityka DLC i dokładam kolejne cywilizacje i kolejne i kolejne.
– Into the breach. Spróbowałem i wyszło, że subset games robi gry specjalnie dla mnie (przynajmniej na razie). W sumie wychodzą z tego takie rozbudowane szachy, ale wciągają i zmuszają do móżdżenia.
– Diablo 2. Ponieważ wyszedł remake, skłoniłem się do powrotu i nie żałuje. Nie wiem co akurat w tej grze siedzi, ale inne H’n’S mi nie wchodzą, łącznie z diablo 3, a ten wciąga jak odkurzacz i zabiera mój czas znowu, nawet po tych ~20 latach.
I honorowe wyróżnienie dla Dice Kingdom.
Chciałem pograć w tę grę, sprawdziłem nawet czy będzie hulać na moim starym kompie, bo muszę go już wymienić (wymagania spełnione z naddatkiem). Nawet kupiłem. I okazało się że system operacyjny jest za stary i nie pójdzie i już. Zbiesiło się do imentu. A ponieważ nie mam czasu anie ochoty na instalowanie systemu na kompie który będzie wymieniony więc gra już się nie załapała na tegoroczną krypę.
Książkowo oprócz popierdółek to kontynuuję cykl Głębia Podlewskiego. Space opera pełną gębą.
Serialowo nic nie oglądałem, nawet nie, że nic wartego uwagi, po prostu 0. Na tym odcinku rozrywki najbardziej ujawnił się brak czasu.
Poza konkurencją ? RTX!
Doczekałem rok z haczykiem na zamówioną 3080tke (x-kom wywiązał się – mam prawie w MSRP!). To kolejne spełnione marzenie… Renderowałem chromowaną kulkę na 486 – trwało to godzinami. Teraz pykam w Quake 2 RTX i miód wylewa mi się oczami – 25 lat czekania. Tak, czuje czemu nie każdego to ‘chwyta’ , ale jestem przeszczęśliwy że ktoś dzielił ze mną marzenia….
1. Cyberpunk 2077
I gram w RTX Psycho WQHD bez DLSS. Czasami jest 20 klatek (freesync daje radę), czasami 50… Gra jest bardzo ładna nawet bez RTXa, ale dla tych ‘chwil zachwytu’ mam go włączonego.
Jest to też spełnione marzenie technologiczne – w końcu te niezliczone godziny czytania Gibsona (opowiadania powinien znać KAŻDY zanim siądzie do gry – audiobooka słuchałem niezliczoną ilość razy) można zobaczyć na ‘żywo’ i wyszło całkiem zacnie acz z odtwórczą mechaniką ?
– Walka w ręcz, to taki deus ex (włącznie z wystającymi drutami z rąk), ale tam było więcej animacji ‘non lethal’ – tu za to jest FPP więc remis 😛
– Strzelanie, to Syndicate (ten stary remake FPP jeszcze starego izometryka na który wszyscy marudzili, że to nie strategia) – serio, jeżeli ktoś nie hackował i nie walczył w Syndicate to powinien .Strzelanie tam jest ultra miodne (wślizgi i boostery refleksu też tam są).
– A futurystycznie otwarte miasto było w Mirrors’ Edge Cataclysm…
Ok, to ostatnie to trolowanie – miasto w cp2077 jest ZACZEPISTE. Ja tej gry nigdy nie skończę (30h nabite przed napisem “Cyberpunk 2077”). Przechadzanie się i ‘rozwiązywanie’ przypadkowych lokalnych problemów jest książkowe – no jakbym grał w fabularnego 2020. I za to ma ta gra u mnie pierwsze miejsce, że jakimś cudem posklejała te kawałki w kupę i wygląda to jak SPOJNY świat. W fabularnego cp2020 rozegrałem setki godzin – głownie nomadem, Prolog nomada w cp2077 jest tak doskonale poprawny, że człowiek się uśmiecha.
Widać też, jak dobry jest Human Revolution – bardzo ciężko mi do niego nie porównywać. Ale dość marudzenia FPP! Cyberpunk! Raytracowane oświetlenie! Moje marzenie zostało spełnione. Wzięli się za to Redzi – wszelakie błędy zrzucam na karb trudności tematu – nikt inny by dla mnie tego tak dobrze nie zrobił.
2. (Scam) Star Citizen
Serio. Przełykamy pigułkę scamu (Obiecał skończoną grę a nie tech demo) i cieszymy się tech demem. Bawiłem się w darmowym tygodniu i każdemu polecam zerknąć. Zamierzam nawet dorzucić im coś na deweloperkę (otrzymując statek i prawo do gry nie tylko we free weeki).
Tak tak, alpha, taki nigdy nie skończony linux, albo inny opensourcowy projekt (tylko ze nie opesourcowy hihi) ale wizji i marzeń gościowi trudno odmówić. To urzeka bardziej niż większośc AAA produkcji.
Czy lepsze od Elite Dangerous? No inne.. tutaj mamy świat w butelce: jeden system + banalne sterowanie nadświetlne – kosmosu w tej grze nie czuć. Czuć za to świat – to znowu openworld jak cyberpunk. Ten klimat, że możesz z lotniska nie wsiadać do swojego statku a po porostu wyjść na zamieć śnieżna do lasu… Te nutki firefly-a gdzie uchylasz ładownie w kosmosie aby coś przytachać…Zamierzam się w to nagrać dopóki jest alpha (mam nadzieje, że zawsze – łatwo kupić statek za kasę z gry, umiarkowany grind) – potem wejdzie prawdziwy grind i Pay for Win.
Bo kiedy to demo dowozi, to dowozi jak cyberpunk – walka w jaskini, ucieczka korytarzami a potem w zamieci do statku. Zdejmowanie celów ze snajperki z powietrza przez otwartą ładownie..
3. Rebel Galaxy Outlaw
Bo czasem otwartości potrzeba tylko troszeczkę, byle by reszta była miodna. Tutaj nie wiem czy się cieszyć, czy marudzić ze jest to zrzynka 1:1 z Privateer (zwłaszcza z pierwszego – kurka kioski z misjami są IDENTYCZNE). Ale jest po prostu bardzo dobrze :
– lata się fajnie
– fabuła z lekkim jajem, NPC ciekawi.
– odpowiednia ilość wolności kontra nudy (nie ma łażenia po niczym jak niestety trochę w SC)
To jednak prawda jest, że najbardziej lubimy to co już znamy…
Ja tam jak zwykle. Kupiłem trochę gier, zgarnąłem pewnie ze sto darmowych i grałem w to samo co zwykle. No chyba, że zmęczenie Siege of Dragonspear (nie jest takie złe!) uznamy za próbę wyjścia ze strefy komfortu. 😀 Obejrzałem jeszcze trochę tego co wszyscy, przy czym Koło Czasu jeszcze ominąłem, bo zajmuje ono w moim serduszku poczesne miejsce i nie jestem pewien czy dam radę. Zresztą sprawdziłem i w soundtracku nie ma ani odrobiny power metalu! No i przeczytałem mniej niż bym chciał. No ale skończyłem Malazańską Księgę Poległych! Dobre, też przeczytajcie.
A zatem:
1. Civilization V – no cóż, spędziłem przy niej dużo, dużo czasu,
2. Baldurs Gate 2 – wiecie że przeszedłem tą grę z 10 razy? 😉 tym razem bez modów i na 6 i cośtam calach smartfona
3. Company of Heores – nadal można tą grę nazwać filmową!
@michau
Malazańską przeczytałeś całą w tym roku?
Koło Czasu… Jeśli jesteś fanem powieści, to lepiej miej pod ręką mocniejszy alkohol gdy siądziesz do oglądania.
@bosman_plama
Prawie całą, zacząłem jeszcze w poprzednim.
Do Koła mam ogromny sentyment, czytałem ten cykl przez pół życia (na pewnym etapie z akompaniamentem Blind Guardian, stąd wspomniany wcześniej power metal :D), dorastałem z nim właściwie, The Gathering Storm to była moje pierwsza przeczytana w całości książka po angielsku! Nie wiem czy ja powinienem w ogóle zabierać się za ten serial. 😀
@michau
Chyba bym odradzał. Porzuciłem serial po trzecim odcinku. Potem przyciągnął mnie przedostatni, bo chciałem zobaczyć Ścieżki, Z rozpędu obejrzałem też ostatni i to znów było przykre doświadczenie.
@michau
A tylko dziesięcioksiąg Eriksona, czy to co dopisał Esslemont też?
@maladict
Dziesięcioksiąg. Za resztę zabiorę się po małej przerwie. Na tyle wcześnie by w miarę pamiętać co i jak, na tyle późno by nie było przesytu. 🙂 Jak rozumiem Ty już czytałeś? Warto?
@michau
Ogólnie tak. Podoba mi się, że Esslemont opisuje wydarzenia dziejące się równolegle, pozwalając zarówno poznać nowych bohaterów jak i spotkać tych starych. Ponadto ma on nieco prostszy styl pisania, przez co czyta się go ciut łatwiej
@maladict
Ta prostota języka mnie zniechęciła. Bo już Erikson nie jest mistrzem stylu (a zupełnie złe rzeczy zaczynają się dziać, kiedy mu się wydaje, że jest), ale Esslemont wydaje mi się prosty aż do przesady. Bardzo źle mi się go czytało i poddałem się gdzieś w połowie “Karmazynowej gwardii”. Możliwe jednak, że to kwestia tłumaczenia.
@maladict
Są też kolejne części Eriksona, zdaje się, że prequele. Mam nawet ten tom, który wyszedł po polsku, ale jeszcze nie czytałem.
@bosman_plama
Ale masz na myśli trylogię Kharkanas czy nowy (pod)cykl Świadka?
@maladict
Świadek się u nas nie ukazał, a ja jestem strasznie wygodnicki i lubię czytać szybko. A po angielsku czytam zbyt wolno, więc tylko w ostateczności:). Miałem na myśli Kharkanas, bo pierwszy tom tej trylogii ukazał się po polsku. Nie mam pojęcia czemu drugi tom już nie. Może Erikson nie sprzedał się na tyle dobrze? Z drugiej strony MAG wydaje kolejne wznowienie podstawki, więc może czekają z innymi cyklami z tego świata aż Erikson je skończy pisać?
Tym razem wybór będzie całkiem prosty, a to dlatego że grałem, tak jak tutaj wielu, niewiele. Bo mało na to było czasu. Tak mało, ze ciężko mi napisać ten komentarz i robię to już trzeci dzień. A jak już skończyłem, to nie chce się pojawić na Gikzie, będę więc wklejał po kawałku i edytował – może się uda. Do rzeczy!
1. Ori and the Blind Forest – Definitive Edition
Fantastyczna, przepiękna przygoda okraszona wspaniałą muzyką. Na prologu córka mi się poryczała, więc zrobili to dobrze. Rzadko kiedy próbuję “wymaksować” grę, ale tutaj była to czysta przyjemność. Jak już się ogarnęło wszystkie ruchy Oriego, to można było bezproblemowo hasać po całej mapie. A przy okazji przyznam, że grając na myszce i klawiaturze jest trochę łatwiej. Platformówkowa metroidvania najwyższych lotów. Jak tylko zaczynałem grać, to nie mogłem przestać, a grałem, kiedy tylko mogłem.
2. DOOM 2016
Och jak dobrze mi się odstrzeliwało łby demonom. Jak dobrze zarzynało się je piłą mechaniczną. Krew leje się wiadrami, kończyny i flaki wesoło walają się po podłożu, my cały czas biegamy i skaczemy, co i rusz strzelając z dwururki w mordę napotkanego demona, a to wszystko przy akompaniamencie świetnej muzyki autorstwa Micka Gordona. Wspaniały powrót klasycznej strzelanki, w którym to miodność często sięga górnej granicy skali. Grafika nadal przyjemna, potworki śliczne – bardzo podoba mi się estetyka tej gry (aczkolwiek cyberdemona lekko skiepścili). Nie ma nic lepszego na odstresowanie się po ciężkim dniu. Z lubością przeczesywałem mapy w poszukiwaniu sekretów, lub nawet powtarzałem poziomy, aby wykonać przypisane do misji wyzwania (jak np. zabij dwa cacodemony jednym strzałem). Ale kontynuację, czyli “Doom Eternal”, sobie odpuszczę, bo wydaje mi się, że przegięli tam pałeczkę w gameplayowej ekwilibrystyce.
3. Little Nightmares: Complete Edition
Strasznie fajna i klimatyczna gierka. Poruszamy się małą dziewczynką w małym płaszczyku, z małą zapalniczką przemierzamy małe lokacje, a czasami po plecach przebiegają nam małe ciareczki. Bo klimacik jest tu dość gęsty i ponury. Natomiast zagrożenia są już całkiem duże. Obrzydliwcy próbujący nas schwytać są wykonani naprawdę… koszmarnie. Sama historyjka jest ciekawa, lecz najlepiej jeśli dopełniona małymi dodatkami z Complete Edition.
Tuż za podium jest Shadow Tactics: Blades of Shogun, gdyż za mało czasu z tą pozycją spędziłem. A jest bardzo dobra. Kto wie, może załapie się na nasępne głosowanie?
Książka:
“Droga Królów” Brandona Sandersona, choć jeszcze parę stron zostało. Paręset znaczy się 🙂 Na pochwałę zasługuje też zbiór opowiadań “Ptak śmierci” Harlana Ellisona, ze słynnym “Nie mam ust, a muszę krzyczeć”.
Film:
Kilka obejrzeć się udało, szczególnie na początku roku, a najmilej wspominam świetny “Lighthouse” oraz przezabawny “Deadpool 2”. Jak widać gatunkowo troszkę się różnią. Z drugiej strony, widziałem też “Jurassic World: Fallen Kingdom” i był jeszcze głupszy od wcześniejszej części, więc się zastanawiam jak durna i nielogiczna będzie kolejna odsłona.
Serial:
Tutaj raczej zawody. “Squid Game” wcale nie taki wspaniały, czy choćby brutalny, jak zapowiadamo – nie wiem skąd szał. Na dokładkę przebrnąłem przez drugi sezon Wiedźmina i na samo wspomnienie znów muszę się napić czegoś mocnego.
Wydarzenie:
w tym punkcie natomiast wydarzyło się już coś wyjątkowego. Rok temu chwaliłem się kolejnym potomkiem – eee tam, każdy głupi może zrobić dziecko. Nowe mieszkanie? Pfff… wystarczy dobrowolnie zakuć się w bankowe kajdany kredytu. To, czego w tym roku dokonałem bije to wszystko na głowę. Otóż w końcu, po bodajże ośmiu latach prób i starań, w roku 2021 udało mi się uniknąc utworu “Last Christmas” zespołu Wham aż do Wigilii i jeszcze jeden dzień dłużej (później sam to zapuściłem, bo ojciec nie wiedział o której to pieśni tak rozprawiam)! FANFARY!!! Chociaż na koniec tego męczącego i stresującego roku czuję się zwyciezcą!
I to tyle. To właśnie była moja historia…
PS.
Jako że koniec tego roku już tuż, tuż, to życzę Wam wszystkim aby kolejny obfitował we wszelkie dobra popkulturowe, a czasu na nie było w pod dostatkiem!
@Tasioros
Twoja historia przypomniała mi o tym, że sam oberwałem Whamem jeszcze w listopadzie i miałem, w ramach zemsty na wszechświecie, przeprowadzić szczwane uderzenie na gikza wstawiając Last Christmas we fikcyjnego newsa o Wiedźminie 4 albo czymś podobnym. I zapomniałem.
Na marginesie – skoro jedna kobyła Sandersona Ci się spodobała, to masz co robić na naprawdę dłuższy czas. A zanim skończysz to co już napisał pewnie powstanie kilka kolejnych. 😀
@michau
Wham ominął mnie całkowicie, zapewne dzięki temu, że z powodu covida oparłem się pokusie wyjazdu na Nordcon (z żalem). Tam siedziałbym pewnie codziennie w gospodzie “U Rybaka”, gdzie bombardowaliby mnie zestawem pieśni świątecznych (nie kolęd), więc trafiano by mnie raz za razem.
@bosman_plama
Czyli co najmniej dwa skalpy były do zebrania tym pseudonewsem. Żal, żal, serce płacze.
@michau
Nauczka na przyszłość:)
@bosman_plama
Ja niby zamawiałem w necie, w centrum handlowym byłem w grudniu wszystkiego dwa razy, siła wyższa, butów przez internet nie kupię…
Ale na zdalnej pani puszczała dzieciom “świąteczne” piosenki, a młody akurat siedział bez słuchawek. I tak przegrałem w połowie grudnia, przegrałem od cichego strzału zza rogu
A ja jak zwykle late to the party…
Jak się kończył zeszły rok to narzekałem że on ogólnie i w szczegółach to chaos, grzybnia i patatajnia była i ja bym chciał żeby on sobie już poszedł i nie wracał. I wtedy wszedł (wciąż trwający) rok 2021, rozejrzał się, charknął, podwinął rękawy, zatarł łapska i powiedział “NO TO TERA PATRZ NA TO!”.
Tak więc nauczony doświadczeniem od roku 2022 nie życzę sobie nic. Poza tym żeby go przeżyć. I więcej nic zupełnie.
Z powodu popisów roku 2021 i wszystkich sytuacji które z tego wynikły (na niwie służbowej i niekoniecznie) tak się złożyło że ani nie pograłem za dużo (a w tzw. “nowości” jeszcze mniej), ani wiele nie obejrzałem, ani – i to jest tak naprawdę najgorsze – poczytać też nie bardzo było kiedy.
Tak więc jeśli mam już wybrać coś z tej skromnej puli AD 2021 to by było tak:
GRY:
Sniper Elite 4 (PC)
Grałem we wszystkie części tej serii i każda kolejna podobała mi się bardziej niż jej poprzedniczka. SE4 w pewnym sensie zachwiał tą prawidłowością, bo czając się po krzakach i pakując kulki między oczy nazistom co i rusz nachodziła mnie taka refleksja że to już było, to już widziałem i że to jest właściwie DLC do Sniper Elite 3. Podobne wręcz do identyczności mechaniki, AI wrogów, nawet grafika i niektóre assety podejrzanie znajome. Ale potem pomyślałem: “czy to aby taka wielka wada?”. W końcu to jest gra o byciu bohaterskim snajperem odstrzeliwującym tych złych. Tak konwencja narzuca pewne rozwiązania. Skoro te rozwiązania mają sens w “przestrzeni” gry, działają i zapewnia frajdę to po co drzeć szaty że się powtarzają? I z tą refleksją z dużym ukontentowaniem kontynuowałem przestrzeliwanie watrób, płuc oraz czaszek gdzieś w italiańskim interiorze.
Według wiadomości internetowych 5 część w drodze. Nie ukrywam że czekam.
Open TTD (PC)
Tak jak Steama mam za cancer i komasacje tego co złe w cyfrowej dystrybucji gier, to za przywrócenie (i to za “free”) tego tytułu w wersji działającej na nowych systemach (wersja z W95 nad którą spędziłem swojego czasu setki godzin odmawiała działania na W7 i wyżej) i to z moddingiem gotów jestem Gabciowi sporo jego grzeszków wybaczyć. Jest coś dziwnie satysfakcjonującego w układaniu torów, budowaniu drog i mostów oraz planowaniu przystanków by potem patrzeć jak pikselowe lokomotywy, ciężarówki, samoloty i statki przemierzają równie pikselową i dziwnie pokolorowaną mapę rozwożąc ludność i towary… A cyferki na koncie twojej wyimaginowanej kompanii rosną i rosną co daje ci szanse kupienia lepszej pikselowej lokomotywy i puszczenia jej w ruch.
Tom Clancy’s Rainbow Six: Vegas 2
To chyba jedno z większych zaskoczeń i powrotów nie tylko w tym roku ale w ogóle ever. Natrafiłem na tą grę gdzieś w otchłaniach mojego backlogu zupełnym przypadkiem. Nie wiem nawet jak i kiedy ją właściwie nabyłem drogą kupna. Zainstalowałem i odpaliłem tylko dlatego że BF2:AIX mnie już trochę znudził i szukałem jakiegoś FPS który można by ograć na singlu. Vegas 2 miało single playerowoą kampanie, więc pomyślałem że co mi tam, najwyżej się pośmieje z nieporadności botów. No to zacząłem i… wsiąkłem. Gra jest z 2008, co widać, słychać i dość często czuć w casie rozgrywki, ale ogólnym poziomem i grywalnością stanowiła wielkie zaskoczenie na +. Ostatni raz taki fun w strzelaniu w SP miałem chyba przy okazji Titanfall 2, a to jest w moich oczach wielki komplement dla FPS. Był czasy kiedy Ubisoft potrafił zrobić coś porządnie…
Honorable mention(s):
Dorfromantik (PC) i Race the Sun (PS4).
Dwie małe i proste gry, doskonałe na zapełnienie kilkunastominutowej przerwy pomiędzy innymi (“ważniejszymi”, he he he) zajęciami. Bardzo różne (pierwsza to układanie kafelków w krajobrazy, a druga to latanie samolocikiem przez tor przeszkód), ale fantastycznie relaksujące. W dobie covidowego kocikwiku to są wartości nie do pogardzenia!
FILMY/SERIALE
No tu jest kompletna wtopa. W 2021 naprawdę nie dałem rady obejrzeć praktycznie nic dłuższego niż pół godziny łącznie. Tak, to oznacza że nie widziałem “Diuny” ani nowego sezonu “Wiedźmina”. “Diune” mam nadzieje odrobić w pracy siedząc na offshore, a co do Wieśka… Cóż tak prawdę mówiąc to po tym co widziałem w pierwszym sezonie nie mam jakiegoś specjalnego parcia żeby zobaczyć drugi…
Tak więc tu nominacji nie będzie.
Z tego co widziałem to – jako wieczny serialowy malkontent (copyright by Moja Żona) – bardziej niż chwalić mogę ponarzekać. Po pierwsze na “The Expanse”: świetne pierwsze jeden i pół sezonu, hard SF, sensowny kosmos i jego parafernalia, bohaterowie z charakterem, a potem… zjazd w metafizykę dla ubogich i pseudo filozoficzne problemy o głębi kałuży. Po co? Dlaczego? Eh, a tak dobrze się zapowiadało.
Po drugie: “Shingeki no Kyojin” (czyli “Attack on Titan”). Pierwszy sezon bardzo dobry. Drugi dobry. Dalsze… Pies scenarzysty zjadł mu scenariusz? Zaczęli mu płacić od ilości fabularnych kalk i powtórek? Przystał do jakiejś sekty która nie wierzy w następstwo czasu i związki przyczynowo-skutkowe? Dalibóg nie wiem, ale efekt dla serialu jest katastrofalny.
KSIĄŻKI
W tym roku wróciłem do zwyczaju czytania jakieś (auto)biografii osobistości znanej lub wcale niekoniecznie. W 2021 było to “Kelly: More Than My Share of It All” czyli autobiografia Clarence L. Johnsona (znanego w środowisku bardziej jako Kelly Johnson). Dla słabiej zorientowanych: to jest facet które stał za Skunk Work, czyli tym kawałkiem Lockheed Martin które odpowiadało za takie konstrukcje jak F-104, U-2 i SR-71. Historia jest momentami cukierkowa i “Murricafuckyeah!” patriotyczna, ale ogólnie daje niezły wgląd w więcej niż trochę lawinowe i szalone wręcz tempo rozwoju aeronautyki w latach 50 i 60, na które nakładała się psychoza Zimnej Wojny. Co owocowało programami i konstrukcjami które dziś nie miały by szansy nawet przejść głosowania nad budżetem, a co dopiero powstać “w metalu”. Nie mówiąc już o tym że to były dopiero absolutne początki ery komputerów i innych “wzmacniaczy rozumu” więc 99% rezultatów było efektem pracy z kartką papieru, ołówkiem i suwakiem logarytmicznym. I to co na tych kartkach zaprojektowali latało na wysokości 26 km z prędkością 3 Ma…
edyta: poprawki w tagach…
@mr_geo
Ha, wiedziałem, że tak będzie! W kalendarzu wyskoczy: 31 i przybędą głosowacze! I dobrze:)
@bosman_plama
Hej, fajnie widzieć że łajba wciąż płynie 😉
Dla mnie to będzie:
1. Cyberpunk. Poczekałem prawie rok. Laptopa nawet wymieniłem po części co by szmery bajery były. Fabuła fajna, kończę właśnie wątek główny (tak przy przynajmniej zakładam) w arasaka tower akacja z noamdami. Myślę że za jakiś czas babeczka punkiem i po angielsku drugie podejście zaliczę. Mimo tego że rozwoju postaci bez szału (ten w Deus exie mi siadł bardziej), ekwipunek i stroje to jakaś drama, questy poboczne za łatwe jak się robi wątek główny, albo odwrotnie. To klimat, miasto, postacie i fabuła robią robotę.
2. Star Wars. Jedi fallen order. Bo SW, bo przyjemnie się gralo, mimo tej jeba….nej 9 siostry 😉 no i jakąś namiastka DS, na które nie mam czasu 😉
3. Age of empires 4. Nie jestem fanem serii, ale rtsy to jeden z moich ulubionych gatunków. A tu nauczyłem się więcej o historii niż w LO;)
Trzymajcie się.
Czas się kończy, więc szybko:
Cyberpunk za klimat
X-Com Chimera Squad chwilową zmianę stylu a mimo wszystko udaną pozycja
Kingdom Rush: Vengeance za … to Kingdom Rush!
Film – Arszenik i Stare Koronki. Niezmiennie się zaśmiewam w głos na tej screwball comedy.
Serial – Shameless US. Piękne zamknięcie.
Książka – Koło Czasu? Bo mimo wszystko czytałem te tomiszcza przez większość tego roku. Choć mi się już nie chce.
Chyba jednak Cyberpunk, choć szczerze mówiąc napocząłem dopiero, ale już się polubiliśmy. Grał będę w tempie Wiedźmina 3, więc zajmie mi ze dwa lata… Poza tym nie wiem… Paradoksem jest że dostajemy za darmo kupę fajnych gier (Tomb Raidery w Epicu do 6go stycznia), a czasu i chęci coraz mniej. Jakoś mi przypomina GTA5, co jest zaletą… ale faktycznie jest inna niż Wiedźmin. Nie wiem o co chodzi z problemami technicznymi, korzystam z GeForce Now 😉
Poza tym pykam z dzieciorami w Minecrafta i bawię się swietnie w multi, tylko musialem kupić dodatkowe konta, bo dzieci jeszcze nie zarabiają… Dziś odpaliłem wersję planszową i też jest nieźle. W ogóle paradoksalnie pandemia sprawiła, że więcej gram w planszówki…
Trzeciej gry nie mam jakiej, może pykane casualowo piłkarzyki, czyli PES, choć gram jak ostatnia łamaga i niczego się nie uczę…
Chciałbym wspomnieć najnowszą Cywilizację, niestety nowe zasady w połączeniu z małą ilością czasu powodują, że dostaję na razie srogi łomot. I choć bawię się nieźle, to na razie od siebie odpoczywamy. Trochę napocząłem komórkowe Through The Ages, podobno jest bardziej user friendly niż analogowa wersja.
Z książek trochę Lema (okazuje się że “Dzienniki gwiazdowe” są jak wino, trochę gorzej, zwłaszcza obyczajowo, zestarzał się “Powrót z gwiazd”. A absolutną perełką okazał się “Golem XIV” którego kiedyś bardzo się bałem a książka okazała się bardzo bardzo, tylko czterrnasto- czy piętnastoletni ja był po prostu nie przygotowany, czytaj za głupi. Poza tym cykl Diuny, choć nie dokonczylem szescioksiągu przed premierą, po “Heretykach” czuję, że muszę sobie zrobic dłuższą przerwę. Zaskakująco dobra okazała się “Wieczna wojna” Haldemana, a “Wieczna wolność” może słabsza, ale znacznie lepsza niż ludzie w internecie piszą.
Szczególne wyróżnienie dla niefantastycznej powieści “Tajemna historia” Donny Tartt, której co prawda jeszcze nie dokończyłem, ale jest świetna a może i zawiera lekki pierwiastek fantastyczny.
Z innych niedokończonych do 31.12 wspomnę “Pieśń Łowcy” Tada Williamsa, czyli fantasy o kotach, oraz niezbyt fantastyczna “Familia” niejakiego Pawła Majki (sorry).
A, i jeszcze na audible.com wyszły dwie części audiobooka Sandman, skonczyłem na razie pierwszą i jest w pytkę mocno, Neil robi za narratora. Polecam.
@furry
A już miałem złamane serce, że nikt nie wymienił Familii!:)
Rzutem na taśmę bez wchodzenia w szczegóły bo czasu brak.
1. World of warships, kilka tysięcy godzin na liczniku i końca nie widać.
2. Civilization 6 na pstryczku
3. Dragon Ball Z Kakarot na pstryczku
Trzy tytuły w które faktycznie coś grałem.
Gdzieś we wszechświecie, no albo którymś z wieloświatów, jest jeszcze na pewno 31 to dorzucę:
Hearts of Iron IV
Company of Heroes 2
Darkest Dungeon
^^