Zamiast kawy – ucieczka od gry (i powrót do niej)

Ziuta dnia 9 grudnia, 2013 o 8:00    48 

Wreszcie się udało! Nowe „zamiast kawy” w poniedziałek.

Oglądnąłem (w Krakowie to poprawna forma)Melancholię von Triera.  Jeden z jego lepszych filmów, a dzielę je na dobre i te, co zbliżają się do granicy robienia z widza „tata wariata” (w Misiu tak mówili). W Melancholii gigantyczna planeta uderza w Ziemię, gładząc na niej wszelkie życie akurat wtedy, kiedy główna bohaterka pielęgnuje w sobie intelektualne rozkosze płynące z depresji. Otwierająca i zamykająca film scena zagłady rzuca na kolana całe kino katastroficzne Ameryki, chciałoby się dożyć takiej pięknej apokalipsy, zaś środek jest bardzo okej, o ile ktoś lubi europejskie smęcenie ekranowe.

melancholia

Tak pięknie kończy się świat

Właśnie, europejskie smęcenie!  Czy na tym nie polegał plan Larsa von? Jak wiadomo,  etos inteligenta, takiego ę-ą, jakkolwiek bardzo pożądana droga życiowa, utrudnia, a nawet uniemożliwia korzystanie z różnych miłych plebejskich rozrywek. Wyobraźcie sobie, że jesteście takim nowoczesnym europejczykiem  aspiracjami, doktorantem, albo wręcz doktorem, i idziecie na film, dajmy na to na Armageddon. I po seansie spotykacie pod multipleksem panią profesorową. – Państwo tutaj? – pyta zdziwiona. – Przecież nie grają już Almodovara (Almodovar to i Allena to bodaj jedyni „lepsi” reżyserzy, jakich możemy obejrzeć w przybytku popcornu).

Dla takich ludzi właśnie powstała Melancholia. By mogli choć raz na parę lat obejrzeć popcorn movie bez potrzeby krycia się przed wysublimowanymi znajomymi. Coś podobnego zdaje się mieć miejsce w światku gier. Bo czy kojarzycie takie określenie „gry nie-gry”?

Nawet jeżeli nie, to na pewno graliście kiedyś w nie-grę, albo przynajmniej o niej słyszeli, bo rzecz jest obecnie na topie. Nie-gry to wszystkie te dziwne offowe produkcje, którymi zachwycają się na Jawnych snach. Nazwę ukuł Michael Samyn (koleś z Tale of Tales). Nad nie-grami można deliberować latami, bo nikt w zasadzie nie wie, co to jest, ani komu służy. Złośliwi by powiedzieli, że to takie lepsze gry zrobione dla doktorantów, żeby mieli z czego pisać doktorat bez wstydu przed profesorem, że zajmują się jakimiś zabawkami, a nie, na ten przykład, Gombrowiczem. Zauważyliście, ile się namnożyło ostatnimi czasy doktorantów? No właśnie. Ja przychylam się do teorii (tzn. to jest moja teoria), że nie-gry są komputerowym odpowiednikiem eksperymentów montażowych Kuleszowa. Kuleszow był rosyjskim filmowcem, który w latach 20 szukał nowych metod narracji w kinie. Efekty jego pracy widzimy na ekranach codziennie. Podobnie widzę produkcje Tale of Tales albo Dear Esther. To jeszcze nie gry, ale kuźnia, w której wykuwają się nowe gameplaye i narracje. Za pięć, dziesięć lat bieganie po lesie z The Path zobaczymy w najnowszym Battlefieldzie.

thepath

Tak za 10 lat będą wyglądać multiplayerowe shootery (chyba, że nam założą wtyczki w czaszkach)

Z drugiej strony nie-gry to nie poligon doświadczalny, ale bunt. Bunt przeciwko skostnieniu gier, gier, które ograniczają twórców – zwłaszcza jeżeli zamarzy im się więcej.  Wielkim Walczącym jest tu David Cage. Niestety, kto grał w Fahrenheita albo Heavy Rain, ten wie, że Cage pragnie czegoś, ale za bardzo nie wie, czego. W efekcie z megaambitnych planów wychodzi mu monumentalne QTE, a gracze złośliwią się, że facet jest niespełnionym filmowcem.

Ale nie tylko Cage’owi się nie podoba. Sporą popularność w światku krytyków gier zrobił termin  „dysonans ludonarracyjny”. Dysonans tenże to ten moment, kiedy konwencja gry kłóci się z fabułą.  Najlepszym przykładem jest tu czwarte GTA, gdzie bohater między jedną a drugą radosną rozwałką przeżywa rozterki. A takich motywów w grach będzie coraz więcej. Nie wepchniesz w prosty schemat szekspirowskiej fabuły. Nawet takiej z lepszego serialu nie wepchniesz.

Stąd pomalutku, powolutku rodzi się zjawisko ucieczki od gry. Serce ruchu bije w świecie indyków, ale postawiono już przyczółki  w świecie AAA (Cage). Obedrzeć grę ze wszystkiego, co growate, bo nam wadzi. Zostawić tylko interakcję. Wywalić sejwy, punkty, achievementy, WSAD, lewy i prawy klik myszką, przerywniki filmowe między misjami (tych najbardziej nie lubi Adrian Chmielarz). One są jak skorupiak, który przyczepił się do dna okręty i krzyczy „płyniemy!”, choć tak naprawdę tylko go spowalnia. Po odrzuceniu całego tego zbędnego bagażu rodem z ATARI naszym oczom ukaże się… nie wiem, co się ukaże. Mówią, że coś pięknego i mądrego.

Tak rozmyślając sobie a muzom odkryłem, że w sieci wisi Kingdom Rush Frontiers.

To zupełnie inny porządek. Bardziej niż gra (faaajna, ale krótka – taka uroda każualówek) ucieszyła mnie celebracja gamingu. Tu nic nie ucieka, nic nie aspiruje, nic się nie wstydzi, że realizuje wzniosłe treści karczemnym przekazem. Czysta radość z grania jako takiego. To jest nawet atut gier – pozwalają się cieszyć czymś, co w innej sytuacji byś zlekceważył. Książką fantasy o elfach i krasnoludach ciepnąłbym o ścianę (sprawdzić, czy nie Sapkowski), ale kiedy kolegi mówi mi „słuchaj taka gra, mroczne elfy biją się z krasnoludami o artefakt przedwiecznego zua”, to od razu ręka mi wędruje do klawiatury.

rush2

Giercowanie w jaskini Platona

Może więc to jest droga i cel dla gier – nie dopasowywać się do wzniosłych treści, wstydzić własnych korzeni i gonić za niedościgłym ideałem czystego gameplayu, lecz przywracać nam rzeczy wzgardzone. Chociażby Fallout – Bosman wprawdzie ostatnio kręcił nosem, że nie jest wcale taki wybitny, ale i tak – przywrócił nam radość obcowania z przedatowaną, nuklearną postapokalipsą. Cyberpunk, so lata 80, w Deus Eksie i zbliżającej się grze CDPRed zyskuje drugą młodość. Czym jest bombastyczny realizm Battlefieldów, jak nie odwojowaniem dla świata kiczowatego malarstwa sprzed 150 lat?

I dlatego chyba zaraz sobie zainstaluję jakąś odmóżdżającą napieprzankę. Kiczowatą i konwencjonalną. Co polecacie?

Dodaj komentarz



48 myśli nt. „Zamiast kawy – ucieczka od gry (i powrót do niej)

  1. Tasioros

    Jest poniedziałek rano, więc ciężko wchodzić w jakąkolwiek polemikę z Twymi rozważaniami zawartymi w tekście. Ale co do pytania na samym końcu, to do głowy przychodzi mi nowy Shadow Warrior. Ewentualnie Rage, bo miodny całkiem jest.

    1. Goblin_Wizard

      @Tasioros

      Jest poniedziałek rano, więc ciężko wchodzić w jakąkolwiek polemikę z Twymi rozważaniami zawartymi w tekście.

      Dokładnie. Ale jednak..
      Ja tam zawsze uważałem, że “lepsze jest wrogiem dobrego”. Tyle już sequeli bardzo fajnych gier zostało zniszczonych przez tzw. nową, lepszą jakość i usilne próby szukania nowych środków wyrazu. Rozdmuchane sukcesem ego tFórców każe im zwykle ładować do następnej części jakieś ich nie spełnione wizje i pomysły, co, przy jednoczesnym usunięciu części starych rozwiązań, tworzy często zupełnie niezjadliwy miszmasz. Dlaczego nie można iść taką drogą jaką zwykle tworzone są programy użytkowe? Każda nowa wersja dokłada cegiełkę, jakąś dodatkową funkcjonalność, poprawia i ulepsza to co było takie sobie, itp. bez jakichś wielkich rewolucji. Dlaczego nie szlifować dobrej gry tak żeby była perfekcyjna tylko koniecznie tworzyć coś nowego?

      1. Siemion

        @Goblin_Wizard

        Bo ludzie będą truć, że zmian jest za mało i że kotlet. Po najdalej 2-3 odsłonach wszyscy będą już w związku z tym toczyć pianę i popularność poleci, chyba że któraś z pierwszych części to będzie instant classic sprzedany w milionach egzemplarzy. Wg mnie grom dużo dobrego zrobiłoby zwyczajne odczekanie 3-5 lat przed wydaniem kolejnej odsłony.

  2. bosman_plama

    Coś w tym jest. Możliwe, że właśnie dlatego gry stoją dziś na takim rozdrożu. Z jednej strony mamy produkcje miejscami aż nadambitne i zupełnie antyplejowe, a z drugiej czystą, pozbawioną jakichkolwiek ozdobników growość, czyli wszelkie tryby multi i MMO. Dla mnie to koszmar, bo antygry interesują mnie najczęściej wyłącznie jako eksperyment, a multi mnie nie cieszy, bo lubię fabułę (MMO darzę czystą, serdeczną nienawiścią, bo morduje fajne pomysły na światy).

    Na szczęście coś się z tego fatalnego rozdroża wykluwa. Chyba wyłącznie dzięki indykom (które są coraz mniej indycze). To te wszystkie gry na nowo odkrywające fabułę i mniej konwencjonalne rozwiązania graficzne i gry, które przypominają sobie, że grywalność nie musi oznaczać nudnej bombastyczności i szlifowania bez końca tych samych schematów (tak, tryby multi w strzelankach, do was piję).

  3. idomes

    Innymi słowy odreagowujesz, że Cię promotor na Igrzyskach Śmierci zdybał? 🙂 I ten twist, że trzeba patrzeć dalej, mierzyć wyżej, czuć wznioślej, a później wyskakujesz z klonem Plants vs Zombies… chyba zabrakło płynniejszego przejścia między tematami.

  4. iHS

    Melancholia zrobiło mi dużo złego, do dziś mam dreszcze jak myślę o tym filmie. Żeby nie było – bardzo dobry film, zrobił na mnie duże wrażenie. Tylko włazi za skórę, przynajmniej mi wszedł. Osobiście mam tak, że ostatnio zupełnie przestały mnie kręcić monumentalne produkcje AAA – zachwycił mnie za to Antichamber, zachwyciło mnie Papers please, zastanawiam się nad Stanley Parable, ponoć dobre? Chyba mam tak, że w ogóle coraz mniej wciąga mnie typowy gameplay, a coraz bardziej “artystowskie” podejście do gier – mniej bym już postrzelał, więcej obejrzał, chcę być zdziwiony. Z drugiej strony – przez cały weekend tłukłem w F2P Marvel Puzzle Qest udostępniony na steam-a: czyli jednak koniak i kawior, ale wódki to bym się też napił.

      1. iHS

        @bosman_plama

        Eee, Uncharted 3 to jednak nie Puzzle Quest – bilans masz zdecydowanie bardziej dodatni. Do tego wsuwalem mrożone frytki i mrożone ryby (termicznie potraktowane) i upajałem się własnym upodleniem. Notabene bosmanie, sądzę że dobrze by było znów wspólnie co chlusnąć i porozmawiać o życiu.

  5. Nitek De Kuń

    Odmóżdżacz – Call of Juarez Gunslinger – bo jest dobry i aktualnie na muve w Zimobraniu za 12zł
    https://www.gikz.pl/artykuly/recenzje/call-of-juarez-gunslinger-recenzja-z-wkladka/
    W dodatku z zajebistą narracją.

    Są też inne, ale ku temu skłania się dzisiaj dobra cena.

    ———–edit
    Już jest w normalnej cenie. To sorry. Choć odmóżdżacz dobry.

    —-edit2
    to nie rozumiem tej edycji Zimobrania. Niektóre tytuły dalej przecenione, niektóre nie. DEFUQ

    1. quross

      @projan

      Zastanawiam się, ile razy jeszcze coś obejrzę, bo ktoś polecił na gikzie 😀

      Dla mnie niestety średniaczek. Rodzina najważniejsza, uczucia najważniejsze, miłość najważniejsza, trzeba mieć cel w życiu takie tam. Nie wiem, ale zupełnie mnie to nie chwyta. Oczywista oczywistość. I nie, powolna narracja mi nie przeszkadzała.

      1. projan

        @quross

        Ale czemu próbujesz na siłę znaleźć przesłanie? Jak dla mnie, żadnego przesłania tam nie było, tylko sposób radzenia sobie z nadciągającą śmiercią. Rodzina? Przecież główny bohater nie chce być wtedy z rodziną, podobnie jego siostra. Uczucia? Craig tylko spełnia swoje seksualne fantazje. Miłość? Niezwykła, ale czy najważniejsza? Przecież umieramy.
        W filmie jest przedstawione całe spektrum zachowań ludzi. Od wandalizmu i hedonizmu po oddanie religii czy rodzinie. Jaki sens jest mówienie, że cokolwiek reżyser (i scenarzysta w jednym) przedstawi, to stara się nauczać. Właśnie w tym tkwi siła filmu, że tak nie jest. Że jest realizm i klimat…

Powrót do artykułu