Recenzja w Luźnych gadkach – Tiny Thief

Nitek dnia 30 grudnia, 2013 o 11:43    2 

Rabować bogatych, by oddawać biednym. Dennis Moore, Dennis Moore, wiezie łubin, dum dum dum, tralala.

Zapoznaliście się właśnie z głównym założeniem rozgrywki w Tiny Thief. Zatrzymajcie jednak swe wierne rumaki dzielnie transportujące pieniądze do centrów elektronicznej rozgrywki. O ile nasz mały złodziejaszek czyni wszystko w dobrej wierze, słusznie obierając za cel wszelkich opryszków zamieszkiwanego świata, tak wydawca Rovio Stars, powinien cmoknąć ścianę z rozbiegu.

Zacznijmy jednak od początku.

2013-12-17_00002

Zimna ryba

Być może zapaliła się Wam w głowach lampka pobudzona powyższym obrazkiem, że Tiny Thief to taki kolorowy Mark of The Ninja. Nic z tych rzeczy. Koło Ninjy nie leżało i nie nasiąkło dobrem zeń płynącym. Małego łotra można określić jako uproszczony dość mocno point and click. Gra się podobnie, ale same zagadki są proste i przechodzi się wszystko praktycznie z biegu. Nie ma grzebania w kieszeniach i łączenia przedmiotów, nie ma dialogów, ba, nawet jednego słowa, a rozwiązania wszelkich problemów są na wyciągniecie oka. Całość rozgrywki zamyka się w sześciu mini opowiastkach, podzielonych na pięć plansz każda. Daje nam to 30 plansz, a całość, z ręką na brzuchu tudzież w misce czipsów, skończycie w około cztery godziny, przy okazji maksując i robiąc niemal wszystko przy pierwszym podejściu.

Koniec końców, po skończeniu roboty, nie ma po co wracać.

2013-12-21_00004

I’m selling these fine leather jackets

Co trzeba wynieść i za ile?

W poszczególnych planszach cele są inne, ale schemat zawsze ten sam. Rozbierając to zdanie na czynniki pierwsze – mówiąc plansze mam na myśli jedną z tych lokacji, jakie widzicie na obrazkach. Na większości z nich pokazany jest jeden z tych wspominanych trzydziestu poziomów do ogarnięcia. Czasami zdarzy się, że na jeden level przypadną dwie planszę, a zdaje się dwa levele pod sam koniec mają tych plansz więcej. Niestety to nieliczne wyjątki. Na wykonanie poszczególnych zadań przypadnie maksymalnie dziesięć minut, a niektóre zamknięcie w pięć. Może nawet w trzy. Mimo, że czasem trzeba przemknąć, by nikt nas nie zauważył chowając się w beczkach czy innych krzaczkach, nie jest to jakoś specjalnie trudne, a karą za nieuwagę jest nieznaczne cofnięcie do dogodnie rozmieszczonych checkpointów. Tylko i wyłącznie timing ma tu jakieś znaczenie.

Do Waszych kieszeni wpadną przedmioty wszelakie. Prócz tych koniecznych do użycia na danej planszy, wynieść trzeba czasami coś większego, na przykład uratować jakąś yummy granny, czasami buchnąć świnkę skarbonkę albo zwinąć czyjeś wąsy. Do tego dochodzą cele opcjonalne. Poza wszechskarbem na mapce, są także poukrywane przedmioty, które należy wyklikać z tła. Tła są w niektórych miejscach interaktywne. Otwierając kilka razy okno, wkurzymy kuchcika na tyle, że wyrzuci cenny tasak do mięcha. Pstrykając w obraz, ten spadnie i ujawni skrytkę ze statuetką nagiej babeczki. Takie cuda zawsze w cenie. Na początku nie ma tego za wiele, ale im dalej w grę, tym jest ciekawiej i przedmiotów do odnalezienia coraz więcej. Nic trudnego, choć przyznaję, że nie odklikałem wszystkich.

Ostatnią rzeczą do kliknięcia na liście do zrobienia jest ratunek ziomalskiej wydry, choć nie do końca wiem co za nami się szlaja. Chowa się to tu, to tam, a naszym zadaniem jest jej wypatrzenie i kliknięcie w nią co by mogła cieszyć się wolnością. Voila! Czasami widoczna jest od razu, czasem po wykonaniu jakiś czynności, a czasem w ogóle jej nie zauważycie i podzielicie mój los nie odnajdując jej w każdej miejscówce. Szczwana bestia.

2013-12-21_00007

Odszukaj ptaka

Pozbawieni możliwości miziania palcem szybki nie lękajcie się. Gra się intuicyjnie, bo w zasadzie całość jest prostym klikadełkiem. Interaktywne i najbardziej potrzebne przedmioty widoczne są na pierwszy rzut oka i nie ma konieczności przeklikiwania się na ślepo po otoczeniu. Zagadki są proste, a rozwiązanie nieustannie  wali nas z łokcia w bok. Nie ma kiedy i na czym się tu poważnie zaciąć. Wyjadacze gatunku nie mają czego szukać. Co prawda oprawa łapie za skarpety i urzeka, jednak sama rozgrywka nie uderza obuchem w żadne wrażliwe części ciała, przez co jest mocno tak sobie. Sytuacja zmienia się diametralnie, kiedy w Waszej okolicy kręci się mały berbeć, który posadzony na kolanie siedzi jak zahipnotyzowany chłonąc treści z ekranu niczym świeżo odpakowana gąbka. Są smoki, są księżniczki, królowie w opałach, dzieci walczące o cukierki, piraci. A czego więcej dzieciom trzeba?

Brak powodów, dla których można by sięgnąć po tę grę ponownie (co nie tyczy się dzieci, bo wiadomo), krótki czas rozgrywki i umiarkowanie wciągająca całość nie współgrają nijak z wysoką ceną, jaką twórcy życzą sobie za występ Tiny Thiefa na naszym blaszaku. Biorąc pod uwagę, że wersje na iRzeczy kilka dni temu rozdawano za darmo, kiedy na co dzień jej cena to 2.69€, a w przypadku androida to zaledwie 13,89 PLN, kwota wisząca na Steamie zwala z nóg. 13.99€ ! Toż to rozbój w biały dzień! Do pochwytania tylko w przypadku obecności brzdąca w Waszym domu i jedynie podczas lukratywnej promocji. Chyba, że ktoś lubi zupełnie nie wymagającą rozgrywkę do porannej kawy czy do TAMTEGO miejsca. W innym przypadku wiecie co.

Czas przejścia: niecałe 4 godziny

Do zabawy z dzieckiem po taniości

not-bad

Hardkory i pełna cena

ZIMNA-RYBA

Grę dostarczyło Rovio Entertaiment, opisywana była wersja PC


Luźne gadki – Tiny Thief – gikz.pl Nitek przez nitekk

Dodaj komentarz



2 myśli nt. „Recenzja w Luźnych gadkach – Tiny Thief

Powrót do artykułu