Obraź Gaimana – Wayward Manor

Nitek dnia 21 lipca, 2014 o 11:05    22 

Piękny przykład na to jak wielkie nazwisko osadzone w tytule gry, tudzież napisach końcowych, nie oznacza niczego. Niczego nie będzie. Gaiman, dlaczego?

Neil Gamian, znany, lubiany, czytany. Amerykańscy Bogowie, Sandman, Koralina czy Nigdziebądź, dobre fantasy do poczytania. I jeszcze czytał i śpiewał ostatnio wespół z małżonką. Nawet płyty wydali z zapisem wydarzenia – An Evening with Neil Gaiman and Amanda Palmer. W sumie nie wiem jak mu poszło, bo jak się okazuję wolę słuchać jego małżonki, czytać jego książki, a gry i skille wokalne zapomnieć naprędce.

TwinsTrappedTym razem zapoznałem się z czym będę miał do czynienia. Łypnąłem okiem na jakieś promo filmiki, gdzie poczochrany Neil, wciela się w Molyneuxa i snuje wizje. Wizje gry wyjątkowej, dającej nam możliwość poznania nowo przybyłych mieszkańców domu i wystraszenia ich jak nigdy. Jesteśmy bowiem duchem, lewitującym kursorem myszki, który gdzie nie kliknie tam włącza jakieś pierdoły, a te straszą niechcianych gości. Nawet obieranie naręcza marchwi jest o niebo bardziej ekscytujące niż kilkadełko w nawiedzonej posiadłości. Dobra, jakieś coś jak dawny Ghost Master, biorę na klatę, dajesz Neil!

Każdy level to zagadka, choć to dużo powiedziane. Należy tu poklikać w kilka aktywnych elementów, mieniących się na upiorny zielony kolor, tak by stojący nieopodal gość czy gościówa owinęli się cyckami wokół siebie ze strachu. W praktyce wygląda to tak, że czekamy, aż paniusia przejdzie koło posągu, który aktywowany obrzyga ją i sukienka pójdzie na straty. Idzie, klik, rzyg, płacz, zaliczone. I tak sześć razy, aż zapełnimy wskaźnik zbieranych czaszek, które wypadają z przerażonych (WTF) Eeeeeeeee, nie o takie gry o duchach nic nie robiłem, synek.

GrampsRunningCzo ten Gaiman w takim razie tutaj w ogóle? Pełni rolę narratora, wychodzi mu to całkiem sprawnie, w swoim stylu snuje opowieść syneczka, który staje naprzeciw nowym mieszkańcom domostwa, plądrującym skrzynki, których zawartość nie jest do końca znana. Neil poza udziału w filmikach promocyjnych tę historię spisał, tyle że to nie wysublimowane story dla dużych, a jakieś pitu pitu na dobranoc dla młodszych. Powtarzalne zagadki, schematyczność działań i mimo tego, że co wystraszony delikwent, dostajemy więcej możliwości napawania się ich lękiem, nie sprawia to funta frajdy jaką powinno.

`Wszystko to w dość oszczędnej oprawie nie robiącej wcale, wręcz odstającej. Przypomina to trochę filmową adaptację Koraliny, z tym że zarówno biusty pokojówek (pokojówki zawsze wporzo!) i podbródki menów spłaszczono imadłem i wygląda to fest dziwnie. W przypadku tych drugich, jakby im jądra dyndały spod nosa. Taki zamysł artystyczny ok, byłoby fajnie gdyby reszta nie biedowała. Audiofile nie mają co tu szukać, bo wszelkie kwestie to jakieś pomruki niedokarmionych brzuchów spod Lidla, a jedyny co wygłasza coś zrozumiałego to Gaiman. Gaiman, Gaiman, w coś Ty najgorszego wlazł, panie.

Dmuchana lala i wydymany pan

Dmuchana lala i wydymany pan

Tajemnica szybko rozwikłuje się sama. Dokładnie w momencie kiedy gra ładuje nam w bebechy problemy techniczne. A to pojawia się potrzeba wypulpicenia się za pomocą death combo alt+f4, bo gra nie jest w stanie poprawnie zakończyć levelu, w efekcie czego zaczyna działać w rozdzielczości prawie Nokia 3310, 640×480. Poprawny nerdzioch nie zostawia jednak czegoś co nie działa, aż samo się. Szybki rzut okiem w folder instalacji, a tam samo dobro. Katalog .app oznaczający tyle, że gra trafi na mobilki o czym świadczył trailer, projekt menusów, struktura gry, wywal to z kompa zanim się rozmnoży!

Kończą mi się pomyje do wylewania, bo szkoda na to czasu. Mam dziwne wrażenie, że Gaiman nie wiedział co mu szykuje studio odpowiedzialne za te produkcję i być może nakarmiono go obietnicami, wzięto hajs i jazda, szrot gotowy. Mam tylko nadzieję, że Majka jak przyjdzie ktoś mu grę zaproponować postąpi inaczej. Np. tak

kJVRA - ImgurDzięki czemu uniknie losu Neila, który teraz pewnikiem szlocha w kącie, czekając na moment kiedy ktoś zrobi dla gier sygnowanych jego nazwiskiem to samo co zrobił Arkham Asylum dla Batmana. Chyba, że przyjdą z gotowym szpilem, najeżonym niesamowitością, a nie ustami uwalonymi złotomową. Ty drogi graczu, zamiast grę z podpisem Gaimana, pochytaj książki, słuchając jego żony, oczywiście.

no-memeGrę dostarczył wydawca. Parówka stoi za 9.99 ojro. Obrazki nie moje, nie chciało mi się.

Dodaj komentarz



22 myśli nt. „Obraź Gaimana – Wayward Manor

  1. Mindestens

    Akurat wczoraj przeglądałem internety w poszukiwaniu ocen, gra wypadała z nich dość żałośnie.

    Nie wiem, dlaczego to nie zagrało, ale wielka szkoda, bo liczyłem na Wayward Manor również z powodu studia stojącego za grą – The Odd Gentelman wydało kilka lat temu całkiem sympatyczną zagadko-platformówkę The Misadventures of P.B. Winterbottom, przy której dobrze się bawiłem, mimo wszystkich bluzgów z powodu wrodzonego refleksu szachisty. I jeśli bogowie oraz poradniki na YouTube pozwolą, może ją kiedyś jeszcze skończę.

    Niestety, sensowni developerzy z sensownym autorem to nie zawsze sensowna gra w rezultacie, co Wayward Manor zdaje się potwierdzać. Zdaje, bo przy takich recenzjach przekonam się o jej jakości dopiero w bundlu.

        1. furry

          @Nitek

          Żywi o tyle, że nie chodzi o gry na podstawie czegoś, co napisano, a o takie, gdzie pisarz brał czynny udział w tworzeniu, traktując grę jako swoje kolejne dzieło, a nie sposób na odcinanie kuponów od czegoś dawnego.

          Np. Sapkowski nie, bo udostępnił kopyrajty, pieniądze wziął i dalej się nie miesza.

          A kogo masz na myśli?

          1. Nitek Autor tekstu De Kuń

            @furry

            Takich co brali czynny udział to nie bardzo. Tak jakby na podstawie tych zeszłych robiło im się lepiej. przecież autor się nie przyczepi 😉
            Z tych zeszłych to Lovecraft oczywiście. Przygodówki jak Prisoner of Ice czy Shadow of The Comet oraz oczywiście Darkest Corners of Earth.
            I have no mouth but I must scream kogoś tam, w wersji z goga zdaje się naprawili nawet gamebreakery, bo tam babole konkretne były.

            Rzeczy, które trzymam przy sercu, to wymienić umiem.

            1. furry

              @Nitek

              w wersji z goga zdaje się naprawili nawet gamebreakery, bo tam babole konkretne były

              Heh, a ja myślałem, że te babole spowodowane były używaniem gry w tzw. Torrent Edition, nie było wtedy innej.

              BTW. Ellisona można jeszcze kupić w Humble Bundle, ktoś pisał o tym na gikzie ostatnio 😉 . Polskie wydanie opowiadań ma tytuł Ptak śmierci, pewnie dla zmyły.

      1. Mindestens

        @furry

        Rozumiem, że poprzez “pisarzy” nie rozumiesz pisarzy, tylko Nazwiska Pisarzy? Do pamiętnego 2006 Tom Clancy – wtedy konsolowa chujnia zadała potężny combos złożony z Advanced Warfighter, Vegas oraz Double Agent. Ach, 2006… UbiSoft stał się UbiShitem, a nazwisko Clancy przy grach video przestało być oznaką dobra i piękna. Podobno jakoś się angażował w pierwsze części Rainbowów oraz Splintera, ale nigdy jakoś szczególnie się nie interesowałem.

        Czytywałem na różnych portalach przygodówkowych podobne rzeczy odnośnie Pratchetta i którejś z gier dyskowych, ale to jakieś mętne wspomnienie. Jeśli chodzi o innych… hm. Salvatore zrobił lore Kingdoms of Amalur, ale to się chyba nie liczy, bo na zamówienie robił.

      2. MusialemToPowiedziec

        @furry

        Tom Clancy robił te pierwsze gry czy tylko dał nazwisko (i kasę, bo to chyba jego studio było na początku)?

        Clive Barker i Undying? Kolega wciąż mi ją poleca.

        Sam “Max Payne” Lake?

        Rhianna Pratchett? Choć ona to bardziej dziennikarz niż pisarz, choć komiksy czy opowiadania zdarzyło się pisać. Robiła Overlorda, Mirror Edge i Tomb Raider.
        Gostek od komiksów pisał Bulletstorma.
        Crysis Któryś także współpracował z jakimś autorem.
        Choć w tych przypadkach autorzy AFAIK szli na gotowe, dopisać czy doprawić gotowy tekst.

  2. bosman_plama

    W temacie i nie w temacie.
    Z nazwiskami jest kłopot. Taki Clive Barker służył ponoć w przypadku Undying tylko za gościa, który da swoje nazwisko i ledwie parę pomysłów, a wyszła gra – paluszki lizać i nawet z momentami bardzo barkerowskimi (pewnie tam wpychał paluchy). A potem zrobili inna grę, w której on już trochę bardziej przysiadł (też ponoć) i wyszła gra taka se, czyli Jericho.
    Komuda miał pisać scenariusz do “Wiedźmina”, ale coś to nie wyszło.

    W innym medium – oglądnąłem pilot The Strain, co to go robi Del Toro i mam wrażenie, że chyba mi szkoda na to czasu:(. Tyle z nazwisk.

    Majka, o ile wiem, sam próbował zrobić sobie grę coś ze trzy lata temu i nawet obczajał w tym celu język, w którym pisane jest Battle for Wesnoth, ale w końcu rzucił wszystko w diabły, bo mu zabrakło czasu:P.

Powrót do artykułu