F1 2016 – zielona flaga

Nitek dnia 13 września, 2016 o 11:55    10 

Jestem dzieckiem zręcznościówek, typowego aracade’u, wychowankiem Lotusa, fanem ósemki z Destruction Derby, zapatrzonym w Burnouta domorosłym zgniataczem wirtualnej blachy i kolekcjonerem obcych śrubek zostawionych na torach Wreckfestu. Nie wiem co to hamulec na zakrętach, ale nie lękam się.

Nie ukrywam, że takie zabawy, w skrzyżowania w drugim Burnoucie, umyślne haczenie o zderzaki cudzych samochodów nawijane na reflektory podczas szaleńczej jazdy w takim Wreckfeście właśnie to moi faworyci, jeśli chodzi o wirtualne zabawy motoryzacyjne. Nie oznacza to wcale, że od czasu do czasu nie skręcam do boksu symulacją podszytego. Sytuacja zmieniła się diametralnie, kiedy zapoatrzyłem się w kierownicę (dzięki, Makbeton!) z okazji American Truck Simulatora, no bo na co kierownica do kompa komu. No właśnie. Dość powiedzieć, że bawiąc się w to i owo, driftowałem w GRIDzie pierwszym, ale też śmigałem w formułach i to z Grida było najlepsze. I teraz jest, czarny koń bieżącego roku, F1 2016. W przerwach między czołówkami z drzewami w Dirt Rally, oczywiście.

Klarując sytuacje, disclaimer, adnotacja. Nie znam poprzednich wyścigów z tej serii, więc ciężko mi powiedzieć jak sprawy się mają w odniesieniu do poprzedniczek. Tu mogę podeprzeć się wiedzą z mądrego internetu, który jednoznacznie stwierdza, że jest lepiej, a Codemasters pokazują ponownie pazur, nie serwując pasztetu ubogiego w mięso jak w zeszłym roku (30fps i ogólna tragedia, ponoć). To tak, żeby było jasne.

Jestem świeżakiem w kombinezonie, resztki czupryny pod kaskiem skrywam.

f1_1

Kariera, jeszcze nie, mistrzostwa świata, zapomnij, myślę sobie sprawdzając jak mogę w F1 2016 się bawić. Szybki wyścig, biorę. Coś łatwego, zobaczymy jak tam model jazdy, czy ogarnę w ogóle. Dodałem gazu zbyt agresywnie na starcie i wyprzedziłem tyłem przednią oś własnych kół. Opcje. Pogmerałem i nie, nie wyłączyłem sobie asyst, a można kiedy się chce. Zostawiłem średnią regulację trakcji, wyłączyłem wspomaganie hamulców, gra gitara. Nie agresywne, ale nie full porfeska, bo ścigały to nie mój chleb powszedni, ale jeśli ktoś chce to proszę. Jest tak dobrze, że redukując na zakręcie, wchodzę bokiem, co w przypadku bolidów nie jest rzeczą normalną. Siłą rzeczy, póki co, odpuściłem.

Wspierany znacznikami 3D, sugerującymi trajektorię skrętu i prędkość z jaką optymalnie w nie wjechać, zaczynam ponownie. Falstart. Jakoś noga mi drgnęła i puściłem sprzęgło, przez co zdyskwalifikowano mnie za niecny uczynek. Jeszcze raz. Jakoś to poszło. Dojechałem do drugiego okrążenia, bo w trzecie wjechałem na trzech kółkach po przepychankach na zakręcie, co rozsierdziło resztę ścigających się. No, ale już coś ujechałem, fajne uczucie.4

Sześć godzin później

Słońce schowało się za oknem, podobnie jak i dynamiczny system dnia i nocy zmienił oświetlenie toru. Zapach gumy docierał nawet do mniej oświetlonych zakamarków trasy, podczas gdy ja dalej kręciłem. manualna skrzynia biegów, kilkanaście wizyt w konfiguratorze kierownicy później, spocony jak po maratonie, wykręciłem upragnione podium. Wpadają acziwmenty, leją się szampany, myślę sobie, jestem gotowy. Skończyłem wyścig, co w większości ścigałek oznacza, że znam już patent na dojazd na podium i każdy może mi naskoczyć.

Banialuki.

Kariera, bo na mistrzostwa świata nie ma się co porywać, jeszcze, to zupełnie inna para kaloszy. Zaciągnąłem się do Ferrari, ładne, czerwone. Nazwisk ścigających nie znam, więc nie wiem na kogo uważać, z kim się bratać, trudno. Jestem z Sebastianem Vettelem i od razu jakieś rywalizacje przyjmuje na twarz. Że mam być lepszy w klasyfikacjach na torze, lepsze czasy mieć od Vettela. Chyba jakiś sławny, myślę, może. Nie wiem. No, ale jest dodatkowy szturchaniec o żyłowania wyników. Vettel, mój nemezis.

Kariera ciągnięta jest przez nijakie scenki dialogowe odgrywane przed naszymi oczami, kiedy to siedzimy przed różowym laptopem, serio, mam różowy, i raz przychodzi jakiś mechanik, raz jakaś babeczka i coś tam dudrają. Że nowy sprzęt, że teraz będzie wyścig (serio?). Nic porywającego na miarę kampanii z NBA czy wkrótce Fify. Tam dzwoni telefon rzucający kolejne wyzwania w odniesieniu do Vettela i podaje cele drużyny, bonusowe wyzwania do zaliczenia, za co dostajemy śrubki. No ładnie, zbieraj znajdźki! Siup w ten laptop, sesja treningowa. Na co to komu? Ja nie pojadę?

12

Mini gierki

Okazuje się, że sesji treningowe odbycia czekają trzy. Jazda aklimatyzacyjna, w której należy przy optymalnej prędkości zaliczać bramki w wyznaczonych miejscach na trasie, co w teorii pokazuje jak jechać, żeby dobrze przejechać. No bo, żeby dostać punkty, trzeba spełnić warunek nie dość, że przejazdu przez punkt to z odpowiednimi kilometrami na liczniku. O dziwo, nie poszło mi jakoś specjalnie źle. DSR włączam najlepiej ze wszystkich! Ale generalnie źle nie było, bo szybko ustrzeliłem odpowiedni wynik.

Kolejnym wyzwaniem jest zarządzanie oponami, bo te, jak wiecie, zużywają się podczas jazdy. Zawsze można na to spojrzeć w podręcznym menu, gdzie szczegółowo pokazane są poszczególne części wyścigówki, ale też służy do komunikacji z członkami zespołu, zmianą rozłożenia nacisku hamulców czy mieszanki paliwowej. Patrzyłem z niedowierzaniem. Ewidentnie szło mi gorzej, bardzo źle, bo jak nie kręciłem na zakrętach za mocno, powodując maksymalne darcie gumy, tak wlokłem się za wolno, więc cały wysiłek szedł na marne przez nieodpowiedni czas. Zostawiłem sobie ten trening na za dwie godziny, bo ewidentnie nie moja bajka.

Trzeci wariant to prędkość kwalifikacyjna, warunkująca pozycję startową podczas wyścigu właściwego. Dwie godziny kręciłem, ale wykręciłem. Dwie godziny na pierwszy z około dwudziestu wyścigów, uczyłem się zakrętów i nachyleń asfaltu, po to, by zacząć jakoś rozsądnie. W pierwszej piątce. Dwie godziny ciągłych flashbacków, pozwalających poprawić niedawne pomyłki na trasie, restartów całości i powtórzeń. W całym treningu spędziłem więcej czasu niż w niejednej grze wyścigowej w swojej gamingowej karierze.

Na rany koguta, jestem zachwycony.

391040_screenshots_20160906160734_1

Wyścig pierwszy

Jakie emocje! Oto jestem, gotowy, czas spędzony w grze przekroczył liczbę dwucyfrową, a dopiero zaczynam zabawę. Zmęczony jakbym biegał, tym ciągłym siedzeniem przy kierownicy. Samo w sobie obcowanie z tym sprzętem jest dość cudaczne w moim wykonaniu, bo Driving Force GT, ma dość specyficzne pedały, które ciężko mi przeforsować, w głowie. To znaczy dziwnie mi się nimi cały czas operuje zwłaszcza, gdy wyjdę chwilę wcześniej ze swojego samochodu, co za tym idzie, jest mi trudniej.

Grzeje sprzęgło, dodaje gazu. Poszli! Biłem się w pierś, że stukałem się w głowę, że jak to, jakieś treningi będe robił? Na co to komu?! Dajcie jechać! Skipuje ten badziew. To moje typowe myślenie, pre-F1 2016, bo dotychczas zachodziłem w głowę, po co. Ten pierwszy wyścig zresetował mnie po całości. nagle w zakręty wchodziłem prawie odruchowo, redukując, hamując, gazując. Oczywiście dojazd na metę wymagał wielu korekt i konkretnych powtórek, ale nie szkodzi, bo to był już ten moment, kiedy nie mogłem się oderwać. Nie dlatego, że przykleiłem się do fotela. Dlatego, że vettel był wiecznie lepszy, a ja miałem ambicje. F1 2016 obudziło potwora. Skończyłem czternasty. Kiedyś może się uda.

Godzina czternasta

Zbierane śrubki przekazałem na badania. Dzięki nim mogłem poprawić osiągi bolidu, dokupując kolejne ulepszenia. Zaskoczenie. Lepszy wtrysk paliwa, regulacja zapłonu, prawię mknę jak błyskawica. Kop motywacyjny do kręcenia się po treningach, a te mimo, że na innym torze, poszły mi ewidentnie lepiej. Nawet dźwignąłem się z pozycji zerowej w ratingu kierowców i już gdzieś figuruję, dzięki wypełnianiu kolejnych celów. Doskonale.

Wyścig też idzie mi ewidentnie lepiej. Różnica we mnie z początku kariery, a w godzinie czternastej jest znaczna. Zacząłem regulować ustawienia bolidów, można je sobie nawet pobrać z workshopu. Sprawdzam i czuje różnicę. Większa prędkość to też większa redukcja na zakrętach i zużycie opon, więc być może i dwa pit stopy na wyścig zamiast jednego. Odpada. Jeżdżę na standardowych. Mimo kolejnych powtórzeń, flashbacków, nie poddaje się, bo czuje, że wkręciłem się mocno. Urwane koła, piruety na trasie, wreszcie deszcz. f1_2

O deszczu nie wspomniałem. W ogóle, zaskoczył na treningu, ale pomagier coś mówił, że za dziesięć minut przejdzie. Przyspieszałem czasem na sesjach, ale zamiast słonka, zastałem zmrok i deszcz. A na wyścigu? Więcej deszczu. A wygląda fenomenalnie, zwłaszcza jak nic nie widać, poza kroplami na kasku. W momencie, kiedy wjeżdża się w pozostałych uczestników wyścigu to już w ogóle kosmos i mentalna pożoga. Do tego model jazdy robi robotę i wymusza kolejne sesje nauki, tym razem w deszczu. Pewnie, można wyłączyć i dynamiczną pogodę i jeździć tylko przy słonku, ale wtedy nigdy nie doznacie tej ulgi i relaksu, kiedy po morderczym wyścigu, podczas kolejnego słońce lokuje się na błękicie patrząc z góry. Prawie płakałem.

Jak wtedy, gdy wykręciłem wyścig i zdobyłem podium. Czternaście godzin.

Pics or it didn't happen

Pics or it didn’t happen

Godzina szesnasta

Czuje się pewnie jak Karate Kid po sesjach u Pana Myagi. Nie kręcę nosem na kolejne treningi, wypełniając je sumiennie, ciesząc się z sukcesów jakie tam osiągam. Biorę kolejnego byka za rogi. Wypracowałem sobie swój styl jazdy, gdzie mocno redukuje, do dwójki, bo prędkość szybciej się rozwija na wyjściu z zakrętów. Przestaję myśleć co robię, po prostu to robię, z uśmiechem na twarzy. Oto ja, pędzę pierwszy. Szybki pit stop, zgodnie z planem wyścigu, żeby opon nie rozerwać. I wciąż pierwszy, mknę. Podziwiam widoczki, wbijam na pełnej, redukuję, przyspieszam.

Drogi pamiętniczku, dzisiaj pierwszy raz dublowałem przeciwników na trasie.

WTEM! zaczynam zwalniać. CO TU SIĘ DZIEJE? Na czternastym z piętnastu okrążeń (bodajże 15% czasu trwania wyścigu, który można wybrać). Sprawdzam paliwo, jest, opony, sprawne. Więc stało się. Jednak pit stop zaliczyłem za wcześnie, a pomocnik miał rację. Zatarłem silnik, WTF. Dojechałem 22. Nieważne, dzisiaj znowu spróbuję. Nie wiem co się dzieje, bo teraz zastanawiam się jak to ugryźć. Pit stop przesunę o okrążenie, może opony wytrzymają, przestawie parametry wozidła, zwiększę docisk, może zmniejszę, trochę popracuję nad mniej agresywnym gazowaniem, zamiast ścigać się PLANUJĘ jak się ścigać. A nie ma mnie nawet przy komputerze.

A dalsze zmagania? 10 sezonów kariery, gdzie mam o tym napisać? Tu każdy wyścig jest jak przygoda.

f1_3

Ryk silnika

Nie sądziłem, że się wkręcę. Myślałem, że temat będzie sezonówką, że będę wskakiwał od czasu do czasu. Okazało się zupełnie co innego. Kierownica czeka jak nigdy wcześniej, w głowie zawijają mi się zakręty kolejnej trasy niczym makaron na obiedzie. Myślę jak pojechać, żeby nie tyle przejechać, choć też, ale zeby zgarnąć podium. Nie jestem pro kierowcą ścigałek wszelkich, lubię. Korzystam z asyst, nie przeszkadza mi to, bo daje dużo frajdy z samego siedzenia w Formule i nie generuje frustracji. Kiedyś przecież będę gotów, żeby ściągnąć kaganiec. Jeśli ktoś nie ma kierownicy, znakomicie jeździ się na padzie, wszystkie podręczne menusy komunikacji i statystyk osadzone są intuicyjnie na wszelkich guzikach. Zresztą lurkowałem znajomego, który prawdopodobnie na padzie jechał i podium zaliczył w godzinę. Albo to ja jestem słaby, możliwe. Sama gra zaś, oj na pewno, rozpieści zarówno dla amatora, jak i wyjadacza, co niejedno w życiu zjechał.

Wyborne, wyścigowe.

Jestem dzieckiem zręcznościówek, typowego aracade’u, pod okiem F1 2016 zwalniam, redukuję, gazuje.

emma_triple_yesGra jeżdżona na PC z Driving Force GT i okazyjnie, by sprawdzić co i jak, na padzie XONE.
Grę dostarczył wydawca.
Grafiki z logo są materiałami prasowymi, bez loga są moje.

Dodaj komentarz



10 myśli nt. „F1 2016 – zielona flaga

      1. hfn

        @aihS

        Nawet poważnie zastanawiam się nad wersją Deluxe albo Ultimate… 😛
        Mam dużego głoda na porządną samochodówkę.
        Kupiłem nawet pada do xbona, bo stary od 360 rozklekotany już.
        Na razie rozgrzewam go już w Forza 6: Apex, może obczaję The Crew, jak będzie za fryty, a pod koniec września Horizon 3 wjeżdża na grubości.

        Mam cichą nadzieję, że FH3 będzie nowym Gridem 2. 😀

        BTW, multi ma być cross platformowe, nie?

        1. aihS Webmajster

          @hfn

          Tak jest cross multi. Poza tym kupując wersję ze sklepu MS, czyli w sumie jedyną jaką możesz, dostajesz licencję zarówno na PC jak i na X1 więc jakbyś kiedyś postanowił przestać być master rejsem to grę na xboxa już masz 🙂

          Generalnie mam VIPa do FH2 i strasznie mnie wkurza ten bonus x2 do kasy. Całkowicie rozpieprza progress szczególnie jeżeli ktoś gra tak jak ja – bez asyst – nagle dostajesz 300% kasy więc po kilku wyścigach stać Cie na wszystko. Mówię o tym bo VIPa dostajesz chyba zarówno w Deluxe jak i Ultimate. To mój największy zarzut wobec serii – brak wyzwania jeżeli chodzi o zdobywanie nowych wozideł, ale to czysto subiektywne.

          PS The Crew to bida w porównaniu do FH, pod każdym względem

          1. hfn

            @aihS

            A ciśniesz na padzie czy na kierze?

            Ja właśnie Apexa ogrywam na padzie i bez wspomagajek, tylko zmianę biegów między manualem a automatem zmieniam czasem. Grać się da spokojnie, chyba że jedzie się już jakimś potworem z RWD, to bez kontroli trakcji na padzie nie ma szans, chociaż ponoć FH ma złagodzony model jazdy, więc może i bez tego ujdzie.

            A co do Xbona, to podoba mi się inicjatywa Play Anywhere i wcale nie wykluczam, że kiedyś sobie kupię tę konsolę, ale jeśli już, to raczej poczekam na Scorpio.
            W shooterka zawsze będzie można pyknąć na PC.

            Mam tylko nadzieję, że do grania multi w FH3 na PC nie trzeba mieć Xbox Live Gold.

    1. Nitek Autor tekstu De Kuń

      @urt_sth

      Nie, nie. Nie ma 😉 Tam na początku chcą wciskania sprzęgła na starcie i trzeba przycisnąć wtedy “sprzęgło” ergo bieg w górę, czyli guzik za to odpowiadający. Nie mam sprzęgła jako takiego. Stety, niestety, ale może wtedy łatwiej byłoby mi przywyknąć, bo czasem mam problem tak siąść do kiery i ruszać hen.

Powrót do artykułu