Czy można skończyć grę?
Pewnie nie każdą. Niektóre, jak różnego typu symulacje, raczej nie mają końca. Gram do momentu, gdy moje miasto nie może już bardziej się rozrastać albo Messi przechodzi na emeryturę. Nie ma tu historii, fabuły, następuje raczej wyczerpanie formuły. Kiedy przestaję grać na jakiś czas, to nie mam poczucia, że powinnam coś skończyć. Dlatego tak łatwo jest mi do tego typu gier wrócić. Z rozwojem cywilizacji i budowaniem prestiżu dynastii jest już trochę inaczej. Tutaj zakończenie jest na horyzoncie, co prawda dość odległym, czasami mierzonym w tysiącach lat, ale jednak. Kiedy moi ludkowie lecą wreszcie w kosmos, przez chwilę czuję się jak po dobrze wykonanej robocie. Napracowałam się i to przyniosło pożądany skutek. Tylko że nie pamiętam już jaka to była cywilizacja. Jakoś nie mogę się z nimi utożsamić, jest mi wszystko jedno z kim wejdę na szczyt. Mam też dość sporo zaczętych save'ów, których nie chciało mi się poprowadzić dalej. Z dynastiami natomiast do końca rozgrywki (1453 r.) doszłam tylko dwa razy. I nie wiem, czy jestem gotowa na ponowną dawkę poczucia wszechogarniającej pustki. Przywiązanie do postaci jest jak najbardziej możliwe, spędzam z nimi mnóstwo czasu, dzieląc radości i smutki średniowiecznych włodarzy. Teraz robię wszystko, żeby rok ów nie nadszedł – nadal szukam rodziny, z którą chciałabym zostać na dłużej. Znam też takich, co zaczynają grę po kilkanaście razy, aż ich wybrany bohater będzie miał odpowiedni zestaw cech i konkretny spisek (np. zabicie wszystkich szwagrów) zakończy się sukcesem. Można i tak. Wszystko po to, żeby nie postawić na grze mentalnego stempelka “skończone” i móc nadal czerpać z niej radość nowości. Chociaż zaczynam mieć wątpliwości, czy we współczesnej erze dodatków można powiedzieć, że skończyło się grę, nawet taką najbardziej liniową strzelankę albo przygodówkę. Zawsze znajdzie się coś, co zasadniczo wpłynie na przebieg rozgrywki, np. nowa misja. Strategie też nie ustrzegą się przed zmianami. Jak nowe DLC do CK2 – jeszcze podstawy nie rozpracowałam, a tu następne nowości, republiki kupieckie z innym sposobem zarządzania, dziedziczenia, ubrankami itepe.
Jaki jest Wasz styl grania? Lubicie grać od początku do końca, odstawiać na półkę i sięgać po następne (wirtualne) pudełko? Ciągle zaczynacie nowe rozgrywki, czy z uporem maniaka od pięciu lat tkwicie w jednej? Czy skończenie gry przynosi Wam rozczarowanie?
U mnie występują oba przypadki, tzn przejść i odłożyć, ale mam i pozycje „bez końca” – np. Terraria. Co ciekawe w takim np. Anno 2070 przeszedłem tę niby-kampanię co miała być rozbudowanym tutorialem do endless-mode (no została mi jedna misja w sumie to pół), ale nigdy tego właściwego trybu nie odpaliłem… i chyba już nie odpalę. Nie to że gra jest zła, jakoś nie ciągnie mnie w niej do ekspansji bez celu.
@powazny_sam
No właśnie, z Anno, tylko 1404, mam podobnie. Nabudowałam się tego wszystkiego w kampanii i nie chce mi się już do piaskownicy. Bardzo powtarzalna ta formuła.
@thesheep
bo od piaskownicy trzeba zaczynać
Ja zawsze tam kieruję me kroki
@mokraTrawa
Zaczęłam od kampanii, bo chciałam się nauczyć gry. Wskakujesz więc na głęboką wodę?
@thesheep
Na głęboki piasek
Ja mam z kolei tak, że rzadko gry w ogóle kończę. Bardzo dobrze się bawię do jakiegoś momentu i nagle, nie wiedzieć czemu, pas. I nie chce mi się wracać. Ostatnio porzuciłem tak Far Cry 3, zupełnie bez powodu. A bywa, że kończę tytuły uważane za mnie udane, jak np. Rage, którego z radością ograłem do listy płac.
@nicolai0
Rage się strasznie szybko urywa. Gra mnie załapała na tym , że oszczędzałem najmocniejszą broń aż do napisów końcowych bo myślałem że po tych mobkach na końcu przy urządzeniu (żeby nie spoilerować) wyjdzie mocny bos na pół godziny strzelania a wyszły… napisy końcowe.
Najdłużej grałem chyba w Civ2, gdzie którąś z rozgrywek doprowadziłem chyba do roku trzy tysiące któregoś, bo uparłem się, że po wielkiej światowej wojnie atomowej doprowadzę Ziemię do porządku a po drodze podbiję wszystkich tych drani, którzy odważyli się użyć przeciw mnie broni ostatecznej i przetrwali moją odpowiedź.
Grałbym też bez końca w Fallout2, tyle, że nawet przy masie modów chodzenie po tym świecie supernapakowaną postacią zdolną zabić supermutanta splunięciem w pewnym momencie przestaje cieszyć. Niemniej to jedyna gra, w którą więcej niż jeden raz grałem jeszcze po ukończeniu głównego wątku.
Nowsze gry są, jak mi się wydaje, robione nie po to, by cieszyć bez końca, ale by zapewnić graczom przyjemność na chwilę, maksymalnie za rok, bo po roku albo dwóch ukazuje się już kolejna odsłona serii.
@bosman_plama
[url="http://www.electricpig.co.uk/2012/06/12/the-worlds-longest-civilization-ii-game/index.html"]To niemal jak ten gosciu, co w jednego save’a gra od ponad 10 lat.[/url] A moze to wlasnie twoj save?
@MusialemToPowiedziec
Hehe, nie. Swoją drogą zastanawiałem się na ile on ściemnia, że w 10 lat doszedł dopiero do tego roku. Chyba, że wykonuje jedną turę dziennie – na tym etapie taka tura może rzeczywiście trwać i pół godziny, albo i ciut więcej.
Ostatnio Fifa Ultimate Team w 13 zaczął mnie już trochę nudzić. Ale udało mi się zdobyć Casillasa z Team of the Year i teraz mam zabawę w tworzenie drużyny hiszpańskiej;)
A tak to przechodzę gry raczej 1 raz, bo tak najlepiej się zachowuje wspomnienia. Wyjątkiem są gry, w które mogłem grać bez końca (Red Alert 2, Original War – pamięta ktoś?). No i gier multi się raczej nie przechodzi, a gra do zmęczenia materiału:)
@Alkawen
Original War grałem jakoś nawet dwa lata temu, świetna gra
Jak mnie wciągnie to przechodzę całą i w wielu przypadkach maxuje co się da, ale często nudzi się w połowie, albo pod koniec i jako że granie ma sprawiać przyjemność no to się żegnam. W strategiach CK2, Cywilizacjia najbardziej lubię początki i z nich mam masę niedokończonych sejwów
@mokraTrawa
Też tak mam. Ale – z drugiej strony – wojnę w Civkach lubię toczyć już nowoczesnymi armiami. Niestety Civ5 nie lubi blitzkriegów i zamiast zmieść obce państwo w 3-4 turach (jak w C2 i 3) muszę się z nim męczyć przez dziesięciolecia:P.
@bosman_plama
Heh ja właśnie wolę miecze itp w strategiach co jest idealne. Już dawno nie pamiętam kiedy doszedłem w rozpoczętej grze do nowoczesnej armii
@mokraTrawa
W Civ trochę ciężko się zdobywa otoczone murami miasta bez nowoczesnej broni. Choć akurat w C5 nie jest to tak trudne jak w poprzednich odsłonach, gdzie można było trzymać w mieście i pierdyliard jednostek.
@bosman_plama
mnie civ5 pozniejsze etapy to tak słabiły już i wiały nudą. tam znowu jak mam dużo wszystkiego to odechciewa mi się tym sterować.
ale gram na dość niskim poziomie trudności, więc też bez większej spiny.
w shogunie 2 jak mam za dużo to ogarnia mnie panika i mam blokadę, że nie wiem co robić. co gorsze i tak lubię te gry
@Nitek
Ja zawsze lubiłem w Civ przygotować dokładnie inwazję, otworzyć ze dwa – trzy fronty i zmasakrować przeciwnika w kilku turach. Ostatnio zrobiłem tak Niemcom Kartaginą, ale potem sto, lat wychodziłem z niezadowolenia społecznego:P.
Nadmiar danych do ogarnięcia przeraża mnie zawsze w EU.
@bosman_plama
Ha też tak mam! I to w każdej strategii, dlatego w EU wojny mnie wykańczają
@mokraTrawa
ja tam w civ rzucałem co miałem pod ręką.
jestem chyba dzieckiem masowych RTSów, a nie jakimś Napoleonem
@mokraTrawa
Co mnie irytuje w wojnach w EU to ilość bitew. W średniowiecznych czasach wystarczała jedna porządna naparzanka, Napoleon zwykle załatwiał sprawę w dwóch, trzech bitwach, tymczasem w EU to może trwać do końca. Wygrywam bitwę, przeciwnik się wycofuje. Trzeba go dogonić i stłuc od nowa bo zaraz zregeneruje liczebność i morale. Ale OK, przy odrobinie szczęścia i umiejętności taktycznych możemy wyciąć ich w pień. Co z tego skoro przez ten czas przeciwnik już powołał nową armię, która na mnie maszeruje.
@mokraTrawa
Czasami nudzą mnie już te początki w Civ. Ileż można te same technologie… Na szczęście zaczynanie na różnych etapach rozwoju jest w opcjach. W CK mam wrażenie, że za każdym razem jest jakoś inaczej, chociaż po 15 restartach z tym samym bohaterem widać powtarzalność i cech charakteru i strategicznych posunięć tych, co nad nami (mój ideał to od zera do chwały, więc nie gram królami).
przełażę wszystko, znajduję wszystko, sięgam po następne. Często jest mi przykro, że jakaś przygoda dobiega końca, a bo się zżyłem z bohaterem i go polubiłem, a bo to koniec jakiejś dobrej historii. Ostatnio miałem tak w przypadku Assassin’s Creeda 3 czy serii Uncharted. Dobrze mi się w nie grało i jakoś było mi przykro, że to już koniec.
Cisnę wszystko na maxa bo a) lubię b)z szacunku do wydanych pieniędzy, chyba że coś ewidentnie kuleje to FUUUU
@Nitek
Podziwiam cierpliwość. Mnie się nigdy nie chciało w Uncharted (a wcześniej w Tomb Raiderach) szukać wszystkich tych poukrywanych skarbów. Przechodziłem kolejne plansze jak najszybciej, byle do końca.
@bosman_plama
ja ich szukam zazwyczaj za drugim podejściem
czasami z jakimiś FAQm, bo nei sposób znaleźć ich 100 tam samopas…
ale w takim infamous 1 i 2 wygarnalem wszystko bez zadnych wspomagaczy
Staram sie gry do końca przechodzić, ostatnio rzadziej mi to wychodzi. Na pewno nigdy nie staram się maksować gier, szukać wszystkich znajdziek, acziwek itd., szkoda mi na to czasu.
Większość gier w które grywam (najczęściej strategie) ma coś co nazywam ‚punktem przegięcia’ czyli moment w którym krzywa zainteresowania zaczyna opadać w dół. zazwyczaj jest to późny midgame, kiedy pojawia się tyle rzeczy do ogarnięcia (np. ilość miast w Cywilizacji), że gra przestaje bawić. Łapię się czasem, że automatycznie klikam a po chwili nawet nie wiem jaki rozkaz wydałem, którą opcję dialogową wybrałem. Oznacza to, że czas odłożyć grę i spróbować czegoś innego.
Inna opcja to moment, w którym znajduję się w trudnej sytuacji i sejwuję z myślą ‚zastanowię się i przejdę to jutro’. Tylko, że czasem jutro zamienia się w przyszły tydzień, miesiąc lub wogóle.
A tak naprawdę od kończenia gier wolę ich rozpoczynanie – tworzenie postaci w RPGu, ustawianie opcji i suwaczków w EU, budowanie podstaw strategiczno-ekonomicznych w strategiach itp.
Ogólnie mówiąc gram dopóki gra mnie bawi. Nie widzę powodu by się zmuszać gdy kupka wstydu zasłania mi widok zza okna.
@maladict
Dla mnie „moment przegięcia” to ten, w którym jestem już tak silny, że żadne państwo, ani nawet grupa państw, mi nie podskoczy.
@maladict
Mam podobnie, chociaż Cywilizacja to chyba jedyna gra którą mogę grać bez końca, to często odpadam w późniejszych etapach. Trochę zależy to od układu sił, nudno jest gdy moja cywilizacja znacznie góruje nad resztą (tak, jestem mięczakiem, zwykle gram na Warlordzie, maksymalnie Prince). Ale jeżeli jest ciekawie, coś się dzieje, jakieś wojenki, ostry wyścig przy budowie statku, to kończę.
Nigdy też nie skończyłem gry w której spędziłem chyba najwięcej roboczogodzin: TES: Morrowind. Do tej pory nie wiem czy to jej wada, czy zaleta.
@furry
Raz zagrałem w Civ2 na poziomie: „półbóg”. Szybko mi przeszła ochota na prawie maksymalny poziom trudności. Komputer nie grał, co oczywiste, ani odrobinę mądrzej, tylko dokonywał odkryć z prędkością światła.
Nie ukończyłem dotąd żadnej gry z serii TES. Grałem w nie po prostu odkrywając światy gier, budując postać, wykonując zadania aż mi się nudziło i kończenie gry zostawiałem „na trochę później”.
Maksuje wszystko, [url="http://www.product-reviews.net/wp-content/userimages/2007/08/achievement-locked-underwear-1.jpg"]Achieve[/url] whore ze mnie.
Ostatnio w singlu FC3, a teraz się pewnie zacznie jeszcze więcej jak dobiorę się do Xboxowych tytułów. Tam jakoś przyjemnie te achiki wyskakują
@Yerz
Heheh dobre zdjęcie!
Nie mam takich problemów, gram, jak wrócę do gry za jakiś czas to pogram dalej ale częściej już nie wracam. Wczoraj kasowałem z dysku jakieś raz zainstalowane i grane gry, kupa miejsca się zwolniła.
Muszę w końcu przysiąść do tego Wiedzmina i rozprawić sie z tym całym Kerianem czy jak mu tam. Uhh, miał być erpeg a nie zręcznościówka!
Pod choinkę dostałem Endless Space, przyjemnie się w to gra ale nagle pojawiają się przeciwnicy i jestem na końcu. Muszę chyba dokładniej postudiować bo to wstyd od AI dostawać w zadek na „easy”… Ale z drugiej strony nie bardzo mogę bo żona na lapku tnie w King’s bounty i mi konto steam blokuje. Muszę zatem poczytać i o graniu offline
Tak wygląda sytuacja dziś.
A kiedyś? No cóż, w jedne gry grało się godzinami a większość odpalało się raz, dwa może trzy i kasowało – dyskietki były potrzebne, albo na mikrotwardym dysku brakowało miejsca.
Tak naprawdę to zależy od gry. Są takie gdzie czegoś takiego jak „koniec” w ogóle nie odczuwam i zawsze jest coś do zrobienia, zbudowania, spróbowania – vide Minecraft (zwłaszcza omodowany), Dwarf Fortress; w to mogę grać bez końca na jednym save.
Są takie gdzie „koniec” to po prostu wyczerpanie możliwości dalszego rozwoju, chociaż to co się zbudowałem/osiągnąłem nadal działa sprawnie – Transport Tycoon, rozmaite Simy; te w pewnym momencie przestają być atrakcyjne pod względem wyzwań i zabieram się za coś innego, chociaż wcale nie czuję jakobym grę „skończył”.
Są takie gdzie nie potrafię wskazać żadnego określonego celu poza radosną rozpierduchą dla samej rozpierduchy;) – BF2 (SP i/lub LAN), Flanker.
No i są takie gdzie albo sam sobie stawiam cel w ramach określonych przez świat gry albo dążę do spełnienia celu ustawionego przez twórców (‚pobić zielonych i pomarańczowych’, ‚podbić Europę’, ‚uratować coś tam’) – M2:TW, Settlersi, MoO2, X-COM, wszelkiej maści RTSy.
TL;DR – wybieram sobie takie gry i taki sposób grania jaki daje mi w tym momencie maks satysfakcji. Nie zastanawiam się specjalnie nad bazą i nadbudową tej decyzji
Mam 3 kategorie:
), a po drodze zdarzają się dwójki.
1. gry, które przechodzę do końca i co jakiś czas wracam kolejny raz (np. Thief).
2. te, które „dociskam” do końca, ale bardziej dlatego, żeby skończyć, choć radości takiej nie dają.
3. te, które dociskam, ale nie daję rady. Dochodzę do punktu, kiedy zabawy już nie ma w ogóle i odpuszczam.
Chciałbym żeby najwięcej było jedynek, ale najczęściej ostatnio wpadam na trójki (raczej nowsze produkcje – choć w moim przypadku „nowsze” to te sprzed dwóch lat
Gry „zaliczam”. Dochodzę do końca nie bawiąc się zbytnio w poboczne rzeczy. Nie mam czasu ani chęci na znajdowanie pierdułek. No chyba że odskocznia od głównej fabuły jest naprawdę fajna (patrz Skyrim).
Niekończącą się grą jest Football Manager. Zazwyczaj daję sobie za cel zdobycie LM moim managerem który zaczyna pracę w jakimś Pcimiu Dolnym. Nigdy mi się to nie udało. I dobrze.
Często jeszcze raz przechodzę RPGi. Inną klasą.
Gry zwykle zaliczam, na chwilę może się włączyć tryb „odblokuj wszystko”, na szczęści po chwili mi mija. Wracam tylko do nielicznych. Fallout 2, jest jedną z nich. Ostatnio jak opowiadałem dziecku o niej (w ramach dyskusji o gatunkach gier) poczułem silną ochotę do wyciągnięcia płyty, ale cudem się powstrzymałem.
Drugą grą jest Urban Terror czyli bardzo stara i prosta strzelanka sieciowa (mod na Q3). Ileż razy myślałem, że się już wyleczyłem, przecież jest tyle oczojebnych nowych tytułów w gatunku, a jak mnie coś najdzie to znowu 2 miechy z życiorysu.
PS. Po ostatniej aktualizacji UrT odstawiłem i już z pół roku nie zaglądałem (ostatni raz przy konkursie gikzowym na film z gry).
Brak czasu to najlepsze lekarstwo na takie gry.
W 2008 roku pamiętam jak zagrywałem się w Mount & Blade godzinami i dniami, ale ta gra nie ma zakończenia (po prostu jest nieskończona) i przestałem grać i do dziś jestem nią obrzydzony.
Gry muszą mieć jakiś koniec. Przynajmniej fabularny, inaczej wypalą gracza do cna i znudzą na amen.
@thiefi
Ale w niektórych gatunkach to nie jest możliwe. Simsami można grać i przez 20 pokoleń, chociaż gra pewnie odmówi posłuszeństwa z 50 razy po drodze, więc rzeczywiście trzeba będzie zakończyć naszą przygodę
Gram aż skończę. Achików nie zbieram, chociaż od czasu do czasu trafia się coś, co mam ochotę zdobyć i wtedy się męczę, bo sprawia mi to przyjemność
Nie uwazam, zeby DLC to bylo cos zlego. Wrecz przeciwnie – wiele bym dal (jak i pewnie miliony innych graczy) za dlc do takiego FInal Fantasy VII, poniewaz w tej grze zrobilem doslownie WSZYSTKO co sie dalo, a nadal mam glod, zeby po raz juz grubo ponad dwudziesty zaczynac ja od nowa