Na szybko – baw się (nie za) dobrze

Pjotroos dnia 12 lipca, 2013 o 6:30    35 

Dzień dobry. Kupiliście już nowy dodatek do Cywilizacji?

Ja kupiłem w ciemno. Po trochu dlatego, że w końcu – po dwudziestu paru latach – doczekałem się możliwości zagrania oficjalnie swoją własną nacją. Głównie jednak dlatego, że licznik czasu gry na steamie powoli dobija u mnie do pięciuset godzin spędzonych wyłącznie przy tym tytule. Ponad trzysta spędziłem grając w wersję podstawową, niemal dwieście kolejnych zafundował mi pierwszy dodatek. Spodziewam się, że ten najnowszy również będzie mnie kosztował kilka nieprzespanych nocy. Parę innych gier przypomniało mi ostatnio, dlaczego.

space.png

Dzięki abonamentowi Playstation Plus mam okazję zagrać w tytuły, których normalnie bym nie kupił. Jedną z gier, które Sony niedawno mi użyczyło, był najnowszy Hitman. Fanem serii nigdy nie byłem, ale skoro już ktoś wcisnął mi Absolution w ręce, nie wypadało nie zagrać. Z początku byłem zachwycony. Mnogość rozwiązań, fajny system wyzwań, miodne skradanie i sterowanie, z głową zrobiony system przebrań. Jakby tego było mało, poza kampanią w grę wbudowano swoisty edytor poziomów, dzięki któremu Hitman mógłby bawić w nieskończoność. Mógłby. Niestety, w którymś momencie przestaje. Twórcy gry uznali, że mimo obfitości dostępnych misji i zabaw pobocznych, i tak muszą marnować nasz czas. Wyrzucili za okno możliwość manualnego zapisu rozgrywki, zamiast tego decydując się na archaiczny system checkpointów. Zabili frajdę z eksperymentowania, satysfakcję z wyjątkowo udanego podejścia do planszy okupili frustracją, gdy po raz kolejny trzeba cofnąć się o kilka minut do początku poziomu. Jasno dali mi do zrozumienia, że mojego czasu nie szanują.

space.png

Jeszcze gorzej jest w przypadku słynnego klasyka, ICO, przeniesionego na PS3 z poprzedniej konsoli Sony. Pal licho system zapisu gry, dostępny wyłącznie w wybranych miejscach na planszy. Najgorsze jest to, że ów słynny klasyk marnuje mój czas nawet wtedy, gdy nie przegrywam. Słów kilka o tym, czym jest ICO – to klimatyczna opowieść o młodym chłopcu, który został zawleczony do ponurego, opuszczonego zamczyska, żeby zostać tam złożonym w ofierze. Cudem udaje mu się ujść z życiem. Krótko potem trafia na tajemnicze dziewczę, które nie mówi w jego języku. Uwalnia ją z pułapki, a nastęnie wraz z nią próbuje czmychnąć ze wspomnianej twierdzy. Gra – jak na tytuł z 2001 roku – wygląda świetnie i faktycznie ocieka atmosferą. Ma wszelkie powody ku temu, by zachwycać. Niestety ktoś chyba uznał, że wyszło im to za pięknie, i coś trzeba spieprzyć. Dodano więc wrogów. Wrogowie za wszelką cenę chcą porwać towarzyszącą nam dziewczynę. Gdy ją chwycą, odlatują z nią w kierunku swojej dziury i wleką ją do środka. Jeśli na czas do niej nie dobiegniemy, przegrywamy. Walką z nami zwyczajnie nie są zainteresowani. Gdy ruszamy w ich kierunku, czmychają. Gdy zbiorą się w dwóch lub trzech, przewracają nas na ziemię, żeby dać chwytaczowi dodatkowy czas na ucieczkę. Arsenał, który możemy im przeciwstawić, to kij. Zwykły kij. Nikt go nawet na końcu nie naostrzył. Żeby pokonać pojedynczego wroga, trzeba go nieźle tym kijem pookładać. Żeby w ogóle móc mu przyłożyć, trzeba schować się za plecami dziewczyny i czekać, aż stwór nabierze odwagi do ataku. Walka jest nudna i rozwleczona. I to jest połowa problemu. Druga połowa polega na tym, że jeśli dziewczynę spuścimy z oczu na zbyt długo, stwory natychmiast pojawiają się znikąd i rzucają się na nią. Dziewczyna kiepsko się wspina i nie potrafi skakać. Przez większość gry prowadzimy ją za rękę. Dosłownie. Nie możemy za szybko biegać. Nie możemy zbyt długo zwiedzać. Musimy trzymać przycisk, żeby trzymać rękę, inaczej za chwilę coś wylezie ze ściany i trzeba będzie to okładać kijem.

space.png

Przy ICO spędziłem dotąd niecałe trzy godziny. To nieco ponad jedna dwusetna czasu, jaki spędziłem przy Cywilizacji. A mimo wszystko mam wrażenie, że to przy tej pierwszej grze więcej czasu zmarnowałem. Grając wczoraj w ICO i w duchu modląc się o to, żeby walka wreszcie się skończyła i znów zrobiło się w miarę fajnie, w końcu znalazłem doskonałe jednozdaniowe wyjaśnienie dla fenomenu "jeszcze jednej tury": ta jedna tura nigdy nie będzie stracona na nudne byle co między fajnymi fragmentami.

 

I właśnie dlatego dzisiejszą noc zarwę przy Brave New World. A w co Wy będziecie grać w ten weekend?

Dodaj komentarz



35 myśli nt. „Na szybko – baw się (nie za) dobrze

  1. truten_org

    BNW, wczoraj do 4:30, troszku jestem niewyspany. W weekend nie, bo wtedy będę grał w uczenie młodego jazdy na rowerze, grillowanie i inne takie. No chyba że pogoda się popsuje. Za to nocka z niedzieli na poniedziałek pewnie znowu z BNW.

  2. Mindestens

    A ja właśnie się staram opędzlować swoją kopię BNW za 15$ – dotarło do mnie, że i tak nie będę grał, bo Civ V mi lekko zacina, czego nie toleruję.

    W weekend spróbuję dociągnąć do końca Drakensanga – rozgrzebałem 3-4 lata temu, przeszedłem tak 55%-65% gry, po czym infantylność fabuły oraz dialogów jednak mnie zmogły. Kolejne podejście miałem ~2,5 roku temu, doszedłem w podobne rejony i rzuciłem. Półtora roku temu kupiłem na GamersGate (razem z dodatkiem do The River of Time, którego w ich sklepie nie ma, co ogarnąłem jakieś dwa tygodnie po zakupie), przeszedłem ze 3/4… Tym razem mam wersję Steam i zostawiłem sobie save’y z ostatniej eskapady, więc może mi się będzie chciało skończyć, mechanika walk daje mi jednak jako-taką frajdę. A tak poza tym to siedzę nad Deponią.

    1. MusialemToPowiedziec

      @Mindestens

      A w między czasie BNW już trafił na Steamową wyprzedaż. Nie ma to jak pokazać WIELKIEGO wała preorderującym, zwłaszcza tym z Europy, którzy właśnie się dowiedzieli że gdyby poczekali z zamówieniem to mieliby w dniu premiery z tego samego sklepu za kilka euro mniej.

  3. aryman222

    obadałem Prison Architeckta. problem w tym, że jesli już sie ma co trzeba (warsztat=kasa) to w ogóle nic się nie dzieje… wieje nudą. nie zawiązują się gangi (białasy, meksy, czarni…), nikt nie drąży tunelów itp. początkowy zachwyt ustępuje znudzeniu. szkoda…

Powrót do artykułu