Backlog – Assault Android Cactus

Nitek dnia 11 maja, 2016 o 13:24    0 

Cactusy przegrały swojego czasu z Broforce w plebiscycie na darmowy temat dostarczany posiadaczom Playstation i płacącym abonament PS+. Poniekąd słusznie. To jednak nie wstyd przegrać z królem, a sobą samym reprezentować całkiem niezły kawał nieustającej rzezi.

Tłem fabularnym nie bardzo jest jak się przejmować, bo są go zaledwie okruchy. Ot, tu wystarczy tylko iskra, który zaognia konflikt realizowany podług schematu strzelanki na dwa palce. A wszystko przez to, że siły międzygalaktycznej policji zwęszyły coś na frachtowcu przelatującym nieopodal. To właśnie tam umiejscowiona jest akcja. Całość kampanii została podzielona na dwadzieścia pięć aren, nie tyle różniących się samym wystrojem, ale także niespodziankami na jakie niechybnie się tam nadziejecie.

Cactus1Przesuwające się ściany, gigantyczne miotacze płomieni czy znikające lub ciągle rotujące się na waszych oczach pomieszczenia robią robotę, dorzucając swoje do chaosu generowane przez ciągle nacierające wrogie siły. Te idą w grube ilości, co wprowadza dozę absurdu do i tak nieustannie narastającego tempa rozgrywki, gdzie na równi z morzem kul sianych z prędkością o wiele zawyżoną niż przewidują to jakiekolwiek normy BHP. Dodajmy do tego, że przeciwników rodzajów jest od zatrzęsienia, każdy o odmiennych sposobach uśmiercania nas oraz schematach zachowania. Można nauczyć się co, kto robi, ale w obliczu spamu i zalewaniu pomieszczeń tłumem łapserdaków nic Was nie uratuje poza zręcznością i refleksem. Poziom wejścia jest stosunkowo niski, ale też dość szybko się rozkręca. Nie sposób się nudzić.

Nie jest tak, że hardkorem smaruje się nam po oczach, bo gra nie posiada systemu permdeathu już przy pierwszym zetknięciu z czymkolwiek. Jak umrzemy to działamy do momentu aż nie siądzie nam bateria, która regeneruje się im dalej lecimy z koksem. Drenaż paska energii oznacza jedynie chwilę ogłuszenia, ale kiedy baterii jest mało, a przeciwników wielu, taki cios może okazać się krytycznym.

Do naszej dyspozycji oddano dziewięć androidów, cactusów tak zwanych. Każdy z nich jest o odmiennym stylu prowadzenia redukcji etatów pośród elektrycznych rzezimieszków. Nie ma tu rozwoju postaci jako takiego, ale za to w trakcie całego wygrzewu przeciwnicy łaskawie obdarowują nas nowymi broniami, dość standardowe rozwiązanie i jedyna opcja na rozwój postaci, bo żadnych drzewek skilli nie ma. Czysty arcade.

Widać to również przy podejściu do masterowania kolejnych poziomów za które wskakują nam odpowiednie oceny, w zależności od tego jak sobie poradziliśmy. Splendor i bogactwo czeka jedynie na tych, którzy będą potrafili umknąć każdej kuli lecącej w ich kierunku, bo tylko tak da się wbić najwyższe oceny. Dziwnym nie jest, że jestem sobie gdzieś tak po środku, pośród graczy normalnych z dala od panteonu bogów miąchania dwoma gałami na raz.

Cactus2Uporawszy się z trybem kampanii, do dyspozycji poza masteringiem na szeroką skalę, otworem stoją tez inne tryby jak boss rush czy nieskończone pew pew do wszystkiego po drugiej stronie laserów. Wrażenia wzmagają się wraz z zapraszaniem kolejnych osób do lokalnego co-opa. Niestety, tylko lokalnego, choć na kanapie posadzicie cztery osoby i zabawa pewnie będzie przednia.

Od tego wszystkiego odstaje lekko warstwa wizualna, choć osiągnięte efekciarstwo chaosu robi momentami wrażenie. Cieszyła mnie kreatywność twórców, którzy dawali upust swoim pomysłom na kolejnych arenach, dzięki czemu każdorazowo wchodzi się w nieznane mimo, że rdzeń rozgrywki nie uległ zmianie. Owszem, teraz na ołtarzu mam tegoroczne Enter the Gungeon, ale Cactus, który wyszedł we wrześniu ubiegłego roku, spokojnie jest dla mnie w czołówce tematycznej. Szkoda tylko braku multi online.

Dodaj komentarz